Rezerwowy Pafka

Tag: widzew remis

Było blisko, ale się nie udało. Widzew nie zdołał pokonać Legii. Wywalczył tylko remis. Cieszyć się czy jednak smucić?!

Było blisko, ale Widzewowi nie udało wygrać prestiżowego meczu. Łodzianie rozczarowująco zremisowali z Legią. To drugi nierozstrzygnięty ligowy pojedynek na łódzkim stadionie.

Mecz zaczął się nerwowo, od bezkompromisowych wślizgów, fauli, przepychanek, dyskusji piłkarzy obu drużyn. Widać, że temperatura spotkania… uderzyła im do głowy.

Pierwszą bramkową okazję wypracowali łodzianie po niecałym kwadransie. Po akcji Fornalczyka z Czyżem, do piłki zagranej wzdłuż bramki nie doszedł Bergier. Legia w swoich akcjach szukała skutecznego ostatnio Augustyniaka. Najlepszą okazję miał jednak Pankov, ale jego strzał został zablokowany przez Visusa.

W kolejne akcji warszawian na listę strzelców samobójczym uderzeniem mógł się zapisać w protokole Andreou, ale piłkę tuż przed linią złapał Ilić. Legia była w natarciu. Kapustka, choć uderzył mocno, to wprost w łódzkiego bramkarza. Ilić wypiąstkował piłkę przed szesnastkę. Do przerwy więcej było futbolowych szachów niż ekscytującego grania. Legia uciułała jeden celny strzał, łodzianie żadnego.

W drugiej połowie Visus próbował lobować Tobiasza z… połowy boiska. Nieskutecznie. Za to po sprytnym podaniu Alvareza, Fornalczyk strzelił mocno, celnie, ale w bramkarza. Jeszcze lepszą okazję na gola miał Czyż, ale zawahał się strzelać czy podawać i w ostatniej chwili został zablokowany. Podobnie jak chwilę później Shehu. Widzew atakował, ale bez efektu.

Co się odwlecze, to nie uciecze. W kolejnej akcji faulowany w polu karnym przez K. Urbańskiego był Baena. Jedenastkę precyzyjnym strzałem w róg bramki wykorzystał Bergier. Tobiasz wyczuł jego intencje, ale nie miał cienia szans na skuteczną interwencję.

Legia ruszyła do ataku. Miała trzy szansę w jednej akcji, ale ich nie wykorzystała. W uchronieniu gospodarzy od utraty gola bardzo pomógł dobrze interweniujący Ilić.

Warszawianie atakowali dalej. Kotłowało się w polu karnym łodzian. Trener łodzian próbował ratować sytuację zmianami. Nic to jednak nie dało. Warszawianie dopięli swego. Nikt nie był w stanie upilnować Krasniqiego, który na dodatek położył Akere i precyzyjnym strzałem umieścił piłkę w bramce Ilicia.

Chętnych do obejrzenia meczu na stadionie było trzy razy więcej niż wynosi pojemność łódzkiego obiektu. W końcu obejrzało go 17 894 kibiców.Spotkanie z trybun oglądał trener reprezentacji – Jan Urban.

W 15 kolejce Widzew zagra w Gdańsku z Lechią 8 listopada, o godz. 14.45.

Widzew – Legia 1:1 (0:0)

1:0 – Bergier (66, karny), 1:1 – Krasniqi (85)

Widzew: Ilić – Andreou, Żyro, Visus, Gallapeni – Czyż (80, Hanousek) – Baena (81, Pawłowski), Alvarez, Shehu (90+5, Therkildsen), Fornalczyk (81, Akere) – Bergier (72, Zeqiri)

Pierwszy ligowy remis Widzewa. Bramkowych emocji było na… pięć minut plus odwołany karny dla łodzian

Po meczu walki i pięciu szalonych, bramkowych minutach pierwszy ligowy remis Widzewa. Wpływ na skuteczność i taki, a nie inny wynik, mogła mieć nieobecność walczącego z urazem napastnika Bergiera (trzy strzelone bramki).

