Ryżową Szczotką

Rezerwowy Pafka

Page 66 of 170

Miting Orlen Cup 27 stycznia w Atlas Arenie. Dlaczego nie zobaczymy w akcji łódzkiego mistrza olimpijskiego Kajetana Duszyńskiego?

Sezon czas zacząć, od lekkoatletycznego mitingu Orlen Cup, który zostanie przeprowadzony 27 stycznia w Łodzi. Mężczyźni będą rywalizować w biegach na 60 metrów i 60 metrów przez płotki, pchnięciu kulą, skoku wzwyż i skoku o tyczce, a kobiety również w biegach na 60 metrów i 60 metrów przez płotki. Organizację Orlen Cup w Łodzi wspierają Orlen S.A. oraz miasto Łódź – podaje – podaje pzla.pl

Podczas tegorocznego ORLEN Cup w Łodzi będziemy gościć mistrzynię Europy Pię Skrzyszowską, na skoczni zobaczymy Piotra Liska, a w pchnięciu kulą Michała Haratyka i Konrada Bukowieckiego. Świetne wspomnienia ma z naszego mityngu Ewa Swoboda. Przed dwoma laty ustanowiła w Łodzi imponujący rekord 7.00 w biegu na 60 metrów. Teraz ponownie zobaczymy ją na łódzkiej bieżni, co z pewnością jest świetną wiadomością dla kibiców – zapewnia prezes łódzkich struktur lekkoatletycznych Lech Leszczyński.

Do Łodzi ponownie przyjadą wielkie postacie. Będzie amerykański as tyczki Sam Kendricks, będzie jamajska gwiazda biegów przez płotki Megan Tapper, pojawią się świetni kulomioci Filip Mihaljević i Leonard Fabbri – wymienia Sebastian Chmara, dyrektor mitingu.

Wszystko pięknie, a ja jak mantrę powtarzam co roku, że mam wielki żal, iż przez wiele lat wspaniałej kariery nie zobaczyłem startującego w Łodzi Adam Kszczota. I już nie zobaczę, bo lekkoatleta zakończył karierę. Podobnie będzie z mistrzem olimpijskim Kajetanem Duszyńskim. Powód jest prosty. Kasa, misiu kasa. Podczas mitingu przewidziane są jedynie biegi sprinterskie. Postawienie całej bieżni jest możliwe, ale niewykonalne.

Dlaczego? Wszak miejsca jest dość, a były szef łódzkiego i polskiego sportu Mieczysław Nowicki miał nawet absurdalny i wyjątkowo kosztowny pomysł stworzenie tu toru kolarskiego. Wracając do pytania i… bieżni. Jej postawienie, oznaczałoby wzrost kosztów i to znaczny przeprowadzenia imprezy. A na to po prostu nie ma pieniędzy. Ekonomia górą. To ona sprawia, że my łodzianie, w sprawie ujrzenia w akcji łódzkiego mistrza olimpijskiego, musimy obejść się smakiem.

Smutna prawda. Nikt nie chce przyjść do Widzewa na piękne oczy. Klubowy patriotyzm? A gdzie tam! Liczy się kasa!

Było tak, że gdy nowy Widzew odradzał się ze sportowego niebytu, to jego działacze przyzwyczaili się twierdzić, że pieniędzy może nie , ale takiemu klubowi, z taką tradycją, nie można odmówić. I coś z tego myślenia zostało do dziś.

Czasy są jednak inne. Atmosfera, pełne trybuny, wielka tradycja: Zbigniew Boniek i Józef Młynarczyk, nie uczynią z nowego gracza widzewskiego patrioty. A co z niego zrobi oddanego piłkarza? Kasa, misiu kasa… Kariera jest krótka, trzeba myśleć o przyszłości i tam gdzie się idzie, chce się zarobić, jak najwięcej. Takie obowiązuje futbolowe credo.

Widzew mocno pilnuje budżetu, nie chce tworzyć kominów płacowych, nie chce żeby pobory futbolistów przewróciły do góry nogami klubowe finanse. Dlatego nie powinien się dziwić, że trudno mu o transfery, jakie sobie zaplanował.

Łodzianie sprzedali za milion dolarów, a może więcej Henricha Ravasa do MLS, ale nie zamierzali wykładać fury pieniędzy na pobory bułgarskiego bramkarza Daniela Naumowa czy Ghańczyka – Emmanuela Boatenga. Zostali zatem wystawieni przez goniących za kasę piłkarzy (a są inni?!) do wiatru.

