Rezerwowy Pafka

Tag: łks raków

Hat tricka czyli trzech zwycięstw z rzędu nie było – szkoda, ale ostatnie wyniki podniosły morale drużyny ŁKS

Zdjęcia: Jakub Piasecki/Cyfrasport

Dosłownie sekund zabrakło do powtórzenia wyniku z lat 2008 – 2009 i odniesienie trzech ligowych zwycięstw z rzędu. ŁKS honorowo zremisował z mistrzem Polski – Rakowem 1:1. Wielu tzw. fachowców uważa, że wynik za sensacyjny, ale niestety nie przybliża łodzian do utrzymania się w ekstraklasie.

Ech, gdyby wygrali już nie byliby czerwoną latarnią ligi! Cóż trzeba walczyć dalej. Prawda jest taka, że trzeba będzie wejść na szczebel wyżej. ŁKS 30 marca o godz. 15 zagra w Białymstoku ze świetnie się spisującą, mającą mocne i uzasadnione medalowe aspiracje – Jagiellonią.

Czego zabrakło do pokonania mistrza Polski? Więcej futbolowego rozsądku i zimnej krwi w nerwowej końcówce, przytrzymania piłki, mądrego nią pogrania nawet pod faul i wytrącenia rywala ze sportowego impetu.

Dla komentującego mecz byłego ełkaesiaka Tomasza Wieszczyckiego, Dani Ramirez stał się znów prawdziwym liderem zespołu. Nie mogło być inaczej , bo to bardzo dobry piłkarz. Szkoda, że wyczerpanego do granic Hiszpana zabrakło w końcówce.

Sportową klasę znów pokazał Aleksander Bobek. To kolejny polski wielki bramkarski talent. Szkoda, bo należała mu się bezsprzecznie ta nagroda czyli zachowanie czystego konta. Może w następnym spotkaniu?

W każdym razie siedem punktów zdobytych w trzech meczach podniosło morale zespołu i zaufanie kierownictwa klubu do trenera Marcina Matysiaka, który patrzy, wyciąga wnioski i robi swoje. Zdecydowanie lepiej od swojego poprzednika.

ŁKS wypuścił zwycięstwo z rąk z mistrzem Polski w siódmej minucie doliczonego czasu gry!

ŁKS stanął do walki z drużyną mistrza Polski po dwóch zwycięstwach z rzędu. Stawka była niebagatelna, przedłużenie łódzkich marzeń czyli utrzymania się w ekstraklasie. Było blisko, bardzo blisko. ŁKS prowadził do siódmej minuty doliczonego czasu gry. Niestety, wtedy stracił gola i bezcenne zwycięstwami. Remisami ekstraklasowe piekło jest wybrukowane. Takie wyniki utrzymania nie dadzą.

Mogło się zacząć fantastycznie. Po znakomitym podaniu Ramireza, Dankowski strzelając w długi róg trafią w słupek. W natychmiastowej odpowiedzi Nowak przelobował Bobka, ale i bramkę.

W pierwszej energetycznej połowie trwała walka jak równy z równym, ale do czasu… Po nieudanej próbie wyprowadzenia podaniami piłka sprzed własnej bramki przez łodzian i prostej stracie, Gulen wybił piłkę z pustej bramki, a potem Dankowski w dogodnej sytuacji zablokował Nowaka.

Na początku drugiej połowy w dogodnej sytuacji Drachal strzelił nad poprzeczkę. Inicjatywa należała do gości. Bobek dwa razy stawał na wysokości zadania, raz piłka o centymetry minęła słupek bramki ŁKS. W kolejnych akcjach Raków był blisko, coraz bliżej zdobycia bramki.

W odpowiedzi po główce Mammadova Bergren odbił piłkę ręką w polu karnym. Jedenastka! Ramirez zmylił Kovacevica i dał prowadzenie gospodarzom. Goście rzucili się do ataku, ale interwencja Bobka na refleks po rykoszecie była najwyższej klasy.

W kontrze. Po sprinterskim rajdzie Młynarczyka i podaniu do Ramireza, Hiszpan trafił w słupek! Niestety w ostatniej akcji meczu goście doprowadzili do wyrównania. Papanikolaou wepchnął piłkę do siatki.

