Rezerwowy Pafka

Tag: widzew legia (Page 1 of 2)

Trener Widzewa zmianami niepotrzebnie zaburzył ducha walki swojej drużyny!

Fot. Martyna Kowalska, widzew.com

Wszystko jest fajnie, ale fajnie nie jest. Zwycięski remis z Legią (1:1) sprawił, że… punkty uciekają, czołówka się nie przybliża, a trener, gdy mówi, że drużyna się tworzy, powinien jednak się zastanowić, jak to robi w praktyce, podczas ligowego pojedynku na noże.

Powiem z własnego skromnego, boiskowego doświadczenia, że gdy ogranie cię duch sportowej walki, to nie ma przebacz, jesteś w stanie góry przenosić, starać się za dwóch i pomagać drużynie ze wszystkich sił.

Trener Igor Jovicević, moim zdaniem, niepotrzebnie zaburzył strukturę grania, osłabił ducha walki, gdy najpierw zamienił dobrego napastnika na słabego, po raz kolejny nie wnoszącego nic do gry, a potem trzema zmianami przemeblował na gorsze drugą linię.

Ba, na jednej zmianie wyszedł, jak Zabłocki na mydle. Samuel Akere niestety zachowywał się na boisku, jak dziecko zagubione we mgle i dał się zbyt łatwo ograć, przy straconej przez łodzian bramce.

Jedno widać na pewno, co jeszcze lepiej dostrzega szkoleniowiec – drużyna jest cały czas w budowie, zatem można się po niej spodziewać meczów dobrych, jak i… beznadziejnych (wpadka z Motorem!). Ciekawe, do czego to doprowadzi na koniec ligowego sezonu. Na razie zobaczymy, co pokaże w Gdańsku. W 15 kolejce Widzew zagra tam z Lechią 8 listopada, o godz. 14.45.

Było blisko, ale się nie udało. Widzew nie zdołał pokonać Legii. Wywalczył tylko remis. Cieszyć się czy jednak smucić?!

Było blisko, ale Widzewowi nie udało wygrać prestiżowego meczu. Łodzianie rozczarowująco zremisowali z Legią. To drugi nierozstrzygnięty ligowy pojedynek na łódzkim stadionie.

Mecz zaczął się nerwowo, od bezkompromisowych wślizgów, fauli, przepychanek, dyskusji piłkarzy obu drużyn. Widać, że temperatura spotkania… uderzyła im do głowy.

Pierwszą bramkową okazję wypracowali łodzianie po niecałym kwadransie. Po akcji Fornalczyka z Czyżem, do piłki zagranej wzdłuż bramki nie doszedł Bergier. Legia w swoich akcjach szukała skutecznego ostatnio Augustyniaka. Najlepszą okazję miał jednak Pankov, ale jego strzał został zablokowany przez Visusa.

W kolejne akcji warszawian na listę strzelców samobójczym uderzeniem mógł się zapisać w protokole Andreou, ale piłkę tuż przed linią złapał Ilić. Legia była w natarciu. Kapustka, choć uderzył mocno, to wprost w łódzkiego bramkarza. Ilić wypiąstkował piłkę przed szesnastkę. Do przerwy więcej było futbolowych szachów niż ekscytującego grania. Legia uciułała jeden celny strzał, łodzianie żadnego.

W drugiej połowie Visus próbował lobować Tobiasza z… połowy boiska. Nieskutecznie. Za to po sprytnym podaniu Alvareza, Fornalczyk strzelił mocno, celnie, ale w bramkarza. Jeszcze lepszą okazję na gola miał Czyż, ale zawahał się strzelać czy podawać i w ostatniej chwili został zablokowany. Podobnie jak chwilę później Shehu. Widzew atakował, ale bez efektu.

Co się odwlecze, to nie uciecze. W kolejnej akcji faulowany w polu karnym przez K. Urbańskiego był Baena. Jedenastkę precyzyjnym strzałem w róg bramki wykorzystał Bergier. Tobiasz wyczuł jego intencje, ale nie miał cienia szans na skuteczną interwencję.

