Rezerwowy Pafka

Tag: puchar polski (Page 2 of 3)

Sukces w derbach daje sportowy power. Teraz Widzew rodzące się zaufanie kibiców musi potwierdzić w pucharowym starciu z Wisłą w Krakowie

No, no dawno tak dobrze nie było. Dwa zwycięstwa w dwóch prestiżowych meczach – derbach z ŁKS i inną legendą polskiej piłki – Górnikiem Zabrze. A wydawało się, po łatwo przegranym spotkaniu z Jagą, że Widzew skazany jest na ligową przeciętność.

Nie po raz pierwszy i nie ostatni okazało się, że wygrane derby dają taki sportowy power, że po prostu żyć się chce, chce się grać lepiej i skuteczniej.

Widzew, gdy uwierzył, że może, pokazał na co go aktualnie stać i pokazał… składne granie bez kompleksów przez gros meczu, konstruowanie składnych akcji i zdobywanie bramek, odrodzenie się po chwilowej boiskowej zapaści i stracie bramki zapewnienie (swoim wiernym) kibicom moc pozytywnych emocji.

Uwolniony od boiskowych schematów Bartłomiej Pawłowski walczył (skutecznie) jak za dawnych lat, był wszędzie tam, gdzie go potrzebował zespół, dawał impuls do pozytywnego myślenia i grania. W pojedynku Lukas Podolski – Rafał Gikiewicz wielki plus na swoim koncie zapisał kapitalną interwencją bramkarz łodzian. W drugim kolejnym starciu pokazał się dobrze czytający grę, skuteczny w destrukcji, a także w tworzeniu przestrzeni do ofensywnego grania Dominik Kun. Trener Daniel Myśliwiec będzie miał dylemat: Dominik czy Marek Hanousek, a może warto postawić na obu. Asem w rękawie może się okazać Noah Diliberto, który nie bois się wziąć odpowiedzialności na siebie, a przy okazji strzelić pięknego gola.

Jest solidna podstawa do tworzenia sportowej jakości, która wykluczy nagłe chwile załamania, słabości i bylejakość czyli sprawi, że Widzew nie będzie schodził poniżej przyzwoitego poziomu, a wręcz przeciwnie będzie robił kolejne kroki do przodu.

Potwierdzeniem tego pozytywnego myślenia może, ba powinien być środowy mecz ćwierćfinału Pucharu Polski z Wisłą w Krakowie. Czy przeciwko łodzianom zagra nowy napastnik 30-letni Billel Omrani? Transmisja pucharowego spotkania o godz. 20.30 w Polsacie Sport.

Na przykładzie pucharowej rewelacji – Cariny Gubin. Dlaczego ciekawi polscy piłkarze nie mają szans przebicia się do poważnego grania?

Polska piłka nożna to zamknięty świat menedżerów i dyrektorów sportowych. Oni dyktują warunki gry, a raczej antygry. Dzięki swoim układom, znajomościom sprowadzają do drużyn tabuny, z reguły zagranicznych, bo tanich, futbolistów drugiego czy trzeciego planu. Tymczasem polska pika nożna to dla nich ziemia jałowa, na której nic nie jest w stanie wyrosnąć. Tymczasem…

Nie kryję z przejęciem oglądałem mecz znajdującej się w strefie spadkowej III-ligowej Cariny Gubin z ekstraklasowym mistrzem remisów – Piastem Gliwice. Faworyci prowadzili 2:0, ambitni gospodarze wyrównali, do 82 minuty mecz mógł się różnie potoczyć. Ostatecznie lepsi czyli Piast wygrali 5:2, ale zanim doszło do tej piorunującej końcówki z bardzo dobrej strony pokazali się piłkarze III -ligowca.

