Rezerwowy Pafka

Tag: łks stal (Page 1 of 2)

Ełkaesiackie trio kreatywnych środkowych pomocników dało najlepsze 45 minut w rozgrywkach i pierwsze wyjazdowe zwycięstwo

Walczy Mateusz Wysokiński Fot. Artur Kraszewski

Kiedyś musiał nadejść ten moment i nadszedł. Po sześciu nieudanych wyjazdowych meczach (pięć porażek, jeden remis) ŁKS wygrał na obcym boisku (pokonał Stal 4:1). Trzeba od razu powiedzieć, że pierwsza połowa meczu w Rzeszowie jest do odwzorowania w następnych pojedynkach i to przez pełne 90 minut!

Pomarzyć dobra rzecz. Gdyby taki poziom udało się podtrzymać w kolejnych spotkaniach, to kto wie, gdzie na koniec ligowej jesieni znajdą się łodzianie. Na razie można było z uznaniem patrzeć, jak składne akcje konstruuje łódzkie trio środkowych pomocników: Basten Toma – Michał Mokrzycki – Mateusz Wysokiński. I zarazem, jak odpowiedzialnie (Wysokiński!) potrafi wrócić do defensywy i skutecznie powalczyć o piłkę.

Widać, że wpływ na zespół i rola w nim Tomy jest coraz większa. Gdyby jeszcze partnerzy lepiej odczytywali jego intencje i pomysły na niestandardowe zagrania, to efekty bramkowe mogłyby być większe. W każdym razie jest na czym i na kim budować cegiełka po cegiełce lepsze granie.

Oby tylko łodzianie nie padli w hurraoptymizm i samozachwyt, bo w drugiej połowie pojedynku w Rzeszowie nie brakowało trudnych momentów i czasami zbyt prostych błędów w grze defensywnej. Ale nie ma co narzekać, skoro wygrywa się na obcym boisku wysoko i pewnie.

Teraz kolejne wyjazdowe wyzwanie przed ŁKS. 25 października o godz. 19.30 ŁKS zagra z Pogonią w Siedlcach. Rywale zremisowali mecz w Legnicy z Miedzią 2:2, tracąc gola w doliczonym czasie gry. Mają dwa punkty mniej i jedno zwycięstwo mniej od łodzian. U siebie wygrali tylko jeden mecz, dwa zremisowali i aż trzy przegrali. Znamienne, że najlepszym strzelcem zespołu jest były ełkaesiak… środkowy obrońca 31-letni Marcin Flis, który zdobył dla Pogoni sześć bramek!

Jest! Jest! Jest! Koniec z wyjazdową zmorą ŁKS. Stal pokonana w Rzeszowie, w tym po dwóch… samobójach

ŁKS przystąpił do meczu z bodaj najmłodszą i najbardziej energetyczną drużyną I ligi z mocnym postanowieniem skończenia z wyjazdową zmorą. I wyjazdowa niemoc łodzian się skończyła. Po pięciu porażkach i jednym remisie, ŁKS odniósł pierwsze zwycięstwo na obcym boisku, na dodatek po dwóch bramkach… samobójczych!

Trener Grabowski uznał, że składu i ustawienia drużyny się nie zmienia. Wystawił tę samą jedenastkę, co w zwycięskim meczu z Tychami i z ustawieniem z trzema obrońcami.

ŁKS po składnej akcji mógł już prowadzić po upływie minuty gry, ale Lewandowski w dogodnej sytuacji zachował się jak żółtodziób pod bramką rywali i okazja przepadła.

W kolejnej znakomitej sytuacji Toma trafił w słupek, a Norlin, starając się nieudolnie dobić piłkę z metra, nie trafi w światło bramki. Gdyby nic nie robił, stał jak słup, futbolówka by się po prostu od niego odbiła i wpadła do siatki! Kolejny snajperski koszmarek łodzian. W odpowiedzi szansę dla gospodarzy zmarnowali Junior i Sławiński. Co robili łodzianie w defensywie. No, po prostu ból głowy.

