Widzew po błędzie obrońcy stracił dwa punkty w 90 minucie meczu z Jagiellonią, remisując 1:1. Była to konsekwencją decyzji, którą trener Janusz Niedźwiedź podjął w 69 minucie.
Najpierw po wpadce w spotkaniu z Pogonią zaufał Mateuszowi Żyro, a ten odpłacił mu się pewną grą w defensywie i odważnymi akcjami w ofensywie. Jeśli piłkarz nie doznał urazu, nie było żadnych podstaw, żeby ściągnąć go z boiska w 69 minucie.
Szkoleniowiec postanowił jednak znów dać szansę Martinowi Kreuzrieglerowi, który też miał sporo za uszami, jeśli przeanalizuje się końcówkę starcia z Pogonią. I co? Historia się powtórzyła. Obrońca pogubił się kompletnie w finale spotkania z Jagą, nie upilnował Bartosza Bidy i podsumowując fatalną obronną akcję, zaliczył samobója.
Już w pierwszej rundzie Janusz Niedźwiedź przekonał się, że grzebanie czy też mówiąc łagodniej dokonywanie zmian w defensywie w trakcie spotkania przynosi opłakane skutki.
Teraz tylko się to potwierdziło. Trzeba jednak uczyć się na własnych błędach, a nie dalej w nie brnąć. Warto trzymać się starej dobrej zasady włoskich trenerów, że budowanie zespołu zaczyna się od defensywy, a zmian w tej formacji (i to jeszcze w trakcie meczu!) dokonuje się tylko z konieczności!
Widzew w dwóch meczach wiosennej rundy na własnym boisku zdobył 2 punkty. Zremisował 3:3 z Pogonią i zremisował 1:1z Jagiellonią. Co by było gdyby… Juliusz Letniowski wykorzystał rzut karny. Nie ma zabitych, jest dwóch rannych…
Przed meczem ludzie Widzewa toczyli dramatyczny pojedynek z zaśnieżoną, a potem nasiąkającą wodą murawą, aby przygotować boisko do gry. Czynnie i aktywnie pomagał w tym prezes Mateusz Dróżdż. I się udało. Brawo za zaangażowanie, postawę i efekt. Klub nie zawiódł siebie, rywali i kibiców. Spotkanie można było rozegrać z półgodzinnym opóźnieniem, co stało się także możliwe, dzięki temu, że wcześniej położono nową murawę, na której można było toczyć sportowe zmagania, mimo pogodowego Armagedonu.
Łodzianie przystąpili do meczu mocno osłabieni bez jednego ze swoich atutowych piłkarzy. Kontuzjowanego Jordi Sancheza zastąpił Łukasz Zjawiński. W Jadze na ławce rezerwowych usiadł kluczowy piłkarz Jesus Imaz.
Zaczęło się źle dla łodzian, a mogło fatalnie. Już w pierwszej akcji Pogoń mogła wyjść na prowadzenie, ale Ravas wygrał pojedynek sam na sam z Prikrylem. W odpowiedzi po strzale Milosa i rykoszecie piłka odbiła się od bocznej siatki. Łodzian mocnymi uderzeniami z dystansu niepokoił Gual. W 22 min po centrze Stępińskiego i główce Zjawińskiego piłka odbiła się od słupka. Centymetrów zabrakło do bramkowego szczęścia.
Po przebojowej akcji Żyro, szarżującego Pawłowskiego zatrzymał nieprzepisowo bramkarz Almerović. Jedenastkę mógł wykorzystać Letniowski, ale trafił w poprzeczkę! Potem dwa razy strzelał aktywny Pawłowski, ale niecelnie. Podobnie zachował się Bortniczuk po drugiej stronie boiska.
Do przerwy Widzew miał inicjatywę i wyborną okazję wyjścia na prowadzenie (rzut karny) ale jej nie wykorzystał. – Gdyby Letniowski strzelił bramkę, miał szansę wejść na wyższy sportowy poziom. Tak się jednak nie stało – powiedział Andrzej Juskowiak.