23-letni środkowy pomocnik Dominik Więcek imponował przeglądem pola, zmysłem taktycznym, umiejętnościami na trudnym boisku. Momentami był nie do zatrzymania dla gliwiczan. O trzy lata starszy napastnik Denis Matuszewski (na zdjęciu) potrafił znakomicie znaleźć się w polu karnym, pokazując snajperskiego nosa i zdobył dwie bramki.

Dlaczego tacy piłkarze nie grają dużo, dużo wyżej w lepszych polskich zespołach? Wydaje się po meczu z Piastem mają sportowe papiery na więcej niż III ligę. Więcek nie przebił się przez drugą drużynę Zagłębia Lubin. Matuszewski błąkał się po opłotkach poważnej piłki.

Dlaczego? Dlaczego nikt im się wnikliwiej nie przyjrzał, nie dał szansy, nie poczekał przez chwilę na efekty? Wolał sięgnąć po stranieri, bo przywiózł go znany menedżer albo polecił gorąco dyrektor sportowy. Zamknięte diabelskie koło powiązań polskiej piłki nie daje wielu szans utalentowanym polskim piłkarzom.

Awans Widzewa do ćwierćfinału Pucharu Polski pierwszy raz od… dwudziestu lat stał się faktem. Dzięki napastnikom!

Widzew zagra w ćwierćfinale Pucharu Polski. Po raz ostatni do tego szczebla pucharowych zmagań łodzianie dotarli w 2003 roku. Stało się to możliwe po dwóch bramkach strzelonych przez napastników.

W pucharowym starciu w drużynie Widzewa nie było mowy o eksperymentach, raczej stawianie na najlepszych w danej chwili i szukania optymalnej jedenastki na ligowe starcie. Inaczej niż w Stali, gdzie trener Kiereś dokonał aż ośmiu korekt. Posadził na ławce nawet swojego asa –  Szkurina.

Po kwadransie inicjatywę przejął Widzew. Do centrostrzału Nunesa nie doszedł Rondić. Piłka odbiła się od słupka i łodzianie stracili najlepszą w pierwszej połowie szansę na gola.

Co się odwlecze to nie uciecze… Rondić zwiódł Matrasa i strzałem z dystansu w róg dał gościom prowadzenie. W odpowiedzi Ravas dwa razy bardzo dobrymi interwencjami ratował łodzian od straty bramki.

Po przerwie w drużynie gospodarzy pojawił się napastnik Szkurin (10 bramek w 15 występach). W grze nic się nie zmieniło. Widzew był konkretniejszy, miał bramkowe okazje, można nawet powiedzieć znakomite, ale nie potrafił ich zamienić na gole. I to się zemściło. Ibiza za krótko wybił piłkę głową i to bezwzględnie wykorzystał Wołkowicz. Piłka nożna bywa wyjątkowo niesprawiedliwa, co pokazały czarno na białym pierwsze 24 minuty drugiej połowy.

Dobrze, że potem szczęście uśmiechnęło się do łodzian. Tym razem Matrasa ograł drugi napastnik łodzian – Sanchez, który pewnie wykorzystał sytuację i dał drużynie zwycięstwo oraz pucharowy awans. Łodzianie mieli dużo szczęścia. W ostatniej akcji doliczonego czasu gry Trąbka trafił w poprzeczkę.

11 grudnia o godz. 19 czeka Widzew ligowy mecz z beniaminkiem Puszczą Niepołomice na stadionie Cracovii.

1/8 finału Fortuna Pucharu Polski 

Stal Mielec – Widzew 1:2 (0:1)

0:1 – Rondić(38), 1:1 – Wołkowicz (69), 1:2 – Sanchez (85)

Widzew: Ravas – Zieliński, Żyro, Ibiza, Silva – Kun (62, Pawłowski), Hanousek, Alvarez – Nunes (88, Terpiłowski), Klimek (70, Tkacz) – Rondić (70, Sanchez)

Pucharowy awans Widzewa. Koncertowe 16 minut łodzian, które wstrząsnęły Puławami

Widzew pewnie wywalczył pucharowy awans. Łodzianie w ciągu szesnastu minut pokazali rywalom czarno na białym, kto w jakiej lidze gra…

