Rezerwowy Pafka

Tag: łks (Page 6 of 33)

ŁKS. Wygląda na to, że to jest dobre miejsce dla rozwoju zdolnych piłkarsko młodych ludzi

Fot. Michał Stańczyk/Cyfrasport

W polskich futbolowych ligach słychać wielkie narzekanie na… młodzieżowców, że są słabi, zaniżają poziom, a przepisy są takie, a nie inne, iż trzeba ich wpuszczać na boisko, żeby nie dostać surowych finansowych kar. ŁKS udowadnia, że może być inaczej, że to jest klub dla młodzieżowców, im przyjazny, dający szansę na grą i rozwój.

Za lkslodz.pl przypatrzy się dotychczasowemu ligowemu dorobkowi najmłodszych ligowych piłkarzy zespołu:

Antoni Młynarczyk (19 lat) – 751 minut (12 meczów) | 2 gole | 3 asysty

Łukasz Bomba (20 lat) – 630 minut (7 meczów)

Aleksander Bobek (20 lat) – 450 minut (5 meczów)

Jędrzej Zając (20 lat) – 389 minut (12 meczów) | 1 gol | 2 asysty

Jan Łabędzki (18 lat) – 106 minut (4 mecze)

Można? Można! A przecież w odwodzie jest jeszcze choćby wielce utalentowany Aleksander Iwańczyk.

Zatrzymajmy się przy Antonim Młynarczyku, który zaczynał jako szybki, odważny skrzydłowy, trochę jeździec bez głowy, którego trzeba dużo, dużo jeszcze uczyć. Tymczasem młody piłkarz szybko wyrósł na jednego z ważnych graczy zespołu, imponując techniką, precyzyjnym (wyćwiczonym!) strzałem z obu nóg, taktyczną odpowiedzialnością (gdy zespół w potrzebie wraca skutecznie na własne przedpole).

Jak widać trzeba trenerskiej, odwagi, nosa i zaufania, a okazuje się, że w polskiej piłce nie brakuje wielu obiecujących talentów.

20 października o godz. 17 ŁKS na stadionie im. Władysława Króla podejmie przedostatnią Stal Stalowa Wola. Rywale wygrali jeden mecz (przy sześciu zwycięstwach łodzian). Na wyjeździe w pięciu spotkaniach zdobyli jeden punkt (0:0 w Tychach).

Mirosław Bulzacki – jeden z bohaterów legendarnego meczu na Wembley – doczekał się książki o sobie

To był ŁKS! Łza się w oku kręci. Stoją od lewej: Włodzimierz Białek, Mirosław Bulzacki, Marek Dziuba, Jan Tomaszewski, Jan Marchewka, Jan Mszyca. Klęczą od lewej: Andrzej Grzywacz, Grzegorz Ostalczyk, Ryszard Polak, Andrzej Drozdowski, Jerzy Kasalik. Zdjęcia: archiwum Jacka Bogusiaka

17 października godz. 14 w sali ViP na pierwszym piętrze stadionu przy al. Unii im. Władysława Króla odbędzie się uroczysta promocja książki o znakomitym piłkarzu ŁKS – Mirosławie Bulzackim. To biografia zawodnika autorstwa Zbigniewa Popławskiego zatytułowana „Nie tylko Obrońca”.
Zaproszeni zostali m.in. koledzy Mirosława Bulzackiego z drużyny reprezentacji Polski sprzed pięćdziesięciu lat Grzegorz Lato, Jan Domarski, Jerzy Kraska, trener Andrzej Strejlau, a także władze Łodzi, przyjaciele, działacze sportowi, delegacje Klubów Seniora ZPN z Polski.