Te historie nie zostają bez echa. Szybko rozchodzą się w środowisku. Nic dziwnego, że Widzewowi trudno znaleźć nowych piłkarzy, a futbolowi cwaniacy z całego świata, chcą wyciągnąć z łódzkiego klubu, oczywiście za lepszą kasę, łakome kąski. Odszedł kapitan Patryk Stępiński. Teraz ponoć są kluby starające się o Andrejsa Ciganiksa. A o przyszłość lidera Bartłomieja Pawłowskiego prezes Michał Rydz radzi spytać samego zawodnika, choć ostatnie wieści są takie, że przedłużenie kontraktu jest bliskie!

Wygląda na to zatem, że wielkiej transferowej ofensywy chyba w Widzewie nie będzie, raczej trzeba będzie liczyć straty, oby nie tak dotkliwe, żeby zachwiać sportowym kręgosłupem zespołu.

Może jednak się mylę. Do Widzewa po kilku nieudanych podejściach do innych graczy, trafił młody bramkarz 23-letni Ivan Krajcirik ze słowackiego Ruzomberoku, były młodzieżowy reprezentant kraju. To światełko w tunelu? Na razie to…dramat. Piłkarz doznał kontuzji na treningu i nie będzie trenował przynajmniej przez trzy tygodnie.

Jarosław Piechota: Przez sześć lat grania dla Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy uzbierałem 90.715,96 zł. Wszystkich wejść na 13. piętro było 629, pięter 8177, a schodów aż 187 442

Ile dobrego można zrobić biegając po schodach? Dużo, bardzo dużo. Wielkie brawa dla Jarosława Piechoty, który po raz siódmy gra z WOŚP.

Jarosław Piechota: Już w niedzielę 28 stycznia zapraszam po raz siódmy dla mnie a trzydziesty drugi dla Orkiestry na wspólne granie z najgłośniejszą orkiestrą świata, które rozpocznie się od godz. 9, a skończy około 19 w niebieskim biurowcu Orion Business Tower w samym sercu Łodzi przy ul. Sienkiewicza.

Będą fanty i vouchery do zdobycia, pyszna zalewajka łódzka i ciasta od naszych genialnych sponsorów! Będziemy grać głośno, wesoło i postaram się zdobyć jak najwięcej funduszy, aby wesprzeć tą szczytną ideę. Do tej pory przez te 6 lat uzbierałem 90. 715,96 zł, wszystkich wejść na 13. piętro było 629, pięter 8177, a schodów pokonałem aż 187 442 sztuki.

  • W poprzednich latach:
  • I edycja finału WOŚP – 100 wejść / 6672,05 zł
  • II edycja finału WOŚP – 102 wejścia / 13 464,13 zł
  • III edycja finału WOŚP – 115 wejścia / 17 262,76 zł
  • IV edycja finału WOŚP – 113 wejść / 16 256,46zł
  • V edycja finału WOŚP – 105 wejścia / 19 490,59zł
  • VI edycja finału WOŚP – 94 wejścia / 17 205,57zł !

Jak będzie w tym roku? Czas pokaże. A już za kilka dni – wielki konkurs i do zdobycia nagroda, która zapiera dech , zapraszam do odwiedzenia mojego fanpage:

https://www.facebook.com/piechotajaroslaw

Siema!

Wielkie marzenie się spełniło! Pierwsza łodzianka – Magdalena Zając – ukończyła Rajd Dakar

Magdalena Zając wraz z zespołem Proxcars TME Rally Team zajęła 45. miejsce w kategorii Ultimate i pierwsze miejsce w klasie T 1.1 – podają aktywni24.pl . Po czternastu dniach rywalizacji cel ten został zrealizowany. Zespół Proxcars TME Rally Team przejechał metę Rajdu Dakar 2024.

– Jesteśmy szczęśliwi, że startując drugi raz w historii udało nam się go przejechać. W opinii większości zawodników był to najtrudniejszy Dakar w Arabii Saudyjskiej – mówi Magdalena Zając, kierowca zespołu Proxcars TME Rally Team. – W naszej kategorii Ultimate wystartowało łącznie 70 ekip. Na mecie finalnie zameldowało się 55 zespołów. My w tej klasyfikacji zajęliśmy 45. miejsce i pierwsze w klasie T1.1.

