Ryżową Szczotką

Rezerwowy Pafka

Page 50 of 166

Druga porażka z rzędu Widzewa. Jeden Antoni Klimek to za mało, żeby opanować boiskowy chaos

Fot. Marek Młynarczyk autor bloga www.obiektywnasport.pl

Niestety, Widzew zaczyn przypominać stary niedobry Widzew z jesieni minionego roku, gdy wszyscy drżeli z obawy, że wiosną przyjdzie łodzianom bronić się przed spadkiem. Na szczęście do niczego takiego nie doszło i łodzianie mogą być spokojni o swój ligowy byt, ale dwie porażki z rzędu, w tym druga w wyjątkowo kiepskim stylu, nie budują pozytywnej narracji.

Łodzianie po 12 minutach przegrywali pojedynek z Wartą 0:2, potem zdobyli kontaktowego gola i mieli jeszcze kilo czasu, całą drugą połowę, żeby odrobić straty z nawiązką. Nie byli jednak w stanie tego zrobić. Trudno jednak było spodziewać się czegoś nadzwyczajnego, skoro cała odpowiedzialność za grę i wynik spadła na barki młodzieżowca – Antoniego Klimka, który zaliczył znakomitą asystę przy golu Jordiego Sancheza (siedem bramek na koncie).

Daniel Myśliwiec: Trzeba było opanować chaos, z którego żyje Warta. Trudno jednak go okiełznać, gdy tworzy się go samemu we własnych szykach. W tym upatruję właśnie przyczyn naszej porażki. Byłem przekonany, że zachowując spokój i konwekcje i zwiększając tempo będziemy w stanie odrobić starty. Pomyliłem się, nie udało nam się uporządkować gry i stąd ten wynik. Myślę, że stać nas na zdecydowanie więcej. Piłka jest pełna przypadkowych i losowych zdarzeń. Taktyka polega na tym, żeby ograniczyć ten przypadek do minimum. My przez ten chaos nie byliśmy w stanie dziś tego dokonać.

Antoni Klimek: Czuję spory niedosyt. Jesteśmy niezadowoleni, oczekujemy od siebie więcej. Znów z Wartą nie daliśmy z siebie wystarczająco dużo w trzeciej tercji. Te stracone gole wszystko zmieniły, ale nie wybiły nas z rytmu. W przerwie wprowadziliśmy swoje poprawki i staraliśmy się być konsekwentni, ale za mało jakości było pod bramką rywala.

Przed piłkarzami Widzewa dwa ostatnie mecze na własnym boisku: z Zagłębiem (12 maja o godz. 15) i Lechem (19 maja o godz. 17.30).

Warta Poznań  Widzew Łódź 2:1 (2:1)

1:0 –Ciganiks (10, samobójcza), 2:0 – Kupczak (12), 2:1 – Sanchez (44)
Widzew: Gikiewicz – Szota (46, Milos), Żyro, Ibiza, Silva – Diliberto (46, Kun), Alvarez, Pawłowski – Ciganiks (62, Nunes), Klimek (62, Rondić), Sanchez

ŁKS. To jest smutne. Po dobrym meczu katastrofalne błędy w defensywie przyniosły porażkę i definitywny spadek z ekstraklasy!

ŁKS przegrał po raz dwudziesty w ekstraklasie, po raz siódmy na własnym boisku, choć starał się i walczył. To jednak za mało, żeby uzyskań korzystny wynik. Porażka oznacza, że jako pierwszy ŁKS pożegnał się definitywnie z ekstraklasą.

ŁKS rozpoczął mecz z dwoma młodzieżowcami w jedenastce (Bobek, Młynarczyk) i Baliciem na środku… ataku. Łodzianie prowadzili grę, rywale pilnowali własnego przedpola. Pierwszym celnym strzałem zapisał się w protokole w 27 min… stoper Mammadov. W 36 min w doskonałej sytuacji Hoti z linii pola bramkowego posłał piłkę w… boczną siatkę.