Organizacji promocji książki podjął się Zarząd Główny w Łodzi Stowarzyszenia Dzieci Wojny w Polsce.Towarzyszyć promocji będzie wystawa przygotowana przez kustosza pamięci ŁKS Jacka Bogusiaka wspólnie z Irkiem Kowalczykiem i Tadeuszem Marczewskim. Wśród pamiątek są m.in.: wizerunek ełkaesiaka na banknocie, znaczku pocztowym, są też karykatury znanych rysowników. Warto przyjść, posłuchać, zobaczyć…

Data promocji nie jest przypadkowa. 17 października 1973 roku piłkarska reprezentacja Polski z Mirosławem Bulzackim w składzie wywalczyła zwycięski remis na Wembley (1:1) będący dla naszej drużyny przepustką na piłkarskie mistrzostwa świata. Mirek w tym spotkaniu grał po prostu znakomicie, wybijał nie raz i nie dwa piłkę z linii bramkowej, jako ostatnio kopnął ją w tym spotkaniu. Nie dziwi, że wraz z pozostałymi bohaterami pojedynku przeszedł do heroicznej historii polskiego futbolu i legendy, mogąc liczyć na wieczną pamięć wiernych polskiej piłce kibiców.

Mirosław Bulzacki w rozmowie ze sport.tvp.pl: – Wembley to…Wembley! Kawał historii, najważniejszy mecz w dziejach naszej piłki. Cieszę się, że dane mi było w nim wystąpić. Miałem zaledwie 23 lata, byłem najmłodszy w zespole. A żeby było śmieszniej, to na Wembley zagrałem w reprezentacji po raz trzynasty. Od tego meczu traktuję trzynastkę jak szczęśliwą liczbę, bo wcześniej kojarzyła mi się z pechem. Konsekwencją dobrej gry były dalsze powołania i tytuł Odkrycia Roku. Było to miłe wyróżnienie, przyznawane przez Piłkę Nożną i redaktora Stefana Grzegorczyka.

Jacek Bogusiak wspomina: – Wszystko zaczęło się w grudniu 1976 roku, gdy Mirek Bulzacki podarował mi swoje zdjęcie z autografem. Wiele, wiele lat czekałem na rewanż. Teraz mogłem dla wielkiego ełkaesiaka zorganizować pamiątkową wystawę.

ŁKS. Trzeba intensywnie popracować z… rezerwowymi

Husein Balić Fot. Mateusz Słodkowski/Cyfrasport

ŁKS wygrał zdecydowanie w Tychach z GKS 3:0, bo przez 60 minut dominował na boisku, zmuszając rywala do obrony w jedenastu własnego przedpola. Potem jednak było zdecydowanie gorzej. Niestety, stało się tak, gdy na boisku pojawili się rezerwowi. Popełnili sporo błędów, pozwolili odrodzić się sportowo tyszanom i dali szansę wykazania się ponadprzeciętnymi umiejętnościami bramkarzowi Bobkowi.

Kolejny mecz pokazał niestety, że trener Dziółka ma jedenastu – dwunastu piłkarzy, na których może polegać. To za mało, żeby skutecznie walczyć o czołowe lokaty w I lidze. Tymczasem musi zajść przynajmniej jedna zmiana w jedenastce, bo za nadmiar żółtych kartek wypadł ze składu obrońca Wiech. W każdym razie jest sporo czasu, żeby popracować nad formą rezerwowych.

Na razie łodzianie są na szóstym miejscu, gwarantującym udział w barażach. 20 października o godz. 17 ŁKS na stadionie im. Władysława Króla podejmie przedostatnią Stal Stalowa Wola. Rywale wygrali jeden mecz (przy sześciu zwycięstwach łodzian). Na wyjeździe w pięciu spotkaniach zdobyli jeden punkt (0:0 w Tychach).

Wysokie zwycięstwo ŁKS, ale też świetnymi interwencjami musiał wykazać się Bobek!

ŁKS wygrał szósty ligowy mecz, trzeci na wyjeździe. Dominował na boisku do czasu, gdy weszli na boisko rezerwowi, którzy dali słabe zmiany. Na szczęście znakomitymi interwencjami popisywał się Bobek.

Na mecz w Tychach wrócił do jedenastki ŁKS Mokrzycki. Został w niej, mimo niewykorzystanego ostatnio karnego, Pirulo.

Po kwadransie z hakiem ŁKS wypracował sobie trochę przypadkiem bramkową sytuację, ale Pirulo z ośmiu metrów posłał piłkę nad poprzeczkę. ŁKS miał inicjatywę. Po inteligentnym podaniu Pirulo, strzał Arasy z ostrego kąta obronił Łubik. Nikt nie zdążył z dobitką. Hiszpan miał kolejną szansę, ale strzelił metr obok słupka.