– Jesteśmy mega dumni z naszego samochodu – „Kici”, która pomimo tego, że codziennie na odcinkach przechodziła przez prawdziwe piekło, to dzielnie dowiozła nas do mety pokonując wszystkie trudy tegorocznej edycji – dodaje Magdalena Zając. – Osiągnięcie tak dużego sukcesu nie byłoby możliwe gdyby nie zaangażowanie całego zespołu Proxcars TME Rally Team. „Maniek” i „Kicia” już w porcie, a my powoli wracamy do domu. Dziękujemy wszystkim, którzy trzymali za nas kciuki.

Zespół Proxcars TME Rally Team w liczbach podczas Rajdu Dakar 2024:

8 tysięcy przejechanych kilometrów,

3500 zużytego paliwa,

30 sztuk zmienionych opon

Zespół rajdowy Proxcars TME Rally Team wspiera łódzka firma Transfer Multisort Elektronik, która znana jest z tego, że od wielu lat angażuje się w różnego rodzaju projekty, w tym projekty sportowe. Skąd pomysł na współpracę z zespołem rajdowym? – Bardzo dobrze sytuację oddaje moja maksyma życiowa, że jeśli dla jakiejś sprawy nie warto umierać to nie warto dla niej żyć. Tutaj zespół udowadnia, że to jest ich główny cel a my uwielbiamy spełniać marzenia i wspierać te marzenia. My uwielbiamy projekty, w których ludzie dają z siebie sto procent zaangażowania a w tym przypadku o tym mówimy. – powiedział tuż przed startem Rajdu Dakar 2024 Andrzej Kuczyński, Członek Zarządu ds. operacyjnych TME. – Dodatkowo jako TME angażujemy się w projekty zarówno o zasięgu lokalnym, jak i globalnym a współpraca z Proxcars TME Rally Team jest właśnie projektem globalnym.

Zespół Proxcars TME Rally Team z #teamTME w tym roku weźmie udział w zawodach – w randze Mistrzostw Świata W2RC: BP Ultimate Rally-Raid Transiberico, Desafio Ruta 40 oraz Rallye du Maroc, a także w wybranych zawodach w ramach Pucharu Świata w Rajdach Terenowych Baja oraz Pucharu Europy w Rajdach Baja.

O zespole:

Zespół Proxcars TME Rally Team z #teamTME tworzą: kierowca Magdalena Zając, pilot Jacek Czachor, inżynier Adam Szelerski, mechanicy: Szymon Nyklewicz, Jakub Borkowski, Lech Kurpiewski, Radosław Bomba.

KSW 90. Porażka Damiana Stasiaka. Ciosy z piekła rodem powaliły łodzianina

Fot. KSW

Adam Soldajew (8-2) podczas gali XTB KSW 90 w Warszawie odniósł najcenniejsze zwycięstwo w karierze i wykonał duży krok w kierunku walki o pas kategorii piórkowej. Pojedynek z Damianem Stasiakiem (14-10) zakończył się w drugiej rundzie – podają Sportowe Fakty.

„Czhonkur” kapitalnie „upolował” Stasiaka lewym sierpowym, po którym 33-letni łodzianin padł na matę klatki. Sędzia błyskawicznie przerwał pojedynek. To był cios z piekła rodem- komentowali widzowie!

Dla Damiana Stasiaka była to siódma walka w KSW. Łodzianin poddawał Patryka Surdyna, Andrey’a Lezhneva i Pascala Hintzena, przegrywał natomiast większościową decyzją sędziów z Antunem Racicem, jednogłośnie na punkty z Lom-Ali Eskijewem i niejednogłośną punktacją z Robertem Ruchałą.

Damian Stasiak na swojej facebookowej stronie po walce: Pierwsze co to chciałbym wszystkim podziękować którzy tak mocno mi kibicują, zarówno tym przed tv i szczególnie tym którzy specjalnie dla mnie przyjechali na galę- jeszcze raz bardzo Wam dziękuję!! Co do walki to…. Hmm oczywiście Adam fajnie mnie trafił i gratuluję mu tego ale czy był to nokaut??

