Historia w ŁKS zatoczyła koło. Wielka kadrowa rewolucja wróciła do punktu wyjścia. Był czas, choćby w ekstraklasie, gdy wszystko zależało od dobrej postawy bramkarza Aleksandra Bobka, bo inni, szczególnie w defensywie, grali słabo lub bardzo słabo i nie inaczej jest teraz. Bobek dwoił się i troił, trzymał dobry wynik, a jednak schodził z boiska w Krakowie, jak i jego koledzy, z opuszczoną głową, bo nie mógł nic zaradzić na juniorskie błędy w defensywie w ostatniej akcji meczu.
Wydawało się, że spory sportowy postęp zanotował boczny obrońca Piotr Głowacki, tymczasem ostatnio znów pokazuje, że nie można mu do końca ufać. Kłopoty z upilnowaniem skrzydłowych. W akcjach ofensywnych brak właściwej współpracy.
Trzeba jednak przyznać, że nie tylko on notuje regres. Ta uwaga dotyczy też niestety Michała Mokrzyckiego, który do tej pory był filarem drużyny, nie mówiąc już o Hiszpanach – Pirulo czy Andreu Arasie. Co zrobić, żeby zmienić drużynę na lepsze? Sprowadzić zimą… lepszych piłkarzy i dokonać kolejnej przebudowy? Czy jednak ŁKS na to stać?
Na razie przed łodzianami dwa ważne pojedynki. Oby to nie było bylejakie kończenie futbolowego roku. Najpierw w czwartek ŁKS zmierzy się w pucharowym boju z Legią (godz. 18), a potem 9 grudnia o godz. 19 niezwykle ważne ligowe starcie przy al. Unii z Arką Gdynia. Ono pokaże, o co wiosną będzie grała łódzka drużyna. Czy tylko o bezpieczne miejsce w środku ligowej tabeli, co mówiąc szczerze, nie satysfakcjonuje nikogo.
W dziewiątej kolejce spotkań znajdujący się w strefie spadkowej ŁKS zmierzył się z wiceliderem – Jagiellonią. Oj, działo się w tym meczu… Łodzianie grając w dziesiątkę, walcząc , doprowadzili w 90 minucie do remisu, który smakuje jak zwycięstwo.
Słabo prowadzący mecz arbiter Stefański szastał kartkami dla łodzian (dwoma czerwonymi!) i sprawił, że to on był głównym aktorem widowiska, a przecież nie o to w futbolu chodzi.
Do wyjściowej jedenastki łodzian wrócił Pirulo. Na początku meczu minął kilku rywali, a na koniec w dogodnej sytuacji strzelił niczym… trampkarz i łatwą piłkę bez problemu złapał Alomerović. W odpowiedzi mocny strzał Marczuka obronił Bobek.
Wreszcie, wreszcie Tejan pokazał, że jest napastnikiem, który potrafi strzelać bramki. Najpierw wykorzystał błąd Matysika, potem wziął go na plecy w polu karnym i posłał bardzo mocną piłkę do siatki, obok nogi Alomerovicia. ŁKS kolekcjonował żółte kartki, ale miał szczęście, bo gdyby arbiter Stefański był mniej wyrozumiały mógł pokazać drugą żółtą kartkę Hotiemu i wyrzucić go z boiska.
Tejan z bohatera został antybohaterem. Zagrał ręką piłkę we własnym polu karnym i po analizie VAR arbiter podyktował jedenastkę dla Jagi, którą wykorzystał Pululu. To 18 rzut karny podyktowany, gdy bramkarzem ŁKS jest Bobek!
Jakby nieszczęść było mało. Po fatalnym zderzeniu z rywalem na noszach opuścił boisko Nacho Monsalve.Co się odwlecze, to nie uciecze. W doliczonym czasie pierwszej połowy Hoti ujrzał drugą żółtą czyli czerwoną kartkę. To czwarty kartonik tego koloru ełkaesiaka w tym sezonie! Dlaczego trener Moskal nie zmienił pomocnika zaraz po ostrzeżeniu arbitra? Inna sprawa, że pan Stefański przesadził w karaniu kartonikami łodzian, nie widząc kompletnie, co wyprawiają rywale. Na dodatek czerwony kartonik ujrzał też mocno zdenerwowany trener Moskal.
Pan sędzia szukał autorytet sięgając po kartki. Poziom pracy arbitrów w naszym kraju jest, mówiąc łagodnie, taki, jak… ekstraklasy czyli momentami beznadziejnie słaby.
W drugiej połowie ŁKS skupił się na obronie Częstochowy, długim podaniu pod pole karne rywali i szukaniu szczęścia w stałych fragmentach gry. Niestety, po raz kolejny Głowacki pokazał, że nie ma umiejętności na miarę ekstraklasy. Dał się łatwo ograć Pululu, który wykorzystał sytuację i dał rywalom zwycięstwo.
ŁKS walczył do końca. Centrował Dankowski, rywal sfaulował w polu karnym Janczukowicza, a rzut karny pewnie wykorzystał Ramirez. W odpowiedzi, zdaniem arbitra, Małachowski sfaulował Nene i Stefański podyktował jedenastkę dla Jagi. Po analizie VAR sędzia anulował swoją decyzję. A potem strzał Imaza z kilku metrów znakomicie obronił Bobek i spotkanie skończyło się remisem. Młody bramkarz uratował punkt swojej drużynie.