Legia ruszyła do ataku. Miała trzy szansę w jednej akcji, ale ich nie wykorzystała. W uchronieniu gospodarzy od utraty gola bardzo pomógł dobrze interweniujący Ilić.

Warszawianie atakowali dalej. Kotłowało się w polu karnym łodzian. Trener łodzian próbował ratować sytuację zmianami. Nic to jednak nie dało. Warszawianie dopięli swego. Nikt nie był w stanie upilnować Krasniqiego, który na dodatek położył Akere i precyzyjnym strzałem umieścił piłkę w bramce Ilicia.

Chętnych do obejrzenia meczu na stadionie było trzy razy więcej niż wynosi pojemność łódzkiego obiektu. W końcu obejrzało go 17 894 kibiców.Spotkanie z trybun oglądał trener reprezentacji – Jan Urban.

W 15 kolejce Widzew zagra w Gdańsku z Lechią 8 listopada, o godz. 14.45.

Widzew – Legia 1:1 (0:0)

1:0 – Bergier (66, karny), 1:1 – Krasniqi (85)

Widzew: Ilić – Andreou, Żyro, Visus, Gallapeni – Czyż (80, Hanousek) – Baena (81, Pawłowski), Alvarez, Shehu (90+5, Therkildsen), Fornalczyk (81, Akere) – Bergier (72, Zeqiri)

Widzew w najbardziej prestiżowym meczu ligowej wiosny przegrał z Legią. Niestety, szczególnie do przerwy, nie miał wiele do powiedzenia

Widzew przegrał z Legią w najbardziej prestiżowym meczu wiosny, ku rozpaczy wiernych kibiców (mecz oglądało przy al. Piłsudskiego 17 492 kibiców). Tak sobie myślę, że gdyby trener Sopić był polskim szkoleniowcem, to po takiej fatalnej serii nieudanych spotkań, wyleciałby z hukiem z łódzkiego klubu.

Widzewiacy od początku spotkania pilnowali podstawowego swojego interesu. Nie dać rywalom szansy na stworzenie bramkowej sytuacji. Gdy już mieli piłkę, to mieli ewidentny problem z przeniesieniem jej na połowę Legii. Zostawały pojedyncze szarże, w stylu zerwanych futbolowych koni, tak jak w przypadku Alvareza, który pognał z piłką przez pół boiska, ale stracił ją na 10 metrów przed polem karnym.

Cała ta siermiężna taktyka zdała się psu na budę. Co znaczy dokładne, prostopadłe podanie. Tym razem było to podanie Guala do Morishity. Faktem jest, że na radar krył go Kozlovsky. Dał się wyprzedzić, bał się interweniować ostro w polu karnym i… Japończyk wykorzystał sytuację sam na sam, posyłając piłkę między nogami Gikiewicza.

Widzew starał się siermiężnie przejąć inicjatywę, ale gubiły go niedokładne podania, złe dośrodkowania, w najlepszym razie niecelne strzały. Wściekli łodzianie próbowali odreagować swoją frustrację z powodu nieudanych zagrań na… bandach reklamowych. Tym futbolowym klopsom przyglądali się m.in. były trener – Myśliwiec i legenda klubu – Boniek.

Bezsilność łodzian znów została ukarana. Gikiewicz tak nieudolnie wybijał piłkę, że trafił w Luquinhasa, który dograł piłkę do Guala, a ten tylko dopełnił formalności. Kiks bramkarza na miarę słabego kabaretu.

Po trzech minutach mógł paść, ba powinien paść kontaktowy gol, ale po kiksie Ziókowskiego, w sytuacji sam na sam z Tobiaszem Alvarez posłał piłkę obok słupka. No, po prostu czarna widzewska rozpacz.

Przy gorszym rozdaniu futbolowych kart Widzew mógł przegrywać do przerwy 0:3, ale Gikiewicz tym razem nie zawiódł, broniąc strzał Wszołka. W sumie łatwo i przyjemnie, bez większego wysiłku warszawianie zasłużenie prowadzili.

