W wielkim finale ekstraligi rugby tym razem nie zagrają łodzianie. Drużyna Master Pharm Rugby Łódź uplasowała się na szóstym miejscu. Czy Budowlani przestali być hegemonem w polskim rugby?
Dyrektor sportowy Budowlanych SA – Mirosław Żórawski: Tak mógłby sugerować wynik sezonu 2021 – 22. Szóste miejsce to najgorszy wynik od sezonu 1999 – 2000. Wtedy uplasowaliśmy się na siódmej pozycji. Trzeba jednak pamiętać i za każdym razem podkreślać, że ostatni sezon był sezonem wyjątkowym, wszak zmagaliśmy się ze zmorą transferowych zakazów.
Ogromnym sukcesem zespołu jest to, że został on w ogóle dograny. Trzeba dodać, że to również wyjątkowo dziwny i niepokojący sezon w ekstralidze rugby, zakończony wieloma walkowerami (a może na tym nie koniec i serial walkowerów będzie jeszcze trwać).
Przypomnę: określenie sportowej hegemonii Budo Rugby Łódź zaistniało po wprowadzeniu fazy play off i rozgrywaniu wielkiego finału. Budowlani uczestniczyli w pierwszych 10 meczach finałowych (8 – KS Budowlani, 2 – Budowlani SA). Budowlani uczestniczyli w sumie w 16 meczach finałowych (po równo: 8 – KS Budowlani, 8 – Budowlani SA). KS Budowlani wygrali cztery finały. Budowlani SA – trzy. Budowlani Rugby SA mieli wspaniałą serię w latach 2016-2018, zdobywając z rzędu trzymistrzostwa Polski i Puchar Polski Ekstraligi.
Od momentu rozgrywania finałów minęło 20 sezonów, a nazwa Łódź widniała w nich aż 16 razy (za wyjątkiem sezonu 2012/13,2013/14 oraz 2021/22). 20 sezonów ale 19 finałów (sezon 2019/20 z powodu pandemii został zakończony i zweryfikowany po rundzie jesiennej, więc finału być nie mogło). Przed kibicami 19 finał (Ogniwo Sopot – Orkan Sochaczew), finał sezonu w którym niestety nie poprawimy statystyki medalowej i po którego zakończeniu będziemy się bardzo poważnie zastanawiać – co z nami będzie dalej i dokąd zmierza polskie rugby.
W niedzielę powinno mieć miejsce wielkie podsumowanie sezonu ekstraligi, mecz który zdecyduje o tym, kto zostanie mistrzem Polski w rugby. W wielkim finale o godz. 18 mają się zmierzyć w Sopocie miejscowe Ogniwo, które 11 razy było mistrzem Polski z Orkanem Sochaczew, który do tej pory cieszył się tylko z trzech brązowych krążków. Sochaczewskich barw broni dziś dwóch byłych bardzo ważnych i niezwykle sympatycznych graczy Budowlanych SA: Michał Kępa i Dawid Plichta. Wiadomo zatem, komu będziemy kibicować.
To powinno być prawdziwe święto dla wszystkich fanów sportu, a przede wszystkim rugby w Polsce. Czy tak się stanie? Czy po meczu nie trzeba będzie wszystkiego odwołać? Czy może dojść do… anulowania sezonu?
Wielkim kabaretem zakończył się mecz o pierwsze miejsce w I lidze. W regulaminowym czasie pojedynek Sparta Jarocin z Rugby Białystok zakończył się remisem 15:15, a o tym kto zostanie zwycięzcą tego pojedynku zdecydował… rzut monetą. Pogrążona tym, nie mającym nic wspólnego ze sportem, choć wcześniej niestety praktykowanym, rozstrzygnięciem, drużyna z Białegostoku zapowiedziała odwołanie…
Takim rozstrzygnięciem czyli aferą, ośmieszającą polskie rugby, może też skończyć się wielki finał o tytuł mistrza Polski, ale tu kulą u nogi nie będzie moneta, tylko niewyjaśniona do końca sprawa występowania w trakcie rozgrywek w drużynie Ogniwa uprawnionego czy jednak nie zawodnika. Przed finałem związek wydał w tej sprawie komunikat, który tak naprawdę więcej gmatwa niż wyjaśnia. W każdym razie oficjalnie oczyszcza z zarzutów Ogniwo.