Mecz oglądało ponad 9 tysięcy widzów.

ŁKS – Raków Częstochowa 1:1 (0:0)

1:0 – Ramirez (69, karny), 1:1 – Papanikolaou (90+7),

ŁKS: Bobek – Dankowski, Gulen, Mammadov, Durmisi, Balić (87, Głowacki), Mokrzycki, Louveau, Ramirez (90+3, Koprowski), Szeliga (65, Młynarczyk), Janczukowicz (65, Tejan)

Mecz ŁKS II – Hutnik Kraków rozpocznie się w poniedziałek (18 marca) o godz. 18.15 na Stadionie Miejskim im. Władysława Króla w al. Unii Lubelskiej 2 w Łodzi (transmisja w TVP Sport).

Trener ŁKS – Piotr Stokowiec: – Wierzę, że pucharowy mecz z Rakowem to pozytywny zwrot i że jeszcze 17 grudnia będziemy żałowali, że ta liga się kończy tak szybko

Fot. lkslodz.pl

Przed ligowym meczem we Wrocławiu zdaniem trenera Piotra Stokowca powiało optymizmem. Nie da się jednak ukryć, że pod wodzą nowego szkoleniowca ŁKS przegrał wszystkie spotkania. Skoncentrujmy się jednak na ostatnim pucharowym meczu, honorowo przegranym po 120 minutach walki z Rakowem Częstochowa 0:2.

Piotr Stokowiec: – Szkoda, że nie udało nam się do końca sprawić niespodzianki i że rzuty karne nie rozstrzygnęły tego spotkania. Na pewno chcemy innego ŁKS i na pewno widziałem pozytywy, już w meczu z Górnikiem. Taką zdeterminowaną drużynę, grającą z poświęceniem, jak w spotkaniu z Rakowem, chciałbym widzieć we Wrocławiu. Wierzę, że to jest takie przełomowe spotkanie. Tego też potrzebowaliśmy, takiej determinacji, takiego zjednoczenia i myślę, że to będzie dobry fundament do tego, żeby iść dalej. 

Myślę, że porażka z Górnikiem 0:5, to było jak taka rana posypana solą. Ona za szybko się nie zagoi, ale może to i dobrze. To boli, bardzo boli i długo o tym nie zapomnimy i może tego nam trzeba. Po pucharowym meczu podziękowałem chłopakom i powiedziałem, że wierzę, że to zwrot dla nas i że jeszcze 17 grudnia będziemy żałowali, że ta liga się kończy tak szybko. Wierzę w to, że tak będzie. 

Myślę, że do Wrocławia nie jedziemy z duszą na ramieniu. My jedziemy wygrać mecz. Mam swoje spostrzeżenia i na pewno wybiorę skład taki, który będzie tam gryzł trawę i nie odpuścimy ani jednej minuty i ani jednego kawałka murawy. Robimy małe kroki, okaże się w niedzielę jaki potencjał miał ten pucharowy mecz i ile on nam dał. Myślę, że to jest dopiero taka wyjściowa baza.

W niedzielę o o godz. 12.30 ŁKS zagra ligowy mecz ze Śląskiem we Wrocławiu. Rywal jest liderem tabeli, ŁKS jej outsiderem, zdobył o… 20 punktów mniej od rywali. Na wyjeździe przegrał wszystkie siedem spotkań, strzelił tylko dwie bramki.

ŁKS. Pucharowego wstydu nie było. Jak by się potoczył ten mecz, gdyby nie czerwona kartka Janczukowicza?!

Fot. Cyfrasport/ŁKS Łódź

ŁKS przegrał pucharowy mecz z mistrzem Polski, ale wstydu nie było. Łodzianie walczyli za dwóch, byli zdyscyplinowani taktycznie w defensywie, fakt że bez wielkich atutów ofensywnych, ale gdyby nie niepotrzebna i mocno kontrowersyjna druga żółta czyli czerwona kartka po akcji Janczukowicza, pojedynek mógł się skończyć na rzutach karnych. Ostatecznie, to Raków wygrał i walczy dalej. Łodzianie mogą wszystkie siły i środki skoncentrować na walce o ligowy byt.

