Rezerwowy Pafka

Tag: łks liga (Page 3 of 6)

Prestiżowa porażka ŁKS. Czy wiosną łodzianie nie będą walczyć o nic?

Piłka nożna potrafi być wyjątkowo okrutna i bezwzględnie ukarać za brak skuteczności. Sprawdziło się w meczu z Ruchem sprawdzone futbolowe powiedzenie, że niewykorzystane sytuacje się mszczą. Po bezbarwnej pierwszej połowie z Ruchem na początku drugiej ŁKS powinien objąć prowadzenie. W bardzo dobrej sytuacji znalazł się Pirulo, ale Turk obronił jego strzał. W odpowiedzi nieomal natychmiastowej gola strzelił Ruch. Tuż przy słupku uderzył Barański i pokonał Bobka.

Łodzianie atakowali tak jak nas ostatnio do tego w Łodzi przyzwyczaili – wolno, schematycznie, bez pomysłu. Miał swoją szansę Pirulo, ale jej nie wykorzystał. Po strzale Mokrzyckiego i rykoszecie, refleksem zaimponował znów golkiper gości.

ŁKS w trzecim kolejnym meczu na własnym boisku nie strzelił gola. Czy to skazuje łodzian na bycie drużyną środka, która wiosną nie będzie walczyć… o nic. Nie będzie jej groził spadek, nie znajdzie się też w gronie zespołów, które powalczą w barażach o awans. Klasyczne ligowe średniactwo i nic więcej?

Jakub Dziółka (trener ŁKS): Jesteśmy rozczarowani wynikiem. Myślę, że w pierwszej połowie mieliśmy w sobie dużo emocji i to nam w niektórych sytuacjach przeszkadzało w podejmowaniu dobrych decyzji, szczególnie w działaniach z piłką. Nie byliśmy powtarzalni w grze w ataku. W drugiej połowie mieliśmy sytuację, których niestety nie udało się wykorzystać.

Dawid Szulczek (trener Ruchu): W piłce nożnej nie zawsze faworyt wygrywa. Nie ma co biczować piłkarzy ŁKS, bo sumarycznie byli nieco lepsi, ale działo się to dopiero po strzeleniu przez nas bramki. Mam nadzieję, że po przerwie na kadrę nie będziemy potrzebować tyle szczęścia, żeby wygrać mecz. Z drugiej strony, zrobiliśmy duży progres.

Widzów: 10512

W następnej serii spotkań łodzianie zmierzą się na stadionie Króla z Polonią Warszawa (8 listopada, godz. 20.30).

ŁKS Łódź –  Ruch Chorzów 0:1 (0:0)
0:1 – Barański (49)
ŁKS: Bobek – Dankowski, Gulen, Wiech, Głowacki – Kupczak, Mokrzycki, Pirulo (64, Wysokiński) – Balić (57, Młynarczyk), Arasa, Feiertag (65, Sitek)

Na pocieszenie pozostaje sukces drugiej drużyny ŁKS, która wygrała na wyjeździe z GKS Jastrzębie 1:0, po golu Lipienia, choć od 25 minuty grała w dziesiątkę. Czerwoną kartkę za faul taktyczny ujrzał Ślęzak.

Emocje sięgały zenitu. W meczu pełnym boiskowych wydarzeń trzy punkty zdobył ŁKS!

W wyjątkowo emocjonującym i barwnym w wydarzenia meczu, przy szalonym tempie akcja goniła akcję. To było meczycho. Ważne, że górą w tym bardzo dobrym spotkaniu był ŁKS! W ostatnich pięciu meczach na obcych boiskach łodzianie zdobyli już 13 punktów. To było ich siódme ligowe zwycięstwo.

Do wyjściowego składu łodzian wrócił stoper Wiech, a miejsce Młynarczyka na skrzydle zajął Balić. W wyjściowym składzie Stali pojawiło się czterech… młodzieżowców.

