Rezerwowy Pafka

Tag: widzew (Page 9 of 29)

Piłkarskie derby ŁKS – Widzew. Po punkcie zostanie w Łodzi, ale to tylko zepchnie nasze drużyny na ekstraklasowe dno

W niedzielę o godz. 17.30 piłkarskie święto czyli derby Łodzi (nistety bez transmisji w otwartej telewizji). W pierwszej rundzie ekstraklasy spotkanie wygrał Widzew 1:0 po golu Jordiego Sancheza. Wtedy jeszcze nic w ekstraklasie nie było wiadomo, dziś już bardzo dużo. Stawka spotkania jest wyjątkowo wysoka. Porażka, ba nawet remis, to dla ŁKS praktycznie gwóźdź do ligowej trumny. Punkty dla Widzewa to odbicie się od strefy spadkowej i chwila oddechu przed arcytrudnymi spotkaniami z Górnikiem Zabrze (siódmy w tabeli), Śląskiem (wicelider) i Legią (czwarta drużyna ekstraklasy).

Porównuję jedenastki obu zespołów, zastanawiając się jaki wynik może paść na stadionie im. Władysława Króla, choć doskonale wiem, że derby rządzą się swoimi prawami, a jak mawiał niezapomniany Leszek Jezierski, punkty i tak zostaną w Łodzi.

Jeszcze kilka dni temu wydawało się, że przy porównaniu możliwości wpływu na grą i wynik bramkarzy trzeba będzie zdecydowany plus postawić po stronie ŁKS ale… Nowym golkiperem Widzewa został 36-letni człowiek który z nie jednego futbolowego pieca chleb jadł czyli Rafał Gikiewicz. Czy okaże się lepszy od o 16 lat młodszego, czołowego golkipera rozgrywek Aleksandra Bobka? To jest niewiadoma – stawiam zatem na remis.

Defensywa ŁKS wiele zyskała, gdy doszedł do niej Rahil Mammadov, to może być plusik. Oba zespoły straciły dużo goli (Widzew – 30, ŁKS – 38). To nie są formacje, do których można mieć bezgraniczne zaufanie, ale Mammadov może robić różnicę, dlatego plusik stawiam przy ŁKS.

W drugiej linii ŁKS jest Dani Ramirez, który umie kreować grę, ale moim zdaniem, na dziś lepiej to robi lider Widzewa – Bartłomiej Pawłowski. Moce defensywnych pomocników: Michała Mokrzyckiego i Marka Hanouska, oraz skrzydeł są podobne, więc więcej aktywów w tej formacji po stronie Widzewa.

Gdyby brać pod uwagę nieudaną dla łódzkich drużyn wiosenną premierę, to wśród napastników pozytywnie wyróżniał się tylko Kay Tejan, bodaj najlepszy piłkarz ŁKS w spotkaniu z Koroną. On może zrobić różnicę. Rzecz w tym, że nie dokona tego w pojedynkę. Jordi Sanchez potrafi pokazać sportową moc, w dowodzie jest jeszcze Imad Rondić. Stawiam plusik przy… Nie w tej formacji też na remis.

Podsumujmy, po tej pobieżnej analizie wychodzi na to, że piłkarskie derby zakończą się remisem.

Po punkcie zostanie w Łodzi, ale to tylko zepchnie nasze drużyny na ekstraklasowe mokradła i grozi utopienie się w bagnie. Czy tak się stanie, przekonamy się w niedzielę. Oby tylko to nie były futbolowe szachy, ale spotkanie pełne emocji, składnych akcji i bramek.

Widzew. Trzeba zejść na ziemię i powiedzieć sobie wprost: największymi orłami ekstraklasy nie jesteśmy

Fot. Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

Powiedzieć, że nie jest dobrze, to nic nie powiedzieć. Miało być nowe otwarcie i wyraźny krok do przodu. Niestety w wiosennej premierze było po staremu, jak jesienią. Widzew starał się, ale przegrał po raz dziesiąty w sezonie, piąty na własnym stadionie, czwarty z rzędu i jest coraz bliżej strefy… spadkowej. Co z tego, że z aktualnym liderem rozgrywek. To nie jest żadne usprawiedliwienie.