To tylko rozzuchwaliło rywali. Akcja Exposito przyniosła gola. Hiszpan zwiódł dwóch łodzian, genialnie zagrał do Nauhela, który posłał piłkę do pustej bramki. Wcześniej był jednak faul na Dankowskim i arbiter, po analizie VAR, gola nie uznał. ŁKS do przerwy był lepszy, ale to… technika i ostatecznie kontrowersyjna decyzja arbitra uratowała mu skórę.

W pierwszej akcji drugiej połowy Mokrzycki ograł w polu karnym Petrova, a ten interweniując odbił piłkę ręką. Po analizie VAR sędzia Arys podtrzymał swoją decyzję. Jedenastka! Pewnie wykorzystał ją Ramirez, po raz siódmy w sezonie (na siedem prób!). Hiszpan ma na koncie 9 bramek.

Wrocławianie atakowali. Znakomicie uprzedził Exposito Głowacki. Niestety, po rzucie rożnym i słabym (jak zwykle!) kryciu ełkaesiacy stracili gola. A potem szybko drugiego, przy którym niczym nieopierzony junior zachował się Gulen. Takie katastrofy w defensywie pogrążyły łodzian w ekstraklasie.

ŁKS przez ostatnie dziesięć minut grał z przewagą jednego zawodnika. Gulen strzelił tuż obok słupka, Leszczyński złapał piłkę po główce Dankowskiego z siedmiu metrów i z przewagi wyszły nici, a spotkanie skończyło się porażką łodzian.

Mecz oglądał z wysokości trybun były piłkarz ŁKS, który pokazał w Łodzi klasę czyli Sebastian Mila.

ŁKS – Śląsk Wrocław 1:2 (0:0)

1:0 – Ramirez (53, karny), 1:1 – Masenko (71, głową), 1:2 – Samiec – Talar (76)

ŁKS: Bobek – Dankowski, Mammadov, Gulen, Głowacki (85, Pirulo), Mokrzycki (80. Letniowski), Hoti (74, Louveu), Ramirez, Tejan, Balić (72, Janczukowicz), Młynarczyk (80, Szeliga)

Czy łódzkich rugbistów stać na koniec zmagań na drugie ligowe zwycięstwo?

Fot. Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

Sobotnie granie w ekstralidze rugby otworzy pojedynek w Łodzi. Budowlani WizjaMed podejmą o godz. 13 przy ul. Górniczej Awentę Pogoń Siedlce – podaje biuro prasowe PZR. Przyjezdni w tym starciu będą zdecydowanymi faworytami. Po wzmocnieniu zespołu byłymi zawodnikami Skry Warszawa i kilku miesiącach niezbędnych na poukładanie gry, ekipa z Siedlec stała się jedną z najmocniejszych w stawce. Obecnie zajmuje piąte miejsce w tabeli, ale jej ambicją jest awans do pierwszej czwórki i walka o brązowy medal w małym finale. Nadchodzący weekend to szansa, by wykonać ważny krok w tym kierunku i przeskoczyć pauzujących Edach Budowlanych Lublin.

Budowlani Łódź, jako beniaminek, już raz zaskoczyli wiosną rywali, wygrywając wyjazdowe spotkanie z Lechią Gdańsk. Potem jednak przegrali mecze z Juvenią oraz Arką. Z pewnością są bardziej konkurencyjnym zespołem niż jesienią, ale brakuje im jeszcze konsekwencji oraz przygotowania, by stawiać czoła rywalowi przez pełne 80 minut spotkania. Mimo że zagrają na własnym boisku, ich zwycięstwo będzie sporym zaskoczeniem.

W drużynie Pogoni występują m.in. doskonale znani w Łodzi: Michał Mirosz, Daniel Gdula, Robert Bosiacki czy Paul Walters. W podstawowej piętnastce pojawi się były czołowy gracz Budo 2011 – Aleksandr Schevchenko.