W ciągu pierwszych 150 sekund ŁKS powinien prowadzić… 2:0. Doskonale sytuacje zmarnowali Pirulo i Feiertag. W odpowiedzi musiał wykazać się Bobek.

Po kilkunastu minutach boiskowego chaosu pokazał się Balić, uzasadniając swoje pojawienie się na boisku w podstawowym składzie. W polu karnym założył rywalowi siatkę, podawał lub strzelał. Ważne, że piłkę jako ostatni dotknął Feiertag, a ta wtoczyła się do bramki.

Łodzianie prowadzili zasłużenie, byli lepsi. Szkoda, że dwa razy nie potrafili przeprowadzić składnej akcji, mając przewagę dwa na jeden. I jeszcze to, co stało się w doliczonym czasie. Po znakomitym podaniu Arasy, niepilnowany Feiertag z siedmiu – ośmiu metrów posłał piłkę nad poprzeczkę. Ech, powinno być 2:0, ale nie było…

Dlaczego grający po profesorsku ŁKS na początku drugiej połowy dał się zepchnąć do defensywy. I stało się. Łodzianie pozwolili rywalom na dośrodkowanie, a potem Dankowski nie upilnował Kościelnego, który doprowadził do wyrównania. Zaczęło się oblężenie bramki gości.

ŁKS bronił się kurczowo, momentami chaotycznie ale… Przeprowadził kontrę i znów wyszedł na prowadzenie. Po świetnym dograniu Feiertaga, strzale Dankowskiego, słabej interwencji bramkarza, ŁKS zdobył bramkę. Obrońca odkupił swoje winy.

Na boisko wszedł Młynarczyk i nie minęło15 sekund i zdobył gola! Wykorzystał błąd Kościelnego i w stylu wytrawnego napastnika wykorzystał sytuację sam na sam. No po prostu wejście smoka!

Szkoda, szkoda, szkoda. Po kapitalnej indywidualnej akcji Mokrzycki, minięciu kilku rywali, strzelił niestety nad poprzeczkę. W odpowiedzi znów pokazał klasę Bobek. To było za mało. Najpierw Łysiak trafił a w poprzeczkę, a za chwilę przy biernej postawie defensywy, niepilnowany przez nikogo Piotrowski pokonał bramkarza gości, zdobywając kontaktowego gola.

Mogła być czwarta bramka dla ŁKS, ale Arasa zamiast podawać piłkę wzdłuż bramki, strzelał i jego uderzenie obronił bramkarz gospodarzy, W kolejnej akcji schował egoizm do kieszeni. Zagrał dokładnie do Feiertaga, a ten bez kłopotu umieścił piłkę w siatce!

ŁKS nie odpuszczał. Miał jeszcze bramkowe sytuacje. Nie wykorzystał ich. Ważne, że wygrał. W spotkaniu, które śmiało mogło by być promocją rozgrywek I ligi.

Stal Rzeszów – ŁKS 2:4 (0:1)

0:1 – Feiertag (29), 1:1 – Kościelny (51, głową), 1:2 – Dankowski (57), 1:3 – Młynarczyk (66), 2:3 – Piotrowski (71), 2:4 – Feiertag (86)

ŁKS: Bobek – Dankowski (80. Zając), Gulen, Wiech, Głowacki, Arasa (87, Sitek), Mokrzycki, Kupczak, Pirulo (87, Wysokiński), Balić (65, Młynarczyk), Feiertag

W kolejnych, ważnych ligowych meczach ŁKS groźny, skuteczny napastnik będzie na wagę złota

Fot. Łukasz Grochala/Cyfrasport

Na czym musi się skupić ŁKS na treningowych zajęciach? Na skutecznym rozgrywaniu ataku pozycyjnego. Mecz ze Stalą Stalowa Wola (0:0) pokazał, że przy zmasowanej, mądrze prowadzonej grze obronnej, ŁKS momentami jest bezradny.