Początek spotkania to: twarda walka, dwa przechwyty piłki Fornalczyka na własnej połowie, nieudane kontry, proste straty piłek, dwie żółte kartki dla widzewiaków (Visus, Shehu). Mijały minuty, niewiele się działo, nie było składnych akcji, mocnych, celnych strzałów. Ot, ligowa nuda. Do czasu, do czasu…

W 36 min pierwsza groźna. choć trochę przypadkowa akcja gości została nagrodzona golem. Gdy dobrą piłkę dostaje Sekulski to nie ma przebacz. Napastnik ograł w polu karnym Visusa, a potem pewnym strzałem pokonał Kikolskiego.

To było pięć minut futbolowego trzęsienia ziemi. Działo się i to sporo. Widzew atakował, strzelał, Fornalczyk kasował kolejną kontrę rywali, a końcowym efektem tego ekscytującego fragmentu gry był gol dla łodzian. Po precyzyjny strzale Shehu za pola karnego, bramkarz Leszczyński nie próbował nawet interweniować. W doliczonym czasie gry pierwszej połowy bliżsi zdobycia drugiej bramki byli goście, ale po uderzeniu głową Sekulskiego piłka odbiła się od poprzeczki.

W drugiej połowie z wielką ulgą odetchną Visus, bo w 58 min mógł ujrzeć drugą żółtą, w efekcie czerwoną, kartkę, po faulu na Sekulskim. Tym razem sędzia był dla widzewiaka łaskawy. Podobnie, jak kilka minut później dla Kalandadze. A co poza tym na boisku? Niewiele się działo.

Aż znów pokazał się Fornalczyk, dodajmy od razu znów z dobrej strony. Skrzydłowy wpadł jak burza w pole karne, a tam wszystko wskazywało na to, że faulował go Haglind-Sangre. Po analizie VAR sędzia Kwiatkowski, który najpierw przyznał łodzianom karnego, odwołał swoją decyzję. Wściekł się trener Stopić, za co arbiter ukarał go żółtą kartką. Uspokajał go… Gikiewicz. Mecz potrwał 10 minut dłużej. Widzew do końca walczył o zwycięstwo, ale strzały łodzian bronił Leszczyński.

Mecz oglądało 17 172  kibiców.

15 sierpnia o godz. 20.30 Widzew zagra na wyjeździe z Cracovią.

Widzew – Wisła Płock 1:1 (1:1)

0:1 – Sekulski (36), 1: 1- Shehu (41)
Widzew: Kikolski – Krajewski, Visus, Żyro, Gallapeni – Selahi (90+1, Hanousek) – Akere (61, Baena), Alvarez (90+1, Teklić), Shehu, Fornalczyk – Pawłowski (46, Czyż)

Mogło być tak pięknie, gdyby nie doliczony czas gry. Widzew tylko zremisował w Radomiu. Ten wynik nie cieszy

Ech, mogło być tak pięknie. Widzew długo, bardzo długo prowadził w Radomiu, ale gdy zaczął się ze wszystkich sił tylko bronić, stało się nieszczęście. W doliczonym czasie gry gospodarze wyrównali i mecz skończył się sportowym rozczarowaniem dla łodzian, którzy nadal z niepokojem muszą patrzeć na strefę spadkową.

W Widzewie trenera Patryka Czubaka w wyjściowej jedenastce pojawili się m.in: Krajewski i Tupta. W meczowej osiemnastce zabrakło: Kwiatkowskiego, Gonga i… Hamulicia.

Mogło się zacząć fatalnie dla łodzian. W 9 min nieupilnowany Alves uderzył technicznie i nieomal precyzyjnie po długim słupku. Piłka leciała, leciała obok rąk Gikiewicza i… odbiła się od słupka!

W takiej sytuacji, gdy ma się fart, trzeba go podtrzymać. Pięć minut później po inteligentnym wycofaniu piłki na koniec pola karnego Tupty (najpierw sprytnie ograł rywala), pewnym strzałem w róg bramki popisał się Shehu i Widzew objął prowadzenie. Później były szarpane akcje, jeżeli już kończone, to strzałami nad poprzeczkę.