Na początku drugiej połowy okazało się, że Widzew ma w składzie napastnika. Pokazał się piłkarz Sobol, ale strzelił oczywiście obok słupka. Nadal zatem mamy w Łodzi snajpera bez żadnego strzelonego gola. Drugi – Tupta jest ani gram lepszy. Też ma bramkowe zero na koncie. W odpowiedzi Gaul dwukrotnie(!) przegrał pojedynek sam na sam z Gikiewiczem.

Starał się też poprawić Alvarez, ale umiejętnościami wykazał się Tobiasz, parując piłkę po mocnym strzale nad poprzeczkę. Bodaj pierwsze celne uderzenie łodzian – w 56 minucie.

Kolejne przyniosło bramkę. Sheu strzałem z półwoleja trafił w okienko. Piękny gol na otarcie łez, niestety anulowany po interwencji VAR (tu sędzią był Szymon Marciniak!). Albańczyk był na pozycji spalonej. W doliczonym czasie czerwone kartki ujrzeli Kun i Morishita, ale nie miało to już żadnego znaczenia.

W drugiej połowie Widzew grał lepiej. Inna sprawa, że Legia starała się pilnować wyniku i w sumie odniosła jak najbardziej zasłużone zwycięstwo.

Na koniec 33 ligowej kolejki 19 maja o godz. 19 Widzew podejmie spadkowicza z ekstraklasy – Puszczę Niepołomice. Poradzi sobie ze słabeuszem? Można mieć uzasadnione wątpliwości.

Widzew – Legia 0:2 (0:2)

0:1 – Morishita (17), 0:2 – Gual (34)

Widzew: Gikiewicz – Therkildsen, Żyro, Ibiza (86, Kwiatkowski), Kozlovsky (67, Krajewski) – Hanousek – Sypek (46, Cybulski), Czyż (86, Kerk), Shehu, Alvarez – Sobol (67, Tupta)

Widzew. Miała być próba generalna przed hitem hitów czyli starciem z Legią, a wyszła futbolowa plaża – nie do zaakceptowania!

Maria Stenzel i Mateusz Żyro
Fot. Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

Miałem nadzieję, przez moment słuszną, że zapowiedź kadrowej rewolucji w Widzewie podziała na piłkarzy mobilizująco, że będą chcieli zrobić wszystko, żeby zostać w Łodzi i grać o coś więcej niż przetrwanie i ligową przeciętność. Pomyliłem się. Gra zespołu się po prostu posypała. Stąd wyniki, jak ten ostatni w Lubinie, które do szewskiej pasji doprowadzają kibiców.

Ale nie tyle wynik, co postawa tzw. profesjonalnych piłkarzy jest nie do zaakceptowania. ­ Wyszliśmy na ten mecz, jakbyśmy byli na plaży, a nie piłkarskim boisku – powiedział trener Zeljko Sopić i miał nie sto, a dwieście procent racji.

A tu już za chwilę najbardziej prestiżowy mecz rundy. 15 maja o godz. 20.30 Widzew podejmie Legię. I z czym wyjdzie na warszawian? Z niczym, skoro próba generalna z Zagłębiem okazała się sportową wpadką?! Jest odrobina nadziei, bowiem w przegranym meczu z Lechem, warszawianie grali tak, jakby uznali, że po zwycięskim Pucharze Polski, sezon się skończył. Może nadal będą w pucharowym letargu?

Fani Widzewa mają rację, żądając rozliczenia działaczy za przeprowadzone w ostatnim czasie transfery. Niewypał gonił niewypał, a szczytem sukcesu było sprowadzenie piłkarza o przeciętnych sportowych możliwościach. Głównego architekta tych transferowych niewypałów pełniącego rolę dyrektora sportowego Tomasza Wichniarka nie ma już w klubie. Ale są w nim ludzie, którzy na to ze spokojem, godnym lepszej sprawy, patrzyli i co gorsza akceptowali.