Trzeba od razu powiedzieć, że faworyt pucharowego starcia był jeden. Zajmujący 14 miejsce w ekstraklasie Widzew zagrał w Puławach z jedenastym zespołem II ligi – Wisłą. Trener Myśliwiec zostawił tylko trzech piłkarzy, którzy rozpoczynali ligowe spotkanie z Wartą (Silva, Ciganiks, Sanchez). Zwracał uwagę powrót do składu kapitana Stępińskiego i występ od pierwszej minuty dwóch młodzieżowców (Dawid, Tkacz).

Wydarzeniem pierwszych minut meczu było super pudło Sancheza, który nie trafił do siatki z trzech metrów po wykładance Stępińskiego. Przy szybkich akcjach gospodarzy widzewiacy gubili się w grze defensywnej, bez bramowych konsekwencji.

Wreszcie łodzianie pokazali swoje zdecydowanie większe umiejętności. Po kontrze i dokładnej centrze Ciganiksa, Nunes po koźle skontrował piłkę i posłał ją głową w przeciwległy róg bramki. W kolejnej akcji Nunes wystąpił w roli asystenta. Po jego prostopadłym podaniu Sanchez wykorzystał sytuację sam na sam. Potem napastnik wykorzystał dobre podanie Ciganiksa i posłał piłkę w długi róg. W kolejnej kontrze Sanchez wystąpił w roli asystenta, wykładając piłkę Nunesowi.

W ciągu 16 minut losy pucharowego spotkania zostały rozstrzygnięte. Widzew w pierwszej połowie wykazał się 100-procentową skutecznością. Cztery celne strzały przyniosły cztery gole.

Na początku drugiej, o niebo słabszej w wykonaniu łodzian, połowy pokazał się bramkarz Szymański, który wygrał pojedynek sam na sam z Kołtańskim. Gospodarze nadal atakowali, ale nie potrafili zdobyć gola. W 54 min drugą żółtą kartkę ujrzał Ciganiks i Widzew grał w osłabieniu. Wisła odważnie atakowała dalej. Kilka razy udanymi interwencjami popisał się Szymański, ale nie miał szans przy główce Flaka, który uprzedził Stępińskiego.

Widzew wygrał ostatecznie energetyczny, szybki, pełen zmiennych akcji mecz, wart oglądania.

Teraz 11 listopada o godz. 17.30 Widzew zagra ligowy mecz w Lubinie z Zagłębiem.

Puchar Polski

Wisła Puławy – Widzew1:4 (0:4)

Awans Widzew

0:1 – Nunes (26, głową), 0:2 – Sanchez (31), 0:3 – Sanchez (38), 0:4 – Nunes (42), 1:4 – Flak (73, głową)

Widzew: Szymański – Stępiński, Zieliński, Silva, Ciganiks – Dawid (46, Kun), Hanousek, Shehu (77, Żyro) – Tkacz (46, Klimek), Nunes (46, Terpiłowski)– Sanchez (46, Alvarez)

Trener ŁKS – Piotr Stokowiec: – Wierzę, że pucharowy mecz z Rakowem to pozytywny zwrot i że jeszcze 17 grudnia będziemy żałowali, że ta liga się kończy tak szybko

Fot. lkslodz.pl

Przed ligowym meczem we Wrocławiu zdaniem trenera Piotra Stokowca powiało optymizmem. Nie da się jednak ukryć, że pod wodzą nowego szkoleniowca ŁKS przegrał wszystkie spotkania. Skoncentrujmy się jednak na ostatnim pucharowym meczu, honorowo przegranym po 120 minutach walki z Rakowem Częstochowa 0:2.

