Rezerwowy Pafka

Tag: widzew (Page 1 of 33)

Wyjątkowe, dające nadzieję, miejsce na piłkarskiej mapie Łodzi. Football Pub, który łączy, a nie dzieli, działa już 30 lat. Pomagają w tym… szaliki!

Zdjęcia: archiwum Jacka Bogusiaka

Człowiek odzyskuje poczucie normalności, wiedząc że na sportowej mapie Łodzi są miejsca, które łączą, a nie dzielą. Takim miejscem jest Football Pub w OFF Piotrkowska, który obchodzi 30-lecie istnienia (ach jak ten czas szybko leci!) świętuje własne 30-lecie. Z tej okazji spotkały się gwiazdy z Widzewa i ŁKS m.in.: Mirosław Bulzacki, Marek Dziuba, Zdzisław Kostrzewiński, Paweł Zawadzki.

Były piłkarz Widzewa Zbigniew Karolak, który stworzył tę wyjątkową świątynię futbolu, wszystkim, którzy tu zajrzą, stara się nieba przychylić. Bardzo docenia to kustosz pamięci ŁKS – Jacek Bogusiak, który z okazji jubileuszu wręczył Zbigniewowi Karolakowi dyplom, zdjęcie i szalik Manchesteru United. Wszak Jacek to jedne z najwierniejszych fanów Czerwonych Diabłów w Polsce i nie tylko. Jak sam przyznaje podczas spotkania uciął sobie długą, niezwykle interesującą rozmową ze Zdzisławem Kostrzewińskim.

List do jubilata wystosowała prezydent Łodzi Hanna Zdanowska.Oto jego istotne fragmenty:

Z okazji jubileuszu 30-lecia działalności Football Pubu pragnę złożyć Państwu serdeczne gratulacje oraz wyrazy uznania za stworzenie miejsca, które przez trzy dekady nieprzerwanie jednoczyło łodzian wokół wspólnej pasji – piłki nożnej.

Sportowe emocje są największe wtedy, gdy przeżywamy je razem – z przyjaciółmi, rodziną, znajomymi, a nierzadko z zupełnie obcymi osobami, których łączy jedno: miłość do futbolu. Football Pub od 1995 roku stanowi przestrzeń, w której te emocje zyskują wyjątkowy wymiar. To tu, w sercu OFF Piotrowskiej, powstała piłkarska enklawa – miejsce, gdzie szaliki ponad trzystu klubów z całego świata, historyczne zdjęcia i wyjątkowy nastrój tworzą atmosferę, którą trudno znaleźć gdziekolwiek indziej.

Z ogromnym podziwem patrzę na to, jak udaje się Państwu budować wspólnotę ponad klubowymi podziałami. W Football Pubie szalik Widzewa wisi obok ŁKS, Rangers obok Celticu, Inter obok Milanu, a Manchester United sąsiaduje z City. Jest też jeden szczególny szalik – ten, który łączy oba łódzkie kluby – będący symbolem marzenia właściciela, by futbol był przestrzenią jedności, a nie podziałów. I to marzenie od lat staje się rzeczywistością właśnie w tym miejscu.

Państwa działalność to nie tylko pub – to ważna część łódzkiej kultury kibicowskiej i społeczności sportowej. To tu spotykają się byli zawodnicy, działacze, sędziowie i sympatycy piłki z różnych środowisk, dzieląc się wspomnieniami, pasją i emocjami.

Gratuluję tej wspaniałej historii i życzę wielu kolejnych lat pełnych sukcesów, radości oraz piłkarskich wzruszeń.

Trzeba wprost powiedzieć, że Zbigniew Karolak chce, żeby szaliki łączyły kibiców, a nie ich dzieliły. Dlatego Widzew wisi obok ŁKS, Rangers obok Celticu, Inter obok AC Milan, a Manchester United obok City. Co jeszcze łączy kibiców? Piwo. Do wyboru dwa gatunki piwa z nalewaka: zawsze Żywiec, i drugie, zależne od aktualnych browarniczych trendów. Są też przekąski: kiełbaski z rusztu, skrzydełka i specjalność zakładu: tzw. „Parówka Butchera”.