Tymczasem część klubów ekstraligi nie daje za wygraną. Złożyły one odwołanie do Komisji Odwoławczej, ale też złożyły skargę zdecydowanie wyżej, do… światowej organizacji czyli do World Rugby. – Cały czas idzie na grubo – twierdzą kontestujący decyzje związku ludzie ze środowiska. Czy to światowa organizacja (a nie Polski Związek Rugby, czy pozbawione woli działania polskie ministerstwo sportu) zdecyduje o układzie tabeli polskiej ekstraligi rugby i o tym, jak powinien wyglądać wielki finał?
Po heroicznym sezonie, w którym Master Pharm Rugby Łódź musieli zmagać się z absurdalnym zakazem transferowym wydanym przez Polski Związek Rugby, trzeba powiedzieć, że odnieśli wielki sukces: wytrwali, przetrwali, pokazali moc ducha, charakter, rozegrali wszystkie ligowe spotkania, zakończyli zmagania na szóstym miejscu, a Kamil Brzozowski został trzecim najskuteczniejszym zawodnikiem ekstraligi, zdobył 170 punktów.
Czy był to najtrudniejszy sezon w pana karierze?
Trener łodzian – Przemysław Szyburski: – Na pewno, wynik był drugorzędnym celem. celem było przetrwać, zagrać wszystkie mecze, nic niczego nikomu za darmo nie oddać. Jestem dumny z chłopaków, bo to czego dokonali, to po prostu jest wielki sportowy wyczyn, na miarę nie jednego a kilku złotych medali. Praktycznie zagrać bez ławki rezerwowych tyle spotkań, gdy się na to spojrzy z boku, to po prostu nie mieści się w głowie. Wytrzymać to przez rok czasu. Zawodnicy stanęli na wysokości zadania. To wyjątkowo ciężki sezon, a zarazem taki, który nam wszystkim, którzy przez to przeszli, utkwi na zawsze w pamięci. To jest coś wyjątkowego, niepowtarzalnego, ogromny wysiłek fizyczny i psychiczny, a my to wszystko pokonaliśmy z podniesioną głową. Czapki z głów przed moją drużyną. Chłopaki, jesteście wielcy!
Możecie mieć satysfakcję, że pokonaliście finalistów mistrzostw Polski: Ogniwo Sopot i Orkan Sochaczew.
– Wygraliśmy po jednym spotkaniu z tymi zespołami. Te, które przegraliśmy, nie oddaliśmy za darmo. Rywale musieli się sporo napracować, żeby nas pokonać. To były mecze na styku. To satysfakcja, że choć wielu nas skreśliło, ba, wieszczyło, że nie dokończymy sezonu, my pokazaliśmy wyjątkowe sportowe zacięcie. W życiu, także tym sportowym, czasem nie jest ważny wynik, ale jak się o niego walczy, ile daje z siebie, żeby czasami zdobyć niemożliwe.
Zasłużyliście na miano drużyny, która buduje pozytywny obraz polskiego rugby, bo wasze spotkania były wyjątkowo zacięte i widowiskowe.
