Rezerwowy Pafka

Tag: transfery

Wielkie widzewskie ligowe marzenie. Grać tak jak przez 45 minut sparingu z Wartą

Widzew nieciekawie plasuje się w tabeli ekstraklasy. Gdzie szukać zatem światełka w tunelu? Na pewno w…Turcji, skąd nadeszły optymistyczne wieści, że umowę z łódzkim klubem przedłużył Bartłomiej Pawłowski. Jest też nowy piłkarz drugiej linii, choć taka prawda z III ligi francuskiej i nowy obrońca. Ma też być nowy, ciekawy napastnik.

Powiew nowości i świeżości dała przede wszystkim pierwsza połowa sparingu z Wartą Poznań (5:1), w której Widzew strzelił cztery bramki, ale przede wszystkim grał ciekawie, z polotem. Wysoki pressing pod polem karnym rywala przynosił rezultaty. Na bokach szaleli Ciganiks i da Silva. Więcej swobody na boisku miał Pawłowski, dzięki temu mógł twórczo włączać się w akcje ofensywne. Na dodatek zespół pilnował gry defensywnej, żeby nic złego nie mogło mu się stać. Marzenie. Jeśliby łodzianie grali tak przez całą wiosnę, to bez problemów powinni stać się drużyną środka ekstraklasy.

Niestety, pierwszy sparing w Turcji pokazał, że taka odwaga może być kosztowna. Grając z lepszą drużyną łodzianie szybko, za szybko stracili dwie bramki. Nie poddali się, potrafili odrobić straty. Szukajmy zatem optymizmu i nadziei.

Futbolowe transfery po polsku czyli sportowy szrot. Gdzie zniknęła zdolna, polska młodzież?

Zimowe futbolowe podniecenie w Polsce jest wielkie. Wiadomo, transferowy zawrót głowy. Kto się wzmocni, kto osłabi? Jeden trend widać jak na dłoni. Znów polskie kluby stawiają na zachodni szrot.

Mamy kolejny zalew zawodników, którzy mają może bogate CV, ale dawno o nic ważnego nie grali, albo wcale nie było ich na boisku. I o takich ludziach zachwycone polskie media piszą bez zahamowań, że to są… wzmocnienia. Nie wiem, śmiać się czy płakać.

Widać, jak na dłoni, że polska ekstraklasa, jest w najlepszy razie miejscem do mentalnej, fizycznej, a w końcu sportowej odbudowy. Raz się to udaje, innym razem nie. Tych drugich przypadków jest zdecydowanie więcej, co nie najlepiej świadczy o polskich klubowych dyrektorach sportowych. Raczej czekają na podszepty, dobre rady kumpli z branży albo przygotowane atrakcyjne filmiki promocyjne, niż sami sprawdzą co w trawie piszczy. Podejmują decyzje szybko, za szybko i czasami (jakże często!), mówiąc wprost, są one strzałami… samobójczymi.

Kolejny transferowy trend to wielki brak na rynku zdolnych młodych polskich piłkarzy. Tak jakby cały futbolowy świat w Polsce kończył się na ekstraklasie. Jakby nie było I ligi i niższych klas, z której można by było wyciągnąć zdolnych rodzimy futbolistów. Poza ekstraklasą był tylko wielki sportowy niebyt.

Powód ograniczonych działań transferowych na rodzimym rynku ma prosty powód. Polscy piłkarze, szczególnie ci najzdolniejsi, są za drodzy i nie ma żadnej gwarancji, że po wydaniu kilkuset tysięcy złotych nie okaże się, że były to pieniądze źle zainwestowanie. Po co zatem ryzykować. Lepiej stawiać na… szrot.

Do czego prowadzi taki zastój, uniemożliwiający swobodny przepływ sportowych talentów, widać jak na dłoni w polskim rugby. Ekstraliga słabnie z sezonu na sezon, bez wielkich szans na pokazanie się najlepszych młodych ludzi w najlepszych klubach.

Tu też powodem są… pieniądze. Młodzi muszą kisić się w swoich macierzystych zespołach, bo nikt nie wyłoży na ich sprowadzenie ogromnej, jak na możliwości dyscypliny, kasy. Taplamy się zatem w sportowym bagienku, które próbuje się ratować, jak w futbolu, transferami dużo tańszych zagranicznych graczy.