Z mojej perspektywy zdecydowanie NIE! Między nokautem a nokdaunem jest bardzo cienka granica i tutaj jest rola sędziego żeby w miarę swojej możliwość dobrze ocenił sytuację… Czy mam pretensję do sędziego Bosackiego? Nie, on odczytał mój upadek jako nokaut, którym oczywiście w mojej ocenie nie był! Jesteśmy profesjonalistami wiemy czym może skutkować walka… Wolałbym dostać 2/3 ciosy więcej a nie mieć żadnych niedomówień… A drugie kto ogląda moje walki ten wie i widział jak nie raz z takich opresji potrafiłem wyjść i dać fajną walkę. Tak jak powiedziałem zdania będą podzielone, pretensji nie mam, gratulacje dla Adam Soldaev a ja z pewnością wrócę i dam jeszcze nie jedną dobrą walkę

Arkadiusz Wrzosek (4-0) błyskawicznie znokautował Ivana Vitasovicia (12-6-1) w walce wieczoru. Polak nie dał Chorwatowi najmniejszych szans, a pojedynek nie potrwał nawet minuty.

Skazywany na porażkę, Laid Zerhouni (12-8), udowodnił, że MMA to nieprzewidywalny sport. Zawodnik z Algierii błyskawicznie, po 12 sekundach, zakończył pojedynek z faworyzowanym Bartoszem Fabińskim (16-6).

Ewelina Woźniak zadebiutowała w federacji KSW i zrobiła to w fenomenalnym stylu. 30-latka pokonała Bułgarkę Aleksandrę Tonczewą za sprawą efektywnego duszenia trójkątnego nogami, po którym sędzia zmuszony był przerwać walkę.

KSW 90: Wyniki gali

120,2 kg/265 lb: Arkadiusz Wrzosek (4-0, 2 KO, 1 Sub) pokonał Ivana Vitasovica (12-6-1, 9 KO, 2 Sub) przez TKO w pierwszej rundzie

83,9 kg/185 lb: Laïd Zerhouni (12-8 1NC, 4 KO, 7 Sub) pokonał Bartosza Fabińskiego (16-6, 8 KO) przez TKO w pierwszej rundzie
65,8 kg/145 lb: Adam Soldaev (8-2, 5 KO, 1 Sub) pokonał Damiana Stasiaka (14-10, 1 KO, 11 Sub) przez KO w drugiej rundzie 
70,3 kg/155 lb: Isai Ramos (7-1, 7 Sub) pokonał Ramzana Jembieva (5-2, 3 KO, 1 Sub) przez poddanie (balacha) w pierwszej rundzie
61,2 kg/135 lb: Oleksii Polishchuk (12-4, 3 KO, 6 Sub) pokonał Werllesona Martinsa (18-6, 6 KO, 8 Sub) przez TKO w drugiej rundzie

52,5 kg/115 lb: Ewelina Woźniak (8-2, 3 KO, 3 Sub) pokonała Alexandrę Tonchevą (5-4-1, 1 KO, 1 Sub) przez poddanie (odwrotny trójkąt) w drugiej rundzie
61,2 kg/135 lb: Islam Djabrailov (10-5, 2 KO, 3 Sub) pokonał Alfana Rochera-Labesa (10-3, 2 KO, 4 Sub) jednogłośnie na punkty (3x 29:28)
120,2 kg/265 lb: Marek Samociuk (5-4, 2 KO) pokonał Oļegsa Jemeļjanovsa (11-5, 5 KO, 1 Sub) przez TKO w drugiej rundzie
70,3 kg/155 lb: Hugo Deux (3-0, 1 KO) pokonał Gino Van Steenisa (4-1, 2 KO, 1 Sub) jednogłośnie na punkty (3×30:27)
70,3 kg/155 lb: Szymon Karolczyk (6-3, 4 Sub) pokonał Artura Krawczyka (4-4, 2 KO, 1 Sub) przez poddanie (trójkąt rękoma) w drugiej rundzie

Komisarz Bernard Gross powrócił! I to powinno ucieszyć czytelników, bo czwarta kryminalna powieść o nim trzyma poziom i czyta się świetnie

Nareszcie. Po wielu ostatnich próbach trafiłem na książkę kryminalną napisaną tak, jakbym tego oczekiwał, gdzie jedna atrakcja nie goni drugiej, fabuła nie skrzy się od (wątpliwych) atrakcji i gna bez opamiętania na złamanie karku, wbrew książkowej logice i zdrowemu rozsądkowi. Wiem jednak doskonale dlaczego na półkach księgarskich jest aż tyle takich właśnie utworów.