Jedynym piłkarzem Widzewa trzymającym cały czas poziom, jest ostoja defensywy – Mateusz Żyro. To od niego powinna się zaczynać budowa nowej drużyny, która ma pozytywnie zaskoczyć ligę i kibiców w przyszłym sezonie. Sęk w tym, że Mateusz może zdecydować się na inne sportowe rozwiązanie. Na przykład wybrać grę w Turcji, gdyby tam zmierzała jego życiowa partnerka, srebrna medalistka mistrzostw Polski, siatkarka Maria Stenzel.

Widzew wystąpi w Lubinie w próbie generalnej przed meczem rundy – pojedynkiem z Legią Warszawa na stadionie przy al. Piłsudskiego

Fot. Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

Miał być hitowy mecz z Legią Warszawa, ale go nie było. Dlaczego? Powód był oczywisty. Rywale walczyli o zdobycie Pucharu Polski i go zdobyli. Czy czują się nasyceni i usatysfakcjonowani sezonem do tego stopnia, że teraz nie będą grać na 100 procent.

Szybko się przekonamy, podobnie jak o tym, w jakiej dyspozycji jest Widzew przed meczem z warszawianami (15 maja o godz. 20.30 w Łodzi). Legia 11 maja o godz. 17.30 podejmie Lecha Poznań (ostatnio strzelił osiem bramek Puszczy!), a Widzew 24 godziny wcześniej zagra w Lubinie wciąż niepewnym utrzymania Zagłębiem. Rywale przegrali dwa ostatnie spotkania, w tym derby Dolnego Śląska.

Głośno się mówi, że działacze w Lubinie są coraz bardziej rozczarowani pracą trenera Leszka Ojrzyńskiego. Czy zatem starcie w Lubinie będzie też spotkaniem o posadę? Zagłębie nie jest pewne utrzymania, ale Widzew… też. Śląsk wygrał Zagłębiem 3:1 (honorowego gola zdobył były widzewiak – Adam Radwański, który dał bardzo dobrą zmianę). Wrocławianie mają dziewięć punktów mniej od Widzewa, trzy mecze do rozegrania i mogą jeszcze łodzian wyprzedzić (mają lepszy bilans bezpośrednich meczów).

Czy to jednak jest realne i możliwe? Widzew musiałby przegrać wszystkie cztery mecze, które zostały mu do końca sezonu. Mamy nadzieję, że w Lubinie postawi kropkę nad i, pokazując dobry, skuteczny i zwycięski futbol. Oby pokazali się gracze ofensywni, bo ich statystyki są… mizerne. Widzew latem przede wszystkim będzie szukał napastnika i potrafiących zdobywać gole pomocników.

Co powinno zrobić rywal łodzian . Zagłębie, żeby wygrać? Na oficjalnej stronie klubu Adam Radwański mówi: – Na pewno musimy lepiej wejść w mecz i nie pozwolić przeciwnikowi na tworzenie sytuacji. Nasze pierwsze połowy wyglądają średnio – ostatnio dopiero w drugich się rozkręcamy. Musimy wyglądać tak jak w drugiej części przez całe spotkanie, a wtedy na pewno będzie dużo lepiej. Koncentracja musi być w każdym meczu – niezależnie od tego, w jakiej sytuacji jesteśmy. Teraz musi być jeszcze większa, można powiedzieć. Jednak najważniejsze, że ciągle mamy wszystko w swoich rękach i wszystko zależy od nas. 

Widzew. Sposób na walkę ze sportowym kryzysem to gra dwoma napastnikami?

Imad Rondić Fot. Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

Dwa ostatnie ligowe mecze Widzewa i dwa po prostu nieudane, które nie przyniosły drużynie choćby punktu. Oczekujemy cały czas, że po okrzepnięciu w ekstraklasowych realiach, nastąpi sportowy wzrost łodzian, tymczasem jest stagnacja, a nawet regres. Wygląda na to, że budowanie zespołu ligowej czołówki na razie nie następuje. Nie ci ludzie, nie takie granie?