A teraz przed drużyną kolejne wyjątkowe wyzwanie – derby Łodzi 18 lutego o godz. 17.30. W pierwszej rundzie 12 sierpnia zeszłego roku Widzew wygrał 1:0 po złotym golu Jordiego Sancheza.

Wróćmy do spotkania z Jagą. Oba kluby miały podobne statystyki. Po 10 strzałów, po 50 procent posiadania piłki, 11 fauli łodzian, 12 rywali, 76 procent celnych podań gospodarzy do 79 gości. 112,32 km przebiegniętych przez łodzian, przy 117,24 km rywali. Widzew miał o 54 więcej celnych podań, ale… tylko trzy razy celnie strzelał na bramkę gości, gdy Jaga zanotowała 6 takich uderzeń i ostatecznie wygrała spotkanie 3:1.

Nowy, lepszy Widzew miał wyróżniać się wysokim skutecznym pressingiem i szybkością budowania akcji. Przez parę meczowych chwil to jeszcze działało, ale łodzianie zbyt szybko uwierzyli w swoją wartość i możliwości, zaczęli grać zbyt odważnie (o co miał w telewizyjnej rozmowie pretensje Bartłomiej Pawłowski), niefrasobliwie w defensywie, gubiąc się po juniorsku w kryciu (to już doskonale znamy z jesieni!), co skutkowało kolejnymi golami i porażką.

No cóż, widzewiacy nie mieli też w składzie takiego piłkarza, jak Nene, który potrafiłby posklejać wszystko, tak w grze defensywnej, jak przy konstruowaniu ataków.

Trzeba zejść na ziemię, powiedzieć sobie wprost: największymi orłami ekstraklasy nie jesteśmy, musimy być do bólu pragmatyczni, konsekwentni i skuteczni, w sytuacjach, które uda się nam wypracować. Inaczej będzie tak jak z Jagą, widowiskowa, emocjonująca gra, która niestety nie przynosi ligowych punktów, a one w ostatecznym rozrachunku są najważniejsze!

O Widzewie znów zrobiło się głośno, z racji tego, że zawodnikiem klubu został bramkarz Rafał Gikiewicz. Oby ten rozgłos nie był chwilowy, tylko zamienił się w stały mocny pozytywny głos o klubie w polskich mediach, po kolejnych udanych meczach przynoszących ligowe punkty.

Widzew starał się, ale przegrał po raz dziesiąty w sezonie, czwarty z rzędu i jest coraz bliżej strefy… spadkowej

Wartości artystyczne nie grają i nie przynoszą punktów. Cóż z tego, że Widzew rozegrał emocjonujący, widowiskowy pojedynek, skoro zszedł z boiska pokonany, po raz dziesiąty w sezonie, po raz piąty na własnym stadionie. Łodzianie coraz bliżej strefy spadkowej!

Nowość. Widzew (trochę z konieczności) rozpoczął mecz z Jagiellonią z dwoma młodzieżowcami w składzie (Krzywański, Tkacz). Przed pierwszym gwizdkiem uhonorowano legendę – Wragę. Powstanie loża im. Wiesława Wragi. Czy to zmiana stylu działania klubie? Wreszcie byli świetni gracze będą doceniani i słuchani?!

Mecz rozpoczął się od kapitalnych interwencji bramkarzy. Najpierw Krzywańskiego, który obronił strzał w róg nie byle kogo, bo specjalisty od zdobywania goli – Imaza. W odpowiedzi Alomerovicia, który wyjął piłkę z okienka po uderzeniu Alvareza. To był początek emocji… Wyjątkowo składny atak gości, mimo mocnego pressingu Widzewa pod polem karnym rywali, przyniósł gola. Po podaniu Nene piłkę w róg posłał Pululu. Odpowiedź była natychmiastowa. Po dokładnej, mierzonej centrze Ciganiksa do siatki głową piłkę posłał kapitan Pawłowski. W ciągu jedenastu minut emocji było więcej niż w nie jednym całym spotkaniu ekstraklasy!