To może w przyszłości, bo przed łodzianami spotkania z drużynami, które będą dążyć do zwycięstwa i powinny prowadzić otwartą grę czyli z rewelacją rozgrywek Stalą Rzeszów (na wyjeździe, 26 października, godz. 17.30) i Ruchem Chorzów (u siebie, 3 listopada, o godz. 14.30).

W każdym razie podczas spotkania ze Stalą wydawało się, że w czasie reprezentacyjnej przerwie łodzianie tak mocno dostali w kość, że podczas meczu męczyli się albo byli zmęczeni okrutnie, grając wolno, w jednym tempie, bez pomysłu i fantazji.

Kluczem do rozpracowania przeciwnika, który broni się w jedenastu jest wygrywanie pojedynków jeden na jeden na skrzydłach, co do przerwy udawało się Młynarczykowi, a po przerwie nie udawało się wcale Baliciowi (co dzieje się z tym piłkarzem?!).

Ważnym ogniwem w ofensywnej grze jest środkowy napastnik, którego w przypadku ŁKS, w tym spotkaniu… nie było. Feiertag, mówiąc łagodnie, tym razem przeszedł obok spotkania. Niestety, źle pozycjonował się w polu karnym czy bramkowym. Spóźniał się, nie czytał gry partnerów. Nie potrafił tym razem nawet skutecznie przytrzymać piłki. Na dodatek, gdy już miał swoją szansę, to ją marnował okrutnie. Oby to był tylko wypadek przy pracy, bo skuteczny i tworzący grę napastnik jest nie tylko w ŁKS na wagę złota.

ŁKS miał wielki kłopot z solidnym środkiem defensywy. Czy dzięki Litwinowi już się go pozbył?

Fot. ŁKS/Cyfrasport

Największy wygrany trzeciego z rzędu zwycięstwa ŁKS? 21-letni Litwin – Tutyskinas. Z każdą minutą grał spokojniej i pewniej, by w drugiej połowie stać się ostoją drużyny, prowadząc ją, przy zmasowanym acz nieskutecznym ataku rywali, do ligowego sukcesu.

Trener Dziółka miał problem ze zbudowaniem solidnego środka defensywy i oby tak było, że już go nie ma. Przy notującym udane odbiory i skuteczne bloki- Tutyskinasie spokoju, ale i werwy nabrał Gulen, którego gnało do przodu. Na razie bez taktycznych i bramkowych efektów, ale kto wie co będzie po przerwie w rozgrywkach i wielu dniach solidnego trenowania.

Defensywę wzmocni bramkarz Bobek, który zostaje w ŁKS i sprowadzony w ostatniej transferowej chwili obrońca Wiech (zagrał 8 meczów w Betclic 1. Lidze w barwach Znicza Pruszków, zdobył 3 gole i zanotował asystę, w sumie na tym poziomie rozgrywkowym 27 spotkań i 4 gole).

Nie błyszczeli w Opolu tak jak ostatnio Arasa i młodzieżowcy, ale wygląda na to, co potwierdzają kolne spotkania, że na duecie Mokrzycki – Kupczak w środku drugiej linii można polegać. Ba, Mokrzycki coraz śmielej i skuteczniej pokazuje swój zmysł… reżyserski, czego efektem była zainicjowana przez niego filmowa wręcz, bramkowa akcja.

Fot. Łukasz Grochala/Cyfraspor

Przyznaję, Feiertag nie jest… drewniany, jak myślałem. Potrafi działać odważnie i rozważnie, strzelać efektowne bramki i odnajdywać się w polu karnym w innych groźnych, konstruowanych przez partnerów, sytuacjach.

Wydawała się na początku rozgrywek, że z nowego ŁKS nic nie będzie. Rewolucja była zbyt głęboka, odeszło za dużo dobrych piłkarzy. Tymczasem boisko weryfikuje wszystko. Zespół notują progres i jeśli będzie dalej szedł w górą to na pewno nie będziemy się go wstydzić.

