Rezerwowy Pafka

Kategoria: Sport (Page 34 of 161)

BEACH SIDE RUGBY MANUFAKTURA 2024 już w sobotę. Dobrze by było, żeby każdy startujący w turnieju zespół amatorów miał w swoim składzie choć jedną kobietę!

Fot. Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

Ikona polskiego i łódzkiego sportu, polskiego i łódzkiego rugby – Mirosław Żórawski w sobotę 3 sierpnia od godz. 12 zapewnia nam łodzianom sportową rozrywkę i zabawę czyli dziesiąty turniej rugby plażowego – BEACH SIDE RUGBY MANUFAKTURA 2024. Daniem głównym będzie turniej amatorów, o którym tak mówi Mirosław Żórawski: Bezpieczeństwo i dobra zabawa, to główne zasady obowiązujące w turnieju amatorów, gdzie będą rywalizować byli zawodnicy z kibicami i sympatykami dyscypliny oraz osobami, które o raz  pierwszy chcą spróbować sił w plażowym rugby.

Opracowane zostały pewne uwagi do przepisów rugby, według których m.in. nie ma gry nogą, nie można stosować obrony ręką, wchodzić centralnie w przeciwnika oraz walczyć o piłkę w parterze. 

Oczywiście obowiązuje zakaz uczestnictwa aktualnych zawodników ligowych (chyba że ukończyli 40 rok życia), a warunkowo dopuszcza się w składzie jednego zawodnika z kategorii młodzieżowych.

Ikona polskiego i łódzkiego rugby – Mirosław Żórawski

Staramy się również stosować pewne niepisane wewnętrzne zasady gry, czyli mieć w składzie kobietę (dziewczynę), na boisku powinno znajdować się dwóch byłych zawodników (nie dotyczy kobiet i zawodników po 45 roku życia). Dzieci do lat 10 są mile widziane i nie są wliczane do liczby zawodników, a taka drużyna gra w składzie 4 + 1.

Z ostatniej chwili: Będzie jedna drużyna złożona z samych kobiet i dzieci.

Oczywiście nikt nie zamierza nikogo karać lub dyskwalifikować, bo  elementy sportowej rywalizacji być muszą, ale zawsze musimy pamiętać o priorytetach: bezpieczeństwo i dobra zabawa.


Grafika Michał Lubocha

Regulaminowe wytyczne gry w turnieju Beach Side Rugby Manufaktura 2024:

-boisko posiada maksymalne wymiary 20 x 20 m

-czas gry amatorów 2 x 2,5 min + dogrywka do złotego punktu;

-czas gry pokazowej/klubowej 2 x 3 min + dogrywka do „złotego punktu” (każdy mecz musi zostać rozstrzygnięty)

-składy 4-osobowe (ilość zawodników w zespole max 8 + dzieci w amatorach)

-zmiany hokejowe; możliwe w trakcie trwania gry, jednak z poszanowaniem zasad gry

-całkowity zakaz gry nogą oraz tworzenia przegrupowań

-zakaz walki o piłkę po przewróceniu przeciwnika

-absolutny zakaz padania na przeciwnika i rzucania się na leżącą piłkę

zakaz blokowania piłki lub celowego utrudniania podania piłki, uwaga dla amatorów to całkowity zakaz obrony ręką przed szarżą („blacha”)

-zatrzymany zawodnik na ziemi (po szarży lub obaleniu) tworzy linię spalonego, ale musi niezwłocznie podać piłkę (unikając jej odkładania)

-zatrzymany w górze (sklinczowany) zawodnik traci piłkę jeśli nie może wykonać podania (walka do 3 sek – tylko 1 x 1 bez dochodzenia innych zawodników lub tworzenia maula), w czasie klinczu i walki o piłkę dla pozostałych zawodników obowiązuje linia spalonego