Miał być intensywny pressing na przedpolu przeciwnika, śmiały, urozmaicony atak, kończony celnymi strzałami. A co jest? Niestety, granie w jednym, przewidywalnym tempie, proste błędy w defensywie, mało przebojowości i skuteczności. Wrażenie po starciu Legii były lepsze niż po spotkaniu z Górnikiem, ale to tylko wrażenia. Ligowego chleba z tego nie ma!

Czy to się zmieni w najbliższym czasie? Oby, bo tak dalej być nie może. 9 listopada o godz. 17.30 Widzew podejmie Zagłębie Lubin. Nie będzie łatwo. Rywale są na fali po wygraniu derbów Dolnego Śląska 3:0, m.in. po pięknym golu Wdowiaka i uderzeniu z przewrotki – stadiony świata – 18-letniego Reguły . Pierwszą bramkę lubinianie strzelili w… 17 sekundzie.

Said Hamulić Fot. widzew.com

Trener Myśliwiec twierdzi, że jest spory potencjał w graniu dwoma napastnikami: – Mając z przodu takich killerów jak Hamulić i Rondić możemy ugryźć każdą defensywę.

Sęk w tym, że Rondić w starciu w Warszawie był jednym z najsłabszych ogniw łódzkiego zespołu. Zawodził w kluczowych dla napastnika momentach. Szkoleniowiec, żeby coś zmienić, a zmienić trzeba, postawi jednak od początku starcia z zespołem z Lubina na grę dwoma napastnikami?

Trener mówi też o zjawiskach niepokojących: Sami na siebie narzucamy presję. Wyciskamy maksa z tego co mamy. To jest proces, który może być stabilny, ale musi przynosić efekty. Jeśli ktoś tego nie dźwiga, to niech zrezygnuje. Trzeba karmić się dobrą pracą, a nie dobrym słowem. Na ten moment wygrywamy zbyt rzadko w stosunku do naszych oczekiwań.

Ambicje są wielkie, marzenia (także nasze) jeszcze większe. Pytanie jednak czy marzenia mogą zamienić się w sportową rzeczywistość?!

Porażka Widzewa w ligowym klasyku z Legią. Za wrażenia artystyczne w futbolu punktów się nie przyznaje

Widzew czekał na wygraną w stolicy od 27 lat i musi na własne życzenie czekać dalej… Łodzianie mieli inicjatywę, strzelali, ale zwycięskiej bramki nie zdobyli. Legia była natomiast do bólu skuteczna. Cóż, za wrażenia artystyczne w futbolu punktów się nie przyznaje.

Mogło zacząć się znakomicie dla gości. Kerk dograł świetną piłkę w pole karne. Sęk w tym, że Rondić źle ją przyjął i szansa prysła jak bańka mydlana. Widzew miał inicjatywę. Z tego nie ma jednak sukcesów.

Legia pierwszą groźną akcję przeprowadziła prawie po upływie pół godzina. Chodyna uderzając po długim rogu posłał piłkę obok słupka. Trzeci bodaj atak gospodarzy przyniósł im gola. Pierwszy strzał Kapustki zablokował Alvarez, ale przy drugiej próbie najlepszy snajper Legii (5 goli) już się nie pomylił.

Widzew szybko, bardzo szybko, skutecznie odpowiedział. Po strzale Cybulskiego i przejęciu odbitej piłki Alvarez dograł ją podcinką do Kerka, a ten strzałem do pustej bramki z metra czy dwóch zdobył premierowego ligowego gola (miał już na swoim koncie dwa strzelone w Pucharze Polski). Dodajmy, po akcji którą sam zainicjował! Emocji w końcówce pierwszej połowy nie brakowało. W doliczonym czasie strzał głową Morishity z kilku metrów obronił Gikiewcz!