ŁKS13 września o godz. 18 podejmie Pogoń Siedlce. A już we wtorek 17 września kolejny mecz na stadionie im. Władysława Króla. 17 września o godz. 19.30 rywalem ŁKS w zaległym meczu I ligi będzie Wisła Kraków.

Filmowa akcja dała ŁKS gola i trzecie zwycięstwo z rzędu!

ŁKS wygrał trzeci mecz z rzędu. Po 4:2 z Wartą, 3:0 z Chrobrym, teraz jest 1:0 z Odrą. Tak trzymać!

Filmowa akcja, godna stadionów świata dała prowadzenie ŁKS. Po niespodziewanym prostopadłym podaniu Mokrzyckiego i zagraniu wzdłuż bramki Dankowskiego, Feiertag inteligentnie, technicznie piętką zdobył gola. A miałem napastnika za drewnianego. Chce mi się śmiać z samego siebie.

ŁKS w upale postawił na… pressing. Miał przewagę,bdyktował warunki gry. Pytanie, czy po bokserskim uderzeniu łokciem Kupczaka, którego brutalność na powtórkach mroziła krew w żyłach. Muratovic powinien ujrzeć nie żółtą, a czerwoną kartkę? Po ciekawie rozegranym rzucie rożnym, Feiertag w trudnej sytuacji główkował tak, że piłka trafiła w poprzeczkę.

Drużynie ŁKS w wielu akcjach brakowało dokładnego ostatniego podania, kropki nad i, bo przy takiej dominacji powinna prowadzić wyżej.

Druga połowa zaczęła się tak. Przy fatalnym ustawieniu się łodzian kontra Odry skończyła się sytuacją sam na sam, ale Nowak posłał piłkę panu Bogu w okno. W odpowiedzi po prostopadłym podaniu Dankowskiego i pingpongu w polu bramkowym o mały włos gospodarze sami nie strzeliliby sobie gola. Arasa dostał prezent od rywali, ale w dogodnej sytuacji posłał piłkę obok długiego słupka. Szkoda, ta akcja powinna dać drugiego gola!

Niestety, pressing z pierwszej połowy wychodził łodzianom bokiem. ŁKS zepchnięty pod własne pole karne kurczowo bronił z coraz większym trudem prowadzenia. Niestety, tym razem Arasa nie był liderem drużyny. Nie był nawet w stanie wyprowadzić skutecznej kontry.

ŁKS miał szczęście. W doliczonym czasie po kapitalnym strzale z dystansu Bartosa, piłka odbiła się od słupka. Łodzianie uratowali zwycięstwo dzięki bardzo dobrej defensywnej gry w drugiej połowie Tutyskinasa.

Odra Opole – ŁKS 0:1 (0:1)

0:1 – Feiertag (7)

ŁKS: Bomba – Dankowski, Gulen, Tutyskinas, Głowacki, Arasa, Mokrzycki, Kupczak, Wysokiński, Młynarczyk (67, Zając), Feiertag (74, Kelechukwu)

Będzie czas na trenowanie i wyleczenie. Następny mecz ŁKS rozegra 13 września. O godz. 18 podejmie Pogoń Siedlce. A już we wtorek 17 września kolejny mecz na stadionie im. Władysława Króla. 17 września o godz. 19.30 rywalem ŁKS w zaległym meczu I ligi będzie Wisła Kraków.

Znakomita obrona rzutu karnego przez Bombę poniosła ŁKS do drugiego z rzędu zwycięstwa!

ŁKS odniósł drugie zwycięstwo z rzędu, pierwsze na własnym stadionie. W pełni zasłużone, choć, co by było gdyby nie znakomita interwencja Bomby. Bramkarz ŁKS obronił jedenastkę, tchnął nowe, lepsze życie w drużynę, co przyniosło zwycięstwo!

Oba zespoły od początku próbowały, ale nie były w stanie stworzyć bramkowej sytuacji, choć groźniejsi w ataku byli goście. I… Stoper Mihaljevic zachował się jak futbolowy sztubak. W niegroźnej sytuacji zagrał w polu karnym ręką i rywale dostali w prezencie jedenastkę! Nieprawdopodobne, niemożliwe, a jednak prawdziwe. Po co nam takie transfery i tacy ludzie w składzie.