-wszystkie wznowienia gry rzutem wolnym (z plaży lub z ręki)- przeciwnik w odległości min1 m (bez ataku na zawodnika wznawiającego podaniem, chyba że sam podejmie grę) uwaga do wznowienia gry dla amatorów: wystarczy położenie i podniesienie piłki z plaży

-wznowienie gry po punktach tylko ze środka plaży: obydwa zespoły na swoich połowach

-szybkie wznowienie gry po przyłożeniu możliwe jest tylko przez zawodnika, który sam przyniesie piłkę na środek plaży

-każde celowe utrudnianie i opóźnianie gry karane będzie przesunięciem o 5 m

-turniej ma charakter towarzyski i propagujący plażowe rugby, a wszelkie przypadki gry brutalnej i niesportowego zachowania są niedopuszczalne (wykluczenie zawodnika z meczu lub turnieju)

Rugby olimpijskie. Zasłużony złoty medal Nowej Zelandii, ale kto stawiał na Kanadyjki. Odwrót drużyn Starego Kontynentu

Haka drużyny Nowej Zelandii Fot. biuro prasowe PZR

Reprezentacja Nowej Zelandii w rugby7 kobiet zdobyła złoty medal po tym, jak w finale zwyciężyła drużynę Kanady. Zanosiło się na megasensację, bo Kanadyjki do przerwy prowadziły 12:7. W drugiej połowie Nowozelandki odwróciły losy spotkania, ostatecznie wygrały 19:12. Po brązowe medale sięgnęły zawodniczki z USA, które nieoczekiwanie pokonały w meczu o brąz faworyzowaną Australię 14:12.

Dla polskich kibiców turniej rugby 7 kobiet na igrzyskach w Paryżu ma słodko-gorzki posmak, bowiem podopieczne Janusza Urbanowicza do samego końca walczyły o to, by się tam znaleźć i pozwalały nam marzyć o olimpijskim debiucie – podaje biuro prasowe PZR.

Brązowe medalistki poprzednich igrzysk, reprezentacja Fidżi, w niczym nie przypominała drużyny sprzed trzech lat i z kompletem porażek pożegnała się z igrzyskami. Awans do ćwierćfinału wywalczyły m.in Chinki, które w tym sezonie stały się swoistym Nemezis „Biało- Czerwonych”. Azjatki wygrywały z naszym zespołem w cyklu Challengerów, ale również w turnieju repasażowym, którego stawką było właśnie miejsce w stawce 12 drużyn walczących o olimpijskie złoto.

W ćwierćfinałach doszło do sporej niespodzianki, a nawet sensacji, bo Kanada pokonała gospodynie turnieju 19:14 i niespodziewanie to drużyna z Ameryki Północnej awansowała do fazy medalowej. To był zresztą kres dla wszystkich ekip ze Starego Kontynentu, bowiem Wielka Brytania przegrała z USA, a Irlandki zostały zdemolowane przez Australię 7:40. Komplet półfinalistek uzupełniła Nowa Zelandia, która pokonała Chiny 55:5.

W fazie półfinałów również byliśmy świadkami sporej sensacji. Bo o ile awans Nowej Zelandii, po wygranej z USA 24:12, był właściwie pewnikiem, o tyle niemal wszyscy stawiali, że rywalkami tej drużyny będą Australijki. Jednak Kanada ponownie sprawiła ogromną sensację i pokonała zespół z Antypodów 21:12. Po trzech przyłożeniach i trzech pewnych podwyższeniach Olivii Apps nieoczekiwanie to Kanadyjki dostały szansę walki o złoto.

Nowa Zelandia w pełni zasłużenie została mistrzem olimpijskim, natomiast Kanadyjki, choć przegrały decydujące spotkanie, to sprawiły wszystkim ogromną niespodziankę. Wrócą do domu ze srebrnymi medalami, choć absolutnie nikt na to nie stawiał.