– Wszyscy wiedzieli, że nie mamy zmian i w drugich połowach będzie nam wyjątkowo ciężko, a my do końca walczyliśmy z zębem o wypracowany wcześniej kapitał. Liderzy musieli pracować na boisku za dwóch. Nie zawsze medal jest zwieńczeniem sezonu, czasami po drodze jest coś więcej – emocje, duch walki, integracja, charakter. Gdy człowiek obserwuje tak reagujących swoich podopiecznych, to gotów jest góry przenosić. Tę fatalną sytuację przekuliśmy w coś pozytywnego i za to należą się nam słowa uznania. Tak jak zawodnicy jestem strasznie zmęczony minionym sezonem, bo jeszcze zajmowałem się propagowaniem rugby w szkołach. Co mogłem to robiłem dla naszego klubu i to samo trzeba powiedzieć o każdym zawodniku. Koniec sezonu to koniec zakazu transferowego. Nasz klub musi stanąć na nogi, bo byłoby wielkim sportowym grzechem zmarnowanie wypracowanego kapitału. Wierzę, że nasi szefowie to wszystko poskładają na nowo i będziemy w stanie wyjść na sportową prostą. Jest wypracowany ogromny kapitał, do niego trzeba zaliczyć też doping naszych wiernych kibiców, którzy byli z nami wszędzie na dobre i złe, zawsze wspierali nas swoim dopingiem. To jest nie do przecenienia. Stworzyliśmy w tym trudnym sezonie solidny fundament. Teraz jest czas, żeby na nim zbudować coś pięknego. Stworzyliśmy rugbową rodzinę. Tego nie wolno zgubić.
Bez bardzo ciężkich kontuzji dotrwaliście do końca zmagań.
– To fakt, co świadczy dobrze o przygotowaniu zawodników. Jest niestety jeden wyjątek. W rozgrywanym na śniegu meczu z Ogniwem odnosił się uraz kolana Mateuszowi Matyjakowi. Szkoda, szkoda… Poza tym nie było żadnego urazu, który wykluczałby zawodnika na dłuższy czas. Były mikrourazy, o których zawodnicy nie chcieli mi mówić. Wychodzili na boisko, walcząc z przeciwnikami i potężnym bólem, bo po prostu bardzo chcieli grać. Nie mam słów, to jest wielkie, to są prawdziwi herosi. Walczyliśmy z rywalami i własnymi słabościami i potrafiliśmy wyjść z tej batalii zwycięsko. Chcę przypomnieć, że przed sezonem mocno zastanawialiśmy się, czy wobec transferowego zakazu, jest sens przystępowania do rozgrywek. A jednak z podniesionym czołem stanęliśmy do walki o czym zadecydowali sami zawodnicy i pokazaliśmy, że trzeba się z nami liczyć, trzeba się nas bać, bo mamy to w charakterze, że nie odpuścimy na boisku nigdy i nikomu.
Co można powiedzieć o Polskim Związku Rugby.
– Zakaz to była błędna i niepotrzebna decyzja. Ona niczego nie zbudowała, a związek powinien budować lepsze podstawy funkcjonowania dyscypliny. Mam nadzieję, że działacze centrali potrafią wyciągnąć wnioski z tego co się stało i już nigdy nie dopuszczą do sytuacji, gdy na szali trzeba stawiać zdrowie i bezpieczeństwo zawodników. Związek ma pomagać w rozwoju rugby, wspierać kluby, a nie robić za największego hamulcowego. Budować, a nie dzielić. Rozgrywki pokazały, mimo zakazów, kolejnych walkowerów, że rugby może być atrakcyjnym sportowym produktem. Trzeba tylko umieć je wypromować. Trzeba to wszystko budować na pozytywnych emocjach, a tego w minionym sezonie nie było.
Zespół jest zintegrowany, trzeba go wzmocnić i można znów grać o medale.
-Zawodnicy widzą, że w tym zespole jest potencjał na zdobycie mistrzostwa Polski, ale klocki trzeba teraz dobrze poukładać. Fundament jest wylany, teraz trzeba stawiać solidne mury. Musimy być mocnym, silnym klubem, żeby żadna najgłupsza decyzja, nie była w stanie zachwiać jego podstawami.
Moim zdaniem to jeden z największych sportowych sukcesów w historii Budowlanych SA i występu drużyny seniorów w ekstralidze. W zakończonym (?) właśnie sezonie zasadniczym Master Pharm Rugby Łódź uplasowali się na szóstym miejscu, ale warto przypomnieć, że przed sezonem istniała obawa, że nie przystąpią do rozgrywek, na co wielu zawistników zacierało ręce z uciechy. Absurdalny i niesprawiedliwy zakaz transferów jakim ukarał łodzian i nie tylko łodzian Polski Związek Rugby sprawił, że drużyna musiała się najpierw policzyć i odliczyć, a potem podjąć jednoznaczną męską decyzję – gramy!
