Rezerwowy Pafka

Tag: widzew wichniarek

Moim zdaniem dyrektor sportowy Widzewa powinien się zająć ciężką pracą, która teraz zweryfikuje jego kompetencje. Trzymam mocno kciuki za szkoleniowca!

Nie mam w sobie empatii i cienia zaufania do (większości) polskich piłkarskich menedżerów. Wszystko za sprawą Krzysztofa Przytuły, z którego w ŁKS więcej było szkody niż pożytku, a którego personalne wybory wpędziły klub w sportowe i finansowe tarapaty. A gdy odszedł… No po prostu szok! Okazało się, że został dyrektorem w futbolowej agencji, z której brał do ŁKS także nieudacznych piłkarzy.

Dlatego krytycznie patrzę na pracę dyrektora sportowego Widzewa Tomasza Wichniarka. Tego nikt w klubie nie potwierdza, ale dla mnie widać, jak na dłoni, że toczy sobie taką klubową wojenkę z trenerem Danielem Myśliwcem. Na razie jest 1:0 dla niego, bo pozbył się zaufanego człowieka szkoleniowca. Tylko jaki z tego pożytek ma Widzew? Taka prosta prawda – żadnego! Wręcz przeciwnie, znakomicie udaje się w ten sposób budowanie czarnego pijaru wokół klubu. Brawo, brawo tylko tak dalej. O nie, tak źle na pewno Widzewowi nie życzę.

Jestem zdania, że zanim ktoś zechce się wybić na klubową wielkość, powinien pokazać czego dokonał do tej pory. W przypadku pana Wichniarka wielkich pozytywnych zaskoczeń nie ma, a wręcz przeciwnie. Sprowadzenie do klubu Bartłomiej Pawłowskiego czy Rafała Gikiewicza, to dla mnie zwykłego kibica, byłoby oczywistością.

W innych działaniach wielkich sukcesów nie widzę: nie ma twórczej współpracy z legendami Widzewa, choć to wydaje się nie podlegać dyskusji, nie ma szturmu zdolnej młodzieży na pierwszy zespół, jest za to wyjątkowy transferowy rodzynek – Hilary Gong – bodaj najgorszy transfer w polskiej piłce ostatniego półrocza, za który trzeba było podobno wybulić 350 tysięcy euro. Nie uratuje transferu nawet fakt, że Hilary jest szybki jak wiatr.

Już to wszystko pokazuje, że pan dyrektor powinien siedzieć cicho, jak mysz pod miotłą i zająć się ciężką pracą nad budowaniem nowej kadry Widzewa, realizując sugestie szkoleniowca. To teraz czarno na białym powinno zweryfikować jego zawodowe kwalifikacje.

Dlaczego Widzew nie korzysta z kapitału, jakim jest charyzma, doświadczenie i wiedza klubowych legend?!

Nie od dziś wiem, jak i wielu, że z polityką transferową Widzewa nie jest, mówiąc łagodnie, najlepiej. Raczej ciągnie ona drużynę w dół niż zapewnia wzrost i spełnianie sportowych ambicji. W tej chwili futbolowa Polska zastanawia się na przykład, czy to łodzianie dzierżą palmę pierwszeństwa w dokonaniu najgorszego transferu ostatnich miesięcy.

Widać tak to sobie wymyślili dyrektor Tomasz Wichniarek (który go kupił) i trener Daniel Myśliwiec (który wystawia go z uporem maniaka), że z Hilarym Gongiem w składzie Widzew tak podciągnie swoją grę, że znajdzie się w TOP 5 ekstraklasy. Skala wiary i tolerancji obu panów jest po prostu niezwykła. Chciałbym wiedzieć, skąd ona się bierze, bo rzeczywistość skrzeczy, a kolejny występ tego piłkarza to kolejne wielkie rozczarowanie. Czy za wszelką cenę, kosztem zespołu, trzeba udowadniać, że ten transfer miał jakikolwiek sens. Bo moim i wielu kibiców zdaniem sensu on nie miał żadnego. Tymczasem…

Widzew mógł zrobić rewolucję w systemie wyszukiwania i pozyskiwania nowych piłkarzy, który doprowadziłby do końca lukratywnego świata futbolowych menedżerów, ale ucieka od niej jak tylko może. Legendy klubu, ludzie którzy zbudowali jego wielkość, a którzy znają futbol od podszewki i mają swoje bardzo ciekawe przemyślenia na temat pozyskiwanych nowych piłkarzy (wiem, bo sam ich słuchałem), mogliby zostać armią menedżerów Widzewa.