Medalistki igrzysk

Tymczasem bardzo ważna decyzja w polskim rugby. Karierę zakończyła Karolina Jaszczyszyn. Wieloletnia kapitan reprezentacji oraz drużyny Biało-Zielone Ladies od roku zmagała się z kontuzją kolana. Mimo rehabilitacji staw nie wrócił do pełnej sprawności.

Widzew. Trzeba mieć umiejętności, żeby strzelić taką, na dodatek niezwykle ważną, bramkę, jaką zdobył Jakub Sypek

Fot. marcin bryja/widzew.com

Widzew pokonał Lecha 2:1, a widzewiak nad widzewiakami Zbigniew Boniek napisał po meczu: Charakter, serce i jakość. Na takie słowa zasługuje cały zespół, w tym autor premierowego gola 23-letni Jakub Sypek. Miał nosa trener Daniel Myśliwiec, że postawił na pomocnika, mimo nie najlepszego występowi przeciwko Stali w Mielcu (1:1).

Sypek znalazł się w jedenastce drugiej kolejki ekstraklasy i moim zdaniem nie ma w tym przypadku. Zdobył kluczowego, bo otwierającego wynik spotkania, gola. A nie było o to łatwo. Trzeba było w sekundę, góra dwie, to wszystko sobie dokładnie obmyśleć, a potem strzelić w bardzo dobrym stylu, z ostrego kąta, precyzyjnie, po długim rogu, nie do obrony.

Jasne, Kuba miał potem różne momenty, lepsze i gorsze, okazje do zdobycia kolejnych bramek, najważniejsze że okazał się potrzebny drużynie i miał swój spory udział w cennym zwycięstwie.

– Trudno opisać emocje związane ze strzeleniem gola. Bramka zdobyta w Sercu Łodzi nie może równać się trafieniu gdziekolwiek indziej – mówił po meczu piłkarz. I miał 200 procent racji. Takie trafienie może być niezwykle pozytywnym impulsem dla piłkarza. Oby tak się stało. I już w kolejnym spotkaniu okazał się graczem, na którym można polegać, jak choćby na kapitanie Marku Hanousku czy bramkarzu Rafale Gikiewiczu.

5 sierpnia o godz. 19 łodzianie zagrają w Krakowie z klubem byłego swojego prezesa Mateusza Dróżdża – Cracovią. Zespół rywali sprawił największą sensację drugiej kolejki, pokonując w Częstochowie Raków 1:0, a wielki udział w sukcesie miał doskonale znany na Widzewie bramkarz Henrich Ravas (zasłużone miejsce w jedenastce kolejki). To będzie bardzo ciekawa konfrontacja z… podtekstami.

Nieudana premiera. ŁKS miał za mało atutów, żeby zdobyć w Gdyni choćby punkt

ŁKS przegrał w swojej ligowej premierze, prezentując niestety przeciętne sportowe możliwości. Proste błędy w defensywie (skąd my to znamy!), dziecinnie proste straty w ofensywie. To musiało się źle skończyć i tak się skończyło.

Wyjściowa jedenastka ŁKS nie do poznania z poprzednim sezonem. Zwraca uwagę brak w kadrze bramkarza Bobka i miejsce tylko na ławce rezerwowych najlepszego piłkarza minionego sezonu – Mokrzyckiego. W roli napastnika… Balić. W Arce jeden z dotychczasowych liderów, napastnik Czubak, wylądował na ławce rezerwowych. Jednym z telewizyjnych komentatorów był Marciniak – tak tak – były gracz Arki i jedna z ikon ŁKS!

Mecz zaczął się od samych łódzkich nieszczęść. Już w 6 minucie sprzed linii bramkowej piłkę musiał wybijać Gulen. W następnej akcji swoje fatalne oblicze z poprzedniego sezonu pokazał Louveau. Niby krył, a tak naprawdę pozwolił na zbyt dużo, ba na wszystko, Marcjanikowi, który pewnym uderzeniem głową posłał piłkę w róg bramki łodzian.