Niespodzianka finału piłkarskiej Ligi Mistrzów. Taka dominacja do tej pory zdarzała się tylko w… rugby. Fakt jest faktem: triumfowała – drużyna!

Takiej dominacji w finale piłkarskiej Ligi Mistrzów chyba nikt się nie spodziewał. Drużyna z Paryża – PSG pokonała zespół z Mediolanu – Inter, aż 5:0, dzieląc i rządząc na boisku przez całe 90 minut gry.

Taka przewaga, od razu widoczna w zdobytych punktach, zdarza się w… rugby, gdy mocarz spotka się ze słabeuszem. Tak stało się w ostatnim meczu sezonu zasadniczego ekstraligi rugby, gdy lider tabeli Pogoń Awenta Siedlce całkowicie zdominował jednego z ligowych słabeuszy – Drew Pal 2 RC Lechię Gdańsk, wygrywając aż 118:7.

Wróćmy do futbolu… Nie mniej ważny od wyniku, jest fakt, że w finale LM triumfowała drużyna. Nie liczyły się liczby gwiazd, tylko końcowy wynik. Wszystko było temu podporządkowane i wszyscy się temu podporządkowali. Tym większe słowa uznania dla trenera Luisa Enrique, który bez gwiazd (Lionel Messi, Kylian Mbappe) stworzył prawdziwe gwiazdorski team, gdzie każdy mógł pokazać swoje nieprzeciętne możliwości, cały czas grając dla zespołu. W duchu pocieszyłem się, że dobrze, iż w finale nie ma mojej ulubionej drużyny – Barcelony, bo przy tak dysponowanej ekipie PSG, mogłaby się obejść smakiem.

Najważniejsze, wcale nieodkrywcze wnioski, z finału dla polskiej, a konkretnie łódzkiej ligowej piłki. Trzeba mieć zespół, świadomy swoich możliwości i celów, żeby sięgać futbolowych gwiazd, choćby skrojonych na polską miarę.

Na razie w Łodzi, tak dla Widzewa, jak i ŁKS, po nieudanym sezonie, nastał czas wielkiej przebudowy. Czy nasi utrafią z transferami i potrafią stworzyć prawdziwą piłkarską drużynę – waleczną i skuteczną? Czas goni jak oszalały. Będą mieli na to niezbyt dużo czasu, bo tylko miesiąc. Trzeba mieć nadzieję i kibicowską wiarę, że ta wielka skuteczna przebudowa jest możliwa i stanie się faktem!

Widzew niby się starał, zdobył kontaktowego gola, ale i tak nie uchronił się przed porażką

Raków pokonał Widzew, co dało mu wicemistrzostwo Polski. Swój mecz wygrał Lech i to on cieszył się z tytułu. Łodzianie niby się starali (w drugiej połowie), ale to było za mało, żeby zdobyć choćby punkt.

Widzew rozpoczął mecz w Częstochowie bez swojego najlepszego gracza w rundzie wiosennej, lidera defensywy, człowieka, z którym łódzki klub w trybie pilnym podpisał nowy kontrakt – Żyry (kłopoty zdrowotne).

W 17 min to Widzew był o krok od gola. Niestety, Cybulski trzy może dwa metry od bramki nie trafił w… piłkę. Poza tą akcją pojedynek był wolny i nudnawy.

Widzew główne się bronił, jedenastką na własnym przedpolu. Rywale nie mieli pomysłu, jak sforsować ten defensywny mur. Ale jak już na taki wpadli to…

Do trzech razy sztuka. Dwa razy udanie interweniował Gikiewicz, ale za trzecim razem nie dał rady. Gdzie byli obrońcy i co wyprawiali? No, po prostu ból głowy. Na szczęście VAR uratował łodzian. Okazało się, że wcześniej Brunes zagrał ją ręką. Uff!