Jedenastkę obronił Bomba, a po dobitce niefortunnego strzelca Lebedyńskiego piłka odbiła się od poprzeczki. Nieprawdopodobne szczęście łodzian, a raczej znakomita interwencja ich bramkarza!

Na szczęście wartością dodaną ŁKS jest Arasa. Po podaniu Młynarczyka Hiszpan zwiódł dwóch rywali w polu karnym i strzałem w krótki róg pod poprzeczkę dał łodzianom prowadzenie!

Druga składna akcja przyniosła drugiego gola. Celnym strzałem zza linii pola karnego w sam róg bramki popisał się najlepszy na boisku Mokrzycki. Arasa mógł zapisać się znów na liście strzelców. Po jego strzale głogowianie wybijali piłkę z linii bramkowej.

Na początku drugiej połowy po fatalnej, dziecinnej starcie piłki Gulena, Lebedyński w sytuacji sam na sam przegrał pojedynek z Bombą! Potem interweniujący bramkarz łodzian trafił głową i barkiem w słupek. Na szczęście mógł grać dalej.

Z każdą upływającą minutą upał odbierał piłkarzom siły, a Mihaljevicia o mało co, a trzeba by było… reanimować. Dobrze, że go zmienił Tuyskinas. Skąd i dlaczego wymyślono piłkarza, ba stopera, kompletnie nieprzygotowanego do sezonu!?

Jak na to nie patrzeć w drugiej połowie ŁKS był lepszą, rozsądniejszą drużyną. Odniósł zasłużone zwycięstwo. Podkreślił to ładną akcją i golem. Po inteligentnym podaniu Mokrzyckiego młody piłkarz – Zając posłał piłkę do bramki. Goli mogło być więcej, ale gości ratował słupek. Po strzale… Zająca.

ŁKS – Chrobry Głogów 3:0 (2:0)

1:0 – Arasa (40), 2:0 – Mokrzycki (45), 3:0 – Zając (89)

ŁKS: Bomba – Dankowski, Gulen, Mihaljevic (68, Tutyskinas), Głowacki, Arasa, Mokrzycki, Kupczak, Wysokiński (90, Łabędzki), Młynarczyk (83, Zając), Feiertag (68, Kelechukwu)

Nareszcie! Pierwsza wygrana ŁKS. Najpierw serial odpalanych fajerwerków, a potem festiwal strzelanych bramek

Fot. ŁKS Łódź

Pojedynek dwóch spadkowiczów z ekstraklasy przyniósł triumf łodzianom. Pierwszy w rozgrywkach. ŁKS pokonał Wartę w meczu, w którym padło sześć bramek!

Od początku inicjatywa należała do ŁKS.VAR długo analizował, czy Szeliga (były ełkaesiak) zagrał piłkę ręką w polu karnym, ale ostatecznie do podyktowania jedenastki nie doszło. ŁKS miał przewagę i…

Inicjatywę przejęły trybuny. Zaczął się, rozpoczęty przez obecnych w łodzian, festiwal czy raczej trzyodcinkowy serial odpalanych fajerwerków. Sędzia Przybył odesłał piłkarzy do szatni, a na boisku moc roboty miała… straż pożarna. Po kilkudziesięciu minutach gra została wznowiona.

Fajerwerki pomogły gościom! Pierwsza akcja przyniosła gola łodzianom. Piłkę przechwycił Kupczak, inteligentnie zagrał na prawe skrzydło do Arasy, który wpadł w pole karne i strzałem w długi górny róg dał prowadzenie gościom. Nie minęły dwie minuty… Drugi atak, którego autorem był znów Arasa, w stylu dobrego technicznie, doświadczonego boiskowego wyjadacza, wykończył – mylącym zwodem (zwiódł Szeligę), a potem strzałem nie do obrony w krótki górny róg – Młynarczyk.