W miarę upływu czasu łodzianie próbowali przejąć inicjatywę. Na pierwszy strzał (panu Bogu w okno) łodzianie zdobyli się po blisko 38 minutach gry. Jego autorem był Młynarczyk. Drugi, równie beznadziejny, tym razem głową, był autorstwa kapitana Pirulo.

Do trzech razy sztuka. Po bardzo dobrej centrze Młynarczyka i jeszcze lepszym uderzeniu głową, Louveau doprowadził do wyrównania, rehabilitując się za wpadkę z początku meczu. W doliczonym czasie pierwszej połowy znakomitą interwencją popisał się Bomba.

W drugiej połowie znów po rzucie wolnym dobrze zachował się Bomba. W ofensywie łodzianom brakowało dobrego ostatniego podania. Szkoda, bo to ŁKS miał inicjatywę w grze. Do pierwszej groźnej kontry gospodarzy, gdy w dogodnej sytuacji Gaprindaszwili strzelił nożycami nad poprzeczkę. Ełkaesiacy sami prowokowali groźne ataki gospodarzy w beznadziejnie prosty i bezsensowny sposób tracąc piłkę.

To musiało się źle skończyć. Łodzianie dali miejsce do strzału w polu karnym Skórze, który uderzył między nogami Gulena i trafił do bramki. Szansę na wyrównanie miał Arasa (grający z numerem 9!), ale fatalnie skiksował. Potem jeszcze raz Bomba ratował łodzian, broniąc strzał Oliveiry.

Kto wypadł najlepiej z ełkaesiaków? Bardzo dobrze zaprezentował się w roli komentatora Marciniak – konkretny, rzeczowy, spostrzegawczy, obiektywny. To był prawdziwie udany telewizyjny debiut. Tylko tak dalej!

Arka Gdynia – ŁKS 2:1 (1:1)

1:0 – Marcjanik (7, głową), 1:1 – Louveau (45+2, głową), 2:1 – Skóra (88)

ŁKS: Bomba – Dankowski, Gulen (89, Mihaljević), Louveau, Majenić, Kupczak, Pirulo (79, Mokrzycki), Wysokiński, Młynarczyk (79, Pawlak), Zając (67, Sitek), Balić (67, Arasa)

Najbardziej tajemnicza drużyna polskiej piłki. Na co będzie stać w I lidze ŁKS? Przed łodzianami ligowa premiera!

Fot. Marek Młynarczyk autor bloga www.obiektywnasport.pl

To jest największa zagadka polskiej ligowej piłki. Co, po wielkiej przebudowie, pokaże na boiskach, w ciężkiej walce o punkty, zdegradowany z hukiem z ekstraklasy – ŁKS. Czy stanie się I-ligowym przeciętniakiem, czy też wybije się na wielkość i będzie walczył o powrót do najwyższej kasy rozgrywek? 29 lipca o godz. 20.30 premierowy mecz łodzian: Arka – ŁKS w Gdyni, transmisja TVP Sport.

Na teraz trudno nawet powiedzieć, jaka łódzka jedenastka wybiegnie na boisko na Wybrzeżu. Oby tylko ełkaesiacy nie popełniali takich dziecinnych, kardynalnych błędów w grze defensywnej, jak w ekstraklasie, bo jeśli tak się nie stanie, to postęp nie będzie możliwy.

ŁKS pauzował, bo pierwszy rywal – Wisła Kraków zajęta jest europejskimi pucharami. Rywalom z Gdyni premiera się nie udała. Przegrali w Rzeszowie ze Stalą 0:1, choć byli lepszą drużyną, szczególnie w pierwszej połowie. Na piękne oczy jednak punkty w lidze nikt nie przyznaje.

Gdynianie strzelali na bramkę rywali 12 razy, cztery razy celnie żaden nie trafił do siatki. Niestety, żadne uderzenie nie zostało zamienione na gole. Niezwykły, niesamowity brak skuteczności, gdy zespół przez 66 minut grał… dwoma napastnikami!