Kontry łodzian dobrze organizował ruchliwy, szukający miejsca na boisku – Toma, ale w ostatnim momencie brakowało dokładnego podania. W odpowiedzi po mądrze rozegramy rzucie rożnym Kaczor nie trafił w bramkę i za chwilę stał się po raz drugi negatywnym bohaterem Stali. Po centrze Ernsta wzdłuż bramki obrońca gospodarzy umieścił piłkę we własnej siatce!

ŁKS poszedł za ciosem. Po rzucie rożnym bitym przez Mokrzyckiego, znakomicie odnalazł się w polu karnym Craciun i głową zdobył bramkę. Na dodatek boisko opuścił z powodu kontuzji bramkostrzelny napastnik Junior. Jedynym napastnikiem został były ełkaesiak – Sławiński.

ŁKS zbudowany golami, nie zamierzał odpuszczać. Atakował i to się opłaciło. Po centrze Loffelsenda, niepilnowany na jedenastym metrze Ernst pewnie posłał głową piłkę do bramki. Łodzianie dominowali na boisku i tego efektem były kolejne gole i zasłużone wysokie prowadzenie.

Druga połowa zaczęła się od kolejnego samobója gospodarzy. Po akcji i centrze Tomy, Łysiak wpakował piłkę do własnej bramki. ŁKS poczuł się za pewny, za pewny siebie i został szybko skarcony. Fałowski nie upilnował Sławińskiego, a ten umieścił głową piłkę w siatce.

Wytrącony ze sportowej równowagi ŁKS, pogubił się, a jego gra straciła na pewności i jakości. Pojawiły się niedokładne podania, dziecinne straty. A jednak nawet przy tak nieudanej grze łodzianie powinni strzelić gola.

Przy kontrze Piasecki znakomicie zagrał do Ernsta, a ten w sytuacji sam na sam posłał piłkę panu Bogu w okno. W kolejnej doskonałej sytuacji znów Ernsta zawiodła… prawa noga. Trwała wymiana ciosów, bo Stal nie zamierzała odpuszczać. Dla ŁKS skończyło się na strachu. Wygrana na obcym boisku stała się faktem.

W następnej kolejce 25 października o godz. 19.30 ŁKS zagra z Pogonią w Siedlcach.

Stal Rzeszów – ŁKS 1:4 (0:3)

0:1 – Kaczor (29, samobójcza), 0:2 – Craciun (32, głową), 0:3 – Ernst (37, głową), 0:4 – Łysiak (47, samobójcza), 1:4 – Sławiński (51, głową)

ŁKS: Bobek – Rudol, Craciun, Fałowski (72, Kupczak), Norlin (85, Głowacki), Loffelsend (72, Jurkiewicz), Mokrzycki, Wysokiński, Ernst (85, Szczepański), Toma, Lewandowski (62, Piasecki)

ŁKS, jeśli chce coś znaczyć, musi wreszcie przełamać wyjazdową niemoc. Do tej pory w sześciu meczach na obcym boisku zdobył… jeden punkt!

Sebastian Rudol. Fot. Artur Kraszewski

Po dwutygodniowej przerwie na reprezentację ŁKS pojedzie do Rzeszowa na mecz z rewelacyjną Stalą, która ostatnio pokonała Polonię w Warszawie 3:2, Grając wieloma młodzieżowcami, ma już 20 zdobytych punktów! Spotkanie w Rzeszowie 18 października o godz. 19.30.

Do składu rywali wróci napastnik 26-letni Jonathan Junior, który w tym sezonie w siedmiu meczach strzelił cztery bramki. W Stali z kartkowych powodów tym razem nie zagra  Vladislav Krasovskiy, a jego miejsce ma zająć ktoś z dwójki Maksymilian Soja-Marcin Kaczor. W meczu z Polonią z dobrej strony pokazał się Oliwer Sławiński (strzelił jedną z bramek), który nie przebił się do ligowego grania w ŁKS.