Po kilkunastu sennych minutach, w czasie których więcej z gry miał Widzew, wyjątkowo składna akcja Jagi, w czym wielka zasługa Wdowika i Nene, przyniosła prowadzenie. Czy jednak przed strzałem Marczuk nie faulował Ciganiksa? Po analizie VAR sędzia uznał, że nie i gol został uznany.

Druga połowa zaczęła się fatalnie dla gospodarzy. Po centrze byłego widzewiaka – Hansena niepilnowany przez nikogo Imaz umieścił piłkę w siatce. Łodzianie nie zdołali się otrząsnąć, a arbiter podyktował karnego dla gości po faulu Żyry na Nene. Na szczęście dla łodzian wcześniej piłkę ręką zagrał Marczuk.

Z każdą upływającą minutą wartość ofensywna rozczarowanych przebiegiem gry i wynikiem gospodarzy była coraz mniejsza, ale mieli oni jeszcze dwie okazje na kontaktowego gola. Skończyło się niestety na kolejnej, czwartej z rzędu porażce w ekstraklasie! Futbolowa makabra.

Wykartkowany Romanczuk pojawił się na łódzkich trybunach w roli kibica drużyny gości! Widzów: 17 658.

Widzew – Jagiellonia 1:3 (1:2)

0:1 – Pululu (9), 1:1 – Pawłowski (11, głową), 1:2 – Marczuk (33), 1:3 – Imaz (51, głową)

Widzew: Krzywański – Zieliński (80, Kastrati), Żyro, Ibiza, Ciganik – Nunes (61, Klimek), Hanousek, Alvarez, Tkacz (80, Cybulski) – Pawłowski, Sanchez (71, Rondić)

Startują ŁKS i Widzew. Czy premiera ekstraklasy w wykonaniu łodzian będzie udana i przyniesie bezcenne ligowe punkty?

Łodzianie zaczynają piłkarską ligową wiosnę, choć za oknem śnieg! W niedzielę o godz. 15 Widzew podejmie Jagiellonię, w poniedziałek ŁKS zagra z Koroną w Kielcach. Cele obu naszych drużyn? Jasne i proste – utrzymanie się w ekstraklasie.

Gdyby brać pod uwagę budżety obu naszych klubów to o utrzymanie powinniśmy być spokojni. Jak podaje w Skarbie Kibica Przegląd Sportowy budżet Widzewa to 42 mln zł, a ŁKS – 30. Budżet pierwszych rywali łodzian? Jagiellonia – 42, Korona – 27.

Najmniej kasy na zespół przeznaczają: Ruch – 13 i Puszcza – 15, Radomiak – 22, Stal – 23, a najwięcej: Lech – 120 i Legia – 180 mln złotych. Ta statystyka pokazuje doskonale, że w futbolu nie zawsze grają pieniądze.

Próżno w różnych klasyfikacjach naj… szukać naszych piłkarzy. O przepraszam. Wśród bramkarzy na 9 pozycji jest Aleksander Bobek, który o oczko niżej plasuje się wśród najlepszych młodzieżowców.

Co o atutach swoich drużyn powiedzieli łódzcy trenerzy? Daniel Myśliwiec: Naszym atutem powinna być odwaga. Piotr Stokowiec: Atutem będzie nasza wiara i że nasi rywale nas nie docenią.

Prognozy sport.tvp.pl – ŁKS: Kandydat numer jeden do spadku (…) Konstrukcja zespołu powoli zaczyna przypominać budowę Wieży Babel. Próżno w zespole ŁKS szukać lidera, który miałby poprowadzić zespół do zwycięstw.

Widzew: Największą niewiadomą (w walce o utrzymanie) na ten moment jest Widzew. Niby cztery punkty przewagi nad strefą spadkową, ale ostatnie trzy spotkania przegrane. Do tego klub opuścił jeden z najlepszych bramkarzy w lidze, Heinrich Ravas.

