
W kategoriach sportowego cudu trzeba traktować awans polskich piłkarzy do finałów mistrzostw świata, bo prawda jest okrutna. Nasza polska, klubowa piłka jest po prostu beznadziejna.
Robiący w polskiej ekstraklasie za profesora i przykład profesjonalnego i racjonalnego działania Raków Częstochowa nie dał rady Slavii Praga w walce o awans do fazy grupowej Ligi Konferencji Europy. Przegrał walkę (0:2) w ostatniej minucie dogrywki. Trener Marek Papszun mówi o strzale w serce i najgorszym meczu w szkoleniowym życiu. Nam też jest strasznie przykro, ale…
Nikt nie kazał piłkarzowi Wdowiakowi nie trafić do pustej bramki. Nikt nie namawiał polskich futbolistów do słaniania się na nogach po godzinie gry. Nasi słabli, słabli, słabli i w końcu nie byli w stanie przypilnować rywala w prostej podbramkowej sytuacji. Ich było dwóch, on sam, a jednak potrafił strzelić bramkę. Nikt nie będzie mówił po tym spotkaniu, że Lopez to Pan Piłkarz wyrastający ponad poziom ekstraklasy, bo w Pradze okazał się przeciętniakiem z niższych hiszpańskich ligi.
Odpadł Raków, awansował Lech i za antygrę, którą zaprezentował w Luksemburgu dostanie trzy miliony euro. Piłka nożna jest chora i wymaga natychmiastowego leczenia, skoro taką futbolową kaszanę premiuje się milionami euro.
W rewanżu z Football 1991 Dudelange polska drużyna zremisowała 1:1, wcześniej u siebie wygrała 2:0 i uff! awansowała. Grała jednak tak, że zgrzytały zęby i po prostu wstyd było patrzeć. Czarę goryczy przelał kapitan drużyny – Ishak, który nie trafił do pustej bramki z dwóch – trzech metrów. Ta sytuacja będzie kandydować do Pudła Roku!
Wielka kasa, tytuł mistrza Polski, zagraniczny renomowany (he!he!he!) trener – wszystko to można wyrzucić do sportowego kosza. W futbolu jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz, a ten i nie tylko ten, bo wiele poprzednich, był w wykonaniu poznaniaków fatalny. Czy to jest normalne, że serca polskich kibiców drżą o wynik polskiej drużyny grającej o awans w… Luksemburgu!
Dodaj komentarz