Już tyle szczęścia nie mieli łodzianie w ostatnich sekundach doliczonego czasu gry pierwszej połowy. Shehu ręką zaatakował w wyskoku Baratha. Po analizie VAR arbiter Kwiatkowski podyktował jedenastkę. Brunes w pewnie pokonał Gikiewicza.

Przez całą pierwszą połowę Widzew głównie się bronił. Przeprowadził dwie akcje. Raków zasłużył na gola. Ale zdobytego w tak idiotyczny, z punktu widzenia łodzian, sposób. Szkoda gadać!

A jak skomentować prezent, który na początku drugiej połowy sprawił rywalowi Therkildsen. Po prostu oddał mu piłkę (przy okazji udając, że był faulowany). Makuch skorzystał z prezentu i strzelił drugą bramkę dla gospodarzy. To był błąd niegodny juniora!!!

Widzew coś tam próbował. Starał się być aktywniejszy, tak na alibi dla kibiców, żeby potem nie wypominali łódzkim piłkarzom ich braku zaangażowania. Wielką szansę na gola – trzeciego miał za to Raków. Krajewski faulował w polu karnym Amorima, ale jest jeszcze Gikiewicz, który obronił jedenastkę egzekwowaną przez Makucha!

Ostatni kwadrans gospodarze grali w dziesięciu, bo drugą żółtą kartkę, w efekcie czerwoną, ujrzał Tudor. I Widzew starał się to wykorzystać. Po świetnym dośrodkowaniu Kozlovskiego, Krajewski głową zdobył kontaktowego gola. Widzew dążył do wywalczenia przynajmniej remisu. Nie udało się. Skoro ma się takiego napastnika, jak Sobol, trudno jednak liczyć na coś więcej. Cóż… może lepiej będzie w nowym sezonie.

I to już koniec tej dla jednych ligowej mordęgi, dla innych ligowej męki. Teraz pytanie: kto odchodzi, kto zostaje w Widzewie? Moim zdaniem – pierwszy do ostrzału po ostatnim spotkaniu Therkildsen, drugi Sobol. Po nich przyjdą inni, oby lepsi! Wszyscy widzewscy futboliści, tak czy tak, mają trzy tygodnie (zasłużonej?) laby.

Raków Częstochowa – Widzew 2:1 (1:0)

1:0 – Brunes (45+10, karny), 2:0 – Makuch (47), 2:1 – Krajewski (83, głową)

Widzew: Gikiewicz – Krajewski (46, Kozlovsky), Kwiatkowski, Ibiza, Therkildsen – Hanousek (86, Madej)- Alvarez, Shehu (69, Nunes), Czyż, Cybulski (46, Sypek)- Tupta (69, Sobol)

Od zera do bohatera. Lubomir Tupta zdobył bramkę, zaliczył asystę. Czy powinien zostać w Widzewie?

Fot. widzew.com

Jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz – ta zasada po raz nie wiem który, sprawdziła się znakomicie. Piłkarski życiorys przemawiał do wyobraźni. 27-letni Słowak Lubomir Tupta (180 cm wzrostu) miał za sobą bogatą sportową karierę: grał we Włoszech, w… Wiśle Kraków, ostatnio w Slovanie Liberec, gdzie w 53 spotkaniach zdobył 9 goli, zaliczył 8 asyst. 11 razy bronił barw Słowacji ((wystąpił na Euro 2024 – między innymi w 1/8 finału przeciwko Anglii).

A w Widzewie? Tu szło mu, jak po grudzie. Miał zdobywać gola za golem, a tymczasem w 10 spotkaniach zaliczył jedną asystę. Wydawało się, że można spisać go na straty. Oddać po wypożyczeniu z powrotem do Liberca bez cienia żalu.

A tymczasem nadszedł mecz numer 11 Lubomira w łódzkich barwach. Niby nieważny, niby o nic, a być może niezwykle istotny dla dalszych futbolowych losów piłkarza. Przeciwko Puszczy Tupta zagrał tak, że miał wielki udział w końcowym sukcesie widzewiaków (2:0). Popisał się inteligentnym, precyzyjnym strzałem i znakomitym prostopadłym podaniem, po którym padł drugi gol. Trafił do jedenastki kolejki.