Gdynianie będą chcieli ze wszystkich sił się zrehabilitować, zwłaszcza że ich celem jest awans do ekstraklasy. A jaki inny cel może przyświecać łodzianom?

Olimpijska szansa ełkaesianek. Pięcioro zawodników ŁKS zdobywało medale. Grupa Ełkaesiak uczciła pamięć tych, którzy reprezentowali łódzki klub na igrzyskach

Zdjęcia archiwum Jacka Bogusiaka

Na igrzyskach olimpijskich debiutują trzy zawodniczki ŁKS Commercecon – Klaudia Alagierska-Szczepaniak, Natalia Mędrzyk i Maria Stenzel. To nie pierwszy taki zbiorowy występ ełkaesiaków na olimpiadzie. W 1972 na zimowej olimpiadzie w Saporro barw Polski broniło… czterech hokeistów ŁKS: Krzysztof Białynicki, Adam Kopczyński, Walery Kosyl, Jerzy Potz.

A niezmordowany kustosz pamięci klubu – Jacek Bogusiak i prężnie działająca Grupa Ełkaesiak uczcili pamięć zawodników ŁKS, którzy wystąpili na igrzyskach olimpijskich. Jest ich w sumie 25.

Grupa Ełkaesiak przygotowała więc 25 plansz informacyjnych o osiągnięciach wybitnych sportowców z al. Unii na igrzyskach. Plansze udostępnione będą też placówkom szkolnym i kulturalnym.

Pierwszym ełkaesiakiem na igrzyskach był piłkarz Wawrzyniec Cyl. 100 lat temu w Paryżu wystąpił w meczu z Węgrami. Polacy przegrali 0:5 i odpadli ze zmagań. Cyl zagrał na prawej obronie.

Medale zdobywali:
Maria Kwaśniewska (brąz w rzucie oszczepem w Berlinie 1936)
Teresa Wieczorek (brąz w sztafecie 4×100 m w Rzymie 1960)
Jan Tomaszewski (srebro w piłce nożnej w Montrealu 1976)
Artur Partyka (brąz w skoku wzwyż w Barcelonie 1992 i srebro w skoku wzwyż w Atlancie 1996)
Tomasz Wieszczycki (srebro w piłce nożnej w Barcelonie 1992)

Triumf Francji. Oglądaliśmy znakomity rugbowy, olimpijski turniej, także dzięki… Polskiemu Związkowi Rugby

Przy piłce Antoine Dupont. Fot. PZR

Powiem szczerze, nie byłem wielkim fanem siódemkowego rugby, ale olimpijski turniej w Paryżu udał się znakomicie. Były zacięte, emocjonujące mecze, piękne, nieomal cyrkowe, na granicy ludzkich możliwości, zagrania. Nikt, nawet ten, kto widział takie rugby po raz pierwszy, nie powinien narzekać.

Mocno trzymałem kciuki za broniącą tytułu drużynę Fidżi, która grała… najładniej, ale im dalej, tym gorzej. Jej potencjał gasł i wypalił się ostatecznie w finale.

Paradoks polega na tym, że mówi się o ścisłej siódemkowej specjalizacji, tymczasem tytuł gospodarzom – Francuzom dał gwiazdor… rugby15 – Antoine Dupont.

Na wypełnionym po brzegi Stade de France po pierwszej, wyrównanej połowie, która zakończyła się wynikiem 7:7, wydawało się, że możemy być świadkami prawdziwego thrillera.

Jednak reżyser gry Francuzów Antoine Dupont wybrał inny scenariusz. Dzięki jego dwóm przyłożeniom w samej końcówce gospodarze igrzysk przerwali hegemonię rywali i wygrali ten mecz 28:7, sięgając po pierwszy w historii złoty medal w rugby 7 dla swojego kraju. Był to również pierwszy złoty medal Trójkolorowych na igrzyskach w Paryżu – podaje biuro prasowe PZR.