Wreszcie, ruszył do ataku z lewej strony Młynarczyk. Po jego dokładnym dośrodkowaniu Feiertag głową skierował piłkę w róg bramki gospodarzy. To piąty gol Austriaka.

ŁKS poszedł za ciosem. Po znakomitym prostopadłym podaniu Mokrzyckiego, Pirulo wykorzystał sytuację sam na sam. To jego pierwszy gol w sezonie. Młynarczyk miał szansę strzelić trzeciego gola dla ŁKS po indywidualnej akcji w polu karnym, ale jego uderzenie obronił Łubik. Podobnie, jak po strzale z drugiej strony Arasy. Łodzianie mieli inicjatywę, przewagę, chcieli strzelić bramki, zdobyli dwie i do przerwy zasłużenie prowadzili.

Pierwsza akcja łodzian, a właściwie juniorska strata gospodarzy, drugiej połowy przyniosła trzeciego gola. Młynarczyk trafił w słupek, ale Arasa nie miał problemów, żeby posłać piłkę do pustej bramki. To jego szóste ligowe trafienie. Potem łodzianie kontrolowali boiskowe wydarzenia. Gdyby byli dokładniejsi, bramek mogło być więcej.

Zmiany niestety nie wyszły gościom na dobre. Rezerwowi nie trzymali poziomu. Tutyskinas popełniał błąd za błędem. W tej sytuacji musiał wykazać się Bobek i wykazał, interweniując po prostu znakomicie w czterech wydawać by się mogło beznadziejnych sytuacjach.

Będą zmiany w defensywie łodzian, bo Wiech ujrzał czwartą żółtą kartkę. 20 października o godz. 17 ŁKS podejmie Stal Stalowa Wola.

GKS Tychy – ŁKS 0:3 (0:2)

0:1 – Feiertag (32, głową), 0:2 – Pirulo (35), 0:3 – Arasa (51)

ŁKS: Bobek – Dankowski, Gulen (60, Tutyskinas), Wiech, Głowacki, Arasa (73, Alastuey), Mokrzycki (83, Wysokiński), Kupczak, Pirulo (73, Balić), Młynarczyk (60, Zając), Feiertag

ŁKS. Na barkach tylko jednego piłkarza – Antoniego Młynarczyka – trudno budować nadzieje na bramki i zwycięstwa!

Antoni Młynarczyk Fot. Łukasz Grochala/Cyfrasport

ŁKS przegrał u siebie ligowy mecz z Wisłą Płock, choć wcale nie musiał, ba, nie powinien. Przez gros spotkania był lepszym zespołem, wypracował więcej dogodnych sytuacji, ale nie umiał ich wykorzystać.

Skoro było tak dobrze, dlaczego skończyło się tak źle? Po pierwsze w sposób klasyczny dla siebie łodzianie zachowali się przy straconym golu. Czyli…? Jak żółtodzioby – pilnując strefy pola karnego, a nie przeciwnika, dając mu ogrom miejsca i czasu do wykonania celnego strzału. Gra defensywna ŁKS to jest ciągle element do radykalnej poprawy!

Na barkach jednego zawodnika, w tym wypadku Antoniego Młynarczyka, nie da się przez cały czas utrzymać odpowiedzialności za ofensywną grę zespołu. Super, że zdolny chłopak robi wyraźne postępy, ale w pojedynkę niewiele zdziała.

Pozostali gracze byli albo słabi, albo mało widoczni, albo nieskuteczni. Andreu Arasa chyba za szybko uwierzył w swoją gwiazdę – łatwość i efektywność dryblingu oraz precyzję strzału. Tym razem więcej było szamotaniny i chaosu niż gry pożytecznej dla zespołu. Pirulo próbował, ale więcej w tej grze tracił niż zyskiwał dla siebie i drużyny, choć jego powroty do defensywy warte są docenienia.

Stefan Feiertag był w tym meczu raczej kołkiem w ligowym płocie niż niebezpiecznym napastnikiem – spóźniony, zagubiony nie był w stanie pomóc w zdobyciu gola i choćby jednego ligowego punktu.