I choć sytuacja momentami była podbramkowa, a na listę graczy rezerwowych musiał być wpisywany trener Przemysław Szyburski, łodzianie pokazując charakter, serce i umiejętności, mimo ogromnych kadrowych braków rozegrali wszystkie ligowe spotkanie, niektóre tak zacięte i wyrównane, że zostały uznane za znakomitą reklamę polskiego rugby.
Po ostatnim spotkaniu wysoko unosząc głowę mogą dumnie powiedzieć: wykonaliśmy zadanie. Niech drżą przeciwnicy przed nowym sezonem, bo zespół się zintegrował, zjednoczył, ujawnił sportowego ducha. To powinno, nie wręcz musi, procentować!
Po spotkaniu wyznanie na Facebooku dyrektora sportowego – Mirosława Żórawskiego, nagrodzonego za świetną pracę przy organizacji zbiórek na rzecz Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy: Był fajny meczyk, była walka i wspaniałe zakończenie sezonu. Dlaczego wspaniałe…skoro bez medalu (po raz drugi w ciągu dwóch dekad). Bo mamy SUPER EKIPĘ, wytrwaliśmy do końca sezonu i do tego mamy WSPANIAŁYCH KIBICÓW. Dziwne…mecz przegrany, a ja czułem się jak zwycięzca. Był puchar (chcielibyście zobaczyć co na nim napisano), był pyszny tort i „bąbelki”, była feta, wspólne zdjęcie, była trzecia i nawet czwarta połowa. Pominę „gwizdanie” i ostatnie decyzje PZWalkowerów, a wszystkim cieniasom i kundlom wyjącym pod płotem, ode mnie niezmiennie: forever ***** ***. P.S. kocham rugby z wyłączeniem rzeszy nieudaczników i włodarzy polskiego rugby.
W ekstralidze rugby ostatnia kolejka sezonu zasadniczego. Potem finały. Na dziś wiadomo, że pod koniec czerwca o tytuł mistrza Polski zagrać mają drużyny Ogniwa Sopot i Orkana Sochaczew. Czy tak jednak się stanie? Nad rozgrywkami niczym zmora ciąży nierozwiązana sprawa, która może mieć zasadniczy wpływ na kształt tabeli.
Działacze Polskiego Związku Rugby na własne życzenie wpadli po szyję w bagno i wszystko wskazuje na to, że może nie być dla nich ratunku. Po prostu się w nim utopią.
Nie da się bowiem ciągle zamiatać pod dywan, chowając niczym struś głowę w piasek, sprawy rugbisty Ogniwa, który jak wszystko na to wskazuje nie miał prawa grać jako polski zawodnik w barwach zespołu z Wybrzeża, ba nie powinien wystąpić w reprezentacji Polski, a zagrał zarówno w ekstralidze jak i drużynie narodowej. W meczach z jego udziałem powinny być przyznane walkowery dla przeciwników.
Związek milczy jak grób, a powinien i to już dawno zająć stanowisko, zgodne z przepisami, a nie własnym widzimisię. A co z Ogniwem? Odebranie fury punktów drużynie z Wybrzeża zepchnęłoby ją w dół tabeli, pozbawiło medalowych szans, a być może nawet skończyło degradacją z ekstraligi.
Na razie oburzenie w środowisku jest ogromne, kluby ekstraligi domagają się kar sportowych (dyskwalifikacje) i finansowych, dowodząc, iż został złamany regulamin rozgrywek. Pod kolejnym pismem z połowy kwietnia (a mamy początek czerwca i związek milczy!) wysłanym do KGiD oraz RD podpisały się kluby: Budowlani Rugby SA, RC Orkan Sochaczew, Budowlani Lublin, RzKS Juvenia Kraków, Pogoń Siedlce (połowa z biorących udział w rozgrywkach ekstraligi).