Przełom, przełamanie, milowy krok w dobrym kierunku? Sam chciałbym wiedzieć, podobnie jak szefowie Widzewa. To jednak nie ja, a oni muszą zdecydować, czy warto dalej inwestować w słowackiego piłkarza i wykupić go z Liberca.

Tupta może ich przekonać do siebie kolejnym udanym występem. Dobra wiadomość jest taka, że podpora defensywy Widzewa i jeden z najlepszych piłkarzy zespołu w tym sezonie – Mateusz Żyro ma podpisać nowy kontrakt.

W ostatniej ligowej kolejce 24 maja o godz. 17.30 Widzew zagra w Częstochowie z Rakowem. W Łodzi górą był Raków, który wygrał 3:2. Teraz może być inaczej, także dzięki słowackiemu napastnikowi?! Transmisja w TVP Sport.

Wreszcie zaświeciło futbolowe słoneczko. Widzew wygrał ligowy mecz, pokonując spadkowicza. Dwa znakomite prostopadłe podania przyniosły zwycięskie gole!

Widzew Łódź  nie miał się czym chlubić. To czarna seria pięciu meczów bez zwycięstwa, w których łodzianie zdobyli tylko punkt i… wreszcie zaświeciło futbolowe słoneczko. Widzew wygrał w ostatnim meczu sezonu na swoim boisku, pokonując spadkowicza z ekstraklasy.

Widzew nie chciał się kompromitować do końca i od początku spotkania próbował atakować. Strzały, gdy już się pojawiły, były niecelne lub blokowane. Po kwadransie doczekaliśmy się pierwszego i jedynego w pierwszej połowie celnego uderzenia. Z dystansu strzelał Shehu. Komar sparował piłkę na rzut rożny. Puszcza też próbowała coś zrobić. Bez powodzenia. Uderzenie Klimka zablokował Żyro. Potem była kłótnia Shehu, który ujrzał żółtą kartkę – czwartą i w Częstochowie nie wystąpi.

Druga połowa mogła się zacząć od prowadzenia gości, ale w stuprocentowej sytuacji spudłował Klimek. Puszcza atakowała dalej, ale na szczęście dla gospodarzy tym razem spudłował Barkowskij.

Zawodzili goście, nie zawiedli (wreszcie!) łodzianie. Kluczowe okazało się prostopadłe podanie. Cybulski idealnie obsłużył Tuptę (przejmując piłkę po fatalnym wybiciu Komara), a ten uderzeniem po długim rogu dał prowadzenie Widzewowi. Tym samym zdobył swoją pierwszą bramkę dla łódzkiego zespołu!

Potem niewykorzystane sytuacje mieli Sypek i Cybulski. Jak na to nie patrzeć Widzew bardzo chciał i prowadził w meczu ze spadkowiczem. Puszcza, a konkretnie Klimek, nie dawała za wygraną. Strzał byłego widzewiaka obronił Gikiewicz.

Ostatecznie to Widzew zamknął ten mecz. Na listę strzelców wpisał się Alvarez, wykorzystując nieporadność rywali. Pokonał bramkarza Puszczy w sytuacji sam na sam, finalizując znakomite prostopadłe podanie.

Ważne było też rozglądanie się po trybunach. Okazało się, że na meczu pojawił się Tymoteusz Puchacz, który ma w nowym sezonie bronić łódzkich barw.

Mecz oglądało 15 879 kibiców.

W ostatniej ligowej kolejce 24 maja o godz. 17.30 Widzew zagra w Częstochowie z Rakowem. W Łodzi górą był Raków, który wygrał 3:2. Częstochowianie cały czas walczą z Lechem o mistrzostwo Polski. Ich rywale do tytułu podejmą w ostatniej kolejce Piasta Gliwice.