Armią, która pomoże w poszukiwaniach, a potem dokona krytycznej oceny zawodników, zanim ktoś pochopnie podpisze z nimi kontrakty. Można wierzyć w ich fachowość, bezstronność i krytycyzm. Sami grali bowiem na poziomie, do którego dziś w polskiej piłce dorastają nieliczni, jeśli w ogóle tacy są.

Widzew niestety raczej odcina się od swoich legend niż z nimi współpracuje. Dlaczego? Nowi ludzie lekceważą historię i brakuje im pokory? Efekty widać jak na dłoni, a czarę goryczy przelewa ostatnia wyjątkowo wstydliwa porażka z broniącą się kurczowo przed degradacją, mocno osłabioną kadrowo Puszczą Niepołomice.

Widzew. Potrzeba mocnego walnięcia pięścią w stół. Tak dalej być nie może!

Fot. Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

Szczere i odważnie słowa trenera Widzewa – Daniela Myśliwca po przegranym w fatalnym stylu meczu z Górnikiem Zabrze (0:2): – Jak trenujesz, tak grasz. W tygodniu trenowaliśmy słabo i nie możemy sobie więcej na to pozwolić.

Ciekawe, czy po takim oświadczeniu, doszło do spotkania zarządu klubu z drużyną i mocnego walnięcia pięścią w stół. Tak dalej być nie może! A może przy al. Piłsudskiego wszyscy dobrze się czują we własnym niezdrowym i niedobrym sosie i takie działania wydają się bossom niepotrzebne?

No, bo co miałby do powiedzenia, mający dobre samopoczucie, dyrektor sportowy Tomasz Wichniarek? Tylko to, że jego ostatnie transfery do Widzewa (przynajmniej na razie) wyglądają… beznadziejnie.

Gdy patrzyłem na wolnego, ociężałego, grymaszącego Saida Hamulicia przypominał mi się wierszyk Juliana Tuwima – Lokomotywa. Tak mniej więcej wyglądała niemoc napastnika w meczu z Górnikiem: Lecz choćby przyszło tysiąc atletów / I każdy zjadłby tysiąc kotletów / I każdy nie wiem jak się wytężał / To nie udźwigną, taki to ciężar.

A, co powiedzieć o Hillarym Gongu, który zawodzi dokumentnie. A dlaczego? Ponieważ ma umiejętności poniżej nie najwyższych przecież wymagań polskiej ekstraklasy! Dlaczego dyrektor sportowy przez cały okres przygotowań nie zabiegał o pozyskanie lub wypromowanie zdolnego, kreatywnego młodzieżowca, który nie osłabiałby drużyny i nie był piątym kołem u wozu? To kardynalny błąd, który odbija się Widzewowi do dziś czkawką.

Zarzuty personalne można by mnożyć, ale dziś nie to jest najważniejsze. Trzeba natychmiast zdyscyplinować drużynę, pozbyć się tych, którzy uprawiają jawny sportowy sabotaż: im się nie chce lub mają za małe umiejętności. Dać szansę tym, którym naprawdę zależy i oddadzą serce i zdrowie za Widzew.

Przed Widzewem mecz z Lechem, a… nowy napastnik pokaże możliwości, gdy na boisku wróci Bartłomiej Pawłowski?!

Fot. Martyna Kowalska widzew.com

Hit czy kit – przekonamy się za… pół roku? Nowy napastnik Widzewa – Said Hamulić pobyt we Francji i na wypożyczeniach może uznać za czas stracony. Mówi, że czuje się świetnie, choć dawno nie.. trenował, czasami kiedy chciał i jak chciał. Czy zatem formę na miarę tej, gdy grał w Stali – strzelał gole i asystował – uzyska w rundzie rewanżowej, kiedy wróci na boisko lider łodzian, przechodzący rehabilitację – Bartłomiej Pawłowski?

Trochę zaskakuje głos dyrektora sportowego Tomasza Wichniarka, że w transferowej walce o Hamulicia łodzianie pokonali kilka zachodnich europejskich klubów.