Na początku drugiej połowy dwie szanse miał Rondić ale je zmarnował – raz nie trafił w bramkę (to była 100-procentowa sytuacja!), innym razem w piłkę. W trzeciej doskonałej sytuacji z rzutu wolnego Alvarez trafił w słupek. Z tego wyliczenia jasno wynika, że goście byli bliżsi zdobycia drugiego gola. Trener Legii – Felo tak się denerwował, że ujrzał czwartą już żółtą kartkę. Kolejny mecz (z Lechem w Poznaniu) będzie oglądał z trybun.

Legia próbowała, ale to Widzew był konkretniejszy. W akcji napastników pod poprzeczkę huknął Hamulić, ale Tobiasz odbił piłkę. Szkoda, szkoda, szkoda, że te akcje nie przełożyły się na choćby jedną bramkę.

Takie sytuacje mogą się mścić. Na szczęście piłkę po strzale Vinagre obronił Gikiewicz. Bramkarz Widzewa po kolejnej akcji Legii nic już nie mógł zrobić. Tym razem Vinagre centrował, po nieczystym strzale Celhaka, piłka spadła na głowę Wszołka , który posłał ją do siatki. Spalonego nie było, bo nie pilnował linii spalonego Rondić. I tak się wszystko skończyło. Szkoda…

Kibice Widzewa ostatecznie nie dopingowali swojej drużyny z wysokości trybun. Nie weszli na stadion. W tej sytuacji postanowili mniej więcej po 30 minutach spotkania wracać do Łodzi. 9 listopada o godz. 17.30 Widzew podejmie Zagłębie Lubin.

Legia – Widzew 2:1 (1:1)

1:0 – Kapustka (36), 1:1 – Kerk (41), 2:1 – Wszołek (86, głową)

Widzew: Gikiewicz – Kastrati, Żyro, da Silva, Kozlovsky – Alvarez, Shehu, Kerk (65, Hamulić) – Sypek (65, Gong), Rondić, Cybulski (65, Łukowski)

Widzew po 24 latach pokonał Legię po golu w doliczonym czasie gry. Kapitan Bartłomiej Pawłowski: – Im bliżej było do końca tym mocniej czułem, że coś się wydarzy

Te historyczne koszulki przyniosły szczęście łodzianom!

Fot. Marcin Bryja widzew.com

Stało się. Po 24 latach Widzew pokonał Legię. Wtedy łodzianie wygrali 3:2. Gole strzelali Marcin Zając (dwa) oraz Dariusz Gęsior. Dla stołecznej ekipy trafiali Sylwester Czereszewski i Marcin Mięciel. Decydujący gol padł wtedy w 90 minucie. A teraz Widzew wygrał 1:0 po bramce w… trzeciej minucie doliczonego czasu gry Frana Alvareza! Euforia ogarnęła wszystkich. Łódzkich piłkarzy, działaczy, trenerów, a przede wszystkim kibiców, a było ich na meczu 17.481.

To było 82 drugie starcie obu drużyn, które przyniosło 20 zwycięstwo Widzewowi. Jedno z najważniejszych w tych rozgrywkach po triumfie i to dwukrotnym w derbach i pokonaniu Lecha w Poznaniu. Piłkarze Widzewa wystąpili w takich samych koszulkach, w jakich drużyna Tomasza Łapińskiego i Marka Citki zdobywała mistrzostwo Polski i grała w Lidze Mistrzów.

Daniel Myśliwiec: Prawdziwe znów okazały się słowa, że Widzew zawsze gra do końca. Nie możemy jednak popadać w huraoptymizm, bo patrząc obiektywnie początek meczu był w naszym wykonaniu średni i mogliśmy wtedy stracić gola. Bardzo cieszymy się z efektu końcowego, ale pomimo tych skutecznie podejmowanych wyzwań, musimy pracować nad tym, by mieć większą kontrolę nad przebiegiem meczu.

Kosta Runjaić: Otrzymaliśmy nokautujący cios w doliczonym czasie. Powinniśmy lepiej bronić w tym momencie, a tak gol spowodował, że przegraliśmy. Czujemy wielkie rozczarowanie, a to, że na konferencji zachowuję spokój, nie oznacza, że w środku nie czuję emocji.