Widzew – Puszcza Niepołomice 2:0 (0:0)

1:0 – Tupta (61), 2:0 – Alvarez (87)

Widzew: Gikiewicz – Krajewski (67 Kozlovsky), Żyro, Ibiza, Therkildsen – Hanousek (57, Sypek) – Cybulski (82, Sobol), Czyż (82, Diliberto), Shehu, Alvarez (90, Kwiatkowski) – Tupta

Widzew w najbardziej prestiżowym meczu ligowej wiosny przegrał z Legią. Niestety, szczególnie do przerwy, nie miał wiele do powiedzenia

Widzew przegrał z Legią w najbardziej prestiżowym meczu wiosny, ku rozpaczy wiernych kibiców (mecz oglądało przy al. Piłsudskiego 17 492 kibiców). Tak sobie myślę, że gdyby trener Sopić był polskim szkoleniowcem, to po takiej fatalnej serii nieudanych spotkań, wyleciałby z hukiem z łódzkiego klubu.

Widzewiacy od początku spotkania pilnowali podstawowego swojego interesu. Nie dać rywalom szansy na stworzenie bramkowej sytuacji. Gdy już mieli piłkę, to mieli ewidentny problem z przeniesieniem jej na połowę Legii. Zostawały pojedyncze szarże, w stylu zerwanych futbolowych koni, tak jak w przypadku Alvareza, który pognał z piłką przez pół boiska, ale stracił ją na 10 metrów przed polem karnym.

Cała ta siermiężna taktyka zdała się psu na budę. Co znaczy dokładne, prostopadłe podanie. Tym razem było to podanie Guala do Morishity. Faktem jest, że na radar krył go Kozlovsky. Dał się wyprzedzić, bał się interweniować ostro w polu karnym i… Japończyk wykorzystał sytuację sam na sam, posyłając piłkę między nogami Gikiewicza.

Widzew starał się siermiężnie przejąć inicjatywę, ale gubiły go niedokładne podania, złe dośrodkowania, w najlepszym razie niecelne strzały. Wściekli łodzianie próbowali odreagować swoją frustrację z powodu nieudanych zagrań na… bandach reklamowych. Tym futbolowym klopsom przyglądali się m.in. były trener – Myśliwiec i legenda klubu – Boniek.

Bezsilność łodzian znów została ukarana. Gikiewicz tak nieudolnie wybijał piłkę, że trafił w Luquinhasa, który dograł piłkę do Guala, a ten tylko dopełnił formalności. Kiks bramkarza na miarę słabego kabaretu.

Po trzech minutach mógł paść, ba powinien paść kontaktowy gol, ale po kiksie Ziókowskiego, w sytuacji sam na sam z Tobiaszem Alvarez posłał piłkę obok słupka. No, po prostu czarna widzewska rozpacz.

Przy gorszym rozdaniu futbolowych kart Widzew mógł przegrywać do przerwy 0:3, ale Gikiewicz tym razem nie zawiódł, broniąc strzał Wszołka. W sumie łatwo i przyjemnie, bez większego wysiłku warszawianie zasłużenie prowadzili.

Na początku drugiej połowy okazało się, że Widzew ma w składzie napastnika. Pokazał się piłkarz Sobol, ale strzelił oczywiście obok słupka. Nadal zatem mamy w Łodzi snajpera bez żadnego strzelonego gola. Drugi – Tupta jest ani gram lepszy. Też ma bramkowe zero na koncie. W odpowiedzi Gaul dwukrotnie(!) przegrał pojedynek sam na sam z Gikiewiczem.

Starał się też poprawić Alvarez, ale umiejętnościami wykazał się Tobiasz, parując piłkę po mocnym strzale nad poprzeczkę. Bodaj pierwsze celne uderzenie łodzian – w 56 minucie.

Kolejne przyniosło bramkę. Sheu strzałem z półwoleja trafił w okienko. Piękny gol na otarcie łez, niestety anulowany po interwencji VAR (tu sędzią był Szymon Marciniak!). Albańczyk był na pozycji spalonej. W doliczonym czasie czerwone kartki ujrzeli Kun i Morishita, ale nie miało to już żadnego znaczenia.

