Finał Pucharu Polski – lider kontra wicelider ekstraklasy. Miało być święto polskiego futbolu, była antypropaganda polskiej piłki nożnej. Czegoś równie nudnego dawno nie widziałem. Grający nieomal przez cały mecz z przewagą jednego zawodników Raków zachowywał się jak pijane dziecko we mgle. Próbował, w myśl zasady ja do ciebie ty do mnie, nie tyle konstruować (he! he! he!) akcje, co zabijać kolejne minuty finału. Broniąca się kurczowo Legia już od początku myślała nie tyle o skutecznej kontrze, co o rzutach karnych po dogrywce. Trochę emocji było gdy minęło ponad 110 minut meczu, a potem w rzutach karnych, ale to kropla w morzu kibicowskich potrzeb.
Ostatecznie po dogrywce mecz skończył się wynikiem 0:0, a w rzutach karnych lepsza od Rakowa Częstochowa była Legia Warszawa, wygrała 6-5 i zdobyła Puchar Polski. A potem… starcie MMA ludzi obu ekip, gdy uradowani warszawiacy przebiegali przed ławką rezerwowych częstochowian. Filip Mladenović chciał chyba pokazać, że zasługuje na kontrakt w KSW i kolejny występ na Stadionie Narodowym na wielkiej gali sztuk walki. No, po prostu żenada.
I za taką sportową kaszanę zdobywca Pucharu Polski dostał nagrodę – 5 milionów złotych. Polska piłka nożna jest chora na brak umiejętności i nadmiar niezasłużonej kasy.
Dodaj komentarz