Mija, piąta już, rocznica śmierci Stanisława Terleckiego, genialnego skrzydłowego, szybszego od wiatru, dla mnie kolegi ze studiów, a potem bliskiego znajomego, z którym organizowaliśmy futbolowe turnieje dla dzieci, których Stasio był wyjątkowo hojnym fundatorem niezwykle atrakcyjnych nagród, z którym przegadaliśmy o futbolu i życiu nie jedną godzinę, głównie niestety telefoniczne, o którym zawsze z czułością i sentymentem opowiadają jego wielcy przyjaciele Jacek Bogusiak i Grzegorz Ostalczyk.

Stanisław Terlecki w ŁKS rozegrał 178 meczów, strzelił 23 gole. W oficjalnych meczach reprezentacji Polski wystąpił 29 razy, zdobył 7 goli. To tylko statystyki. Kto widział go na boisku, wie że był genialnym piłkarzem. Jestem przekonany, że gdyby tuż przed wylotem na mundial 1978 roku nie doznał ciężkiej kontuzji i wystąpił w Argentynie, to Polska cieszyłaby się z kolejnego medalu mistrzostw świata!

– To był geniusz dryblingu, absolutnie wybitny pod tym względem. Zawsze te kilka tysięcy ludzi na nasze mecze przychodziło i co tu dużo kryć, znaczna część dla Staszka. Jak on wchodził między tych obrońców, to już wszyscy wiedzieli, co zrobi, i tylko czekali, żeby to zobaczyć… a on wtedy robił coś zupełnie innego, szedł tam, gdzie nikt by nie przypuszczał. Ten chłopak to było zjawisko – mówił Gazecie Wyborczej  Bogusław Hajdas, trener Gwardii Warszawa, do której Terlecki trafił w wieku 18 lat.

Terlecki nie krył się z opozycyjnymi poglądami, działał w organizacjach studenckich. Jak przedstawiał w swojej książce „Spalony” zmarły wczoraj Andrzej Iwan, Terlecki szedł po bandzie.”W 1980 roku polecieliśmy na tournee do Brazylii, gdzie był z nami pułkownik Henryk Celak z komendy MO. Autokar gdzieś na chwilę się zatrzymał, wysiedliśmy na papierosa, a Staszek zerwał dwa duże liście i przyłożył sobie do głowy w ten sposób, że wyglądał jak osioł z wielkimi uszami, po czym zwrócił się do Celaka: – Taki jest model dzisiejszego milicjanta!”.

Władza komunistyczna go dopadła, przy pierwszej nadarzającej się okazji ukarała dyskwalifikacją, co spowodowało, że zabrakło go na mistrzostwach świata w 1982 roku. To była „Afera na Okęciu”, największa propagandowa hucpa czasów PRL. Chodziło o wstawienie się piłkarzy za bramkarzem Józefem Młynarczykiem, który przyjechał nietrzeźwy. Stasia ukarano najdotkliwiej. Nie mogąc grać w Europie, poleciał do USA i nie mogło być inaczej, został gwiazdą halowej drużyny Pittsburgh Spirit. Jak wspominał jego syn Maciej: – Dostał zaproszenie na testowy mecz dla tych piłkarzy, którzy nie mają klubu. Jego zespół wygrał 10:3 a on strzelił 8 czy 9 bramek. Tym amerykańskim trenerom szczęki opadły: „skąd on się wziął?”. Ale śmiał się, że co to za gra na hali.

Terlecki utrzymał się w USA przez lata na topowym sportowym poziomie, został powołany na Mecz Gwiazd, grał w legendarnym klubie Cosmos Nowy Jork. Zarobił gigantyczne pieniądze. A potem przyszło samo polskie życie po sportowym życiu i problemy z którymi nie potrafił się uporać.

Warto przypominać ludzi, którzy w najtrudniejszych momentach życia starali się pomagać Stasiowi. Zawsze, gdy tego wymagała sytuacja, pomocny Terleckiemu był kustosz pamięci ŁKS – Jacek Bogusiak. słusznie nazwany przez Stasia, najlepszym przyjacielem. Pomagali też i to bardzo: Łukasz Bielawski, Paweł Lewandowski, lekarze: Wiesław Chudzik, Piotr Gałecki, Maciej Kuśmierek, urzędnicy: Monika Pawlak, Jan Mędrzak, Marek Kondraciuk, Eryk Rawicki, Piotr Bors, sportowcy i przyjaciele: Zbigniew Boniek, Janusz Basałaj, Czesław Gołębiowski, Paweł Kaczorowski, Adam Kopczyński, Wacław Gałecki, Grzegorz Ostalczyk, Jan Sobol, Marek Chojnacki, Adam Kaźmierczak, Eugeniusz Wazia, Jerzy Leszczyński, Barbara Stańczyk, Mirosław Skuza, Ireneusz Kowalczyk, Jan Urbaniak, Robert Makowski, Bartosz Pintera, Jacek Rydel, Grzegorz Klejman, Tomasz Kaczmarczyk.

– Jego życie to był scenariusz na film. Jaki? Jaki pan chce! Thriller polityczny, komedia, dramat – nie miał wątpliwości w rozmowie ze Sportowymi Faktami jego syn Maciej Terlecki.