Jest też jeszcze jeden łódzki akcent. W sędziowskiej elicie jest 38-letni Paweł Malec, który prowadził już 50 spotkań w ekstraklasie i dla którego to będzie 4 sezon w najwyższej klasie rozgrywek.

Widzew. Cała nadzieja w Bartłomieju Pawłowski i jego kreatywnej, skutecznej grze

Fot. Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

Widzew transmitował swoje mecze rozgrywane w Turcji, głównie chyba po to, żeby zdenerwować kibiców. Po prostu nie wygląda to dobrze, a ta uwaga szczególnie odnosi się do ostatniego sprawdzianu, podobno próby generalnej czyli porażki ze Slovanem Liberec 0:2. Jak tak będzie wyglądała gra łodzian w ekstraklasie, to szkoda gadać.

Stare błędy z jesieni pokazały się aż nadto. Mdławy styl, a właściwie granie bezstylowe, kardynalne błędy w defensywie, pressing, który powoduje groźną kontrę rywala, brak składnych bramkowych akcji. Jeżeli te wszystkie grzechy wyjdą na wierzch w ligowej premierze z Jagiellonią 11 lutego o godz. 15 to marnie nasze szanse.

Może to było przesilenie, wypadek przy pracy, zmęczenie, myśli o jak najszybszym powrocie do domu? Oj, bardzo wszyscy byśmy chcieli, żeby wiosną Widzew grał tak jak w pierwszej połowie meczu kontrolnego z Wartą Poznań (5:1). Czy to jednak będzie możliwe?

Wygląda na to, że na razie nowi gracze są na przyuczeniu albo w fazie odbudowy, więc na ich pojawienie się na boisku trzeba będzie poczekać. Oby tylko nie do końca rozgrywek. Trudno zrozumieć politykę sportowo – transferową Widzewa. Sprowadza nowych graczy o niewiadomej aktualnie sportowej jakości, pozbywa się młodych zdolnych, którzy mają szansę na rozwój (nawet błyskawiczny!), co dosięgło 20-letniego Przybułka.

Wygląda na to, że największą wartością okresu przygotowawczego było podpisanie nowej umowy z liderem zespołu – Pawłowskim. Jeśli dostanie swobodę w graniu i kreowaniu boiskowych wydarzeń, to jest nadzieja, że narodzi się z tego coś konstruktywnego i dobrego dla zespołu.

Widzew. To był najtrudniejszy sparingowy rywal i… mecz niestety skończył się porażką

Ostatnim rywalem Widzewa podczas zgrupowania w Turcji był ósmy zespół czeskiej ekstraklasy. I okazał się za trudny, zbyt wymagający. Łodzianie rozpoczęli mecz bez nowych graczy w składzie. Poza meczową kadrą znaleźli się Józwik, Milos oraz  Kastrati (ten ostatni ma spore zaległości treningowe).

Już w 5 min Krzywański wyciągnął pikę z okienka. Odpowiedzią był rugbowy (wysoko nad bramkę) strzał Alvareza po składnej akcji łodzian. Po upływie kolejnych 20 minut, mający więcej z gry rywale przeprowadzili składny atak i znów umiejętnościami wykazał się Krzywański. Za chwilę łodzianie mieli furę szczęścia. Po główce niepilnowanego gracza Słovana piłka o centymetry minęła słupek.

W 30 min pierwszy celny strzał Widzewa. Bramkarz nie miał żadnych problemów ze złapaniem piłki po uderzeniu Nunesa. To jednak rywale konstruowali składne akcje, byli lepsi i zarazem bliżsi zdobycia bramki. Ale… Łodzianie starali się wykorzystać błędy rywali, Po strzale z kilku metrów z ostrego kąta Rondicia skuteczny był bramkarz Słowaków.