W drugiej połowie Widzew grał lepiej. Inna sprawa, że Legia starała się pilnować wyniku i w sumie odniosła jak najbardziej zasłużone zwycięstwo.

Na koniec 33 ligowej kolejki 19 maja o godz. 19 Widzew podejmie spadkowicza z ekstraklasy – Puszczę Niepołomice. Poradzi sobie ze słabeuszem? Można mieć uzasadnione wątpliwości.

Widzew – Legia 0:2 (0:2)

0:1 – Morishita (17), 0:2 – Gual (34)

Widzew: Gikiewicz – Therkildsen, Żyro, Ibiza (86, Kwiatkowski), Kozlovsky (67, Krajewski) – Hanousek – Sypek (46, Cybulski), Czyż (86, Kerk), Shehu, Alvarez – Sobol (67, Tupta)

Widzew. Miała być próba generalna przed hitem hitów czyli starciem z Legią, a wyszła futbolowa plaża – nie do zaakceptowania!

Maria Stenzel i Mateusz Żyro
Fot. Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

Miałem nadzieję, przez moment słuszną, że zapowiedź kadrowej rewolucji w Widzewie podziała na piłkarzy mobilizująco, że będą chcieli zrobić wszystko, żeby zostać w Łodzi i grać o coś więcej niż przetrwanie i ligową przeciętność. Pomyliłem się. Gra zespołu się po prostu posypała. Stąd wyniki, jak ten ostatni w Lubinie, które do szewskiej pasji doprowadzają kibiców.

Ale nie tyle wynik, co postawa tzw. profesjonalnych piłkarzy jest nie do zaakceptowania. ­ Wyszliśmy na ten mecz, jakbyśmy byli na plaży, a nie piłkarskim boisku – powiedział trener Zeljko Sopić i miał nie sto, a dwieście procent racji.

A tu już za chwilę najbardziej prestiżowy mecz rundy. 15 maja o godz. 20.30 Widzew podejmie Legię. I z czym wyjdzie na warszawian? Z niczym, skoro próba generalna z Zagłębiem okazała się sportową wpadką?! Jest odrobina nadziei, bowiem w przegranym meczu z Lechem, warszawianie grali tak, jakby uznali, że po zwycięskim Pucharze Polski, sezon się skończył. Może nadal będą w pucharowym letargu?

Fani Widzewa mają rację, żądając rozliczenia działaczy za przeprowadzone w ostatnim czasie transfery. Niewypał gonił niewypał, a szczytem sukcesu było sprowadzenie piłkarza o przeciętnych sportowych możliwościach. Głównego architekta tych transferowych niewypałów pełniącego rolę dyrektora sportowego Tomasza Wichniarka nie ma już w klubie. Ale są w nim ludzie, którzy na to ze spokojem, godnym lepszej sprawy, patrzyli i co gorsza akceptowali.

Jedynym piłkarzem Widzewa trzymającym cały czas poziom, jest ostoja defensywy – Mateusz Żyro. To od niego powinna się zaczynać budowa nowej drużyny, która ma pozytywnie zaskoczyć ligę i kibiców w przyszłym sezonie. Sęk w tym, że Mateusz może zdecydować się na inne sportowe rozwiązanie. Na przykład wybrać grę w Turcji, gdyby tam zmierzała jego życiowa partnerka, srebrna medalistka mistrzostw Polski, siatkarka Maria Stenzel.

Widzew. Gdyby łodzianie grali tak cały sezon, to niechybnie spadliby z ekstraklasy. Łodzianie tym razem wystąpili w roli… świętego Mikołaja!

Walczący już o ligowe… nic Widzew przegrał 14 ligowy mecz, ósmy na wyjeździe. Taka sobie ciekawostka – Widzew za kadencji trenera Sopicia jeśli wygrywa to 2:0, a jeśli przegrywa 1:2. Łodzianie okazali się świętym Mikołajem (choć od gwiazdki minęło szmat czasu) dla lubinian, którym zwycięstwo zapewniło utrzymanie w ekstraklasie.