Portal Kryminalny podał, że w 2023 roku ukazały się w Polsce 484 powieści kryminale (były jeszcze wznowienia!). Rekordziści, a jest ich jedenastu, napisali po cztery takie powieści w ciągu 12 miesięcy. No po prostu stachanowcy powieści kryminalnej. No po prostu taśma produkcyjna.

Konkurencja jest ogromna, żeby się wybić trzeba pisać szybko, przystępnie, mnożąc atrakcje – tak chyba uważa większość autorów, a zwłaszcza tych, których można uznać za Kraszewskich współczesnej polskiej powieści kryminalnej. Przypomnę: Józef Ignacy w ciągu 57 lat napisał ich 232, w tym 144 powieści społecznych, obyczajowych i ludowych i 88 historycznych. Widać, że są tacy, którzy próbują mu dorównać!

Zrost Roberta Małeckiego jest inny niż większość polskich powieści kryminalnych. Dobrze, że autor po raz czwarty powrócił do bohatera, który zyskał przychylność, ba, uznanie czytelników. Wraca zatem komisarz Bernard Gross, który prowadzi kolejne nieoczywiste śledztwo.

Ma prawo się pomylić, ma prawo napić się herbaty, żeby się rozgrzać, bo rzecz dzieje się podczas ostrej zimy, ma prawo zająć się swoim hobby, czy wrócić do traumatycznych zdarzeń z przeszłości, odwiedzić w szpitalu pogrążoną w śpiączce żonę, czy starać się naprawić relacje z synem. Podobnie jest z innymi nieoczywistymi bohaterami powieści, gdzie momentami codzienne życie okazuje się ważniejsze od prowadzonego śledztwa. A rozwiązanie zagadki powiązane z traumatyczną wojenną przeszłością, nie jest łatwe, proste, oczywiste, raczej podszyte wątpliwościami i życiową goryczą. A jednak choć tempo jest nieśpieszne, książka trzyma cały czas w napięciu i trudno się od niej oderwać.

Robert Małecki Zrost Wydawnictwo Literackie

Rugby. To będzie sportowe wyzwanie! 4 lutego Polacy zagrają z Rumunami – uczestnikami Pucharu Świata

Zdjęcia PZRrugby

Polscy rugbiści już za dwa tygodnie rozpoczną batalię o pozostanie w Rugby Europe Championship. Na starcie czeka ich spotkanie z uczestnikami zeszłorocznego Pucharu Świata. Biało-Czerwoni zmierzą się z Rumunią w niedzielę 4 lutego o godz. 18.15 na Narodowym Stadionie Rugby w Gdyni – podają Media PZR.

Drużyna prowadzona przez walijskiego szkoleniowca Christiana Hitta przygotowuje się do czekającego ich wyzwania już od dłuższego czasu. W czerwcu ubiegłego roku rozegrali cenny sparing z drugą reprezentacją Gruzji, a w listopadzie w Gdyni zmierzyli się z reprezentacją Armii Brytyjskiej, wygrywając w ostatniej akcji meczu. Od wspomnianego pojedynku z Brytyjczykami w listopadzie, nasza kadra odbyła trzy zgrupowania. Były to weekendowe spotkania, które miały jednak ogromną intensywność i złożyły się w sumie na 40 jednostek treningowych.

Wojciech Piotrowicz

Łącznik ataku i kopacz kadry Wojciech Piotrowicz mówi o ostatnim zgrupowaniu: – Pracowaliśmy główne nad naszą wydolnością, siłą oraz doskonaleniem techniki w rugby. Każdy dzień wyglądał podobnie. Rano kondycyjny trening na rowerkach air-bike, potem siłownia, a po południu trening na boisku gdzie odbywały się biegowe testy wytrzymałościowe. Szlifowaliśmy także nasze umiejętności rugbowe oraz poruszanie się po boisku – również w formie gierek kondycyjnych. Wieczorem mieliśmy ponownie siłownię oraz sesję na rowerkach air-bike. W niedzielę dodatkowo sztab zaplanował nam trening wydolnościowy na plaży.