Sytuacja jest napięta niczym struna, która za chwilę pęknie i komuś zrobi bolesną krzywdę. Wobec braku reakcji związku kluby chcą się poskarżyć światowej organizacji rugby. Ciekawe, co na ten temat sądzi Ministerstwo Sportu. Czy jest tylko malowanym, politycznym tworem czy potrafi reagować na kryzysowe sytuacje w polskim sporcie?
Oliwa nieżywa, ale sprawiedliwa? Pożyjemy, zobaczymy.
To, co się wyprawia w Polskim Związku Rugby woła o pomstę do nieba. Ministerstwo sportu musi tu wkroczyć natychmiast i odsunąć związkowych działaczy od zarządzania związkiem.
Szybko i bezkompromisowo PZR ukarał Budowlanych SA (związkowym działaczom ta nazwa przeszła wreszcie przez gardło!) za grę nieuprawnionego zawodnika. Tymczasem ciąży nad związkiem niczym chmura gradowa, która zamieni się zaraz w sportowy armagedon, nierozwiązana sprawa kluczowa dla rozgrywek ekstraligi.
Polski Związek Rugby tchórzliwie chowa głowę w piasek, bo się boi wybuchu wielkiej afery i nie wie, jak wypić piwo, które nawarzył na swoją zgubę. Ogniwu Sopot, które jest liderem tabeli i powinno walczyć o kolejny tytuł mistrza Polski, grozi cała seria walkowerów za grę w jego barwach nieuprawnionego zawodnika.
Komisja Gier i Dyscypliny PZR, która ma od niedawna zawodowych członków (śmiać się czy płakać?), nie znajduje czasu na rozpatrzenie protestu kilku klubów ekstraligi w tej sprawie. Nie da się cały czas być strusiem i chować głowy w piasek, bo od problemu się nie ucieknie.
Wręcz przeciwnie, gdy okaże się że protest jest uzasadniony, a wyrok w tej sprawie zapadnie po zakończeniu rozgrywek (koniec czerwca), to… wszystko w ekstralidze stanie na głowie.
Załóżmy, że po raz kolejny tytuł zdobędzie Ogniwo. I co wtedy? Seria walkowerów, jakie mogą zostać nałożone na klub z Sopotu, sprawi, że straci on tyle punktów i miejsce w czołowej czwórce przed play off, że jego występ w finale będzie musiał zostać uznany za… nielegalny! W tej sytuacji nie będzie wyjścia. Polski Związek Rugby będzie musiał anulować rozgrywki, bo zostały one przeprowadzone niezgodnie z prawem!
Master Pharm Rugby Łódź przegrali z Lechią Gdańsk 16:27 i o medale w tym sezonie nie zagrają. Nie zamierzają jednak składać broni. W dwóch ostatnich spotkaniach sezonu zasadniczego chcą powalczyć o zwycięstwo. W spotkaniu z Lechią wszystko mogło zdarzyć się inaczej, gdyby nie bezwład i milczenie Polskiego Związku Rugby, ale najpierw o spotkaniu…
Trener Mirosław Żórawski: Nie tak miało to wyglądać w spotkaniu z Lechią, choć zakładaliśmy, że czeka nas bardzo trudny mecz. Mieliśmy przewagę w młynach, ale w grze otwartej niestety wyraźnie przegrywaliśmy. Nie mamy armat w formacji ataku i chyba wszyscy widzieli, że bardzo obciążona formacja młyna nie jest w stanie skutecznie walczyć przez całe spotkanie. Gdyby nasze przekopy dały trochę oddechu młynowi, być może to spotkanie skończyłoby się inaczej. Dlatego przegraliśmy po raz kolejny drugą połowę. Szkoda, bo zawodnicy zostawili sporo zdrowia i serca na boisku. Sytuacja kadrowa jest bardzo trudna, może być ciężko, ale chcemy z podniesioną głową dotrwać do końca sezonu.
Polski Związek Rugby mógłby pomóc łodzianom i innym ukaranym klubom, gdyby po męsku przyznał się do błędu i wycofał z absurdalnego zakazu transferowego. Niestety…
Jest decyzja najwyższego sądu sportowego potwierdzona przez ministerstwo sportu, że zakaz transferowy dla Skry Warszawa, a co za tym idzie dla pozostałych ukaranych klubów, w tym Master Pharm Rugby, jest niezgodny z prawem. I co z tego, Polski Związek Rugby chowa głowę w piasek, ignoruje tę decyzję.