Piotr Stokowiec: – Szkoda, że nie udało nam się do końca sprawić niespodzianki i że rzuty karne nie rozstrzygnęły tego spotkania. Na pewno chcemy innego ŁKS i na pewno widziałem pozytywy, już w meczu z Górnikiem. Taką zdeterminowaną drużynę, grającą z poświęceniem, jak w spotkaniu z Rakowem, chciałbym widzieć we Wrocławiu. Wierzę, że to jest takie przełomowe spotkanie. Tego też potrzebowaliśmy, takiej determinacji, takiego zjednoczenia i myślę, że to będzie dobry fundament do tego, żeby iść dalej. 

Myślę, że porażka z Górnikiem 0:5, to było jak taka rana posypana solą. Ona za szybko się nie zagoi, ale może to i dobrze. To boli, bardzo boli i długo o tym nie zapomnimy i może tego nam trzeba. Po pucharowym meczu podziękowałem chłopakom i powiedziałem, że wierzę, że to zwrot dla nas i że jeszcze 17 grudnia będziemy żałowali, że ta liga się kończy tak szybko. Wierzę w to, że tak będzie. 

Myślę, że do Wrocławia nie jedziemy z duszą na ramieniu. My jedziemy wygrać mecz. Mam swoje spostrzeżenia i na pewno wybiorę skład taki, który będzie tam gryzł trawę i nie odpuścimy ani jednej minuty i ani jednego kawałka murawy. Robimy małe kroki, okaże się w niedzielę jaki potencjał miał ten pucharowy mecz i ile on nam dał. Myślę, że to jest dopiero taka wyjściowa baza.

W niedzielę o o godz. 12.30 ŁKS zagra ligowy mecz ze Śląskiem we Wrocławiu. Rywal jest liderem tabeli, ŁKS jej outsiderem, zdobył o… 20 punktów mniej od rywali. Na wyjeździe przegrał wszystkie siedem spotkań, strzelił tylko dwie bramki.

ŁKS. Pucharowego wstydu nie było. Jak by się potoczył ten mecz, gdyby nie czerwona kartka Janczukowicza?!

Fot. Cyfrasport/ŁKS Łódź

ŁKS przegrał pucharowy mecz z mistrzem Polski, ale wstydu nie było. Łodzianie walczyli za dwóch, byli zdyscyplinowani taktycznie w defensywie, fakt że bez wielkich atutów ofensywnych, ale gdyby nie niepotrzebna i mocno kontrowersyjna druga żółta czyli czerwona kartka po akcji Janczukowicza, pojedynek mógł się skończyć na rzutach karnych. Ostatecznie, to Raków wygrał i walczy dalej. Łodzianie mogą wszystkie siły i środki skoncentrować na walce o ligowy byt.

Trener Stokowiec znów pomieszał składem, niczym w kotle czarownic, stawiając w spotkaniu Pucharu Polski m.in. na piłkarzy, którzy w ostatnich chwili trafili do ŁKS. Nie stracił miejsca kapitan Marciniak, choć fatalnie (nie tylko on!) zagrał w ostatnim ligowym spotkaniu. W sumie nastąpiło osiem zmian w wyjściowej jedenastce – rewolucja! Dla łódzkiego szkoleniowca pucharowy bój to był taki poligon doświadczalny przed ligowymi spotkaniami. W drużynie rywali wyszła na boisko mocna jedenastka (trzy zmiany w porównaniu z ligą), bo Raków traktuje puchar niezwykle poważnie.

Z trybun obserwował spotkanie… Sobociński, który wrócił z USA. Czy znów zostanie piłkarzem ŁKS?!

Powiedzmy o plusach, bo one są najważniejsze. ŁKS ma bramkarzy na wysokim poziomie, bo Arndt nie jest gorszym golkiperem od Bobka. Monsalve okazał się superrezerwowym, interweniował skutecznie i pewnie w wielu zapalnych momentach. Tejan, choć nadal nie wykorzystuje dogodnych sytuacji, to nie boi się nikogo, walczy skutecznie za dwóch, potrafi absorbować rywali i gdyby miał z kim grać, to efekt jego wysiłków byłby większy. Hoti rozkręcał się z każdą minutą, ale i jemu brakowało partnerów do grania. A poza tym zbyt często w grze obronnej fauluje, co grozi kolejnymi kartkami. Warto ze smutkiem zauważyć, że mecz obserwowało tylko 3021 widzów.