W poprzednim sezonie nasza reprezentacja uległa Rumuni i Portugalii, ale ku wielkiej radości wszystkich kibiców wygrała w fazie grupowej z Belgią. Potem w półfinale minimalnie przegrała z Niemcami, by w ostatnim meczy ponownie spotkać się z Belgami. Tym razem zespół z Beneluksu okazał się lepszy… różnicą jednego punktu. Trener Christian Hitt podkreślał w wielu rozmowach, że przy tak długiej kampanii kluczowe jest przygotowanie fizyczne oraz umiejętność egzekucji w decydujących momentach. Te dwa elementy właśnie były najważniejsze w przygotowaniach do nowego sezonu.

W piątek 26 stycznia kadrowicze spotkają się w Cetniewie, gdzie rozpoczną ostatnią fazę przygotowań. Na kilka dni przed meczem z Rumunią przeniosą się do Gdańska, gdzie będzie już czas na ostatnie szlify i gromadzenie energii przed starciem. – Nie możemy się doczekać szansy, by powalczyć o utrzymanie. By pokazać się z jak najlepszej strony i zostać w REC na kolejne dwa lata. Nasza sytuacja jest jasna. Musimy zaprezentować się z dobrej strony i zająć przynajmniej szóste miejsce – powiedział trener Christian Hitt.

Rumunia była uczestnikiem wszystkich Pucharów Świata od 1987 poza turniejem w 2019 w Japonii. W ostatnim meczu obu zespołów „Biało-Czerwoni” zdobyli co prawda trzy przyłożenia i prezentowali się momentami całkiem dobrze, ale ostatecznie przegrali 27:67. Jednak jak podkreśla selekcjoner reprezentacji Polski, po pierwszym sezonie w REC mamy więcej doświadczenia i ogrania, więc możemy mocniej postawić się czołowym drużynom.

ŁKS. W lutym czeka zespół walka za dwóch. Trzeba pójść śladami legendarnego Leszka Jezierskiego. Oby to była udana kampania napoleońska!

Leszek Jezierski podczas spotkania opłatkowego w Pałacu Poznańskich w 2008 roku, na cztery dni przed śmiercią. Zdjęcia trenera Leszka Jezierskiego z archiwum Jacka Bogusiaka

Szkoleniowiec ŁKS- Piotr Stokowiec nie ma innego wyjścia. Musi pójść śladami legendarnego trenera Leszka Jezierskiego. Napoleon, jak nikt inny, potrafił, zadbać o formę fizyczną swoich graczy podczas zimowych przygotowań. Musieli na zgrupowaniach dawać z siebie maksa, nie było taryfy ulgowej, nie było zmiłuj.

Nie było też sztabu specjalistów od przygotowania ogólnego, komputerów, bajerów i tysiąca innych rzeczy, bez których trenerzy naszych czasów nie mogą się obyć. Jeziera robił wszystko na nosa, a że miał wyjątkowy szkoleniowy talent i wyczucie, to z reguły działał na korzyść drużyny. Potem w trakcie ligowych wiosennych batalii pod względem, nazwijmy to ogólnie kondycyjnym, prezentowała się ona znakomicie.

Jeśli teraz ŁKS poważnie myśli o skutecznej walce o utrzymanie, a chyba tak jest, skoro sprowadza nowych graczy na newralgiczne pozycje, od pierwszej kolejki musi dawać z siebie wszystko, walczyć bez taryfy ulgowej, gryźć trawę od pierwszej do ostatniej minuty. Ba, musi w tym elemencie zdominować rywali, żeby w sportowym efekcie wyjść na swoje.

Terminarz lutego jest dla łodzian wyjątkowo trudny, oby nie okazał się zabójczy. Już 12 lutego zagrają ligowy mecz z Koroną Kielce (godz.19). Kolejny mecz to najbardziej prestiżowe wydarzenie czyli łódzkie derby – 18 lutego o godz. 17.30. 23 lutego spotkanie w Szczecinie z Pogonią (20.30). 28 lipca zaległe spotkanie ze Stalą w Mielcu (18.30), a 3 marca kolejny mecz o wszystko na własnym stadionie z rewelacją jesieni – Puszczą Niepołomice.