Fran Alvarez: We wcześniejszej sytuacji nie zdecydowałem się na strzał, tylko podanie do Bartka Pawłowskiego, ale przy drugiej już się nie wahałem – przed oczami miałem tylko bramkę. Udało się i jestem z tego bardzo szczęśliwy.

Bartłomiej Pawłowski: To był mecz na wypunktowanie przeciwnika, a nie zrobienie show. Dobre drużyny potrafią wygrywać także jednym golem. Spotkanie miało swoje fazy, Legia mocno poszła do przodu w pierwszym kwadransie obu połów, ale później opadła z sił. Im bliżej było do końca, tym mocniej czułem, że coś się wydarzy.

Rafał Gikiewicz: Widzew jest mocny, kiedy jedenastu zawodników zasuwa i jest głodnych trzech punktów.

Widzew – Legia Warszawa 1:0 (0:0)
1:0 – Fran Alvarez (90+3)

Widzew: Gikiewicz – Kastrati (46, Zieliński), Żyro, Szota, Silva (75, Ciganiks) – Kun (75, Hanousek), Alvarez – Nunes (90+7, Milos), Pawłowski, Klimek (90+6, Tkacz) – Rondić

W Łodzi klasyk: Widzew kontra Legia. Trzeba równać do kapitana – Bartłomieja Pawłowskiego i Dominika Kuna, a wtedy nie powinno być źle

Widzew ciągle walczy o swoje czyli powtórzenie meczu Pucharu Polski z Wisłą Kraków. Błędów (sędziowskich) i niedociągnięć (brak odpowiedniej liczby kamer) było tyle, że tylko rwać sobie włosy z głowy. Walczyć trzeba o gra idzie o duże pieniądze, które trafią do najlepszych pucharowiczów.

Łodzianie jednak gros uwagi muszą skupiać na lidze, bo nic w niej jeszcze przesądzone. Widzew ma w tej chwili sześć punktów przewagi nad strefą spadkową, ale grab toczy się dalej. Przed Widzewem klasyk klasyków czyli mecz z Legią Warszawa- 10 marca o godz. 17.30. Rywale dalecy są od mistrzowskiej formy, grają słabo, tracą punty, nie mogą liczyć na bramkarzy, ale to zawsze Legia, która ma potencjał i możliwości. W każdej chwili może się obudzić.

Bartosz Kapustka po remisie w Szczecinie z Pogonią 1:1 mówił: Myślę, że zrobiliśmy wystarczająco dużo, by nie wygrać. To niestety smutna, ale prawdziwa teza. Do momentu straconej bramki Pogoń nie stworzyła żadnej klarownej sytuacji, może my też nie mieliśmy 100–procentowych okazji, ale raczej dyktowaliśmy warunki gry. W Kielcach też daliśmy trochę prezentów, w sobotę znowu i punkty się nie zgadzają.

To są problemy warszawian, my mamy swoje. W kadrze na przegrany mecz we Wrocławiu nie było 12 zawodników z szerokiego składu pierwszej drużyny. Trener Myśliwiec mówił o urazach i przeciążeniach. Miejmy nadzieję, że niektórzy z nieobecnych będą teraz walczyć o miejsce w kadrze na pojedynek z Legią.

Po przegranym (niezasłużenie!) meczem ze Śląskiem, że Widzew ma za mało kreatywnych piłkarzy, którzy pomogliby drużynie wejść na wyższy ligowy pułap. Można różnie oceniać kapitana Pawłowskiego, ale moim zdaniem, gdyby obok niego był zawodnik po podobnych możliwościach, to Widzew osiągałby w lidze lepsze rezultaty. Wielkim… plusem ostatnich kadrowych problemów jest odkrycie Kuna w roli defensywnego pomocnika. Sprawdza się nieomal bez zarzutu. Teraz rodzi się m.in. pytanie, czy jest w zespole piłkarz który potrafi dogonić i zatrzymać rozpędzonego Wszołka?