Teraz przed ŁKS kolejne wielkie, tym razem ligowe, wyzwanie. Łodzianie o godz. 12.30 rozpoczną we Wrocławiu mecz z liderem – Śląskiem, który zdobył o… 20 punktów więcej od ŁKS!

1/16 finału Fortuna Pucharu Polski

ŁKS – Raków Częstochowa 0:2 (po dogrywce)

0:1 – Koczerhin (109), 0:2 – Ledereman (120)

Czerwona kartka: Piotr Janczukowicz (100. minuta, ŁKS, za drugą żółtą).

ŁKS: Arndt – Szeliga, Gulen, Marciniak (46, Monsalve), Tutyskinas (58, Dankowski), Małachowski, Hoti, Loveuau (46, Lorenc), Glapka, Tejan (75, Janczukowicz), Fase (76, Ramirez)

W Pucharze Polski ŁKS i Widzew grają dalej! Kazimierz Moskal: Cieszę się, że wszystko skończyło się po 90 minutach. Daniel Myśliwiec: Puentą były fajerwerki kibiców

Łódzkie drużyny wykonały pucharowy plan. Widzew wygrał łatwo (4:0 z Concordią Elbląg), ŁKS po horrorze w końcówce (3:2 z KKS Kalisz). Pomeczowe opinie trenerów.

Daniel Myśliwiec – Widzew: Szykowaliśmy się do tego meczu tak, jak do tych w ekstraklasie i przygotowanie rywala do tego spotkania pokazało, że my też musimy zrobić to profesjonalnie. Nasi kibice również pojawili się w niekorzystnym terminie. Był to daleki dystans, w dodatku fani pokazali fajerwerki. Pomimo niemrawych dwudziestu minut, później już się rozkręcaliśmy i puentą były… fajerwerki kibiców.

Stworzyliśmy dużo sytuacji. Dużo nad tym pracowaliśmy. Jestem zadowolony z efektów i kroku, który postawiliśmy. Chciałem niektórym piłkarzom dać szansę w meczu o stawkę. Na ten moment, gdy trenujemy i wchodzimy na wysokie obroty, muszę dbać o przygotowanie wszystkich piłkarzy, żeby z jednej strony mieli rytm meczowy, ale też żeby byli zregenerowani. Chcę mieć przygotowanego do gry każdego piłkarza, bo do tego – jako zespół – chcemy dążyć.

Kazimierz Moskal – ŁKS: Jak to w pucharach, wszystko może się zdarzyć. Początek meczu dla Kalisza i końcówka też dla Kalisza, w części pośrodku mieliśmy kontrolę i tom zdecydowało o naszym sukcesie. Wykonaliśmy plan chcieliśmy awansować, cieszę się, że wszystko skończyło się po 90 minutach. Oczywiście, mogliśmy po kontrze strzelić czwartą bramkę i zakończyć spotkanie, ale tak się nie stało, stąd trochę nerwów w końcówce.

Piłki grane za linie obrony były dla nas groźne. Nie wygraliśmy chyba żadnej górnej piłki. Szansę dostali ci, którzy nie grali. Są szanse na to, że któryś z tych, którzy zaczynali, wskoczy do jedenastki. Po walce w w lidze w dziesięciu musieliśmy dać odpocząć tym, którzy grali ostatnio.