Niestety, zauważam ze smutkiem, że piłka nożna coraz bardziej zbliża się do piłki ręcznej, co nie wychodzi jej na dobre. Nudna jak flaki z olejem prowadzona przez długie minuty futbolowa gra po obwodzie, która nie rodzi niczego twórczego, do czasu aż narastające zmęczenie wymusi błędy i emocjonujące sytuacje, jak nic przypomina szczypiorniaka.
Teraz futbol stawia na niedookreślenie obowiązujących przepisów, co potrafi być standardem w piłce ręcznej, a co wywołuje masę kontrowersji w piłce nożnej. Było zagranie ręką czy nie w polu karnym? – to najczęściej pojawiający się dylemat. Jest w tym chytry plan, bo im więcej jedenastek, tym więcej bramek, a one są solą futbolu!
Jeżeli zawodnik wykonuje rozmyślny ruch ręką do piłki to podyktowany zostanie rzut wolny bezpośredni lub karny. Jeżeli jednak zawodnik wykona ruch ręką trzymaną przy ciele do piłki, to kontakt tej ręki z piłką nie zostanie uznany za rozmyślny – wynika z wytycznych szkoleniowych Kolegium Sędziów PZPN. Niby jest to jasna wskazówka, ale ostateczna decyzja, jak naprawdę było, zależy od autorskiej, osobistej interpretacji arbitra.
Trener ŁKS Kazimierz Moskal odniósł się do sytuacji z meczu z Górnikiem Łęczna (1:1), po której Marcin Kochanek podyktował rzut karny dla gospodarzy, dopatrując się zagrania ręką Nacho Monsalve: – Ja już naprawdę nie wiem, kiedy jest ręka, a kiedy tej ręki nie ma; jak się to gwiżdże, jak to się interpretuje. Mówiłem już raz o tym, że to musi się zmienić, że to musi być jasne i czytelne dla wszystkich – albo gwiżdżemy wszystkie zagrania ręką albo nie gwiżdżemy żadnych. Jak mamy decydować o tym, czy ręka jest ułożona naturalnie czy nie w sytuacji, w której zawodnik jest w ruchu albo w wyskoku?
Rozumiemy doskonale szkoleniowca i w stu procentach podzielamy jego poglądy. W tym przypadku na szczęście sprawdziło się znane mądre przysłowie: oliwa sprawiedliwa zawsze na wierzch wypływa. Dwie fantastyczne interwencje Aleksandra Bobka, uchroniły ŁKS od straty bramki z rzutu karnego i w efekcie pozwoliły wywalczyć cenny punkt!
ŁKS zremisował czwarty mecz z rządu. Ten zdobyty punkt jest najcenniejszy. Łodzianie przegrywali w Krakowie spotkanie z Wisłą 0:2, ale potrafili odrobić straty. Mecz skończył się zatem remisem 2:2. Kto był kluczowym piłkarzem łódzkiego zespołu w tym pojedynku zdaniem trenera Kazimierz Moskala?
– Trzeba sobie jasno powiedzieć, że to Olkowi Bobkowi w dużym stopniu zawdzięczamy ten remis, bo wydaje mi się, że trzy interwencje w drugiej połowie były kluczowe, ale to też nie było tak, że to Wisła miała te sytuacje, których nie wykorzystała, a my nie mieliśmy nic, ale na pewno duży udział ma w tym remisie. A czy wzrosło jego miejsce w hierarchii? Trzeba sobie jasno powiedzieć, że po takim meczu na pewno tak – powiedział łódzki szkoleniowiec.
Radosław Sobolewski – trener Wisły: To że nie potrafiliśmy strzelić gol na 3:1 sprawiło, że ŁKS był przy życiu i potrafił odrobić straty. Uderzenie Pirulo?To był fenomenalny strzał, przed którym nie udało się nam uratować.
Bartosz Jaroch (Wisła): Szkoda tej drugiej straconej bramki, bo bezpośrednio z rzutu wolnego, z takiego kąta? Ta bramka podcięła nam skrzydła
Kiedy ŁKS ze stanu 0:2 na wyjeździe doprowadził do 2:2? Było to wieki temu w 2007 roku w spotkaniu Pucharu Ekstraklasy z Ruchem w Chorzowie.
Przez ponad 30 lat pisałem, bardzo często o sporcie, wzbudzający spore emocje felietonik Ryżową Szczotką w Expressie Ilustrowanym. Uznałem, że warto do niego wrócić. Wiele się zmieniło, a jednak nadal są sprawy, które wymagają komentarza bez owijania w bawełnę.
Pisze z Łodzi sobie szkodzi - tak tytułował swoje felietony znakomity Zbyszek Wojciechowski. Inny świetny dziennikarz Antoś Piontek mówił, że w sporcie jak w żadnej innej dziedzinie życia widać czarno na białym w całej jaskrawości otaczającą nas rzeczywistość. Do tych dwóch prawd chcę nadal nawiązywać.