 W meczu o brąz blisko triumfu byli Australijczycy, ale czerwona kartka dla Nicka Maloufa mocno utrudniła im zadanie i ostatecznie to RPA triumfowało 26:19. Co ciekawe ta drużyna na igrzyska zakwalifikowała się jako ostatnia, w tym samym turnieju repasażowym w Monako.

Rugby długo walczyła by znaleźć się w programie igrzysk, ale udało się to dopiero w 2016 w Rio de Janeiro. Co ciekawe, wniosek o uznanie rugby jako sportu olimpijskiego złożono już w 1959 roku na XVII Kongresie FIRA w Bukareszcie. Wnioskodawcą był… Polski Związek Rugby!

Rugby czekało długo, ale kiedy już się doczekało, od razu weszło na igrzyska z mocnym uderzeniem. Pierwszymi zwycięzcami zostali reprezentanci Fidżi, którzy nie dość, że dali kapitalny pokaz gry, to jeszcze pokazali niezwykły szacunek księżnej Annie, wręczającej im złote medale.

Każdy z tych potężnych mężczyzn, ze łzami w oczach, klękał przed arystokratką, a zdjęcia z ceremonii obiegły media na całym świecie. Fidżyjczycy zresztą obronili tytuł również w Tokio, a i w Paryżu, gdzie dwanaście zespołów podzielonych na trzy grupy walczyły o awans do fazy pucharowej, uznawani byli za jednych z głównych faworytów. Okazało się jednak, że tym razem, jak najbardziej zasłużenie, musieli uznać wyższość Francuzów.

Wejście smoka Widzewa, a potem VAR ratował łodzianom skórę. Ważne jest premierowe zwycięstwo!

Jakub Sypek Fot. marcin bryja/widzew.com

Widzew zaczął mecz w stylu godnym walki o czołowe miejsca w ekstraklasie. Impetu starczyło na 40 minut. Potem była strata gola i bronienie wyniku. Wydawało się, że sprawdziła się stara futbolowa prawda, że gdy prowadzi się 2:0 łatwo stracić wszystkie aktywa. Tak się nie stało, bo po analizie VAR drugi gol dla gości nie został uznany i łodzianie mogli się cieszyć z pierwszego w tym sezonie zwycięstwa. W kolejnym meczu może się jednak nie udać, gdy będzie się w jednym meczu pokazywać dwa jakże różne oblicza.

Z trzech rezerwowych, którzy uratowali remis w meczu ze Stalą, do podstawowej jedenastki awansował strzelec gola Łukowski, który zajął miejsce Klimka, którego Widzew podobno chce sprzedać. Lech bez swoich wartych miliony asów – Marchwińskiego i Velde.

Spotkanie rozpoczęło się od widzewskiego wejścia smoka. Już w 3 minucie łodzianie zdobyli gola, w czym wielka zasługa piłkarzy, którzy mądrze rozegrali piłkę Hanouska, Rondicia i Łukowskiego, a przede wszystkim uderzającego po dalszym słupku Sypka. Trener Widzewa – Myśliwiec wiedział co robi, gdy mimo krytyki po raz drugi postawił w wyjściowej jedenastce na Sypka. Ten pięknie odpłacił mu się za zaufanie.

Widzew poszedł za ciosem i miał sporo szczęścia. Alvarez strzelał z rzutu wolnego w lewy róg, piłka odbiła się o rywala i wpadła w prawy.

Lech próbował się odgryź. Pereira strzelił gola, ale sędzia Marciniak uznał, że wcześniej faulowany przez Ishaka był Gikiewicz. W następnej akcji arbiter musiał wskazać na środek boiska, gdy po złym wyprowadzeniu piłki przez łodzian, ostatecznie przejął ją Ishak i pewnym strzałem w długi róg nie dał szans Gikiewiczowi.