Pucharowy awans łódzkich drużyn. Widzew – Sebastian Kerk w roli głównej. ŁKS – wejście smoka Stipe Juricia i horror w końcówce

W pierwszej rundzie piłkarskiego Pucharu Polski składy naszych, łódzkich drużyn przeszły metamorfozę, ba kadrowe trzęsienie ziemi. Nastąpiły zmiany, zmiany, zmiany, które miały dać trenerom tak Widzewa, jak ŁKS odpowiedź na pytanie na których piłkarzy mogą liczyć w kolejnych ligowych bojach (Widzew 29 września o godz. 20.30 zagra z Piastem w Gliwicach, a ŁKS dzień później podejmie o godz. 15 Cracovię). Obie nasze drużyny nie przyniosły wstydu. Pokonały niżej notowanych rywali.

Widzew zagrał w Elblągu z III-ligową Concordią. Mecz był transmitowany przez stację Polsat Sport, więc mogę ocenić, to jak grali łodzianie. Takiej transmisji nie było w przypadku ŁKS z liderem II ligi – KKS Kalisz, więc tu ostrożnie powołam się na relacje tekstowe, bez wdawania się w szczegółowe oceny. Przypomnijmy, że w meczu ligowym ŁKS II pokonał kaliszan 3:0.

Widzew bez większych problemów

Widzewiacy grali spokojnie, rozważnie, czekając na swoje szanse i się ich doczekali. W ciągu sześciu minut praktycznie rozstrzygnęli losy meczu. Zwracają uwagę: asysta i bramka Kerka, gol najsprytniejszego pod bramką Rondicia.Co trzeba podkreślić, Kerk miał najwięcej ochoty do grania. Wyglądało tak, że ze wszystkich sił chciał pokazać trenerowi Myśliwcowi, że zasługuje na miejsce w podstawowym składzie w ligowym meczu. W drugiej połowie bardzo aktywny i pożyteczny był Klimek.

Zdarzały się też niestety juniorskie błędy jak choćby wycofanie przez Ciganiksa piłki w… światło bramki, co o mały włos nie skończyło się stratą gola. Trudno zrozumieć jak w 200- procentowej sytuacji gola nie zdobył Sanchez. Po jego uderzeniu głową z 5 metrów piłka poszybowała nad poprzeczkę. Gospodarze mieli po przerwie jedną znakomitą okazję, ale Nowicki trafił w boczną siatkę.

Concordia Elbląg – Widzew 0:4 (0:2)

0:1 – Ciganiks (29), 0:2 – Rondić (35), 0:3 – Kerk (51), 0:4 – Jakubowski (68, samobójcza)

Widzew: Szymański – Zieliński, Stępiński, Silva, Ciganiks (83, Nunes) -Kun (46, Shehu), Przybułek (46, Hanousek), Kerk (62, Sanchez) – Terpiłowski(62, Tkacz), Klimek – Rondić

ŁKS. Horror w końcówce

W pojedynku w Kaliszu już w 4 min od utraty bramki ratował gospodarzy słupek. Za to ich odpowiedź była skuteczna i po niecałym kwadransie objęli prowadzenie. ŁKS pierwszy rzut rożny egzekwował w 32 minucie. Potem jednak doszedł do głosu. Jeszcze przed przerwą strzelił dwa gole. Fase wykorzystał błąd bramkarza, a Janczukowicz (huknął z woleja w samo okienko!) wykorzystał dokładne podanie… Fase. Jurić okazał się super rezerwowym. Zdobył bramkę dwie minuty po wejściu na boisko. Asystował drugi z rezerwowych – Hoti. Wydawało się, że teraz wszystko pójdzie łatwo i przyjemnie. Tymczasem w 82 min kontaktowego gola zdobył Gordillo.