Zarząd się nie zbiera, prawo nie triumfuje. Obrazek, który znamy z wielu innych dziedzin życia w naszym kraju. Przygnębiające. A wystarczyłoby, żeby ministerstwo zmusiło związek do szybkiego działania, strasząc go, nie, stawiając pod ścianą i decydując się, jak najbardziej słusznie i sprawiedliwie, na powołanie zarządu komisarycznego.
Polski Związek Rugby na taki ruch ministerstwa bezwzględnie zasługuje! Ma bowiem zdecydowanie więcej za uszami, choćby sprawę Ogniwa Sopot i gry uprawnionego, a może raczej nie zawodnika.
W Polskim Związku Rugby jest pat i czekanie na koniec nieprawdziwego sezonu, gdzie bezsensowne decyzje lub ich brak wypaczają przebieg sportowej rywalizacji.
Niemożliwe, ale prawdziwe. Gdy dowiedzieli się o zakazie transferowym myśleli nawet o rozwiązaniu drużyny. Bali się, że nie będą mieli kim grać. Dzięki hartowi ducha, charakterowi, sportowej ambicji i pasji wytrwali i teraz mają szansę bić się o wielki cel.
– Jeśli wygramy trzy ostatnie spotkania sezonu zasadniczego staniemy do walki o brązowy medal – mówi trener Master Pharm Rugby Łódź – Przemysław Szyburski.
W niedzielę o godz. 14 na stadionie przy al. Piłsudskiego zajmujący piąte miejsce w tabeli łodzianie podejmą czwartą – Lechię Gdańsk.
Potem czekają ich jeszcze mecze: wyjazdowe spotkanie z Juvenią Kraków (ósma w tabeli) i pojedynek w Łodzi z Budowlanymi Lublin (trzeci zespół rozgrywek).
Na spotkanie z teamem z Gdańska wraca do składu najsilniejszy człowiek ligi – Toma Mchedlidze. Zabraknie leczącego uraz Piotra Karpińskiego. – Nie gramy w szachy, tylko w rugby. W naszym sporcie kontuzje się zdarzają. Trzeba się z tym liczyć i to uwzględniać! – mówi trener Przemysław Szyburski.
– Pracujemy od meczu do meczu w sytuacji bardzo uszczuplonej przez absurdalny zakaz transferowy ligowej kadry – mówi prezes Krzysztof Serafin. – Nie brakowało takich, którzy widzieli nas na kolanach, a my z podniesioną głową stawaliśmy i stajemy do walki bez względu na okoliczności. Za to trzeba bardzo podziękować zawodnikom i trenerom.
To bezcenne. W tak trudnych, wręcz podbramkowych czasach do grona sponsorów ekstraligowej drużyny rugby dołączyła firma Sawo Gruz, która wcześniej została też jednym ze sponsorów żużlowców Orła. – Podejmujemy działania budzące świadomość marki – mówi Marcin Szałapski – Reklamowanie się poprzez sport jest naszym zdaniem dobrym posunięciem. Na dodatek nazwa klubu – Budowlani znakomicie kojarzy się ze sferą naszych biznesowych działań.
Przez ponad 30 lat pisałem, bardzo często o sporcie, wzbudzający spore emocje felietonik Ryżową Szczotką w Expressie Ilustrowanym. Uznałem, że warto do niego wrócić. Wiele się zmieniło, a jednak nadal są sprawy, które wymagają komentarza bez owijania w bawełnę.
Pisze z Łodzi sobie szkodzi - tak tytułował swoje felietony znakomity Zbyszek Wojciechowski. Inny świetny dziennikarz Antoś Piontek mówił, że w sporcie jak w żadnej innej dziedzinie życia widać czarno na białym w całej jaskrawości otaczającą nas rzeczywistość. Do tych dwóch prawd chcę nadal nawiązywać.