Łodzianie, jeżeli chcą coś znaczyć w tych rozgrywkach, muszą wreszcie przełamać wyjazdową niemoc. Do tej pory bilans jest makabryczny: pięć porażek, jeden remis.

Jest ostrożny powód do optymizmu, bo w ostatniej kolejce ŁKS pokonał GKS Tychy 3:1, dzięki bardzo dobrej grze Bastiena Tomy. To był nie jeden atut. Pomogła zespołowi zmiana systemu gry – na trzech obrońców i zwiększenie mocy drugiej linii, która wreszcie, wreszcie pokazała (momentami) swoją dominację na boisku

 W nowym systemie dobrze odnalazł się, ostatnio mocno zagubiony i pogubiony Sebastian Rudol, który rozegrał jeden z najlepszych swoich meczów w barwach ŁKS. Do treningów po kontuzji wrócili Andreu Arasa i Mateusz Wzięch.

ŁKS ma szczęście do kreatywnych pomocników. Po Pirulo i Danim Ramirezie nadejdzie czas Bastiena Tomy?

Fot. Artur Kraszewski

ŁKS raz jeszcze wykorzystał atut własnego stadionu, na którym zdobyli 14 ze swoich 15 punktów. Pokonał GKS Tychy 3:1, a w roli głównej wystąpił pomocnik Bastien Toma, autor przepięknego gola i bramkowej asysty.

Łodzianie mieli ostatnio szczęście do kreatywnych pomocników. Hiszpanie – Pirulo i Dani Ramirez podnosili grę zespołu na wyższy poziom. Oby teraz nastał czas Szwajcara, bo okazuje się z każdą upływającą chwilą pobytu w Łodzi, że umiejętności to on ma. Bastien z każdym meczem jest lepszy, więcej daje drużynie. Oby ten wzrost był widoczny w kolejnych pojedynkach.

Trener Szymon Grabowski, po ostatnich wpadkach. zmienił system gry zespołu, stawiając na trzech obrońców, wzmacniając siłę drugiej linii, podnosząc jej kreatywność i zarazem odpowiedzialność także za szwankującą ostatnio grę defensywną. Nie wszystko jeszcze było na tip top, ale postąp był widoczny. Łodzianie znów stracili głupio bramkę, dając ją sobie wbić po stałym fragmencie gry (rzucie rożnym i winie bramkarza), ale… Potrafili wstać z kolan, przejąć inicjatywę, wykreować kilka sytuacji i być skutecznym, bo wcześniej były z tym ogromne kłopoty.

Rację ma trener Szymon Grabowski, że zespół musi trzymać ten poziom i nie rezygnować z niego. Jeśli skończy się wyjazdowa zmora zmór łodzian – jeden remis, pięć porażek, to w tej wyrównanej lidze (poza dominującą Wisłą Kraków) wszystko jeszcze jest możliwe.

Teraz czas na trenowanie, zgranie zespołu w nowym ustawieniu i oczekiwanie na wyjazdowe przełamanie. Nie będzie jednak łatwo. 18 października o godz. 19.30 czeka ŁKS mecz w Rzeszowie z naszpikowaną grającymi bez kompleksów młodzieżowcami – Stalą trenera Marka Zuba. Rywale, pokazując momentami widowiskową, skuteczną piłkę, zgromadzili już 20 ligowych punktów.

Własne boisko jest wielkim atutem ŁKS. Trzeci mecz przy al. Unii i trzecie zwycięstwo łodzian

ŁKS rozegrał trzeci mecz na własnym boisku. Dwa poprzednie wygrał, więc nadzieje na trzeci sukces były… i się spełniły. ŁKS strzelił dwie bramki, nie stracił żadnej, jak w poprzednich spotkaniach u siebie i dopisał do swojego dorobku trzy punkty. Ech, szkoda że łodzianie nie mogą wszystkich ligowych meczów grać… u siebie.