Przegrany mecz pokazał, że ŁKS nie może osiąść na laurach. Musi się cały czas doskonalić, bo do I-ligowej stabilności i zaufania jeszcze mu sporo brakuje.

Miejmy nadzieję, że ta porażka nie będzie przyczyną sportowej zapaści, a momentem mobilizującym do szybkiej ligowej rehabilitacji. W niedzielę o godz. 17 ŁKS zmierzy się w Tychach z mocno zdołowanym GKS (transmisja na TVPSPORT.PL), który w ciągu sześciu dni w dwóch spotkaniach stracił… dziewięć bramek. Oby ŁKS nie pozwolił tyszanom wstać z kolan.

Koniec pięknej serii. ŁKS przegrał po raz czwarty, drugi na własnym boisku. Kapitan Pirulo nie wykorzystał jedenastki!

Piękna seria się skończyła. Po serii sześciu meczów bez porażki, ŁKS przegrał drugi mecz na własnym boisku. Pojedynek na ligowym szczycie. Ulegając Wiśle Płock. Łodzianie mieli sytuację, ba mieli rzut karny i nie potrafili tego wykorzystać. Takie sytuacje z reguły się mszczą i tak też stało się tym razem.

Miejsce wykartkowanego, będącego w bardzo dobrej formie Mokrzyckiego (oj, było widać jego brak!), zajął Pirulo. ŁKS zaczął mocno, ofensywnie. W 7 min po dobrej składnej akcji celnie strzelił w sam róg Wysokiński, ale Gostomski nie dał się zaskoczyć. Łodzianie atakowali dalej. Najaktywniejszy Młynarczyk trafił w słupek.

Potem impet gospodarzy osłabł. Tymczasem Wisła wzięła się do roboty i była coraz groźniejsza. Po centrostrzale Jimeneza, Bobek sparował piłkę na poprzeczkę.

Druga połowa zaczęła się od indywidualnej akcji (kiedy taką oglądaliśmy?!) Pirulo zakończoną celnym, choć obronionym strzałem. ŁKS atakował z impetem, a inicjatorem i kreatorem akcji był kapitan drużyny. Po kolejnym dynamicznym ataku i dograniu Młynarczyka, rywal uprzedził stojącego przed pustą bramką Feiertaga.

Gdy nie wykorzystuje się przewagi i dogodnych sytuacji to się traci… bramkę. Tak też się stało. Po dobrym podaniu Pacheco wprowadzony chwilę wcześniej, niepilnowany w polu karnym Pomorski pokonał Bobka. Wisła miała szansę na drugiego gola, po błędzie Głowackiego i Kupczaka. Salvador lobował Bobka, ale piłka na szczęście dla gospodarzy przeleciała obok słupka. Wisła atakowała z impetem, a ŁKS bronił się momentami rozpaczliwie.

W odpowiedzi po indywidualnej akcji rezerwowy Balić został sfaulowany w polu karnym. Pirulo, egzekwując jedenastkę, zmylił bramkarza, ale posłał piłkę obok słupka. Po prostu czarna rozpacz. To nie mogło się dobrze skończyć i nie skończyło. Łodzianie przegrali czwarty ligowy mecz, choć w końcówce mieli dwie fantastyczne bramkowe sytuacje.

6 października o godz. 17 ŁKS zagra z GKS w Tychach. Rywale nie wygrali jeszcze ligowego spotkania na własnym boisku. W ostatnim starciu ze Stalą w Rzeszowie przegrali aż 1:5.

ŁKS – Wisła Płock0:1 (0:0)

0:1 – Pomorski (60)

ŁKS: Bobek – Dankowski, Gulen, Wiech, Głowacki, Arasa, Pirulo, Kupczak, Wysokiński, Młynarczyk (77, Zając), Feiertag (65, Balić)

Pucharowe męczarnie ŁKS. Skuteczność Arasy dała łodzianom awans!