To będzie ostatni mecz w sezonie łodzian. Grają o drugie ligowe zwycięstwo, zajmą tak czy tak przedostatnie miejsce, wyprzedzając jedynie drużynę, która… wycofała się z rozgrywek czyli Budo 2011 Aleksandrów Łódzki.

Wszystko wskazuje na to, że najbliższe dwie kolejki ekstraligi zadecydują o tym, które zespoły zagrają w tym roku o medale i mistrzostwo Polski. W nadchodzący weekend czekają nas trzy mecze, a jeden z nich prawdopodobnie wskaże nam pierwszego finalistę. Mowa o starciu Ogniwa Sopot z Juvenią Kraków, które bez wątpienia przyniesie mnóstwo emocji.

Do zakończenia fazy zasadniczej sezonu pozostały dokładnie trzy kolejki. W walce o udział w finale pozostały liderująca Juvenia Kraków oraz będący tuż za jej plecami Orlen Orkan Sochaczew i Ogniwo Sopot. Co najważniejsze, krakowian czeka jeszcze starcie z obydwiema wspomnianymi drużynami. Pierwsze już w tę sobotę.

Mecze XVI kolejki:
Sobota, 04.05 godz. 13:00 KS Budowlani WizjaMed Łódź v Awenta Pogoń Siedlce
Sobota, 04.05 godz. 16:00 MKS Ogniwo Sopot v RzKS Juvenia Kraków
Niedziela, 05.05 godz. 15:30 ORLEN Orkan Sochaczew v Drew Pal 2 Lechia Gdańsk
Pauzują: Edach Budowlani Lublin i RC Arka Gdynia

Jedenastu Hansenów może zdobyć mistrzostwo Polski, ale nie uratuje polskiego futbolu!

Kapitana Widzewa – Bartłomieja Pawłowskiego cenię, szanuję i lubię, bo to człowiek i piłkarz z klasą, wokół którego i z którym można zbudować jeszcze lepszy Widzew, ale z jednym nie zgadzam się zupełnie.

Pawłowski przekonuje, że gdyby nie, jego zdaniem, niepotrzebny nikomu przepis o młodzieżowcu, to robiący dziś karierę w Jagiellonii – Kristoffer Hansen nadal grałby z pożytkiem w Łodzi. Niestety, żeby nie narażać Widzewa na finansowe straty trener Janusz Niedźwiedź musiał stawiać na pozycji Norwega na… słabszego od niego młodzieżowca. Dlatego piłkarz musiał sobie znaleźć i szybko znalazł lepsze miejsce do grania, gdzie mógł skutecznie walczyć o podstawowy skład.

Moim zdaniem w słabej polskiej, futbolowej lidze, która z reguły staje się miejscem pracy zagranicznych piłkarzy trzeciego wyboru, gdzie różnice punktowe między walczącymi i tytuł i o spadek nie są punktową przepaścią, nie mówiąc już o umiejętnościach, przepis o młodzieżowcach, to światełko w tunelu, dające nadzieję na lepszą (oj, nie od razu!) przyszłość.

Pokazują się młodzi, zdolni gracze, na razie głównie bramkarze to fakt, którzy dostają szansę i ją lepiej lub gorzej wykorzystują, ale ci najlepsi stają się ważnymi ogniwami swoich ligowych drużyn i młodzieżowych reprezentacji, podnoszą swoje umiejętności i prędzej niż później (albo wcale) stają się piłkarzami pełną gębą. To atut i kapitał, a nie kula u nogi.

Nie ma żadnej satysfakcji z tego, że rozpoczynający mecz samymi obcokrajowcami mistrz Polski, walcząc przez gros czasu z przewagą jednego zawodnika, w końcówce pojedynku, rękami i nogami, symulując faule i częściej leżąc na murawie niż grając, robi wszystko, nie żeby jeszcze bardziej zdominować zmęczonego rywala, ale żeby utrzymać korzystny wynik. Słabe to, nie dające nadziei na lepszą przyszłość polskiej (he!he!) piłki.