Druga połowa przez wiele minut była o niebo gorsza od porywających drugich 45 minut spotkania z Pogonią. Było dużo walki, sporo fauli, moc niecelnych podań, co skutkowało brakiem składnych akcji i podbramkowych sytuacji.
Sytuację zmieniło wejście rezerwowych, a zwłaszcza jednego, którego postawa okazał się kluczowa dla losów spotkania. Po składnej akcji, dokładnym podaniu Terpiłowskiego i precyzyjnym strzale w długim róg na listę strzelców wpisał się Kun. Prawdziwy joker w talii trenera Niedźwiedzia, który natchnął drużynę do dynamicznej, odważnej gry.
Widzew poszedł za ciosem. Zaczął konstruować groźne akcje, ale brakowało ostatniego dokładnego podania. Jeden rezerwowy dał dobrą zmianę, drugi fatalną. Po swoim błędzie Kreuzriegler, naciskany przez Bidę strzelił samobója. Widzew jeszcze walczył, ale strzał Pawłowskiego obronił Alomerović.
Widzew – Jagiellonia Białystok 1:1 (0:0)
1:0 – Kun (78), 1:1 – Kreuzriegler (90, samobójcza)
– My przede wszystkim mamy się utrzymać – przekonuje prezes Mateusz Dróżdż. – Nie stać nas na wydanie 400 tysięcy euro na transfer.
Uff, odetchnęliśmy z ulgą. MAKiS podjął decyzję o wycofaniu się z idiotycznego pomysłu, licytacji Loży Prezydenckiej na Stadionie Miejskim przy Piłsudskiego. – Przy okazji kolejnych pomysłów zachęcamy do rozmów i konsultacji – czytamy na stronie Widzewa. Jest w tym stwierdzeniu sto procent racji.
Imponujące. Pogoda pełna śnieżno – deszczowej grozy jest niestraszna kibicom Widzewa. 17 081 fanów dopingowało swój zespół podczas pojedynku z Jagiellonią.
Wygranie pierwszego meczu w piłkarskiej ekstraklasie po ośmiu latach nieobecności ma swoją historyczną wymowę i swoją wartość sportową i propagandową. O Widzewie, który pokonał w Białymstoku Jagiellonię 2:0, mówią wszyscy w Polsce.
Co zdecydowało o sukcesie? Konsekwencja w grze i błysk sportowej odwagi. Widzew postawił na skuteczne bronienie swojego przedpola i szukania szans w kontrataku. Ta taktyka się sprawdzała. Zanim padły gole łodzianie mogli już prowadzić 2:0, gdyby sytuacje wykorzystała Dominik Kun. Tak się nie stało i potrzeba było więcej sportowej odwagi i boiskowej fantazji, żeby odnieść zwycięstwo.
Bramka Bartłomieja Pawłowskiego z rzutu wolnego na pewno będzie kandydowała do gola sezonu, ale nie byłoby jej gdyby nie odwaga środkowego obrońcy Mateusza Żyro. Zaskoczył rywali swoim bardzo dobrym wyjściem ze strefy obronnej. Gracze Jagiellonii długo nie potrafili zareagować na jego akcję. W końcu musieli bronić się faulem przed własnym polem karnym, co skończyło się golem Pawłowskiego.
Przy drugiej bramce Jordi Sanchez nie spuścił głowy i pędził z piłką przed siebie, tylko szukał wolnej przestrzeni do zagrania lub wejścia w pole karne Jagi. Zdecydował się na to drugie, co wymagało fantazji, odwagi, sprytu, umiejętności i doświadczenia. Jego szarża została sprawiedliwie nagrodzona drugą bramką dla Widzewa.
Czekamy, że za Mateuszem i Jordim pójdą inni widzewiacy. Pokażą, że sportowy świat ekstraklasy należy do odważnych.