Pierwsza składna akcja drugiej połowy, niestety, rywali, przyniosła gola. Łatwo dał się ograć Ciganiks, a niepilnowany Ghali posłał piłkę pod poprzeczkę. W odpowiedzi po dokładnym podaniu Pawłowskiego Nunes posłał piłkę nad poprzeczkę. Widzew szukał szansy w wysokim pressingu. Co z tego, skoro kontra rywali przyniosła drugą bramkę. Przez niecałe 20 minut szansę pokazania miał nowy – Diliberto. Trudno coś o jego grze powiedzieć, bo w postawie łodzian więcej było chaosu niż grania.

Widzew miał dwie bramkowe szanse. W odpowiedzi po interwencji Krzywańskiego piłka odbiła się od poprzeczki. W ostatnich sekundach centymetry dzieliły łodzian od straty trzeciego gola.

Niestety, w ostatnim tureckim sparingu zobaczyliśmy stary jesienny (nie)dobry Widzew. Łódzcy piłkarze po przerwie więcej dyskutowali z arbitrem, domagając odgwizdywania fauli niż grali. Nie był to imponujący sportowy obrazek.

We wcześniejszych kontrolnych spotkaniach łodzianie zremisowali z Radomiakiem 2:2 i pokonali Wartę Poznań 5:1 i AS Trencin 2:2. Jutro drużyna przylatuje do Polski. Potem trzy dni wolnego. Powrót do pracy w poniedziałek.

Bardzo dobre wieści przekazał za pośrednictwem platformy X minister sportu, Sławomir Nitras. Poinformował on właśnie, że znalazła się część środków na budowę Widzew Training Center. Chodzi o 10 milionów złotych.

Widzew – Slovan Liberec 0:2 (0:0)

0:1 – Ghali (55), 0:2 – Varfolomejev (68)

Widzew: Krzywański – Zieliński (80, Preuss), Żyro (72, Szota), Ibiza (67, Kwiatkowski), Ciganiks (61, da Silva), Nunes (61, Terpiłowski), Hanousek (72, Diliberto), Alvarez (72, Kun), Klimek (46, Tkacz, 80, Cybulski), Pawłowski (72, Dawid), Rondić (46, Sanchez)

Wielkie widzewskie ligowe marzenie. Grać tak jak przez 45 minut sparingu z Wartą

Widzew nieciekawie plasuje się w tabeli ekstraklasy. Gdzie szukać zatem światełka w tunelu? Na pewno w…Turcji, skąd nadeszły optymistyczne wieści, że umowę z łódzkim klubem przedłużył Bartłomiej Pawłowski. Jest też nowy piłkarz drugiej linii, choć taka prawda z III ligi francuskiej i nowy obrońca. Ma też być nowy, ciekawy napastnik.

Powiew nowości i świeżości dała przede wszystkim pierwsza połowa sparingu z Wartą Poznań (5:1), w której Widzew strzelił cztery bramki, ale przede wszystkim grał ciekawie, z polotem. Wysoki pressing pod polem karnym rywala przynosił rezultaty. Na bokach szaleli Ciganiks i da Silva. Więcej swobody na boisku miał Pawłowski, dzięki temu mógł twórczo włączać się w akcje ofensywne. Na dodatek zespół pilnował gry defensywnej, żeby nic złego nie mogło mu się stać. Marzenie. Jeśliby łodzianie grali tak przez całą wiosnę, to bez problemów powinni stać się drużyną środka ekstraklasy.

Niestety, pierwszy sparing w Turcji pokazał, że taka odwaga może być kosztowna. Grając z lepszą drużyną łodzianie szybko, za szybko stracili dwie bramki. Nie poddali się, potrafili odrobić straty. Szukajmy zatem optymizmu i nadziei.

Smutna prawda. Nikt nie chce przyjść do Widzewa na piękne oczy. Klubowy patriotyzm? A gdzie tam! Liczy się kasa!

Było tak, że gdy nowy Widzew odradzał się ze sportowego niebytu, to jego działacze przyzwyczaili się twierdzić, że pieniędzy może nie , ale takiemu klubowi, z taką tradycją, nie można odmówić. I coś z tego myślenia zostało do dziś.