Sporo (siedem) zmian nastąpiło w składzie ŁKS na pucharowy mecz z IV-ligowcem, który z ostatnich ośmiu spotkań wygrał siedem. Łodzianie nie przegrali sześciu ostatnich ligowych meczów z rzędu. Trafił swój na swego? Tak, niestety, to wyglądało do przerwy. Po przerwie nie było wiele lepiej, ale ostatecznie skuteczny Arasa dał pucharowy awans I-ligowcom.

Pierwsi brakowe sytuacje wypracował Balić (najbardziej aktywny ełkaesiak do przerwy), ale potem składną akcję wyprowadzili gospodarze. Gdyby lepiej głową trafił Borkowski (14 bramek w ośmiu ligowych meczach) mogło być 1:0 dla Gromu.

ŁKS atakował (wolno, niemrawo i niedokładnie) gospodarze się bronili, czekając na kontrę. Granie na stojąco w ślamazarnym tempie nigdy nie przynosi dobrych rezultatów.

Ełkaesiacy spisywali się tak, jak w najgorszych ligowych meczach w tym sezonie, a wyróżnili się tym, że dwa razy, źle przyjmując piłkę, zagrali ją ręką. Na dodatek, gdy Pirulo ograł kilku rywali i miał dogodną sytuację, to posłał piłkę panu Bogu w okno. Pierwszy połowa dla łodzian do jak najszybszego zapomnienia.

Drugą część spotkania ŁKS zaczął… szybciej. Wyniknęła z tego jedna dobra sytuacji. Po centrze Pirulo, dotknięciu piłki przez Feiertaga i niepewnej interwencji bramkarza, grającego trenera – Lelenia, piłka odbiła się od słupka.

Trener Dziółka dokonał zmian i… rezerwowy, niepilnowany Alastuey przestrzelił z 14 metrów, a za chwilę wbiegł za szybko, żeby otrzymać piłkę po dobrym zagraniu Balicia. ŁKS nadal przodował w zagraniach… ręką. Taką umiejętnością popisał się(!?) tym razem Arasa. W kolejnej ważnej dla siebie akcji pokazał jednak klasę napastnika. Najpierw po centrze Pawlaka i główce Hiszpana piłka odbiła się od poprzeczki, a po kolejnej trafiła wreszcie do siatki. Bramek dla ŁKS w końcówce mogło być więcej, ale w dwóch dogodnych sytuacjach fatalnie spisał się Alastuey.

Grom mógł wyrównać, ale Borowski w dogodnej sytuacji posłał piłkę obok słupka. W doliczonym czasie gry po akcji Pirulo znów wpisał się na listę strzelców Arasa. Piłka trafiła do siatki po nodze obrońcy, i to Panka uznano za jego autora. Uff, odetchnęliśmy z ulgą. Jak najmniej takich spotkań w wykonaniu łodzian!

Puchar Polski

Grom Nowy Staw – ŁKS 0:2 (0:0)

0:1 – Arasa (82, głową), 0:2 – Panek (90+2, samobójcza)

ŁKS: Bomba – Pawlak, Wiech, Tutyskinas, Majcenić – Kupczak, Pirulo, Wysokiński (62, Alastuey) – Zając (62, Młynarczyk), Feiertag (62, Arasa), Balić (79, Sitek)

Łódzcy kibice piłki nożnej nie mają za sobą straconego weekendu. Zwycięstwo Widzewa, powrót z dalekiej podróży ŁKS. Wierzymy, że dobra passa może nadal trwać!

Ligowy weekend na łódzki plus. Widzew pokonał Piasta Gliwice 1:0, zaliczając zwycięstwo, grą na zero z tyłu, niezłe wykonywanie stałych fragmentów gry i coraz lepszą ludzi, którzy do tej pory byli w cieniu niż na pierwszym planie czyli Shehu i Kerka. Być może tpo dzięki ich coraz pewniejszej i lepszej grze, Widzew zrobił sportowy krok do przodu. Podobnie, jak za sprawą defensywy, jeśli w kolejnych meczach będzie miała ona znów satysfakcję z dobrze wykonanej roboty.

27 września o godz. 20.30 łodzian w ligowym spotkaniu podejmie Lechia Gdańsk. Zanim do tego dojdzie Widzew czeka mecz 1 rundy Pucharu Polski 24 września o godz. 14.30 z Elaną w Toruniu (transmisja w TVP Sport). Czy trener Myśliwiec zdecyduje się na kadrowe eksperymenty czy też będzie zgrywał swoją najlepszą jedenastkę, aby grała ona pewniej i jeszcze skuteczniej.