Trzeba podkreślić, że drużyny walczyły w anormalnej temperaturze 32 stopni C na początku spotkania.

W pierwszej fazie meczu wart odnotowania był siłowy, wygrany pojedynek Piaseckiego z dwoma stoperami rywali. A za chwilę filmowa akcja Szczepański (znakomite prostopadłe podanie) – Norlin (brak egoizmu w dogodnej sytuacji) – Piasecki, zakończyła się strzałem do pustej bramki. To czwarty gol w piątym występie napastnika łodzian w rozgrywkach, zdobyty nomen omen w… 13 minucie.

Do przerwy więcej groźnych sytuacji wypracował ŁKS. Kilka kreatywnych zagrań zaprezentował Szczepański. Pracowitością i walecznością imponował Piasecki, który grał z opatrunkiem na głowie. Stal bez celnego strzału na bramkę Bobka.

W drugiej połowie przez długie fragmenty nudy na pudy. Można było się zastanawiać, po co było ściągać do ŁKS niektórych piłkarzy… Warta odnotowania była minimalnie niecelna główka Craciuna, pracowitość Piaseckiego i poprzeczka po uderzeniu przez niego piłki rozbitą głową oraz skuteczne obrony Bobka po strzałach Domańskiego i Kruszelnickiego. Akcja rezerwowych Balicia i Lewandowskiego przyniosła drugiego, rozstrzygającego losy pojedynku gola.

Jedną z osób obserwujących pojedynek była piosenkarka Agnieszka Chylińska, która przyznaje, że jest futbolową kibicką, a pasją do piłki zaraził ją jej tata. A po golach ŁKS nie szczędziła braw. Mecz oglądało 7023 kibiców.

ŁKS – Stal Mielec 2;0 (1:0)

1:0 – Piasecki (13), 2:0 – Lewandowski (89)

ŁKS: Bobek – Loffelsend, Rudol, Craciun, Książek – Wysokiński (73, Kupczak), Ernst, Szczepański (64, Lewandowski) – Norlin, Krykun (84, Balić) – Piasecki

Już 19 sierpnia o godz. 16 ŁKS zagra w Legnicy z Miedzią. Pojawia się pytanie: jak skończyć z wyjazdową zmorą ligowych porażek. A 23 sierpnia o godz. 19.30 łodzianie podejmą Polonię Warszawa.

ŁKS. Tak efektownego zwycięstwa dawno nie było. Pięć goli łodzian, w tym dwa wyjątkowego rezerwowego!

ŁKS odniósł jedenaste ligowe zwycięstwo, w tym dopiero piąte na własnym boisku, ale za to jak efektowne. Drugi mecz trenera Ryszarda Robakiewicza i drugi triumf. Sześć zdobytych punktów, sześć strzelonych bramek, żadnej straconej – jest się czym pochwalić!

To był pojedynek dwóch drużyn grających już praktycznie o nic, poza kolejnym ligowym zwycięstwem i w przypadku łodzian odzyskiwaniem (powoli, powolutku) zaufania kibiców. ŁKS zagrał z sąsiadem w tabeli bez kilku piłkarzy: Hinokio (kartki), Balicia, Pirulo, Arasy, Wzięcha, Majcenicia, Iwańczyka.

Łodzianie od początku meczu mieli przewagę i ją wykorzystali. Po rzucie wolnym, dokładnym dośrodkowaniu Dankowskiego, Kupczak, ładnym uderzeniem piłki głową pod poprzeczkę, dał gospodarzom prowadzenie.

Potem było raczej nijako i letnio, ale szybka kontra ŁKS przyniosła drugiego gola. Po podaniu Sitka i niezbyt silnym, ale mierzonym strzale Norlina, piłka skozłowała i… jak nieopierzony junior zachował się bramkarz Bąkowski. Można wręcz powiedzieć, że golkiper sam wepchnął sobie piłkę do bramki.