Na początku drugiej połowy łodzianie chcieli podwyższyć prowadzenie, ale Shehu i Sypek uderzali obok słupka, a Tupta w sytuacji sam na sam przestrzelił. Inna sprawa, że gola i tak by nie było, bo atakował z pozycji spalonej. W odpowiedzi strzał Perottiego z kilku metrów nogą obronił Gikiewicz.

Widzew się głównie bronił, starając utrzymać za wszelką cenę korzystny wynik. Aktywny był Perotti, ale Gikieiwcz nie dał się zaskoczyć. Do czasu… W doliczonym czasie gry łodzianie stracili niestety bramkę. Gkiewicz odbił przed siebie piłkę po bombie Ramosa, ale co zadziało się potem! Volanakis chciał wybić futbolówkę, ale trafił w… Dadashova i piłka wylądowała w siatce. Grek strzelił gola Azerem. Niestety, to nie kabaret tylko smutna łódzka futbolowa rzeczywistość.

Czy w następnym meczu z Jagiellonią 9 marca o godz. 17.30 łodzian poprowadzi Jacek Magiera?

Radomiak – Widzew 1:1 (0:1)

0:1 – Shehu (14), 1:1 – Dadashov(90+1)

Widzew: Gikiewicz – Krajewski (69, Therkildsen), Żyro, Volanakis, Kozlovsky – Hanousek (69, Czyż), Shehu, Kerk – Sypek, Tupta (77, Pawłowski), Łukowski (65, Alvarez)

Bezsensowne jedenastki dały wyjazdowy remis Widzewowi. Łodzianie nie wygrali w Gdańsku od… 1986 roku, a mieli piłkę meczową!

Znów się nie udało. Ostatni raz w Gdańsku widzewiacy wygrali w 1986 roku (1:0 po bramce Leszczyka). Od tamtej pory osiem prób zakończyło się niepowodzeniem. Teraz była próba dziewiąta i… Tym razem Widzew zremisował 1:1 z Lechią. Po raz czwarty w sezonie, po raz drugi na wyjeździe. Stało się tak po rzutach karnych, spowodowanych beznadziejnym i nieodpowiedzialnym zachowaniem piłkarzy jednej i drugiej drużyny.

Trener Myśliwiec odwzorował skład ze zwycięskiego meczu z Piastem (jak mówi futbolowa mądrość: zwycięskiego składu się nie zmienia). Nawet na ławce nie było kontuzjowanego (uraz łydki) Hamulicia.

Widzew od początku meczu miał inicjatywę. Ba, po 9 minutach powinien prowadzić, ale Rondić główkował nad poprzeczką, choć dostał od Kerka piłkę na nos na piąty metr przed bramką.

Ta sytuacja obudziła gospodarzy, którzy starali się być groźniejsi. Widzew też się starał (po dograniu Shehu nad bramkę kopnął piłkę z 8 metrów Gong), ale na staraniach obu zespołów się kończyło.

Do czasu, gdy bezsensownie chciał się wykazać umiejętnościami Ibiza. Przegrał rywalizację z Sezonienką, który przejął piłkę i trafił w boczną siatkę. Lechia próbowała i się doczekała. Spóźniony i zaskoczony Alvarez faulował w polu karnym Vjunnyka w sytuacji, z której nic by nie wynikało, więc żal wyjątkowy. Jedenastkę wykorzystał Kapić, posyłając piłkę pod pachą Gikiewcza! Wyjazdowa niemoc i zarazem zmora obcych boisk Widzewa w pierwszej połowie wyszła na wierzch w całej pełni.

Trener Myśliwiec musiał się w przerwie przyznać do złego wyboru meczowej jedenastki, bo dokonał trzech zmian. Niech ktoś mi w Widzewie wytłumaczy, po co dawać kolejne szanse słabemu Gongowi. O jakiś beznadziejny zakład chodzi, czy o coś innego?