Przy pierwszej groźnej akcji gospodarzy refleksem i sprawnością wykazał się Bomba. W odpowiedzi po rzucie wolnym w znakomitej sytuacji Mihaljević główkował nad poprzeczkę. To powinien być gol! Podobnie, jak w kolejnej akcji, gdy sytuację zmarnowali na raty Mokrzycki i Młynarczyk. W sumie licząc przerwę pierwsza połowa trwała godzinę i 10 minut.

Na początku drugiej połowy pokazał się wreszcie napastnik łodzian. Po główce Feiertaga skuteczną interwencją popisał się Grobelny.

Niestety, po fatalnym błędzie Bomby, który minął się z piłką i ogromny zamieszaniu w polu bramkowym ŁKS, Bartkowski zdobył kontaktowego gola. Odpowiedź przyszła błyskawicznie, po dwóch minutach. Po zagraniu Mokrzyckiego, Feiertag strzałem pod poprzeczkę nie dał szans bramkarzowi gospodarzy.

Festiwal bramek trwał dalej. Po podaniu Pawłowskiego, Głowacki zachował się niczym nieopierzony junior. Dał się ograć Szelidze, który z kolei boleśnie dał o sobie znać byłym kolegom. Strzelił im gola. Festiwal bramek trwał dalej. Tym razem po dynamicznym rajdzie i inteligentnym wycofaniu piłki przez Zająca, pewnym strzałem popisał się Mokrzycki. I to by było na tyle.

Warta Poznań – ŁKS (0:2)

0:1 – Arasa (32), 0:2 – Młynarczyk (34), 1:2 – Bartkowski (49), 1:3 – Feiertag (51), 2:3 – Szeliga (55), 2:4 – Mokrzycki (75)

ŁKS: Bomba – Dankowski, Gulen, Mihaljevic (80, Tutyskinas), Głowacki, Arasa (90, Kelechukwu), Mokrzycki, Kupczak, Łabędzki (67, Wysokiński), Młynarczyk (67, Zając), Feiertag

25 sierpnia o godz. 14.30 (zmiana godziny!) ŁKS podejmie Chrobrego Głogów. Piłkarzem ŁKS został były gracz młodzieżowych drużyn FC Barcelony i Napoli, 21-letni środkowy pomocnik – Jorge Alastuey.

Najbliższy rywal ma większe kłopoty niż ŁKS. Będzie pierwsze zwycięstwo łodzian?

Fot. Łukasz Grochala/Cyfrasport

Jak się przełamać i pierwszy raz wygrać to kiedy, jak nie teraz! 16 sierpnia o godz. 20.30 ŁKS podejmuje beniaminka – Kotwicę Kołobrzeg. Łodzianie mają swoje wielkie sportowe kłopoty, o czym za chwilę. Rywale nie mniejsze. Na Wybrzeżu drużyna się rozchodzi w szwach z prozaicznego powodu – nie płacą! Taka sytuacja jest demobilizująca, frustrująca, odbierającą zaufanie do pracodawcy i chęci skutecznego wykonywania powierzonej roboty.

Co z tego, że w Kołobrzegu gra były widzewiak – Łukasz Kosakiewicz, jest tam 19-letni syn byłego ełkaesiaka Macieja Bykowskiego – Marcel i jeden z najciekawszych napastników polskich lig – Brazylijczyk Jonathan Junior, skoro wszystko idzie mocno pod górkę.

No, wypisz wymaluj jak w ŁKS. Tylko, że w Łodzi nie z powodów finansowych czy organizacyjnych, a sportowych. Drużyna, mówiąc wprost i bez ogródek, gra kiepsko.