Obaj strzelcy zdobyli swoje pierwsze gole w barwach ŁKS!

To warto odnotować: wchodzących po przerwie na boisko piłkarzy gospodarzy witały oklaski.

Po dynamicznym ataku, Mrvaljevicia wychodzącego na czystą pozycję, faulował przed polem karnym Kaczor i ujrzał czerwoną kartkę w 49 minucie pojedynku. I zgodnie z futbolową logiką padły kolejne gole dla ŁKS.

Po podaniu Głowackiego (a może był to strzał?!), we właściwym miejscu i właściwym czasie znalazł się Norlin i trochę szczęśliwie (piłka odbiła się od poprzeczki), trafił po raz drugi do siatki.

ŁKS atakował i był kolejny gol. Po centrze Młynarczyka i inteligentnym podaniu Norlina, bramkę głową zdobył Wzięch. Przypomnijmy, że piłkarz w piątek strzelił zwycięskiego gola dla drużyny ŁKS II. A za chwilę po świetnym dośrodkowaniu Głowackiego po raz drugi wpisał się na listę strzelców. I gdyby po raz trzeci trafił do siatki, a miał tak okazję, miałby błyskawicznego hat tricka. W każdym razie było efektowne zwycięstwo, pięć bramek i wyjątkowy rezerwowy.

Mecz oglądało blisko 5 tysięcy widzów, którzy tym razem mogli być zadowoleni, że wybrali się na stadion przy al. Unii.

10 maja o godz. 19.30 ŁKS zagra w Chorzowie z Ruchem.

ŁKS – Stal Rzeszów 5:0 (2:0)

1:0 – Kupczak (19, głową), 2:0 – Norlin (40), 3:0 – Norlin (65), 4:0 – Wzięch (80, głową), 5:0 – Wzięch (86, głową)

ŁKS: Bomba – Dankowski, Rudol, Norlin (82, Zając), Mokrzycki (67, Terlecki), Kupczak, Wysokiński, Sitek (67, Młynarczyk), Mrvaljević (76, Wzięch)

Koniec czarnej serii. ŁKS wygrał ligowy mecz, na dodatek na wyjeździe, na dodatek grając na zero z tyłu!

Po trzech porażkach z rzędu, ŁKS odwrócił złą kartę. Wygrał ligowy mecz, na dodatek na wyjeździe, na dodatek zagrał na zero z tyłu. To była 30 kolejka spotkań. Po raz ostatni łodzianie wygrali w kolejce numer… 24, dokładnie 14 marca na wyjeździe z Chrobrym Głogów.

Nowy trener – Ryszard Robakiewicz dokonał zmian. Bomba zastąpił Bobka w bramce, na środek defensywy wrócił Gulen, Norlin został skrzydłowym, za którego się uważa, a Mrvaljević środkowym napastnikiem. W drużynie rywali zabrakło byłego ełkaesiaka Kelechukwu, bo tak mówił zapis umowy między oboma klubami.

Łodzianie chcieli robić za boiskowych profesorów, ale szybsi, bardziej zdeterminowani, aktywniejsi byli gospodarze. ŁKS musiał się momentami bronić wybijaniem piłki na oślep. W końcu po blisko pół godzinie gry łodzianie wypracowali bramkową sytuację. Po inteligentnym wrzuceniu piłki w pole bramkowe przez Mokrzyckiego nie doszedł do niej Norlin. Poślizgnął się na śliskiej (padający deszcz) murawie.

Pierwszy celny strzał zapisali na swoim koncie w 34 min gospodarze, ale skutecznie interweniował Bomba. W odpowiedzi niewiele nad poprzeczką piłkę przeniósł najlepszy do tej pory w drużynie gości Sitek. W kolejnej akcji Mrvaljević zdobył gola, ale co z tego, skoro był na pozycji spalonej. W odpowiedzi ratował sytuację Guelen, bo gdyby nie jego interwencja, padłaby bramka dla gospodarzy. W 42 min pierwszy celny strzał łodzian, autorstwa Sitka. A potem?