Trener Stokowiec znów pomieszał składem, niczym w kotle czarownic, stawiając w spotkaniu Pucharu Polski m.in. na piłkarzy, którzy w ostatnich chwili trafili do ŁKS. Nie stracił miejsca kapitan Marciniak, choć fatalnie (nie tylko on!) zagrał w ostatnim ligowym spotkaniu. W sumie nastąpiło osiem zmian w wyjściowej jedenastce – rewolucja! Dla łódzkiego szkoleniowca pucharowy bój to był taki poligon doświadczalny przed ligowymi spotkaniami. W drużynie rywali wyszła na boisko mocna jedenastka (trzy zmiany w porównaniu z ligą), bo Raków traktuje puchar niezwykle poważnie.

Z trybun obserwował spotkanie… Sobociński, który wrócił z USA. Czy znów zostanie piłkarzem ŁKS?!

Powiedzmy o plusach, bo one są najważniejsze. ŁKS ma bramkarzy na wysokim poziomie, bo Arndt nie jest gorszym golkiperem od Bobka. Monsalve okazał się superrezerwowym, interweniował skutecznie i pewnie w wielu zapalnych momentach. Tejan, choć nadal nie wykorzystuje dogodnych sytuacji, to nie boi się nikogo, walczy skutecznie za dwóch, potrafi absorbować rywali i gdyby miał z kim grać, to efekt jego wysiłków byłby większy. Hoti rozkręcał się z każdą minutą, ale i jemu brakowało partnerów do grania. A poza tym zbyt często w grze obronnej fauluje, co grozi kolejnymi kartkami. Warto ze smutkiem zauważyć, że mecz obserwowało tylko 3021 widzów.

Teraz przed ŁKS kolejne wielkie, tym razem ligowe, wyzwanie. Łodzianie o godz. 12.30 rozpoczną we Wrocławiu mecz z liderem – Śląskiem, który zdobył o… 20 punktów więcej od ŁKS!

1/16 finału Fortuna Pucharu Polski

ŁKS – Raków Częstochowa 0:2 (po dogrywce)

0:1 – Koczerhin (109), 0:2 – Ledereman (120)

Czerwona kartka: Piotr Janczukowicz (100. minuta, ŁKS, za drugą żółtą).

ŁKS: Arndt – Szeliga, Gulen, Marciniak (46, Monsalve), Tutyskinas (58, Dankowski), Małachowski, Hoti, Loveuau (46, Lorenc), Glapka, Tejan (75, Janczukowicz), Fase (76, Ramirez)

Wyjazdowa zmora ŁKS. Piąty mecz na obcym boisku i piąta porażka. Tym razem lepszy był mistrz Polski

ŁKS wstydu nie przyniósł. Ba, miał więcej bramowych okazji od mistrza Polski, ale bilans jest dramatyczny. Łodzianie przegrali piąte wyjazdowe ligowe spotkanie, strzelili jedną bramkę, stracili dziewięć.

Łodzianie zaczęli spotkanie bez graczy, którzy mieli być asami w talii czyli Pirulo i Ramireza. Obaj piłkarze zaczęli mecz na ławce rezerwowych.

ŁKS szybko został sprowadzony na ziemią. Nie minęło 10 minut, a Cebula zakręcił łodzianami tak, że pogubili się kompletnie. Nic dziwnego, że gdy w końcu piłkę otrzymał niepilnowany Papanikolau, posła ją do siatki.

W końcu ŁKS otrząsnął się z przewagi gospodarzy. Pierwszy celny strzał zapisał na swoim koncie Głowacki. Kovacević bez problemów odbił piłkę nad poprzeczkę. W 30 min powinno być 1:1. Tejan minął już Kovacevicia, ale z ostrego kąta posłał piłkę obok słupka. Jak chcesz marzyć o dobrym rezultacie, jak marnujesz takie okazje!

Kolejną szansę stworzyli łodzianom w samej końcówce pierwszej połowy… gospodarze. Niefortunnie odbił piłkę Piasecki, ale Kovacević był na miejscu i nie dał się zaskoczyć.

W sumie o ironio ŁKS miał więcej okazji, ale pierwszą połowę na swoją korzyść zaliczyli gospodarze. Tak to jest, gdy brakuje ci skuteczności albo… szczęścia.