Jak na to nie patrzeć, już zacieram ręce na ten ligowy klasyk. Wierzę, że emocji (pozytywnych dla nas łodzian!) nie zabraknie. Jesienią w stolicy Legia wygrała 3:1, po dwóch golach Muciego i Josue (z karnego). Honorową bramkę dla Widzewa strzelił Sanchez. Teraz czas na sportowy rewanż!

Po prostu jest źle. Porażka Widzewa w Warszawie. Bramkarze w roli… asystentów. Defensywa łodzian niczym ser szwajcarski

Widzew przegrał czwarty ligowy mecz, trzeci na wyjeździe. Do tej pory łodzianie w spotkaniach na obcych boiskach wywalczyli tylko punkt. Widzew z drepczącą Legię niewiele miał do powiedzenia.

Jak sam nie strzelasz, to za chwilę tracisz – szybko sprawdziła się ta futbolowa maksyma. W 4 minucie zamykając akcję łodzian, po dośrodkowaniu Pawłowskiego strzelając z ostrego kąta, Milos trafił w Tobiasza, W natychmiastowej odpowiedzi bramkarz Legii zaliczył… bramkową asystę. Posłał długą piłkę do Muciego, kompletnie pogubieni i źle ustawieni łodzianie (ta uwaga dotyczy głównie Milosa!) pozwolili legioniście znaleźć się w w sytuacji sam na sam z Ravasem, którą skrzętnie wykorzystał.

Legia grała sobie lelum polelum, mając w pamięci, że przed zespołem Puchar Konfederacji, a Widzew był za słaby, żeby się temu przeciwstawić i spróbować przeprowadzić składną, bramkową akcję. Wygląda na to, że łodzianie uśpili czujność rywali. Widzew powtórzył akcję Legii. Ravas posłał długą piłkę do Sancheza. Hiszpan ograł dwóch graczy rywali, a potem bez problemów pokonał Tobiasza. To trzeci gol Jordiego w tym sezonie.

Legia szybko miała szansę na drugiego gola. Po znakomitej akcji Wszołka w dogodnej sytuacji Rosołek skiksował. W Warszawie już mówią o pudle sezonu!

Widzew mógł prowadzić na początku drugiej połowy. Po podaniu Pawłowskiego w sytuacji sam na sam Sanchez posłał piłkę obok Tobiasza, ale i obok słupka. To jednak Legia miała inicjatywę, atakowała, Widzew miał trochę szczęścia.Warszawianie grali bowiem bez zwykłej u nich futbolowej ikry. Gra była nuda, nieciekawa. Aż do chwili, gdy okazało się, że defensywa Widzewa jest dziurawa jak ser szwajcarski. Najpierw dała się ograć, a potem zostawiła tyle miejsca Muciemu, że ten pewnym strzałem posłał piłkę w róg łódzkiej bramki.

Legia miała szansę na kolejnego gola, ale w doliczonym czasie w dogodnej sytuacji Pekhart nie trafił w piłkę. Za chwilę po kiksie Silvy, stuprocentową sytuację zmarnował Guala, ale ale… po analizie VAR okazało się, że widzewiak faulował rywala. Otrzymał czerwoną kartkę, a jedenastkę wykorzystał Josue. W ostatniej akcji szansę na drugiego gola dla łodzian miał Hanousek, ale trafił z 14 metrów w Tobiasza.

17 września o godz. 15 Widzew podejmie Cracovię.

Legia Warszawa – Widzew Łódź 3:1 (1:1)

1:0 – Muci (5), 1:1 – Sanchez (44), 2:1 – Muci (75), 3:1 – Josue (90+7, karny)

Widzew: Ravas – Stępiński (82, Żyro ), Szota, L. Silva – Milos, Alvarez (70, Kun), Hanousek, Nunes – Tkacz (46, Terpiłowski), Pawłowski – Sanchez(82, Ciganiks)

« Older posts

© 2025 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