Zmiany, zmianami, a gdańszczanie szybko mogli praktycznie zamknąć mecz. Łodzianie pozwolili na to, żeby w dogodnej sytuacji znalazł się Vjunnyk. Napastnik strzelił z ostrego kąta obok Gikiewicza, ale na szczęście dla łodzian także obok słupka.

W odpowiedzi znów pokazał umiejętność dobrego wykonywania rzutów wolnych Kerk. Z około 23 metrów posłał piłkę precyzyjnie i mocno, ale na takiej wysokości, że bramkarz Weirauch mógł świetnie interweniować.

Kolejny atak łodzian przyniósł gola. W polu karnym przez Olssona był faulowany Rondić, który pewnie wykorzystał jedenastkę, myląc bramkarza. Olsson zagrał również bez sensu, podobnie jak wcześniej Alvarez.

Widzew zremisował, a mógł, ba powinien wygrać. W czwartej doliczonej minucie gry po szybkiej kontrze i podaniu Sobola w sytuacji sam na sam znalazł się Łukowski, ale przegrał pojedynek z bramkarzem gospodarzy. Piłka meczowa nie została wykorzystana. Pojedynek skończył się remisem.

Lechia Gdańsk – Widzew 1:1 (1:0)

1:0 – Kapić (44, karny), 1:1 – Rondić (74, karny)

Widzew: Gikiewicz – Krajewski (46, Kastrati), Żyro, Ibiza, Kozlovsky – Alvarez, Shehu, Kerk (90+2, Sobol) – Gong (46. Sypek), Cybulski (46. Łukowski) – Rondić

Doliczony czas znów atutem Widzewa. Łodzianie przełamali wyjazdową klątwę

Wyjazdowa klątwa została przełamana. Po dwóch porażkach (z Pogonią 0:2 i Jagiellonią 0:1), Widzew zremisował w Katowicach z GKS po golu, a jakże w doliczonym czasie gry. Walka o dobry wynik do samego końca spotkania stała się specjalnością łodzian,

Trener Myśliwiec dokonał wręcz rewolucji w składzie Widzewa (pięć zmian!), a zwłaszcza w drugiej linii. Po raz pierwszy w tym sezonie usiadł na ławce kapitan Hanousek. GKS bez Zrelaka w składzie.

Spotkanie zaczęło się znakomicie dla gości. Ich pierwsza akcja przyniosła gola. Nomen omen w 13 min dośrodkował Gong, niepewnie wyszedł do piłki Kudła, uprzedził go Rondić i trafił do siatki.

Widzew kontrolował grę. 10 minut później mógł zdobyć drugiego gola, ale kilka strzałów łodzian było skutecznie blokowanych.

Potem była chwila grozy. Na szczęście VAR był po stronie łodzian. Ibiza nie zagrał piki ręką w polu karnym, a rzut wolny nic nie dał gospodarzom.

Potem była akcja z której nic nie powinno się stać, a jednak się stało. Po dalekim wrzucie z autu(!) Kowalczyka rywale uprzedzili naszych defensorów, ostatecznie piłka spadła pod nogi Repki, który doprowadził do wyrównania. Festiwal błędów łodzian. Nie, takie gole nie powinny padać, jeśli się ma uchodzić za solidną ligową drużynę!

Bramka podrażniła ambicje łodzian, ale Kudła pokazał klasę interweniując po strzale Kerka. Odpowiedź GKS była błyskawiczna i skuteczna. Wasielewski zakręcił niczym juniorem Gongkiem, strzelił, piłka otarła się o Żyrę i wpadła do siatki. Czarna rozpacz!

Widzew w drugiej połowie próbował odrobić straty, ale robił to anemicznie. Niewiele wynikało z przeprowadzanych akcji. Zadebiutował w Widzewie Hamulić. Wyróżnił się tym, że zobaczył żółtą kartkę.

Tymczasem tzw. impet Widzew słabł z każdą minutą. Na dodatek w defensywie dalej raził nieporadnością. Trudno zrozumieć dlaczego aż do 80 minuty był na boisku ogrywany niemiłosiernie Gong. Widzew niby grał dwoma napastnikami, ale nic wielkiego i pożytecznego z tego nie wynikało.