Wielkie sportowe wyzwanie przed polskimi rugbistkami. Czy zagrają w olimpijskim turnieju w Paryżu? Najpierw jednak Kraków!

Zdjęcia PZRugby

Rugby 7 kobiet na olimpiadzie. Czy w Paryżu walczyć będą Polki? Rywalizacja w rugby 7 rozpocznie się na Stade de France dwa dni przed oficjalnym otwarciem Igrzysk Olimpijskich i wszyscy liczymy na to, że w stawce będziemy mogli kibicować również naszej żeńskiej reprezentacji. Zwłaszcza, że zgodnie z informacjami płynącymi z komitetu organizacyjnego, rugby 7 to obecnie drugi najlepiej sprzedający się sport i bilety na każdy z dni rywalizacji bardzo szybko znikają. Możemy więc spodziewać się pełnych trybun w każdy z sześciu dni rywalizacji, a te dla przypomnienia mogą pomieścić ponad 80 000 ludzi! – podaje biuro prasowe PZR.

Polki poznały rywalki w walce o kwalifikację do Igrzysk Olimpijskich. Biało-Czerwone będą jedną z dwunastu drużyn, które powalczą o ostatni bilet do Paryża w turnieju repasażowym w Monako. Finałowe kwalifikacje odbędą się w dniach 21-23 czerwca. Polki zmierzą się z następującymi drużynami: Chiny, Czechy, Meksyk. Prawo startu w turnieju repasażowym w Monako wywalczyły również drużyny z Argentyny, Paragwaju, Jamajki, Kenii, Ugandy, Papui Nowej Gwinei, Samoa i Hongkongu. W pierwszej fazie zespoły zostaną podzielone na trzy grupy, z których awans do fazy pucharowej wywalczą po dwie najlepsze ekipy. Finał o olimpijski bilet do Paryża zostanie rozegrany 23 czerwca w Monako.

– Każdą z tych drużyn doskonale znamy i wiemy czego możemy się spodziewać. Chinki to świetnie wyszkolony zespół, który gra bardzo poukładane rugby, natomiast Czeszki bardzo dobrze znamy z europejskich boisk i widzimy jak duży progres robią z roku na rok – powiedziała reprezentantka kraju Tamara Czumer-Iwin.

Na razie reprezentacja Polski w rugby 7 kobiet, prowadzona przez Janusza Urbanowicza, przygotowuje się do ostatniego turnieju z cyklu World Rugby HSBC Sevens Challenger, który odbędzie się w Krakowie w dniach 17-18 maja- podaje biuro prasowe PZRugby. „Biało-Czerwone” Polki mają za sobą zgrupowanie w Cetniewie, na którym zameldowało się aż 20 zawodniczek.

– Trener zwracał szczególną uwagę na zachowania w obronie, bo wie, jak jest to ważne w czasie gry. Na tym się skupiałyśmy, choć oczywiście były też treningi motoryczne i siłowe, ale trener Urbanowicz postawił nam za zadanie głównie pracę nad obroną – mówi Anna Klichowska.

Widzew. Taka porażka powinna tylko zintegrować drużynę, bo wstydu nie było, a wręcz przeciwnie!

Piękna seria Widzewa sześciu meczów bez porażki, w tym cztery domowe zwycięstwa z rzędu, została przerwana, ale wstydu nie ma. Drużyna walczyła w dziesięciu za dwóch, ba, miała swoje szanse, fenomenalnie bronił Rafał Gikiewicz. Niestety, wpuścił piłkę po strzale, którego nie mógł obronić.

Czym mnie zaimponowali łodzianie? Dyscypliną taktyczną i konsekwencją. Dopóki starczyło im sił, trzymali odległości w strefie, umiejętnie się asekurując. Czekali na swoją szansę i ją dostali. Szkoda, że Jordi Sanchez (6 goli, 4 asysty) nie cieszył się z kolejnego gola, ale przecież rywale, bądź co bądź mistrzowie Polski, też mają znakomitego golkipera.

