Widzew po błędzie obrońcy stracił dwa punkty w 90 minucie meczu z Jagiellonią, remisując 1:1. Była to konsekwencją decyzji, którą trener Janusz Niedźwiedź podjął w 69 minucie.

Najpierw po wpadce w spotkaniu z Pogonią zaufał Mateuszowi Żyro, a ten odpłacił mu się pewną grą w defensywie i odważnymi akcjami w ofensywie. Jeśli piłkarz nie doznał urazu, nie było żadnych podstaw, żeby ściągnąć go z boiska w 69 minucie.

Szkoleniowiec postanowił jednak znów dać szansę Martinowi Kreuzrieglerowi, który też miał sporo za uszami, jeśli przeanalizuje się końcówkę starcia z Pogonią. I co? Historia się powtórzyła. Obrońca pogubił się kompletnie w finale spotkania z Jagą, nie upilnował Bartosza Bidy i podsumowując fatalną obronną akcję, zaliczył samobója.

Już w pierwszej rundzie Janusz Niedźwiedź przekonał się, że grzebanie czy też mówiąc łagodniej dokonywanie zmian w defensywie w trakcie spotkania przynosi opłakane skutki.

Teraz tylko się to potwierdziło. Trzeba jednak uczyć się na własnych błędach, a nie dalej w nie brnąć. Warto trzymać się starej dobrej zasady włoskich trenerów, że budowanie zespołu zaczyna się od defensywy, a zmian w tej formacji (i to jeszcze w trakcie meczu!) dokonuje się tylko z konieczności!