Czasy są jednak inne. Atmosfera, pełne trybuny, wielka tradycja: Zbigniew Boniek i Józef Młynarczyk, nie uczynią z nowego gracza widzewskiego patrioty. A co z niego zrobi oddanego piłkarza? Kasa, misiu kasa… Kariera jest krótka, trzeba myśleć o przyszłości i tam gdzie się idzie, chce się zarobić, jak najwięcej. Takie obowiązuje futbolowe credo.

Widzew mocno pilnuje budżetu, nie chce tworzyć kominów płacowych, nie chce żeby pobory futbolistów przewróciły do góry nogami klubowe finanse. Dlatego nie powinien się dziwić, że trudno mu o transfery, jakie sobie zaplanował.

Łodzianie sprzedali za milion dolarów, a może więcej Henricha Ravasa do MLS, ale nie zamierzali wykładać fury pieniędzy na pobory bułgarskiego bramkarza Daniela Naumowa czy Ghańczyka – Emmanuela Boatenga. Zostali zatem wystawieni przez goniących za kasę piłkarzy (a są inni?!) do wiatru.

Te historie nie zostają bez echa. Szybko rozchodzą się w środowisku. Nic dziwnego, że Widzewowi trudno znaleźć nowych piłkarzy, a futbolowi cwaniacy z całego świata, chcą wyciągnąć z łódzkiego klubu, oczywiście za lepszą kasę, łakome kąski. Odszedł kapitan Patryk Stępiński. Teraz ponoć są kluby starające się o Andrejsa Ciganiksa. A o przyszłość lidera Bartłomieja Pawłowskiego prezes Michał Rydz radzi spytać samego zawodnika, choć ostatnie wieści są takie, że przedłużenie kontraktu jest bliskie!

Wygląda na to zatem, że wielkiej transferowej ofensywy chyba w Widzewie nie będzie, raczej trzeba będzie liczyć straty, oby nie tak dotkliwe, żeby zachwiać sportowym kręgosłupem zespołu.

Może jednak się mylę. Do Widzewa po kilku nieudanych podejściach do innych graczy, trafił młody bramkarz 23-letni Ivan Krajcirik ze słowackiego Ruzomberoku, były młodzieżowy reprezentant kraju. To światełko w tunelu? Na razie to…dramat. Piłkarz doznał kontuzji na treningu i nie będzie trenował przynajmniej przez trzy tygodnie.

Futbolowe transfery po polsku czyli sportowy szrot. Gdzie zniknęła zdolna, polska młodzież?

Zimowe futbolowe podniecenie w Polsce jest wielkie. Wiadomo, transferowy zawrót głowy. Kto się wzmocni, kto osłabi? Jeden trend widać jak na dłoni. Znów polskie kluby stawiają na zachodni szrot.

Mamy kolejny zalew zawodników, którzy mają może bogate CV, ale dawno o nic ważnego nie grali, albo wcale nie było ich na boisku. I o takich ludziach zachwycone polskie media piszą bez zahamowań, że to są… wzmocnienia. Nie wiem, śmiać się czy płakać.

Widać, jak na dłoni, że polska ekstraklasa, jest w najlepszy razie miejscem do mentalnej, fizycznej, a w końcu sportowej odbudowy. Raz się to udaje, innym razem nie. Tych drugich przypadków jest zdecydowanie więcej, co nie najlepiej świadczy o polskich klubowych dyrektorach sportowych. Raczej czekają na podszepty, dobre rady kumpli z branży albo przygotowane atrakcyjne filmiki promocyjne, niż sami sprawdzą co w trawie piszczy. Podejmują decyzje szybko, za szybko i czasami (jakże często!), mówiąc wprost, są one strzałami… samobójczymi.

Kolejny transferowy trend to wielki brak na rynku zdolnych młodych polskich piłkarzy. Tak jakby cały futbolowy świat w Polsce kończył się na ekstraklasie. Jakby nie było I ligi i niższych klas, z której można by było wyciągnąć zdolnych rodzimy futbolistów. Poza ekstraklasą był tylko wielki sportowy niebyt.

