Moim zdaniem to jeden z największych sportowych sukcesów w historii Budowlanych SA i występu drużyny seniorów w ekstralidze. W zakończonym (?) właśnie sezonie zasadniczym Master Pharm Rugby Łódź uplasowali się na szóstym miejscu, ale warto przypomnieć, że przed sezonem istniała obawa, że nie przystąpią do rozgrywek, na co wielu zawistników zacierało ręce z uciechy. Absurdalny i niesprawiedliwy zakaz transferów jakim ukarał łodzian i nie tylko łodzian Polski Związek Rugby sprawił, że drużyna musiała się najpierw policzyć i odliczyć, a potem podjąć jednoznaczną męską decyzję – gramy!

I choć sytuacja momentami była podbramkowa, a na listę graczy rezerwowych musiał być wpisywany trener Przemysław Szyburski, łodzianie pokazując charakter, serce i umiejętności, mimo ogromnych kadrowych braków rozegrali wszystkie ligowe spotkanie, niektóre tak zacięte i wyrównane, że zostały uznane za znakomitą reklamę polskiego rugby.

Po ostatnim spotkaniu wysoko unosząc głowę mogą dumnie powiedzieć: wykonaliśmy zadanie. Niech drżą przeciwnicy przed nowym sezonem, bo zespół się zintegrował, zjednoczył, ujawnił sportowego ducha. To powinno, nie wręcz musi, procentować!

Po spotkaniu wyznanie na Facebooku dyrektora sportowego – Mirosława Żórawskiego, nagrodzonego za świetną pracę przy organizacji zbiórek na rzecz Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy: Był fajny meczyk, była walka i wspaniałe zakończenie sezonu. Dlaczego wspaniałe…skoro bez medalu (po raz drugi w ciągu dwóch dekad). Bo mamy SUPER EKIPĘ, wytrwaliśmy do końca sezonu i do tego mamy WSPANIAŁYCH KIBICÓW. Dziwne…mecz przegrany, a ja czułem się jak zwycięzca. Był puchar (chcielibyście zobaczyć co na nim napisano), był pyszny tort i „bąbelki”, była feta, wspólne zdjęcie, była trzecia i nawet czwarta połowa. Pominę „gwizdanie” i ostatnie decyzje PZWalkowerów, a wszystkim cieniasom i kundlom wyjącym pod płotem, ode mnie niezmiennie: forever ***** ***. P.S. kocham rugby z wyłączeniem rzeszy nieudaczników i włodarzy polskiego rugby.