To zatem była… budująca porażka, która integruje zespół, a nie rozwala na atomy. Jest team, któremu nie są straszne żadne wyzwania. Czekam, że taką drużyną łodzianie będą w kolejnym meczu – 5 maja o godz. 12.30 zagrają w Grodzisku Wielkopolskim z nieobliczalną Wartą. Rywale ostatnio na tym boisku ograli Stal Mielec 5:2, a hat trickiem popisał się supersnajper i lider poznaniaków – Adam Zrelak. Trzeba będzie na niego wyjątkowo uważać. To nie będzie łatwy mecz. Jesienią w Łodzi Widzew przegrał 0:1.

ŁKS. Nową drużynę trzeba zbudować wokół Daniego Ramireza!

Fot. ŁKS Łódź

ŁKS niestety nie potrafi uczyć się na własnych błędach. Znów z hukiem spada z ekstraklasy. A zaciężna armia najemników okazała się w większości sportowym niewypałem. Nowi zarządzający w klubie, oby mądrzejsi w swych działaniach, zapowiadają kadrową rewolucję. Odejść ma 13 zawodników. Niektórzy są tak oddani Łodzi i ŁKS, że gotowi by byli już teraz, bez oglądania się na cokolwiek, natychmiast ewakuować się z tego okrętu.

Wiem jedno. Wiem, wokół kogo trzeba budować nowy, lepszy ŁKS. Początkowo miałem inne zdanie, ale sezon pokazuje, że się myliłem. Z meczu na mecz na prawdziwego lidera zespołu znów wyrósł Dani Ramirez, który coraz lepiej kieruje poczynaniami zespołu, pokazuje zagrania, których nikt w ekstraklasie by się nie powstydził. I co najważniejsze zostawia serducho na boisku. Widać jak na dłoni, że mu bardzo zależy.

W klubie jest sporo zdolnych dzieciaków, ale sami, nawet z Ramirezem, tego nie pociągną. Potrzebne są inteligentne transfery piłkarzy, którzy przyjdą tu nie na chwilę, tylko na dłużej, mając wspólny cel: zbudowania solidnej drużyny przynajmniej na bezpieczną strefę ekstraklasy.

4 maja o godz. 15 ŁKS podejmie marzący cały czas (coraz mniej realnie) o mistrzostwie Polski, grający ostatnio beznadziejnie – Śląsk Wrocław. Miejmy nadzieję, że ełkaesiacy nie zawiodą swoich kibiców i pokażą faworytowi, gdzie raki zimują. We Wrocławiu górą byli gospodarze (2:1) po golu strzelonym w doliczonym czasie gry!

Siatkówka kobiet. W łódzkich klubach prawdziwe transferowe trzęsienie ziemi. Składy zmienią się nie do poznania!

Co tu kryć. To nie był zbyt udany sezon dla łódzkich zespołów w siatkarskiej lidze. Musiały obejść się smakiem. Nie zdobyły medalu – ani Grot Budowlani, ani ŁKS Commercecon.

Co będzie w nowym sezonie? Tego nie wie nikt. Jedno jest pewne – kibice będą się uczyć nazwisk i rozpoznawać nowe zawodniczki, bo zmiany w składach będą… ogromne. Trwa właśnie transferowy zawrót głowy. Na razie w czołowych drużynach więcej siatkarek się żegna niż wita.

I tak, z odciętej od wielkiego państwowego koncernu, drużyny mistrzyń Polski – Grupa Azoty Chemik Police na tę chwilę odchodzi siedem zawodniczek. Nie przychodzi żadna!

Z zespołu wicemistrzyń – PGE Rysice Rzeszów odchodzi pięć siatkarek plus trener. Przychodzi? Na pewno doskonale znany w Łodzi trener Michal Masek.