Powód ograniczonych działań transferowych na rodzimym rynku ma prosty powód. Polscy piłkarze, szczególnie ci najzdolniejsi, są za drodzy i nie ma żadnej gwarancji, że po wydaniu kilkuset tysięcy złotych nie okaże się, że były to pieniądze źle zainwestowanie. Po co zatem ryzykować. Lepiej stawiać na… szrot.

Do czego prowadzi taki zastój, uniemożliwiający swobodny przepływ sportowych talentów, widać jak na dłoni w polskim rugby. Ekstraliga słabnie z sezonu na sezon, bez wielkich szans na pokazanie się najlepszych młodych ludzi w najlepszych klubach.

Tu też powodem są… pieniądze. Młodzi muszą kisić się w swoich macierzystych zespołach, bo nikt nie wyłoży na ich sprowadzenie ogromnej, jak na możliwości dyscypliny, kasy. Taplamy się zatem w sportowym bagienku, które próbuje się ratować, jak w futbolu, transferami dużo tańszych zagranicznych graczy.

Widzew. Trzeba powiedzieć, że cały miniony futbolowy rok był do bani. A co by się stało, gdyby nie akcja Dominika Kuna w stylu Leo Messiego?!

Dominik Kun Fot. Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

Z długiej rozmowy z byłym wybitnym widzewiakiem – Krzysztofem Kamińskim wyniknęło jedno. Nie tylko ta runda w wykonaniu piłkarzy Widzewa była słaba. Niestety, cały rok był do bani.

Widzew zakończył poprzednie rozgrywki porażką z Koroną Kielce na własnym stadionie 0:3. Zgromadził 41 bezpiecznych punktów, gwarantujących utrzymanie. Wszystko mogło być inaczej, gorzej, albo wręcz tragicznie, gdyby nie bezcenne zwycięstwo ze zdegradowaną już wtedy Miedzią w Legnicy 1:0. Tym zwycięstwem Widzew przerwał serię dziewięciu meczów bez wygranej (trzy remisy, sześć porażek).

Mogło być inaczej, gdyby nie fenomenalna, kto wie czy nie najładniejszy w całych rozgrywkach, akcja pomocnika w 88 minucie spotkania, która przyniosła gola, zwycięstwo i bezcenne trzy punkty. „Dominik Kun Aguero” dał utrzymanie – pisano po tym meczu, porównując też piłkarza do Leo Messiego. Co takiego zrobił?

Kun otrzymał podanie głową tuż za środkową linią boiska od Kristoffera Normanna Hansena, którego Widzew bez sensu się pozbył, a który znakomicie radzi sobie w Jagiellonii. A co działo się potem? Pomocnik popędził w szalonym tempie na bramkę rywali. Minął niczym slalomowe tyczki trzech rywali i precyzyjnym uderzeniem pokonała bramkarza rywali. Akcję i gola Kuna porównywano do rajdów i trafień Leo Messiego.

Teraz też będą potrzebne takie spektakularne wyczyny, żeby Widzewowi widmo spadku wiosną nie zajrzało w oczy. Łodzianie przegrali ostatni mecz jesieni. Ulegli na własnym boisku Pogoni Szczecin 1:2. Jesienią Widzew zdobył 22 punkty. Z 19 spotkań 6 wygrał (5 u siebie), 4 zremisował (0), 9 przegrał (4). Nie jest to bezpieczny bilans, dający na wiosnę komfort ligowego granie i otwierający pole do kadrowych eksperymentów.

Na dodatek łodzianie stracili swojego najlepszego piłkarza, bramkarza Henricha Ravasa, który w łódzkich barwach rozegrał 63 spotkania, 19 razy zachował czyste konto, miał na koncie najwięcej obronionych strzałów, przyczynił się w dużej mierze do awansu i utrzymania w ekstraklasie. Czy znajdzie się golkiper, który godnie go zastąpi i odciśnie swoje pozytywne piętno na grze Widzewa? Na razie łodzianom transfery się nie udają, ba wręcz ich ośmieszają. Czekam z wielką bojaźnią, co będzie dalej.

« Older posts Newer posts »

© 2025 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