Potem mieliśmy teatr absurdu. Po analizie VAR Hinokio ujrzał czerwoną kartkę za faul na rywalu,który miał już przed sobą tylko bramkarza. Najpierw jednak łodzianin zobaczył żółty kartonik. Z tą decyzją nie zgadzał się Niepsuj. Ujrzał w tej sytuacji drugą żółtą kartkę czyli czerwoną i choć w sumie miał rację – on i pomocnik łodzian musieli opuścić boisko. W drugiej połowie grano zatem dziesięciu na dziesięciu.

Pierwsza akcja drugiej połowy dała gola łodzianom. Dynamniczy, przebojowy Sitek po minięciu dwóch rywali, strzelił z ostrego kąta. Piłkę obronił P’iekutowski. Trafiła ona na koniec pola karnego do Mokrzyckiego, który pewnym strzałem w róg dal prowadzenie gościom. Po kolejnej akcji Sitka, antynapastnikiem okazał się Mrvaljević, który nie potrafił zamknąć dobrej akcji. Potem znakomitego podania Mokrzyckiego nie wykorzystał Norlin.

W końcówce znakomitą okazję miał Wzięch, ale jego strzał obronił nogami Piekutowski. Gdyby był bardziej precyzyjny, byłoby po meczu. ŁKS kontrolował sytuację i odniósł cenne zwycięstwo.

4 maja o godz. 17 ŁKS podejmie sąsiada w tabeli – Stal Rzeszów.

Stal Stalowa Wola – ŁKS 0:1 (0:0)

0:1 – Mokrzycki (49)

ŁKS: Bomba – Dankowski, Rudol, Guelen, Głowacki, Norlin (63, Młynarczyk), Kupczak, Mokrzycki (80, Wysokiński), Hinokio, Sitek (75, Zając), Mrvaljević (80, Wzięch)

Ten cały chory układ trzeba było natychmiast wysadzić w powietrze. Ariel Galeano przestał być trenerem ŁKS

Fot. Radosław Jóźwiak/Cyfrasport

Sportowe życie szybko, bardzo szybko dopisało epilog do poniższego tekstu. Ariel Galeano przestał być trenerem ŁKS. Do końca sezonu zespół będzie prowadził Ryszard Robakiewicz.

To jest kompletnie bez sensu. Pomieszanie z poplątaniem. Paragwajski trener ŁKS – Ariel Galeano nie potrafi porozumieć się z zawodnikami, ci uczestnicząc w treningach podobno nie wiedzą, o co mu chodzi. Mówią: gramy, jak trenujemy. Ja uważam, to jedynie za marne usprawiedliwienie braku podstaw zawodowego podejścia do swojego nie najgorzej opłacanego zawodu. Ale…

Z wieści dochodzących z al. Unii lista zarzutów pod adresem szkoleniowca wygląda tak: Niezrozumiałe zmiany w składzie, rotacje ustawieniem. Chaos. Brak pracy nad taktyką. Czy gra się trzema obrońcami czy czterema, efekt jest ten sam, zespół szybko traci gola za golem. Do tego niczym ściana wyrasta bariera języka i jest pomieszanie z poplątaniem. Nikt nie wie, o co chodzi.

Gdyby to tylko trener był winny (choć z reguły wszystko skupia się właśnie na nim). Czym jednak tłumaczyć kompletny brak formy i juniorskie zagrania dotychczasowego lidera – Michała Mokrzyckiego. Czy strzela focha, pokazując, że w Łodzi już mu się grać nie chce? Trzeci gol dla GKS Tychy to w dużej mierze jego zasługa. Było bowiem tak: Mokrzycki jakby wyłączony z tego co się dzieje na boisku, podał piłkę fatalnie, dokładnie tak, żeby Ertlthaler przejął ją przed przed linią pola karnego, założył siatkę Fałowskiemu i będąc sam na sam z Bobkiem zdobył gola. Po takim zagraniu można tylko rwać sobie włosy z głowy. Jest one wyjątkowo antymotywującedla drużyny, sprawiające, że trzeba długich minut, żeby się pozbierać i zacząć robić na boisku coś pozytywnego.