Najmniej transferowych zawrotów głowy w zespole brązowych medalistek BKS Bostik ZGO Bielsko – Biała. Kadra utrzymana, przychodzi jedna (Julita Piasecka ŁKS), odchodzi też jedna zawodniczka.

W czwartym teamie – Grot Budowlani – sześć zawodniczek ma odejść, w tym Ana Bjelica czy Andrea Mitrović. Przyjdzie na pewno Paulina Damaske z Bielska. W kręgu zainteresowań jest grająca ostatnio we Włoszech – Dominika Sobloska-Tarasowa.

W piątym – ŁKS Comemrcecon na razie przychodzi Maria Stenzel z Radomki, a odchodzi… to trzeba policzyć: jedna, druga… szósta, no rekord… siódma zawodniczka. Prawdziwe transferowe trzęsienie ziemi, podobnie jak u rywalek zza miedzy.

Powiedzmy szczerze, Tauron Liga też wymaga zmian i do nich powinno dojść, bo co dalej z morzem pieniędzy z państwowych koncernów? Co się stanie, jak kurek zostanie definitywne (i słusznie!) zakręcony? Kto wytrzyma finansowo ligową batalię, a przede wszystkim finansowe wymagania zawodniczek? Czy nie warto by było zmniejszyć ligę, bo w minionych rozgrywkach za dużo było w niej słabych, nudnych spotkań?

Najpierw jednak włodarze klubów muszą rozliczyć miniony sezon. Moim zdaniem, jeśli tego nie uczynią transparentnie i wiarygodnie przed kolejnymi rozgrywkami, nie powinno dla nich i ich drużyn być miejsca w Tauron Lidze!

Widzew przegrał, ale walczył heroicznie. Jak szkoda, że sędzia Raczkowski wypaczył wynik sportowej rywalizacji

Seria sześciu meczów bez porażki, czterech domowych zwycięstw z rzędu się skończyła. Widzew przegrał, ale nikt nie będzie miał o to pretensji, bo walczył w dziesięciu heroicznie. Gdyby mecz prowadził lepszy arbiter, spotkanie mogło mieć innym przebiegł. Futbolowa sprawiedliwość w Polsce jest ślepa, a raczej… nieudolna. Nie sposób zrozumieć dlaczego arbiter Raczkowski nie pokazał drugiej żółtej, czerwonej kartki piłkarzowi Rakowa.

Mecz tak naprawdę zaczął się po kwadransie od…czerwonej kartki. Hanousek się pogubił przy wyprowadzeniu piłki z własnego przedpola i ratując sytuacją brutalnie sfaulował Berggrena. To może się skończyć dyskwalifikacją na kilka spotkań defensywnego pomocnika.

Raków wyczuł swoją szansę. Na szczęście pojedynek sam na sam z Yeboahem wygrał Gikiewicz. Po błędzie Żyryz dystansu do pustej bramki strzelał Koczerhin i co? Nie trafił! Potem wszystko było w rękach Gikiewicza, który dwa razy interweniował bez zarzutu.

Widzew cofał się coraz głębiej i narażał się na groźnie akcje gości. Przy stracie jednego zawodnika brakowało dokładnego rozegrania piłki przy kontrze.

W 44 min szanse powinny się wyrównać. Arbiter Raczkowski popełnił wielki błąd, nie pokazując drugiej żółtej czyli czerwonej kartki Crnacowi po niebezpiecznym dla rywala faulu. Gdzie ten chłop miał oczy?! Wygląda na to, że nieudolni arbitrzy stają się zakałą ligowych rozgrywek!

W drugiej połowie Widzew tylko się bronił, wybijając piłkę z własnego przedpola na uwolnienie, bez próby jej przytrzymania. Za łatwo łodzianie oddawali piłkę rywalom. Ta taktyka mogła przynieść fatalne skutki. Był jednak Gikiewicz, który znakomicie interweniował po główce Crnaca.

