
Fot. widzew.com
Nie przekonam się do trzeciego już w tym sezonie trenera Widzewa – Igora Jovicevicia, nie uwierzę w jego szkoleniowy kunszt i doświadczenie, jeżeli nie spełni dwóch moich warunków:
Po pierwsze: jeżeli nie będzie z żelazną konsekwencją realizował oczywistej w futbolu zasady, że wszystko zaczyna się od gry defensywnej. Tymczasem, gdy widzisz, że wyrównujący gol (tak było w Gdańsku) odebrał sportowy rezon twoim piłkarzom, którzy więcej gadają, ba się kłócą, niż grają, to bronisz tego, co masz. Umiejętnie ustawiasz grą defensywną , żeby nie stracić remisu.
Ty, tymczasem pozwalasz na defensywne dyletanctwo, odpuszczając ścisłe i pieczołowite krycie najlepszego piłkarza rywali, na dodatek napastnika. Mając pełne zaufanie choćby do Ricardo Visusa, który nie pierwszy raz znów zawalił, pilnując nie wiadomo czego i kogo – pozycji, rywala, swojego wyobrażenia o grze w piłkę (?!!). I kończy się to tak, jak było do przewidzenia. Stratą gola w doliczonym czasie gry, stratą punktów, szóstą porażką na obcym boisku, na siedem rozegranych spotkań.

Fot. Martyna Kowalska, widzew.com
Po drugie: jeżeli nie odblokuje, jak sam to ładnie mówi, Mariusza Fornalczyka, choć to tylko słowna przykrywka na skrzeczącą boiskową rzeczywistość. Prawda bowiem jest taka, że to kolejny szkoleniowiec, który nie ma pomysłu na tego piłkarza. Zawodnika, który powinien być jednym z liderów i asem w ligowej talii.
Tymczasem Fornalczyk notuje puste przebiegi, bo nie ma z kim grać i nudzi się setnie na skrzydle, bo drużyna jest za głęboko cofnięta, żeby skutecznie realizować ideę – otwartego, odważnego, kreatywnego grania.
To wszystko nie jest tak trudne, żeby nie było do szybkiej poprawy. Jest na to czas w reprezentacyjnej przerwie. W następnej kolejce po reprezentacyjnej przerwie Widzew dopiero 22 listopada o godz. 17.30 podejmie Koronę Kielce.