Lech zwietrzył swoją szansę. W drugiej połowie miał inicjatywę. Dobrze, że na posterunku był Gikiewicz.Gdy wydawało się, że sytuacja jest opanowana, goście wyrównali po strzale z 11 metrów Hoticia. Łodzianie znów mieli szczęście. Po analizie VAR (Sędziowie VAR:Stefański, Obukowicz) gol został anulowany. Jak powszechnie wiadomo… szczęście sprzyja lepszym!

Widzew – Lech 2:1 (2:1)

1:0 – Sypek (3), 2:0 – Alvarez (11), 2:1 – Ishak (42)

Widzew: Gikiewicz – Kastrati, Żyro, Ibiza, Kozlovsky – Alvarez (62, Shehu), Hanousek, Łukowski (62, Kerk)- Sypek (70, Klimek), Rondić (80. Sobol), Cybulski (80, Gong)

Przed Widzewem mecz z Lechem, a… nowy napastnik pokaże możliwości, gdy na boisku wróci Bartłomiej Pawłowski?!

Fot. Martyna Kowalska widzew.com

Hit czy kit – przekonamy się za… pół roku? Nowy napastnik Widzewa – Said Hamulić pobyt we Francji i na wypożyczeniach może uznać za czas stracony. Mówi, że czuje się świetnie, choć dawno nie.. trenował, czasami kiedy chciał i jak chciał. Czy zatem formę na miarę tej, gdy grał w Stali – strzelał gole i asystował – uzyska w rundzie rewanżowej, kiedy wróci na boisko lider łodzian, przechodzący rehabilitację – Bartłomiej Pawłowski?

Trochę zaskakuje głos dyrektora sportowego Tomasza Wichniarka, że w transferowej walce o Hamulicia łodzianie pokonali kilka zachodnich europejskich klubów.

Na razie w przodzie jest, jak mówi trener Daniel Myśliwiec po starciu w Mielcu: – Imad „Tyrać” Rondić. Tak bym podsumował. Jego kapitalna praca w pressingu jest nie do przecenienia. I tu trzeba temu chłopakowi oddać, że pod tym kątem daje nam ogromną intensywność. Moim zdaniem mógłby bardziej być samolubny w niektórych momentach w naszej fazie budowy, bo kilkukrotnie zbyt wolno uzupełniał pole karne. Ale występ na pewno na duży plus pod kątem defensywnym, a w ofensywie myślę, że sam ma poczucie, że powinien zdobyć bramkę i na pewno naprawi te wszystkie detale do kolejnego meczu

Tymczasem najbardziej zaskakujące w premierze ze Stalą (1:1) było to, co zrobili łódzcy rezerwowi, w kolejności alfabetycznej: Hilary Gong, Sebastian Kerk, Jakub Łukowski (gol w debiucie!), którzy podnieśli jakość gry Widzewa, mieli wielki udział w wywalczeniu ligowego punktu, a być może zapewnili sobie miejsce w podstawowym składzie w kolejnym ligowym starciu.

Tym razem Widzew w Łodzi zagra z Lechem Poznań (27 lipca, godz, 20.15). Rywal, który wcześniej zaliczał sportową wpadkę za wpadką, w premierze pokazał, że jest zwarty i gotowy do ekstraklasowej walki, pokonując Górnika 2:0. To nie będą zatem futbolowe przelewki tylko twardy ligowy bój.

Sobota 3 sierpnia pełna świetnej sportowej zabawy czyli X edycja BEACH SIDE RUGBY MANUFAKTURA 2024. Będzie dużo niecodziennych rodzinnych pojedynków!

