Widzew w dwóch meczach wiosennej rundy na własnym boisku zdobył 2 punkty. Zremisował 3:3 z Pogonią i zremisował 1:1z Jagiellonią. Co by było gdyby… Juliusz Letniowski wykorzystał rzut karny. Nie ma zabitych, jest dwóch rannych…

Przed meczem ludzie Widzewa toczyli dramatyczny pojedynek z zaśnieżoną, a potem nasiąkającą wodą murawą, aby przygotować boisko do gry. Czynnie i aktywnie pomagał w tym prezes Mateusz Dróżdż. I się udało. Brawo za zaangażowanie, postawę i efekt. Klub nie zawiódł siebie, rywali i kibiców. Spotkanie można było rozegrać z półgodzinnym opóźnieniem, co stało się także możliwe, dzięki temu, że wcześniej położono nową murawę, na której można było toczyć sportowe zmagania, mimo pogodowego Armagedonu.

Łodzianie przystąpili do meczu mocno osłabieni bez jednego ze swoich atutowych piłkarzy. Kontuzjowanego Jordi Sancheza zastąpił Łukasz Zjawiński. W Jadze na ławce rezerwowych usiadł kluczowy piłkarz Jesus Imaz.

Zaczęło się źle dla łodzian, a mogło fatalnie. Już w pierwszej akcji Pogoń mogła wyjść na prowadzenie, ale Ravas wygrał pojedynek sam na sam z Prikrylem. W odpowiedzi po strzale Milosa i rykoszecie piłka odbiła się od bocznej siatki. Łodzian mocnymi uderzeniami z dystansu niepokoił Gual. W 22 min po centrze Stępińskiego i główce Zjawińskiego piłka odbiła się od słupka. Centymetrów zabrakło do bramkowego szczęścia.

Po przebojowej akcji Żyro, szarżującego Pawłowskiego zatrzymał nieprzepisowo bramkarz Almerović. Jedenastkę mógł wykorzystać Letniowski, ale trafił w poprzeczkę! Potem dwa razy strzelał aktywny Pawłowski, ale niecelnie. Podobnie zachował się Bortniczuk po drugiej stronie boiska.

Do przerwy Widzew miał inicjatywę i wyborną okazję wyjścia na prowadzenie (rzut karny) ale jej nie wykorzystał. – Gdyby Letniowski strzelił bramkę, miał szansę wejść na wyższy sportowy poziom. Tak się jednak nie stało – powiedział Andrzej Juskowiak.

Druga połowa przez wiele minut była o niebo gorsza od porywających drugich 45 minut spotkania z Pogonią. Było dużo walki, sporo fauli, moc niecelnych podań, co skutkowało brakiem składnych akcji i podbramkowych sytuacji.

Sytuację zmieniło wejście rezerwowych, a zwłaszcza jednego, którego postawa okazał się kluczowa dla losów spotkania. Po składnej akcji, dokładnym podaniu Terpiłowskiego i precyzyjnym strzale w długim róg na listę strzelców wpisał się Kun. Prawdziwy joker w talii trenera Niedźwiedzia, który natchnął drużynę do dynamicznej, odważnej gry.

Widzew poszedł za ciosem. Zaczął konstruować groźne akcje, ale brakowało ostatniego dokładnego podania. Jeden rezerwowy dał dobrą zmianę, drugi fatalną. Po swoim błędzie Kreuzriegler, naciskany przez Bidę strzelił samobója. Widzew jeszcze walczył, ale strzał Pawłowskiego obronił Alomerović.

Widzew – Jagiellonia Białystok 1:1 (0:0)

1:0 – Kun (78), 1:1 – Kreuzriegler (90, samobójcza)

Widzew: Ravas – Stępiński, Szota, Żyro (69, Kreuzriegler) – Milos, Hanousek, Letniowski (76, Hansen), Nunes (76, Ciganiks) – Terpiłowski, Pawłowski – Zjawiński (69, Kun)

– My przede wszystkim mamy się utrzymać – przekonuje prezes Mateusz Dróżdż. – Nie stać nas na wydanie 400 tysięcy euro na transfer.

Uff, odetchnęliśmy z ulgą. MAKiS podjął decyzję o wycofaniu się z idiotycznego pomysłu, licytacji Loży Prezydenckiej na Stadionie Miejskim przy Piłsudskiego. – Przy okazji kolejnych pomysłów zachęcamy do rozmów i konsultacji – czytamy na stronie Widzewa. Jest w tym stwierdzeniu sto procent racji.

Imponujące. Pogoda pełna śnieżno – deszczowej grozy jest niestraszna kibicom Widzewa. 17 081 fanów dopingowało swój zespół podczas pojedynku z Jagiellonią.