ŁKS remis w Niecieczy (2:2) z liderem Termaliką może uznać za sukces, wszak wrócił w tym meczu z bardzo dalekiej podróży. Po kilkunastu minutach przegrywał 0:2, a jednak potrafił się podnieść z kolan i dzięki bardzo dobrej grze Mokrzyckiego i Kowalczyka oraz wejściu smoka rezerwowego Zająca odrobić straty. Tym razem pokazał charakter. W połączeniu ze sporymi możliwościami to może być I-ligowa mieszanka wybuchowa.

30 września o godz. 19 łodzianie zmierzą się na własnym stadionie z kolejnym trudnym rywalem – Wisłą Płock. Było starcie z liderem, teraz będzie konfrontacja z wiceliderem. Kibice ŁKS mogą zacierać ręce, że zobaczą dobre, emocjonujące spotkanie.

Zanim tak się stanie 26 września o godz. 12.30 łodzianie zagrają w pierwszej rundzie Pucharu Polski zna wyjeździe z Gromem Nowy Staw (transmisja TVP Sport). Czy to będzie dobra okazja dla trenera Dziółki, żeby naprawdę sprawdzić formę piłkarzy, którzy powinni być przynajmniej jokerami w talii czyli Pirulo i Balicia?! A już 24 września o godz. 17 w pucharowym starciu ŁKS II podejmie Kotwicę Kołobrzeg.

Pokaz mocy ŁKS. Piąta wygrana z rzędu i to z kim, z Wisłą Kraków!

zdjęcia Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

ŁKS walczył o piąte zwycięstwo z rzędu i je wywalczył po bardzo dobrym spotkaniu. W zaległym meczu podjął Wisłę Kraków.Ważna zmiana w defensywie łodzian. Miejsce Tutyskinasa (nie było go nawet na ławce rezerwowych) zajął Wiech.

W 10 minucie po sprytnie rozegranym rzucie rożnym niepilnowany w polu bramkowym Arasa otworzył wynik. Wielki błąd w kryciu popełnił Gogół. Asystę zaliczył Dankowski, a Arasa zdobył piątego gol w sezonie.

Wisła próbowała odrobić stratę. Piłkę po strzale Rodado wybił przed siebie Bobek… Tymczasem druga składa łodzian pruzyniosła drugiego gola. Tym razem w roli asystenta wystąpił Arasa, a czwartego gola w rozgrywkach zdobył Feiertag.

Trudno było zrozumieć, dlaczego sędzia Myć, każdy odbiór piłki przez łodzian, traktował jako faul. Przecież to nie szachy! Może na weekend trzeba by było go wysłać na mecze w Anglii.

Wysoki pressing łodzian skutecznie utrudniał rywalom konstruować składne akcje. Spokojna gra w defensywie sprawiała, że Wisła nie miała bramkowych sytuacji.

W drugiej połowie przeważali goście, ale ełkaesiacy starali się pilnować dyscypliny w grze obronnej i kontrować. W groźnej sytuacji pod bramką krakowian Sukiennicki interweniując niefortunnie odbił piłkę rękę. Za to zagranie należał się rzut karny! I po analizie VAR taki został podyktowany. Pewnie, myląc bramkarza, wykorzystał go Mokrzycki.

Mógł wykazać się Bobek znakomicie broniąc strzał Rodado. W kolejnej akcji nie zdążył do piłki metr od bramki Zwoliński. W końcu jednak Wisła zdobyła gola, który jej się należał. Mecz wygrał jednak ŁKS, jak najbardziej zasłużenie.

Teraz czeka łodzian wyjazdowy pojedynek z liderem. W sobotę o godz. 17.30 zmierzą się na wyjeździe z Bruk-Bet Termaliką Nieciecza. Rywale jeszcze w tych rozgrywkach nie przegrali.