Widzew czekał na swoją szansę i się doczekał. Sanchez zabawił się w polu karnym Rakowa z rywalami, strzelił, ale po rykoszecie dobrze interweniował Kovacevic.

Widzew heroicznie bronił się przez ponad godzinę, ale w końcu uległ. Znakomitym strzałem z dystansu popisał się Koczerhin. Bramkarz łodzian był bez szans. Widzew się nie poddawał. Kovacevic świetnie obronił strzał Diliberto. W kolejnej dobrej sytuacji rezerwowy łodzian popisał się wyjątkowym… kiksem. To była meczowa piłka!

Mecz uważnie oglądał z wysokości łódzkiej trybuny były (a może też przyszły?!) trener Rakowa – Papszun.

Był jednym z17 553 kibiców na trybunach.

Widzew – Raków Częstochowa 0:1 (0:0)

1:0 – Koczerhin (81)

Widzew Łódź: Gikiewicz – Szota (89, Milos), Żyro, Ibiza, L. Silva -Alvarez (84, Diliberto), Hanousek, Pawłowski – Cigaņiks (75, Nunes), Sanchez (84, Rondić), Klimek (46, Kun)

ŁKS. Katastrofalne błędy w defensywie. 13 wyjazdowa porażka i praktycznie koniec marzeń o uratowaniu ekstraklasy

Fot. Cyfrasport/ŁKS Łódź

Nomen omen. ŁKS doznał 13 wyjazdowej porażki (19 w sezonie), nie mając wiele do powiedzenia w spotkaniu z rewelacją wiosny – Górnikiem Zabrze. Starał się, to fakt, ale gdy popełnia się katastrofalne błędy w defensywie, to się za nie srogo płaci. I tak ŁKS i osiągnął lepszy wynik niż jesienią u siebie, gdy przegrał 0:5.

Górnik chciał zacząć z wysokiego C, ale stojący tym razem w bramce łodzian Bobek, w 3 minucie spotkania nie dał się zaskoczyć po strzale Rasaka. Gospodarze mieli przewagę, a szczęście łodzian nie mogło wiecznie trwać. Najpierw Czyż wykorzystał fatalne wybicie Dankowskiego, a potem szybki jak wiatr Ennali urządzi sobie slalom gigant między piłkarzami ŁKS i pewnie pokonał Bobka. Gra defensywna łodzian w ekstraklasie to koszmar, co dobitnie potwierdziła pierwsza połowa spotkania. ŁKS miał szanse wyrównać na 1:1, ale po strzale szczupakiem Dankowskiego piłka nie trafiła w światło bramki.

W drugiej połowie Górnik pilnował wyniku, ŁKS próbował coś zmienić. Strzał z dystansu Ramireza obronił Bielica. W dogodnej sytuacji obok słupka główkował Mammadov. Zdało się to psu na budę.

W odpowiedzi pięknym strzałem zza pola karnego popisał się Lukoszek i Górnik powiększył przewagę. Niestety, żaden z łodzian był tak daleko od strzelca, że nie mógł próbować zablokowania uderzenia! ŁKS próbował, starał się i zdobył honorowego gola. Jego autorem był kapitan drużyny – Ramirez. Górnik się zdenerwował i po składnej akcji jeszcze raz cieszył się z bramki. Jeszcze pokazał sią Młynarczyk, ale jego strzał głową obronił Bielica.

Górnik Zabrze – ŁKS 4:1 (2:0)

1:0 – Czyż (25), 2:0 – Ennali (35), 3:0 – Lukoszek (63), 3:1 – Ramirez (83), 4:1 – Filipe Nascimento (90)

ŁKS: Bobek – Dankowski, Mammadov, Gulen, Durmisi – Ramirez, Louveau (80, Ceijas), Hoti (60, Letniowski) – Tejan (73, Janczukowicz), Jurić (60, Młynarczyk), Balić (73, Szeliga)

« Older posts Newer posts »

© 2025 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