Ludzie odpowiedziani za futbol w ŁKS i Widzewie żyją chyba w… Barbielandzie

Czytam, czytam i jestem coraz bardziej przerażony. Co będzie się działo z naszymi drużynami podczas ligowej wiosny?

Na razie ludzie odpowiedzialni za klub i wyniki drużyny, tak w ŁKS, jak i w Widzewie, żyją chyba w jakimś Barbielandzie, nierzeczywistym futbolowym plastikowym raju szczęśliwości, gdzie nadmiar różu rzuca się na oczy i przesłania rzeczywistość.

Opowiadają, że wiosną będzie dobrze, choć tak naprawdę nie mają ku temu żadnych podstaw. Ligowe kadry obu drużyn są słabe, o czym świadczą wyniki i miejsca w tabeli. Gdy czytam o wzmocnienie, to włos jeży mi się na głowie. Czy znowu do Łodzi ma trafić (oby tylko nie hurtowo!) futbolowy zagraniczny szrot? Wieszczenie, że nastąpią wzmocnienia, brzmi jak… językowe nadużycie.

W Łodzi mają się pojawić piłkarze, którzy ostatnio albo nie grali albo bronili barw drużyn, które mają ogromne kłopoty finansowe i organizacyjne, a nasze zapowiedziane orły i sokoły, miały swój udział w spychaniu drużyn w futbolowy dół.

Na czym zatem budować swój optymizm i nadzieję? Na słowach, tylko na słowach. One mają czynić cuda? Nie, raczej szybko, bardzo szybko się dewaluują.

Jak na to nie patrzeć największym ekstraklasowym łódzkim osiągnięciem jesieni, o którym mówiła cała Polska, były wydarzenia podczas meczu ŁKS z Piastem Gliwice 3:3. Po raz pierwszy od 60 (!) lat gospodarzom ligowego meczu udało się ze stanu 0:3 doprowadzić do remisu. To mało, stanowczo za mało heroicznych łódzkich ligowych wyczynów, żeby się cieszyć.

Widzew. Prawda jest taka, że piękna historia nie wystarczy. Nikt nie zagra dla łódzkiego klubu za czapkę gruszek!

Czy w Widzewie czas zatrzymał się czterdzieści lat temu, a wszyscy żyją tym, jak budowano nie da się ukryć wyjątkowy, wspaniały zespół w tamtych czasach?Wiceprezes Widzewa Maciej Szymański powiedział swoje transferowe credo: – Jeśli dla kogoś głównym czynnikiem są pieniądze, nie trafi do nas.

Przekaz poszedł w futbolowy świat. Od razu wiadomo, że łodzianie nie będą rozdawać kart na rynku transferowym. Nic dziwnego, że do łódzkiego klubu nie trafili: Maxime Dominguez, Dani Ramirez czy Łukasz Zwoliński. Wybrali innych pracodawców. Trzeba się będzie zadowalać przeciętniakami, którzy oby nie ciągnęli zespołu w dół, jak to niestety robił wiosną jedyny zimowy nabytek, reprezentant Łotwy(!) Andrejs Ciganiks.

Wiceprezes Widzewa patrzy na transfery inaczej niż cały świat. Dziś nie są najważniejsze: marka klubu, jego sportowa wartość, tylko kasa, którą klub może zawodnikowi zapłacić. Jeżeli klubu nie stać będzie na zakup konkretnego piłkarza, to żadnych sentymentów nie będzie, on szybko znajdzie sobie innego pracodawcę na lepszych dla siebie warunkach. Tak to jest i żadne słowne zaklęcia wiceprezesa Widzewa tego nie zmienią.

A drastycznym przykładem tego, jak dziś jest zbudowany futbolowy, transferowy świat, pokazuje historia najlepszego gracza minionego roku – Karima Benzemy. Bycie liderem Realu Madryt, wywalczenie fury zaszczytów z zespołem ze stolicy Hiszpanii, nie miało żadnego znaczenia. „Kapitan, który wcześniej zgodził się przedłużyć umowę do 2024 roku, teraz zaakceptował saudyjską ofertę w wysokości 200 mln euro bez podatku za dwa sezony” – pisze wprost „Mundo Deportivo”. I niestety pisze prawdę, o której w Widzewie nie chcą pamiętać.

© 2024 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