ŁKS – Wisła Kraków 3:1 (2:0)

1:0 – Arasa (10, głową), 2:0 – Feiertag (28), 3:0 – Mokrzyckim (71, karny), 3:1 – Uryga (90+6, Uryga głową)

ŁKS: Bobek – Dankowski, Gulen, Wiech, Głowacki, Arasa (72, Balić), Mokrzycki (90+3, Alastuey), Kupczak, Wysokiński (72, Pirulo), Młynarczyk (58, Zając), Feiertag

widzów: 8328

Trwa dobra passa drużyny ŁKS. Czwarte zwycięstwo z rzędu!

Trwa dobra passa ŁKS. Łodzianie wygrali czwarty mecz z rzędu, ale… choć całą drugą połowę grali z przewagą jednego zawodnika to sukces nie przyszedł im łatwo.

Trener Dziółka postawił na tych, których gra przynosi ostatnio sukcesy czyli trzy ligowe zwycięstwa z rzędu, no z jednym wyjątkiem i to na kluczowej pozycji. Miejsce Bomby w bramce ŁKS zajął Bobek. Na ławce rezerwowych m.in. Balić, Pirulo i nowy – Wiech. W wyjściowym składzie rywali były ełkaesiak – Pyrdoł.

W drugiej minucie pierwszy celny, łatwy do obrony, strzał łodzian – Dankowskiego z rzutu wolnego. W 5 min po znakomitym dośrodkowaniu Młynarczyka, Faiertag z dwóch metrów główkował w… słupek.

Potem dwa razy musiał interweniować Bobek, a Demianiuk w sytuacji sam na sam po wystawieniu przez rywali w pole łódzkiej defensywy, posłał piłkę obok słupka. W kolejjen jego strzał w sytuacji sam na sam obronił Bobek. Na szczęście dla ŁKS i tak był na pozycji spalonej. Beniaminek pressingiem wybił z konceptu łodzian. Sam stwarzał groźne sytuacje. Demianiuk był poza zasięgiem któregokolwiek z ełkaesiaków.

Ale łodzianie otrząsnęli się z przewagi i udokumentowali to golem. Po mierzonym dośrodkowaniu Głowskiego, Faiertag głową posłał piłkę w przeciwległy róg bramki. To był strzał nie do obrony! Trzeci gol w rozgrywkach Austriaka. Tak to w piłce jest. Masz sytuacje, to powinieneś je wykorzystać.

Pogoń na własne życzenie utrudniła sobie sytuację. W doliczonym czasie pierwszej połowy po niepotrzebnym faulu na Gulenie drugą żółtą kartką ujrzał Milasius i goście grali w dziesiątkę.

Druga połowa zaczęła się od drugiej asysty Głowackiego, który świetnie dostrzegł w pou karnym niepilnowanego Arasę, który pewnym strzałem zdobył swojego czwartego gola. Po rzucie rożnym goście mieli szansę na kontaktowego gola, ale na szczęście dla łodzian piłkę wylądowała na aucie obok słupka.

Nadal piłkarzem trudnym do zatrzymania dla łodzian był Demianiuk, który wywalczył rzut karny dla gości najpierw po stracie piłki, a potem po faulu Arasy! Jedenastkę egzekwował sam poszkodowany i… Bobek znakomicie obronił jego strzał. Brawo!

Potem z minuty na minutę rosła przewaga łodzian. Balić przegrał pojedynek sam na sam po świetnym zagraniu Faiertaga. Potem nie trafił praktycznie do pustej bramki. Do znakomitego podania Zająca nie zdążył metr przed bramką Faiertag. W doliczonym czasie goście mieli szansę na gola, ale na miejscu był Bobek.

17 września o godz. 19.30 rywalem ŁKS w Łodzi w zaległym meczu I ligi będzie Wisła Kraków.

ŁKS – Pogoń Siedlce 2:0 (1:0)

1:0 – Faiertag (40, głową), 2:0 – Arasa (47)

ŁKS: ŁKS: Bobek – Dankowski, Gulen, Tutyskinas (67, Wiech), Głowacki, Arasa (72, Zając), Mokrzycki (82, Alastuey), Kupczak, Wysokiński (67, Pirulo), Młynarczyk (72, Balić), Feiertag

« Older posts Newer posts »

© 2025 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