Widać, że nowi piłkarze, przez ostatnie miesiące więcej czasu spędzali na zabawie niż trenowaniu i graniu, bo są, mówiąc łagodnie, nieprzygotowani do rozgrywek i chyba muszą upłynąć tygodnie(?) zanim zaczną coś znaczyć. Gorzej, że tak sobie spisują się ludzie, na których chcielibyśmy bardzo liczyć czyli zdolni juniorzy czy Michał Mokrzycki. Kto tylko może przekonuje trenera, żeby dał sobie spokój z eksperymentem i nie wystawiał Pirulo w środku pola, bo zdecydowanie lepiej spisuje się na skrzydle. Czym poskutkują te apele?

Janusz Dziółka nie może się i nas pocieszać, że przez pierwsze 45 minut pojedynku z Miedzą (0:1) zespół dobrze grał… bez piłki, bo powiedzmy wprost w futbolu nie o to chodzi i na dodatek żadne to pociesznie.

Podobnie, jak meczowe statystyki: (strzały: 10:8 dla ŁKS,   strzały celne: 5:3 dla Miedzi | rzuty rożne: 8:2 dla ŁKS. Posiadanie piłki: 51:49 dla ŁKS. Faule: 12:10 dla Miedzi), bo jak widać po końcowym wyniku statystyki nie grają. Liczy się to, co tu i teraz – na boisku. Oby, oby ŁKS pokazał, że robi jednak sportowe kroki do przodu i odniósł pierwsze ligowe zwycięstwo.

ŁKS. Do tej pory było źle. Teraz jest… beznadziejnie. Łodzianie na drodze do spadku!

Tak dalej być nie może, bo taka futbolowa mizeria, skończy się spadkiem ŁKS z I ligi. Łodzianie po przebudowie drużyny stali się chłopcem do bicia. W trzech meczach zdobyli punkt. Po prostu czarna rozpacz.

W Legnicy miała być gra o trzy punkty. Był pokazy artystyczne, z których nic nie wynikało. Rywale próbowali jednego zagrania raz, drugi, trzeci, aż wreszcie dopięli swego. Zdobyli bramkę i wygrali.

Szkoda, że na początku meczu Młynarczyk nie wykorzystał błędu Grudzińskiego, który źle przyjął piłkę. Podobna gafa przytrafiła się łodzianinowi. W odpowiedzi Bomba z trudem odbił piłkę po strzale Kaczmarskiego.

ŁKS starał się mieć inicjatywę. Ech, gdyby dobrze piłkę w polu karnym przyjął Młynarczyk po inteligentnym zagraniu Pirulo. Niestety, tak się nie stało. Pierwszy strzał łodzian czyli uderzenie Mokrzyckiego (panu Bogu w okno) w 26 minucie.

Miedź próbowała zaskakiwać długim podaniem za plecy defensywy. Raz o mało się to nie udało. Padł gol, ale wcześniej piłkarz gospodarzy był na pozycji spalonej. W ŁKS próbował znów Mokrzycki, ale znów wyjątkowo niecelnie.

Łodzianie do przerwy mieli inicjatywę, przeważali i… kompletnie nic z tego nie wynikało. Za to w doliczonym czasie gry strzałem z ostrego kąta próbował zaskoczyć Bombę Drzazga. Na szczęście skończyło się na strachu. Bramkarz był na posterunku. Łodzianie bez celnego strzału. Jak tu marzyć o sukcesie.

Zaczęła się druga połowa i goście mogli mówić o szczęściu, że piłka po strzale Mioca z 14 metrów przeleciała obok słupka. W odpowiedzi to do czego się już przyzwyczailiśmy. Mihaljević wyskoczył do dobrej centry, główkował, ale oczywiście obok słupka.

W drugiej połowie próbowali mieć inicjatywę gospodarze. Ale, ale… pierwszy, choć słaby, celny strzał łodzian, autorstwa Gulena w… 63 minucie gry. Niecałą minutę później musiał wykazać się Wrąbel, po dobrym mocnym uderzeniu Majenicia.