Zdjęcia: Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

Prawda jest taka, bez legendy łódzkiego i polskiego sportu, ikony rugby – Mirosława Żórawskiego nie byłoby tego turnieju, który znakomicie wpisał się w letni krajobraz Łodzi. Przed nami X edycja BEACH SIDE RUGBY MANUFAKTURA 2024. 3 sierpnia na plaży Manufaktury: gry i zabawy ruchowe z piłkami rugby dla dzieci (godz.12), mecze pokazowe plażowego rugby kobiet (godz.13), mecze pokazowe plażowego rugby juniorów (godz.14) oraz „gwóźdź programu” czyli turniej zespołów amatorskich (godz.15).

Mirosław Żórawski: – W X jubileuszowym turnieju BEACH SIDE RUGBY MANUFAKTURA 2024 emocji nie zabraknie. Ostatnim punktem całodziennej imprezy na plaży Manufaktury będzie turniej amatorów. Ekipy będą się zbierać i kompletować do ostatniej chwili, bo w tym przypadku, poza sportową rywalizacją, liczy się przede wszystkim dobra zabawa. Już od dekady zapraszam wszystkich chętnych do uproszczonej i bezpiecznej gry w rugby na piasku, gry atrakcyjnej ale wymagającej pewnego przygotowania fizycznego. Dlatego też, podobnie jak w latach poprzednich, można spróbować swoich sił oraz przygotować się do turnieju podczas lipcowego cyklu treningowego (wszystkie wtorki w Manufakturze o godz.18).


Grafika Michał Lubocha

Bywały takie lata, że turniej otrzymywał nazwę sponsorskiego, bowiem większość stanowiły ekipy sponsorów oraz partnerów ekstraligowej drużyny rugby. Absolutny rekord padł w roku 2018, kiedy do rywalizacji zgłosiło się aż 16 drużyn sponsorskich (ostatecznie wystąpiło 15). Oczywiście dla bezpieczeństwa, podniesienia sportowego poziomu oraz specjalnego instruktażu rugby, do każdej takiej ekipy dołączał 1 lub 2 byłych zawodników/zawodniczek.

W ostatnich latach turniej zmienił charakter na czysto amatorski, a większość uczestników stanowili sympatycy rugby oraz nasi najwierniejsi kibice. Jedna rzecz się nie zmieniła i nie może zmienić: wspólna gra oraz plażowa zabawa z udziałem dawnych zawodniczek i zawodników. W ten sposób tworzy się niepowtarzalna okazja do międzypokoleniowych oraz rodzinnych spotkań.

Adam Kociński będzie miał okazję zagrać z bratem Jackiem oraz swoimi synami: Jankiem i Maciejem. Piotr Serafin nie będzie miał lepszej okazji do stworzenia drużyny z synami: Przemkiem i Jurkiem. Tomasz Cisak może zagrać wspólnie z żoną Małgorzatą oraz synem Bartkiem, liczymy również na udział jego brata Krzysztofa. Na plażowe treningi przychodzi Grzegorz Dułka z synem Alanem, który trenuje w mini-żakach.

Podczas ostatnich zajęć szalał i przypomniał swoje lata świetności Mateusz Matyjak, chociaż doskonale dawała sobie radę jego żona Zuzanna (wiadomo…piłkarka ręczna). Mamy też mocne rodziny-drużyny z ekipy Budo on Tour, po raz kolejny zagrają razem Marta i Rafał Staszewscy z synem Tomkiem oraz Joanna i Piotr Wojnarscy z synem Czesiem. Krzysztof Justyński bardzo chciałby zagrać z żoną i dawną rugbistką Atomówek Magdą, ale w turnieju amatorów obowiązuje zakaz gry czynnych zawodników ligowych.

Na deser już pozostaje pytanie czy organizator turnieju Mirosław Żórawski po raz pierwszy zagra ze swoim bratankiem Łukaszem, dla którego wujek był dawno temu pierwszym trenerem… Myślę, że powstanie jeszcze kilka rodzinnych teamów, które będą miały doskonałą okazję do wspólnego sportowego zdjęcia.

« Older posts Newer posts »

© 2025 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