Gdy wydawało się, że nic z tego nie będzie i trzecia wyjazdowa porażka z rzędu stanie się faktem, znów doliczony czas okazał się inspirujący dla łodzian. Wrzucił piłkę w pole karne Silva, nieporadnie wybijali ją obrońcy rywali. Trafiła ona pod nogi Łukowskiego, który ładnym, pewnym strzałem pokonał Kudłę. Słowa uznania za walkę do końca.

21 września o godz. 17.30 Widzew podejmie Piasta Gliwice.

GKS Katowice – Widzew 2:2 (2:1)

0:1 – Rondić (13), 1:1 – Repka (38), 2:1 – Wasielewski (42), 2:2 – Łukowski (90+2)

Widzew: Gikiewicz – Kastrati (80, Krajewski), Żyro, Ibiza, Kozlovsky (80, Silva) – Alvarez, Shehu, Kerk (71, Łukowski) – Sypek (62, Hamulić), Rondić, Gong (80, Cybulski)

Widzew. Bezbramkowy remis jest sukcesem, gdy przez pół godziny gra się w dziesiątkę!

Jedno nieodpowiedzialne, brutalne zagranie zaważyło na tym, co działo się na stadionie przy al. Piłsudskiego. Czerwona kartka dla Kozlovskiego sprawiła, że przez ponad pół godziny musiał bronić bezbramkowego wyniku. Z dobrym skutkiem. Łodzianie zdobyli ligowy punkt.

Już przed meczem było wiadomo, że nie dojdzie do debiutu Hamulicia, który jest kontuzjowany. W wyjściowej jedenastce znalazło się miejsce dla Klimka. Łodzianie zaczęli mecz bez młodzieżowca.

Inicjatywa od początku należała do gospodarzy, którzy robili wszystko, żeby rywal nie nabrał boiskowego oddechu. W akcjach łodzian brakowało jednak dokładności albo… cierpliwości.

Wrocławianie nie mieli zamiaru oddawać pola łodzianom, ba grając odważniej odsunęli futbolowe wydarzenia jak najdalej od własnej bramki. I to oni w 23 min byli najbliżsi zdobycia gola. Po błędzie Kastratiego (zagrywał piłkę głową do bramkarza, nie widząc, że na piłkę czatuje napastnik gości), sytuację uratował Gikiewicz, broniąc nogą strzał Musiolika. Do przerwy było ligowe granie bez wielkich futbolowych ekscytacji.

W drugiej połowie Widzew próbował atakować, ale robił to w sposób łatwy do odczytania i zatrzymania, Rywale cierpliwie czekali na możliwość przeprowadzenia groźnej kontry. I się doczekali. Na szczęście na posterunku był Gikiewicz, który obronił strzał Cebuli.

A potem zaczął się dramat. gospodarzy. W 64 min czerwoną kartkę ujrzał Kozlovsky za brutalny atak nakładką na nogę rywala (Ince). Przez pół godziny z hakiem łodzianie musieli się skupić na bronieniu wyniku i nadziei, że może jednak kontra… I gospodarze atakowali, lepiej organizując akcje, niż gdy walczyli w.. jedenastu. Zaskoczeni rywale nie byli w stanie nic sensownego skonstruować, a bramkowe aktywa próbowali sobie wypracować w nieuczciwy sposób, symulując faul w polu karnym. Na szczęście sędzia nie dał się nabrać.

Mecz oglądało 17 tysięcy 667 kibiców. 17 sierpnia o godz. 20.15 Widzew zagra z Pogonią w Szczecinie.

Widzew – Śląsk 0:0

Widzew: Gikiewicz – Kastrati, Żyro, Ibiza, Kozlovsky – Hanousek, Alvarez (89, Shehu)- Sypek (63, Gong), Łukowski (63, Kerk), Klimek (63, Klimek)- Rondić (67, da Silva)

© 2025 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