KKS Kalisz – ŁKS2:3 (1:2)

1:0 -Żebrowski (11), 1:1 – Fase (39), 1:2 – Janczukowicz (45+1), 1:3 – Jurić (65), 2:3 – Gordillo (82)

ŁKS Arndt – Gulen, Louveau, Marciniak, Tutyskinas (86, Głowacki), Małachowski (63, Hori), Łabędzki (72, Goncalves), Lorenc, Ramirez (63, Śliwa), Janczukowicz, Fase (63, Jurić)

Piłkarski Puchar Polski. Oby nie było nieprzyjemnych, łódzkich niespodzianek. Mecz Widzewa pokaże Polsat Sport

Fot.PZPN

Nasze, łódzkie zespoły stają do walki w Pucharze Polski. W tych rozgrywkach nigdy nie brakowało niespodzianek, ba wręcz sensacji, gdy maluczcy ogrywali potentatów. Tak było z dzisiejszym liderem II ligi – KKS Kalisz, który w minionym sezonie dotarł do półfinału, wyeliminowany przez Legię. Wcześniej kaliszanie po szalonym meczu pokonali Widzew. Po dogrywce było hokejowo 5:5, w karnych lepszy był KKS, wygrał 4-3.

Fot.Cyfrasport/ŁKS Łódź

Jutro o godz. 18.30 kaliszanie podejmą ŁKS. Łodzianie są faworytami, to pewne. Na których piłkarzy postawi Kazimierz Moskal. Czy przy zalewie żółtych i czerwonych kartek da szans pogrania i ogrania się zmiennikom? Jeśli tak, to mamy nadzieję, że ci staną na wysokości zadania, pokażą ekstraklasowe umiejętności i przejdą do kolejnej rundy pucharowych zmagań. Trzeba uważać na Huberta Sobola, który już zapisał na swoim koncie sześć goli.

Fot. Marek Młynarczyk, autor boga www.obiektywnasport.pl

Pół godziny wcześniej Widzew zagra w Elblągu z III-ligową Concordią. Rywale są w strefie spadkowej, w 9 meczach zdobyli osiem punktów. W ostatniej kolejce zremisowali z Mławianką 0:0, przerywając fatalną serię czterech porażek z rzędu. Wielkim problemem zespołu jest… skuteczność. Oby nie poprawili jest sobie w starciu z łodzianami? Widzew w ostatnim ligowym spotkaniu po słabej grze wywalczył remis. Teraz jednak musi pokazać, że to była chwila słabości, a pod wodzą nowego szkoleniowca Daniela Myśliwca robi kroki do przodu.

Finał Pucharu Polski. Nasza piłka nożna jest słaba i chora. Za taką futbolową kaszanę Legia Warszawa dostała w nagrodę 5 milionów złotych

Finał Pucharu Polski – lider kontra wicelider ekstraklasy. Miało być święto polskiego futbolu, była antypropaganda polskiej piłki nożnej. Czegoś równie nudnego dawno nie widziałem. Grający nieomal przez cały mecz z przewagą jednego zawodników Raków zachowywał się jak pijane dziecko we mgle. Próbował, w myśl zasady ja do ciebie ty do mnie, nie tyle konstruować (he! he! he!) akcje, co zabijać kolejne minuty finału. Broniąca się kurczowo Legia już od początku myślała nie tyle o skutecznej kontrze, co o rzutach karnych po dogrywce. Trochę emocji było gdy minęło ponad 110 minut meczu, a potem w rzutach karnych, ale to kropla w morzu kibicowskich potrzeb.

Ostatecznie po dogrywce mecz skończył się wynikiem 0:0, a w rzutach karnych lepsza od Rakowa Częstochowa była Legia Warszawa, wygrała 6-5 i zdobyła Puchar Polski. A potem… starcie MMA ludzi obu ekip, gdy uradowani warszawiacy przebiegali przed ławką rezerwowych częstochowian. Filip Mladenović chciał chyba pokazać, że zasługuje na kontrakt w KSW i kolejny występ na Stadionie Narodowym na wielkiej gali sztuk walki. No, po prostu żenada.

I za taką sportową kaszanę zdobywca Pucharu Polski dostał nagrodę – 5 milionów złotych. Polska piłka nożna jest chora na brak umiejętności i nadmiar niezasłużonej kasy.

« Older posts Newer posts »

© 2025 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