Mogło zacząć się fatalnie. W piątej minucie sędzia podyktował rzut karny dla gospodarzy za faul Shehu na Kurminowskim. Dobrze, że jest analiza VAR. Okazało się, że przewinienie było przed polem karnym. Gospodarze dostali tylko rzut wolny, a strzał Szmyta kapitalnie obronił Gikiewicz. Już w 11 minucie łodzianie musieli dokonać pierwszej zmiany – w defensywie.

A tymczasem, co się odwlecze, to nie upiecze. Minęło trochę więcej niż 20 minut i lubinianie strzelili gola. Po świetny dograniu piłki przez Regułę, dynamicznie zaatakował Pieńko. Futbolówka odbiła się od poprzeczki i wpadła do siatki.

Jak przydarzyło się nieszczęście, to łodzianie wzięli się do roboty i szybko, po po pięciu minutach, dopięli swego. Po dośrodkowaniu Tupty, najsprytniejszy w polu karnym rywali okazał się Żyro. Pytanie, gdzie byli i o czym myśleli obrońcy Zagłębia?

Widzew dał się uśpić. I nie dostrzegał znaków ostrzegawczych. Po pierwszym z dwóch rzutów rożnych piłka odbiła się od poprzeczki (to że futbolówka nie wpadła do siatki bardzo pomógł Sobol). Po drugim kornerze niestety do siatki piłkę posłał głową pilnowany na juniorskim poziomie Orlikowski. Gikiewicz też miał swoje za uszami.

W drugiej połowie Widzew był często przy piłce, pewnie z myślą o odrobieniu strat, ale niewiele z tego wynikało. Z samych niezbyt dokładnych dośrodkowań smakowitego ligowego chlebka nie będzie. A kolejne rzuty rożne? Do zapomnienia! W ostatnich sekund spotkania lubinianie zablokowali strzał Shehu.

Gospodarze skupili się na bronieniu korzystnego, ba bezcennego, bo dającego utrzymanie, wyniku. Cel osiągnęli, choć Widzew po przerwie dominował. No i co z tego?!

Mecz oglądało 5893 kibiców.

15 maja o godz. 20.30 w hitowym pojedynku Widzew podejmie Legię.

Zagłębie Lubin – Widzew 2:1 (2:1)

1:0 – Pieńko (27), 1:1 – Żyro (32, głową), 2:1 – Orlikowski (44, głową)

Widzew: Gikiewicz – Krajewski, Żyro, Ibiza (11, Kwiatkowski), Kozlovsky (62, Therkildsen) – Hanousek (78, Kerk) – Sypek (46, Cybulski), Czyż, Shehu, Tupta (78, Łukowski) – Sobol

Widzew wystąpi w Lubinie w próbie generalnej przed meczem rundy – pojedynkiem z Legią Warszawa na stadionie przy al. Piłsudskiego

Fot. Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

Miał być hitowy mecz z Legią Warszawa, ale go nie było. Dlaczego? Powód był oczywisty. Rywale walczyli o zdobycie Pucharu Polski i go zdobyli. Czy czują się nasyceni i usatysfakcjonowani sezonem do tego stopnia, że teraz nie będą grać na 100 procent.

Szybko się przekonamy, podobnie jak o tym, w jakiej dyspozycji jest Widzew przed meczem z warszawianami (15 maja o godz. 20.30 w Łodzi). Legia 11 maja o godz. 17.30 podejmie Lecha Poznań (ostatnio strzelił osiem bramek Puszczy!), a Widzew 24 godziny wcześniej zagra w Lubinie wciąż niepewnym utrzymania Zagłębiem. Rywale przegrali dwa ostatnie spotkania, w tym derby Dolnego Śląska.