Na razie w przodzie jest, jak mówi trener Daniel Myśliwiec po starciu w Mielcu: – Imad „Tyrać” Rondić. Tak bym podsumował. Jego kapitalna praca w pressingu jest nie do przecenienia. I tu trzeba temu chłopakowi oddać, że pod tym kątem daje nam ogromną intensywność. Moim zdaniem mógłby bardziej być samolubny w niektórych momentach w naszej fazie budowy, bo kilkukrotnie zbyt wolno uzupełniał pole karne. Ale występ na pewno na duży plus pod kątem defensywnym, a w ofensywie myślę, że sam ma poczucie, że powinien zdobyć bramkę i na pewno naprawi te wszystkie detale do kolejnego meczu

Tymczasem najbardziej zaskakujące w premierze ze Stalą (1:1) było to, co zrobili łódzcy rezerwowi, w kolejności alfabetycznej: Hilary Gong, Sebastian Kerk, Jakub Łukowski (gol w debiucie!), którzy podnieśli jakość gry Widzewa, mieli wielki udział w wywalczeniu ligowego punktu, a być może zapewnili sobie miejsce w podstawowym składzie w kolejnym ligowym starciu.

Tym razem Widzew w Łodzi zagra z Lechem Poznań (27 lipca, godz, 20.15). Rywal, który wcześniej zaliczał sportową wpadkę za wpadką, w premierze pokazał, że jest zwarty i gotowy do ekstraklasowej walki, pokonując Górnika 2:0. To nie będą zatem futbolowe przelewki tylko twardy ligowy bój.

Dobrze by było, gdyby trener Janusz Niedźwiedź posłuchał ludzi z doświadczeniem, choćby byłych widzewiaków, którzy potrafili zadziwić świat!

Smutne, bardzo smutne. Miała być walka wiosną o czołowe lokaty, tymczasem nastąpił zjazd po równi pochyłej. Nikt chyba zimą się nie spodziewał, że Widzew w rundzie rewanżowej przegra pięć spotkań z rzędu na własnym stadionie, choć za każdym razem wspierał go gorący doping kilkunastu tysięcy widzów!

Jest kryzys sportowy oraz mentalny i chyba nie widać w sztabie zespołu pomysłu na to, co zrobić, żeby go zażegnać.

Trener Janusz Niedźwiedź znów opowiadał na konferencji prasowej banialuki. Mówił tak: Zespół walczył do końca, tworzył okazje, chciał zmienić sytuację na boisku. Końcówka była w naszym wykonaniu energetyczna. My jako sztab szukaliśmy zmian, wprowadzenia świeżej krwi. Zmiany były dobre, tak samo, jak w ostatni meczu. Drużyna walczyła do końca i to, że kibice dziękowali nam brawami po spotkaniu, to jest docenienie naszej postawy, mimo błędów i straconych bramek.

Wniosek z tych słów jest taki. Przegraliśmy, ale byliśmy ambitni. Walczyliśmy, ludziom się to podobało i to się liczy. Nie, drogi trenerze, po raz kolejny trzeba to jasno powiedzieć: liczą się punkty, a nie wrażenia artystyczne, bo w przyszłym sezonie wrażeń może nadal być moc, a zabraknie punktów, żeby utrzymać się w ekstraklasie!

Szkoleniowiec mówi, że dobrze by było wzmocnić sztab szkoleniowy o trenera mentalnego, cokolwiek miałoby to znaczyć. Moim zdaniem Januszowi Niedźwiedziowi bardziej potrzebny jest mentor – trener z doświadczeniem, autorytetem, który podzieli się swoimi krytycznymi uwagami i podrzuci parę dobrych rad.

Tacy ludzie są tuż za… stadionem. Nie tak dawno honorowano ich za wyeliminowanie Liverpoolu i awans do półfinału Pucharu Mistrzów. Jestem przekonany, że gdyby zostali poproszeni, to Krzysztof Kamiński, Józef Młynarczyk czy Wiesław Wraga, chętnie usiedliby przy kawce z Januszem Niedźwiedziem i pogadali sobie szczerze jak widzewiak z widzewiakiem. Na pewno coś pozytywnego by z tego wyniknęło.