W trzeciej kolejce 31 lipca Widzew wreszcie może zagrać na swoim stadionie, na nowej murawie. 31 lipca o godz. 20 ma podjąć Lechię Gdańsk, która do tej pory rozegrała jeden mecz. Przegrała 0:3 z Wisłą Płock. O ile Lechia ze względu na grę w europejskich pucharach nie przełoży meczu.
Widzew w drugim meczu zdobył premierowe ligowe punkty. Łodzianie pokazali moc. Były wrażenia artystyczne i były gole – pierwszy wyjątkowej urody, drugi po odważnej indywidualnej akcji
Trener Janusz Niedźwiedź wcielił w życie nową zasadę: przegranego składu się nie zmienia i postawił na tych samych ludzi, którzy zaczęli mecz z Pogonią w Szczecinie (1:2). Znów w składzie zabrakło napastnika z krwi i kości. Za takiego po raz kolejny musiał robić Pawłowski, który dla szkoleniowca po prostu jest… napastnikiem. Z nowych sprowadzonych latem graczy na boisku pojawili się dwaj defensorzy.
Jaga pierwszy mecz wygrała (2:0 z Piastem), a trener Maciej Stolarczyk zdecydował się na zmianę. Trubeha usiadł na ławce, a w wyjściowej jedenastce znalazł się Gual.
W pierwszej połowie grę prowadziła Jagiellonia. Widzew szukał szczęścia w kontrataku. I doczekał się swojej szansy po pół godzinie gry. Niestety, niepilnowany Kun główkował szczupakiem z kilku metrów obok słupka. Była to najlepsza sytuacja pierwszej połowy!
Jaga miała kilka, choć nie tak dobrych, brakowych okazji. Raz świetnie interweniował Ravas, dwa razy ofiarnie na ciało przyjął piłkę dobrze ustawiający się Stępiński. Zaimponował Letniowski, który zademonstrował techniczny kunszt, mijając zwodami trzech rywali.
Kun miał kolejną okazję na początku drugiej połowy. Znów główkował, tym razem celnie, ale świetnie spisał się bramkarz rywali. Znów Stępiński pokazał, że jest liderem defensywy, gdy zatrzymał udaną interwencją wychodzącego na pozycję sam na sam Guala. Od 65 minuty Widzew grał bez młodzieżowca, co według nowych absurdalnych przepisów jest możliwe.
Odwaga łódzkiego obrońcy została nagrodzona. Rajd Żyry rywale zatrzymali tuż przed polem karnym. Rzut wolny wykonywał Pawłowski i zrobił to perfekcyjnie. Uderzył nad murem, w okolicach okienka. Piłka odbiła się jeszcze od słupka i wpadła do siatki! Takie wrażenia artystyczne (znakomite zagranie napastnika) trzeba nagradzać bramkami! To gol na miarę najlepszych europejskich lig!
Indywidualna, przebojowa akcja Sancheza, który odważnie wszedł w strefę obronną rywali, zwiódł trzech obrońców i wepchnął piłkę do siatki.
Widzew wystąpił w nowych strojach o mocnym granatowym kolorze.
Przez ponad 30 lat pisałem, bardzo często o sporcie, wzbudzający spore emocje felietonik Ryżową Szczotką w Expressie Ilustrowanym. Uznałem, że warto do niego wrócić. Wiele się zmieniło, a jednak nadal są sprawy, które wymagają komentarza bez owijania w bawełnę.
Pisze z Łodzi sobie szkodzi - tak tytułował swoje felietony znakomity Zbyszek Wojciechowski. Inny świetny dziennikarz Antoś Piontek mówił, że w sporcie jak w żadnej innej dziedzinie życia widać czarno na białym w całej jaskrawości otaczającą nas rzeczywistość. Do tych dwóch prawd chcę nadal nawiązywać.