Rajd Dakar. Jestem szczęśliwa, że udało się ukończyć kolejny etap rajdu – mówi Magdalena Zając, kierowca Proxcars TME Rally Team

Fot. Aktywni24.pl

Zespół rajdowy Proxcars TME Rally Team pod wodzą Magdaleny Zając kontynuuje swoją przygodę z Rajdem Dakar. Łodzianka ukończyła dziesiąty etap i przygotowuje się do kolejnego, który zaplanowano na czwartek. Do ukończenia rajdu pozostały już tylko dwa odcinki – podają Łukasz Kaczyński i Aktywni24.pl

Dziesiąty etap Rajdu Dakar wyniósł łącznie 609 km w tym odcinek specjalny o długości 371 km. – Jestem szczęśliwa, że udało się ukończyć kolejny etap rajdu – mówi Magdalena Zając, kierowca Proxcars TME Rally Team.- Był to odcinek bez wydm i specjalnych atrakcji. Ten odcinek bardzo dobitnie pokazał też, jak bardzo ważne jest szczęście. Jak szybko można stracić przewagę, na którą się pracowało przez pierwsze 100 km wyścigu. Wyprzedzasz samochody i nagle łapiesz kapcia, tracisz przewagę i trzeba zaczynać wszystko od nowa. Najważniejsze jednak, że ukończyliśmy go i przygotowujemy się już do kolejnego odcinka.

Po poprzednim odcinku miałam obawy, że nie dotrzemy do mety ze względu to, że musieliśmy pokonywać mnóstwo stromych podjazdów po wielkich głazach. Myślałam żartobliwie, że przez ten hałas wydobywający się z „Kici” samochód rozpadnie się na kawałki, a silnik wyskoczy z ramy.

W czwartek rozpocznie się 11 odcinek, którego trasa będzie łącznie wynosić 587 km w tym odcinek specjalny o długości 480 km. Do zakończenia rajdu pozostały już tylko dwa odcinki. Rajd Dakar 2024 potrwa do 19 stycznia.

Futbolowe transfery po polsku czyli sportowy szrot. Gdzie zniknęła zdolna, polska młodzież?

Zimowe futbolowe podniecenie w Polsce jest wielkie. Wiadomo, transferowy zawrót głowy. Kto się wzmocni, kto osłabi? Jeden trend widać jak na dłoni. Znów polskie kluby stawiają na zachodni szrot.

Mamy kolejny zalew zawodników, którzy mają może bogate CV, ale dawno o nic ważnego nie grali, albo wcale nie było ich na boisku. I o takich ludziach zachwycone polskie media piszą bez zahamowań, że to są… wzmocnienia. Nie wiem, śmiać się czy płakać.

Widać, jak na dłoni, że polska ekstraklasa, jest w najlepszy razie miejscem do mentalnej, fizycznej, a w końcu sportowej odbudowy. Raz się to udaje, innym razem nie. Tych drugich przypadków jest zdecydowanie więcej, co nie najlepiej świadczy o polskich klubowych dyrektorach sportowych. Raczej czekają na podszepty, dobre rady kumpli z branży albo przygotowane atrakcyjne filmiki promocyjne, niż sami sprawdzą co w trawie piszczy. Podejmują decyzje szybko, za szybko i czasami (jakże często!), mówiąc wprost, są one strzałami… samobójczymi.

Kolejny transferowy trend to wielki brak na rynku zdolnych młodych polskich piłkarzy. Tak jakby cały futbolowy świat w Polsce kończył się na ekstraklasie. Jakby nie było I ligi i niższych klas, z której można by było wyciągnąć zdolnych rodzimy futbolistów. Poza ekstraklasą był tylko wielki sportowy niebyt.

Powód ograniczonych działań transferowych na rodzimym rynku ma prosty powód. Polscy piłkarze, szczególnie ci najzdolniejsi, są za drodzy i nie ma żadnej gwarancji, że po wydaniu kilkuset tysięcy złotych nie okaże się, że były to pieniądze źle zainwestowanie. Po co zatem ryzykować. Lepiej stawiać na… szrot.

Do czego prowadzi taki zastój, uniemożliwiający swobodny przepływ sportowych talentów, widać jak na dłoni w polskim rugby. Ekstraliga słabnie z sezonu na sezon, bez wielkich szans na pokazanie się najlepszych młodych ludzi w najlepszych klubach.

Tu też powodem są… pieniądze. Młodzi muszą kisić się w swoich macierzystych zespołach, bo nikt nie wyłoży na ich sprowadzenie ogromnej, jak na możliwości dyscypliny, kasy. Taplamy się zatem w sportowym bagienku, które próbuje się ratować, jak w futbolu, transferami dużo tańszych zagranicznych graczy.

« Older posts Newer posts »

© 2025 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