25 kwietnia o godz. 18 ŁKS zagra ze znajdującą się w strefie spadkowej Stalą w Stalowej Woli. Rywale zajmują przedostatnie miejsce w tabeli. Uzbierali (na szczęście dla nas) 15 punktów mniej od łodzian, ale, moim zdaniem, w obecnej sytuacji wcale nie są na straconej pozycji. No, chyba że to rezerwowi z meczu z Tychami czyli Sitek, Hinokio i Terlecki oraz wykazujący chęci do gry, autor honorowego gola – Balić będą w stanie sprawić, że ŁKS się znów nie skompromituje i pokaże futbol na przyzwoitym pierwszoligowym poziomie. Zanim tak się stanie zespół musi dogadać się z trenerem, albo działacze muszą poszukać nowego szkoleniowca. Innego wyjścia nie ma.

Kosztami zatrudnienia Paragwajczyka, co za chwilę będzie można uznać za futbolową bzdurę roku, trzeba by obarczyć twórcę tego wziętego z Księżyca pomysłu, wiceprezesa do spraw sportowych ŁKS – Roberta Grafa.

Emocje sięgały zenitu. W meczu pełnym boiskowych wydarzeń trzy punkty zdobył ŁKS!

W wyjątkowo emocjonującym i barwnym w wydarzenia meczu, przy szalonym tempie akcja goniła akcję. To było meczycho. Ważne, że górą w tym bardzo dobrym spotkaniu był ŁKS! W ostatnich pięciu meczach na obcych boiskach łodzianie zdobyli już 13 punktów. To było ich siódme ligowe zwycięstwo.

Do wyjściowego składu łodzian wrócił stoper Wiech, a miejsce Młynarczyka na skrzydle zajął Balić. W wyjściowym składzie Stali pojawiło się czterech… młodzieżowców.

W ciągu pierwszych 150 sekund ŁKS powinien prowadzić… 2:0. Doskonale sytuacje zmarnowali Pirulo i Feiertag. W odpowiedzi musiał wykazać się Bobek.

Po kilkunastu minutach boiskowego chaosu pokazał się Balić, uzasadniając swoje pojawienie się na boisku w podstawowym składzie. W polu karnym założył rywalowi siatkę, podawał lub strzelał. Ważne, że piłkę jako ostatni dotknął Feiertag, a ta wtoczyła się do bramki.

Łodzianie prowadzili zasłużenie, byli lepsi. Szkoda, że dwa razy nie potrafili przeprowadzić składnej akcji, mając przewagę dwa na jeden. I jeszcze to, co stało się w doliczonym czasie. Po znakomitym podaniu Arasy, niepilnowany Feiertag z siedmiu – ośmiu metrów posłał piłkę nad poprzeczkę. Ech, powinno być 2:0, ale nie było…

Dlaczego grający po profesorsku ŁKS na początku drugiej połowy dał się zepchnąć do defensywy. I stało się. Łodzianie pozwolili rywalom na dośrodkowanie, a potem Dankowski nie upilnował Kościelnego, który doprowadził do wyrównania. Zaczęło się oblężenie bramki gości.

ŁKS bronił się kurczowo, momentami chaotycznie ale… Przeprowadził kontrę i znów wyszedł na prowadzenie. Po świetnym dograniu Feiertaga, strzale Dankowskiego, słabej interwencji bramkarza, ŁKS zdobył bramkę. Obrońca odkupił swoje winy.

