
Stacja TVN24 zrobiła alarmistyczny reportaż, iż w czasie wakacji szkolne Orliki zamknięte były na głucho i dzieciaki nie miały, gdzie uprawiać sportu (choć nie wszędzie, bo w szkole na Olechowie sportowe życie nie zamarło).
Tymczasem trener szkolący futbolową młodzież mówi, że sprawa nie jest taka prosta. Nie można zostawić Orlików przypadkowym użytkownikom i niech każdy robi na nich co chce, bo po takich intensywnych odwiedzinach amatorów, więcej niż sportowej zabawy, jest rozbitych… butelek po alkoholu. Pozostawili je ci, którzy tu znaleźli swoją nie sportową, a… procentową przystań. Orlik zamieniony w pijacką melinę – tego chyba nikt nie chce.
Na takim obiekcie zajęcia powinny się odbywać pod czujnym, acz dyskretnym, bez narzucania swojej woli, okiem animatora sportu, który zadba też o bezpieczeństwo i porządek. Sęk w tym, że nikt nie będzie pracował za darmo. Trzeba by było zapłacić za taką opiekę przynajmniej kilkaset złotych (miesięcznie?!), których na dziś nie ma chyba w żadnym budżecie – ani państwa, ani miasta, ani szkoły czy klubu. Na dodatek były wakacje i każdy nawet najbardziej oddany sportowi społecznik poświęcał gros czasu na wypoczynek. Orliki stały zatem zamknięte i puste, bo… Inaczej się nie da?!
Trzeba też zauważyć, że dzieciaki, których i tak jest z reguły mało na Orlikach, chcą sobie na nich pograć w piłkę, porzucać do kosza, na swoich zasadach, ale do zorganizowanych zajęć jakoś nie widzę, żeby się garnęły. Sam przed wielu wielu laty, takie ingerowanie dorosłych w mój i moich kumpli sportowy świat, traktowałem…bojkotem i unikaniem boiska, gdy tylko ujrzałem nadaktywnego instruktora. Teraz nie będzie inaczej i takie nadmierne porządkowanie dzieciom orlikowego świata może skończyć się ich całkowitym odwrotem w stronę komputerów i gier… na nich.
Dodaj komentarz