Głośno się mówi, że działacze w Lubinie są coraz bardziej rozczarowani pracą trenera Leszka Ojrzyńskiego. Czy zatem starcie w Lubinie będzie też spotkaniem o posadę? Zagłębie nie jest pewne utrzymania, ale Widzew… też. Śląsk wygrał Zagłębiem 3:1 (honorowego gola zdobył były widzewiak – Adam Radwański, który dał bardzo dobrą zmianę). Wrocławianie mają dziewięć punktów mniej od Widzewa, trzy mecze do rozegrania i mogą jeszcze łodzian wyprzedzić (mają lepszy bilans bezpośrednich meczów).

Czy to jednak jest realne i możliwe? Widzew musiałby przegrać wszystkie cztery mecze, które zostały mu do końca sezonu. Mamy nadzieję, że w Lubinie postawi kropkę nad i, pokazując dobry, skuteczny i zwycięski futbol. Oby pokazali się gracze ofensywni, bo ich statystyki są… mizerne. Widzew latem przede wszystkim będzie szukał napastnika i potrafiących zdobywać gole pomocników.

Co powinno zrobić rywal łodzian . Zagłębie, żeby wygrać? Na oficjalnej stronie klubu Adam Radwański mówi: – Na pewno musimy lepiej wejść w mecz i nie pozwolić przeciwnikowi na tworzenie sytuacji. Nasze pierwsze połowy wyglądają średnio – ostatnio dopiero w drugich się rozkręcamy. Musimy wyglądać tak jak w drugiej części przez całe spotkanie, a wtedy na pewno będzie dużo lepiej. Koncentracja musi być w każdym meczu – niezależnie od tego, w jakiej sytuacji jesteśmy. Teraz musi być jeszcze większa, można powiedzieć. Jednak najważniejsze, że ciągle mamy wszystko w swoich rękach i wszystko zależy od nas. 

Widzew. Jedno, po nudnym, jak flaki z olejem, meczu w Zabrzu, jest pewnie. Obrońca Mateusz Żyro musi zostać w klubie!

Fot. Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

Widzew potrafi popadać ze skrajności w skrajność. Futbolowa Polska potrafi się zachwycić na przykład celnym strzałem nie z tej planety Frana Alvareza, ale… rozegrać mecz, który na pewno będzie kandydował do miana najgorszego w tym sezonie ekstraklasy. Mowa oczywiście o pojedynku z Górnikiem (0:0). Nuda panie, nuda i jeszcze raz nuda.  

– Wakacyjnie, przyjaźnie, spokojnie – podsumował starcie Kamil Kosowski.

Na boisku wiało taką nudą, że w 93. minucie sędzia Marcin Kochanek chciał skończyć spotkanie o… minutę wcześniej. Zreflektował się jednak i prowadził ten mecz trochę dłużej, co nie wpłynęło na zmianę jego oblicza.

Wiele, bardzo wiele negatywów, ale jest jeden wielki pozytyw. Mateusz Żyro po raz kolejny pokazał, że jest liderem łódzkiej defensywy i tak naprawdę piłkarzem… niesprzedawalnym. Trzeba w trybie pilnym, natychmiastowym podpisać z nim nową umowę, zanim panowie działacze, zaczniecie się bawić transferowymi klockami. Mateusz musi grać w nowym sezonie w Łodzi i już. W Zabrzu był ostoją defensywy gości, wygrał wszystkie główkowe pojedynki. Efekt – rywale nie oddali celnego strzału, a łodzianie zagrali na zero z tyłu.

Teraz będzie tajny przez poufny sparing z Motorem Lublin, a potem jedno z najważniejszych ligowych wydarzeń dla drużyny i kibiców. Widzew w ligowym klasyku podejmie Legię. Jesienią wojskowi wygrali 2:1, dzięki zwycięskiej bramce Pawła Wszołka w 86 minucie pojedynku. Teraz jest czas na rewanż. Spotkanie odbędzie się 15 maja o godz. 20.30 w Łodzi. Jest dużo, dużo czasu, żeby się do niego dobrze przygotować, pokazać umiejętności i charakter.

« Older posts

© 2025 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