Na początku drugiej połowy minimalnie pomylił się Cebula. W odpowiedzi Kovacević nastrzelił Tejana. Ten jednak nie potrafił tej okazji zamienić na gola. Kolejna 100- procentowa sytuacja zmarnowana przez napastnika. Bramkarz Rakowa zrehabilitował się w kolejnej sytuacji, gdy odbił piłkę po chytrym strzale Szeligi. Mecz się otworzył, trwała wymiana akcja za akcję.

W 70 min strzelał Głowacki z 18 metrów. Niestety, minimalnie się pomylił. Za chwilę znów furę szczęścia mieli gospodarze. Centrował Dankowski, skiksował Kovacevic, piłka odbiła się od słupa i wpadła w ręce bramkarza gospodarzy. Za chwilę golkiper pokazał klasę, broniąc strzał Pirulo. Potem nie dał się zaskoczyć przy uderzeniu Hotiego. Racovitan wybił piłkę z linii bramkowej po strzale Flisa. Po strzale Pirulo piłka minęła minimalnie poprzeczkę.

Mając furę szczęścia mistrz Polski zdobył trzy ligowe punkty. ŁKS stracił punkty i Juricia, który w dziesiątej doliczonej minucie gry po niebezpiecznym zagraniu ujrzał czerwoną kartkę.

Raków Częstochowa – ŁKS 1:0 (1:0)

1:0 – Papanikolau (8)

ŁKS: Bobek – Dankowski, Flis, Monsalve, Głowacki (90+3 , Tutyskinas) – Mokrzycki, Letniowski (62, Ramirez), Hoti – Janczukowicz (80, Jurić), Szeliga (62, Pirulo), Tejan (80, Śliwa)

ŁKS zagra w Częstochowie z mistrzem Polski. Czy Oskar Koprowski będzie jokerem w ligowej talii trenera Kazimierza Moskala?

Fot. Cyfrasport/ŁKS Łódź

16 września o godz. 17.30 ŁKS zagra w Częstochowie z mistrzem Polski – Rakowem. Rywale mają na swoim koncie 10 punktów, wszystkie zdobyte u siebie – trzy zwycięstwa, jeden remis. ŁKS ma 6 punktów. Bilans spotkań wyjazdowych – cztery porażki, jedna strzelona bramka, osiem straconych.

Czy to oznacza, że beniaminek jest bez szans? W nieprzewidywalnej piłce nożnej wszystko jest możliwe, dlatego ten sport fascynuje miliony ludzi na całym świecie. To gra szczęścia i przypadku. Trzeba też pamiętać, że Raków zaangażowany jest też w przynoszące wymierne finansowe profity mecze Ligi Europy. W fazie grupowej Ligi Europy naszymi rywalami będą Atalanta BC (Włochy), Sporting CP (Portugalia) oraz Sturm Graz (Austria).  Pierwszy mecz u siebie 5 października o godz. 18.45 ze Sturmem.

Raków w czasie wolnym od ekstraklasy rozegrał sparing. Wygrał 3:2 z GKS Katowice. Bramki dla Medalików zdobyli Vladyslav Kochergin, Srdjan Plavšić oraz Łukasz Zwoliński – w doliczonym czasie gry.

Podczas spotkania rezerw ŁKS w II lidze (1:0 z Sandecją) wspierało drużynę kilku zawodników z pierwszego zespołu. Na boisko wybiegli nowi zawodnicy Anton Fase, Levent Gulen i Adrian Małachowski, a wraz z nimi Stipe Jurić i Mieszko Lorenc i co z tego wynika… 

Ano to, że najlepszym zawodnikiem zespołu był autor złotego gola, ulubieniec kibiców za swoją zaangażowanie, charakter, wolę walki a teraz też jak się okazuje za pokazywane spore możliwości 24-letni Oskar Koprowski. Bilans, jak na środkowego obrońcę ma świetny – w ośmiu meczach strzelił trzy gole i zaliczył asystę. Rodzi się pytanie, czy Kazimierz Moskal nie powinien włączyć go do kadry na spotkanie z Rakowem, bo kto wie, czy Oskar nie okazałby się jokerem w jego ligowej talii.

© 2025 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