Skoro nie łodzianie, to skutecznością wykazali się gospodarze. Ile razy można się nabrać na takie zagranie. Jak widać po ŁKS, nie raz, nie dwa, nie trzy, aż rywal pokaże akcję na gola. Za linię obrony piłkę dostał Mioc. Ograł rozpaczliwie próbującego obronić tę sytuację Bombę i posłał piłkę do siatki. W odpowiedzi po strzale Arasy i rykoszecie piłka niestety przeleciała obok słupka.

ŁKS szukał swojej szansy. Po pierwszym celnym strzale w sezonie Pirulo piłka wylądowała w rękach Wrąbla. Ciężki i wolny Feiertag nie doszedł do piłki zagranej na drugi metr przed bramką Miedzi. Trzeba być kompletnie bez formy, żeby tak się zachować, gdy jest się podobno napastnikiem.

W każdym razie ŁKS przejął inicjatywę. Bez bramkowego skutku. Rywale nie zamierzali się przyglądać. Musiał wykazać się Bomba, chyba jedyny piłkarz ŁKS, do którego nie można mieć pretensji.

Miedź Legnica – ŁKS 1:0 (0:0)

1:0 – Mioc (68)

ŁKS: Bomba – Dankowski, Gulen, Mihajlević, Majenić, Zając (64, Sitek), Pirulo (90+4, Łabędzki), Kupczak, Mokrzycki, Młynarczyk (73, Feiertag) Arasa

ŁKS. Łodzianie mieli stawiać na młodzież i jakoś tego nie widać. Rezerwowi w meczu z Górnikiem nie byli wartością dodaną

Bramkę Górnikowi Łęczna strzela Andreu Arasa Fot. Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

Mocno przebudowany ŁKS znów niestety rozczarował. Tylko zremisował z Górnikiem Łęczna (1:1), choć prowadził i miał inicjatywę. Niestety, bezgraniczna głupota stopera Adriena Louveau, który faulował niepotrzebnie, a brutalnie, co skończyło się czerwoną kartką, sprawiła że od 56 minuty łodzianie musieli grać w dziesiątkę. To miało swoje konsekwencje czyli serię katastrofalnych błędów w defensywie. A na koniec stratę (w dziecinnie łatwy sposób) bramki i punktów.

Widać jak na dłoni, że lepiej dla ŁKS byłoby, żeby nadal piłkę rozgrywał Dani Ramirez, a nie Pirulo (choć ten deklaruje, że da radę). Obu stoperów można by natychmiast zamienić na Rahila Mammadova. Cóż, mądry ełkaesiak po szkodzie. Trzeba zatem teraz mądrze gospodarzyć tymi, których się ma.

Tymczasem zmiany w składzie w spotkaniu z Łęczną tylko osłabiły zespół. Po co trener Janusz Dziółka posłał do boju nieprzygotowanego austriackiego napastnika? Ten robił za słup w grze defensywnej łodzian i sprawiał, że ŁKS bronił się nie w dziesiątkę, a w dziewiątkę.

Łodzianie mieli stawiać na młodzież i jakoś tego nie widać. Nie mogę zrozumieć dlaczego w roli jokera nie wystąpił szybki i przebojowy Antoni Młynarczyk, czy kolejny zdolny piłkarz – Jan Łabędzki. Zastosowanie prostych środków – laga do przodu na szybkiego Młynarczyka – mogło przynieść zdobycie, a nie stratę gola. Ale nie ma co rozważać, co by było gdyby… Bardziej trzeba skupić się na tym, na kim warto polegać i na kogo stawiać.

10 sierpnia czeka ŁKS mecz w Legnicy (godz. 19.35). Miedź jest trudnym, wymagającym przeciwnikiem. Czy na środku defensywy obok Leventa Gulena wystąpi Artemijus Tutyskinas, a reżyserem gry, trudnym do zaakceptowania, nadal będzie Pirulo?! Można mieć nadzieję, że znów błyśnie pod bramką Andreu Arasa. Potrafi znaleźć sobie miejsce w polu karnym, szuka go piłka, a zatem kolejny gol nie jest wykluczony.

« Older posts Newer posts »

© 2025 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