Na boisko wszedł Młynarczyk i nie minęło15 sekund i zdobył gola! Wykorzystał błąd Kościelnego i w stylu wytrawnego napastnika wykorzystał sytuację sam na sam. No po prostu wejście smoka!

Szkoda, szkoda, szkoda. Po kapitalnej indywidualnej akcji Mokrzycki, minięciu kilku rywali, strzelił niestety nad poprzeczkę. W odpowiedzi znów pokazał klasę Bobek. To było za mało. Najpierw Łysiak trafił a w poprzeczkę, a za chwilę przy biernej postawie defensywy, niepilnowany przez nikogo Piotrowski pokonał bramkarza gości, zdobywając kontaktowego gola.

Mogła być czwarta bramka dla ŁKS, ale Arasa zamiast podawać piłkę wzdłuż bramki, strzelał i jego uderzenie obronił bramkarz gospodarzy, W kolejnej akcji schował egoizm do kieszeni. Zagrał dokładnie do Feiertaga, a ten bez kłopotu umieścił piłkę w siatce!

ŁKS nie odpuszczał. Miał jeszcze bramkowe sytuacje. Nie wykorzystał ich. Ważne, że wygrał. W spotkaniu, które śmiało mogło by być promocją rozgrywek I ligi.

Stal Rzeszów – ŁKS 2:4 (0:1)

0:1 – Feiertag (29), 1:1 – Kościelny (51, głową), 1:2 – Dankowski (57), 1:3 – Młynarczyk (66), 2:3 – Piotrowski (71), 2:4 – Feiertag (86)

ŁKS: Bobek – Dankowski (80. Zając), Gulen, Wiech, Głowacki, Arasa (87, Sitek), Mokrzycki, Kupczak, Pirulo (87, Wysokiński), Balić (65, Młynarczyk), Feiertag

W kolejnych, ważnych ligowych meczach ŁKS groźny, skuteczny napastnik będzie na wagę złota

Fot. Łukasz Grochala/Cyfrasport

Na czym musi się skupić ŁKS na treningowych zajęciach? Na skutecznym rozgrywaniu ataku pozycyjnego. Mecz ze Stalą Stalowa Wola (0:0) pokazał, że przy zmasowanej, mądrze prowadzonej grze obronnej, ŁKS momentami jest bezradny.

To może w przyszłości, bo przed łodzianami spotkania z drużynami, które będą dążyć do zwycięstwa i powinny prowadzić otwartą grę czyli z rewelacją rozgrywek Stalą Rzeszów (na wyjeździe, 26 października, godz. 17.30) i Ruchem Chorzów (u siebie, 3 listopada, o godz. 14.30).

W każdym razie podczas spotkania ze Stalą wydawało się, że w czasie reprezentacyjnej przerwie łodzianie tak mocno dostali w kość, że podczas meczu męczyli się albo byli zmęczeni okrutnie, grając wolno, w jednym tempie, bez pomysłu i fantazji.

Kluczem do rozpracowania przeciwnika, który broni się w jedenastu jest wygrywanie pojedynków jeden na jeden na skrzydłach, co do przerwy udawało się Młynarczykowi, a po przerwie nie udawało się wcale Baliciowi (co dzieje się z tym piłkarzem?!).

Ważnym ogniwem w ofensywnej grze jest środkowy napastnik, którego w przypadku ŁKS, w tym spotkaniu… nie było. Feiertag, mówiąc łagodnie, tym razem przeszedł obok spotkania. Niestety, źle pozycjonował się w polu karnym czy bramkowym. Spóźniał się, nie czytał gry partnerów. Nie potrafił tym razem nawet skutecznie przytrzymać piłki. Na dodatek, gdy już miał swoją szansę, to ją marnował okrutnie. Oby to był tylko wypadek przy pracy, bo skuteczny i tworzący grę napastnik jest nie tylko w ŁKS na wagę złota.

« Older posts

© 2025 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