
Nie ma co pisać. ŁKS był słabszy i przegrał ze zmierzającą do ekstraklasy Termaliką. Łodzianom zostaje ratowanie się przed trafieniem do strefy spadkowej. Są zwykłymi przeciętniakami drugiego futbolowego poziomu w naszym kraju. I nikim więcej. Wielkie mocarstwowe sny zostały… mrzonkami. Ofensywa transferowa i… trenerska okazała się śmiechu warta.
Do przerwy łodzianie nie przegrywali i mieli furę szczęścia, bo rywale byli lepsi i mieli swoje sytuacje. Wystarczyło jednak dobre dośrodkowanie Młynarczyka i strzał Wysokińskiego, aby na tablicy wyników widniał remis.
A po zmianie stron… Znów jednak dały o sobie znać zmory łodzian czyli kompromitująca gra w defensywie, co z reguły kończy się stratą bramek. I tak też stało się tym razem. Goście wyszli na prowadzenie i już go nie oddali.
ŁKS próbował, atakował, nie dawał za wygraną, ale też pudłował. Zeszedł więc z boiska pokonany. Doznał 10 porażki, to nieprawdopodobne, ale prawdziwe siódmej na własnym stadionie. O czym w tej sytuacji marzyć? Tylko o tym, żeby nie spaść z I ligi!
Nomen omen 13 kwietnia w samo południe łodzianie zagrają w Płocku z Wisłą. Szanse na punktową zdobycz są raczej marne.
ŁKS – Termalica 1:2 (1:1)
0:1 – Zapolnik (16, głową), 1:1 – Wysokiński (44), 1:2 – Fassbender (53)
ŁKS: Bobek- Dankowski (68, Hinokio), Rudol, Fałowski, Głowacki (68, Pirulo) – Kupczak, Mokrzycki- Wysokiński, Norlin (57, Balić), Młynarczyk (46, Sitek) – Mrwaljević (84, Wzięch)
Dodaj komentarz