W kolejnym meczu okazało się, że Widzew przespał zimowe okienko transferowe albo też dokonywał beznadziejnych wyborów, czego koronnym dowodem postawa Mato Milosa, Julina Shehu czy brak młodzieżowca, który nie osłabiałby zespołu. Na dodatek tak skonstruował umowę, że pozwolił Termalice na wykup robiącego systematyczne postępy Kacpra Karaska.

Może w tej sytuacji dyrektor sportowy Tomasz Wichniarek powinien skupić swoje zaangażowanie na sprawach akademii czy budowaniu ośrodka szkoleniowego, a sprawy transferów oddać w inne, powiedzmy szczerze, lepsze ręce.

I w tej sytuacji warto by było popytać byłych wybitnych widzewiaków. Oni dużo wiedzą, widzą i ich spostrzeżenia na temat graczy, których można by tanio sprowadzić do Widzewa, a którzy by byli jego wzmocnieniem, a nie osłabieniem, mogłyby się okazać bezcenne.

Pytanie, tylko czy w dzisiejszym zapatrzonym w siebie Widzewie, jest ktoś, kto chciałby poważnie i uważnie ich wysłuchać?!

Nietykalni, czyli o dwóch takich, którzy muszą i to szybko naprawić Widzew!

Choćby się waliło i paliło w futbolowych poczynaniach Widzewa na pewno dwaj ważni ludzie klubu zachowają stanowisko – tak deklaruje prezes Mateusz Dróżdż.

Gra Widzewa dziś to płacz i zgrzytanie zębów, pokazująca, że trener Janusz Niedźwiedź pogubił się i przynajmniej na razie nie ma pomysłu jak zaradzić kryzysowi, a dyrektor sportowy Tomasz Wichniarek strzelał z pustaków, sprowadził do klubu zagranicznych piłkarzy, którzy w trudnych dla zespołu momentach, tylko ciągną go w dół.

Na dodatek Widzew bez cienia żalu oddał do Termaliki Kacpra Karaska, stawiając na Ernesta Terpiłowskiego, który, tak to wygląda, jest na boisku tylko po to, żeby łodzianie nie zapłacili milionowej kary za niewypełnienie minut przez młodzieżowców. Robienie transferowych, mówiąc łagodnie, gaf, reagowanie jakby się było w gorącej wodzie kąpanym, to zdaje się specjalność łodzian. Trudno dociec, kto i dlaczego kazał Widzewowi pozbyć się bez cienia żalu napastnika Karola Czubaka, który jest liderem strzelców I ligi, dla Arki zdobył już 20 bramek.

Błąd goni błąd i błędem pogania, a jednak pion sportowy klubu trzyma się mocno, choć są tacy, także wśród byłych wybitnych widzewiaków, którzy uważają, że to twór na mocno niestabilnych nogach.

29 kwietnia łodzian czeka kolejny bardzo trudny ligowy mecz (a który dla tak słabo spisującej się ostatnio drużyny jest łatwy!). O godz. 17.30 zagrają w Lubinie z mającym nóż na gardle, broniącym się przed spadkiem – Zagłębiem.

Kto może dać Widzewowi impuls do lepszej gry? Na pewno Bartłomiej Pawłowski, choć osamotniony może tylko zdobyć efektowną bramkę, ale losów spotkania w pojedynkę nie odwróci. Potrzebna znów jest drużyna – na dobre i złe, która zostawi serce na boisku i nie będzie popełniała juniorskich błędów, które rywale potrafią wykorzystać i to bezlitośnie. Oby tylko w obecnej sytuacji Widzewa było to możliwe!

Widzew. Drogi dyrektorze Wichniarek, to że macie tak wspaniałe statystyki nie oznacza wcale, że nic złego się nie dzieje!

Nie powiem, zaskoczył mnie dyrektor sportowy Widzewa Tomasz Wichniarek, który na Twitterze w ramach widzewskiego pokoju „WidzewRedRoom” opowiada o drużynie tak, jakby nic złego się nie działo. A przecież fakty są okrutne. Gdyby jesienią łodzianie nie byli rewelacją rozgrywek, a grali tak słabo jak wiosną, dziś, co jest wpisane w DNA beniaminków (?), kurczowo broniliby się przed spadkiem. Co się stało, że Widzew zamiast zrobić krok do przodu, wyraźnie się cofnął i perspektywa na dziś wygląda tak, że przed nowym sezonem trzeba będzie zainwestować w transfery i budować nową drużynę. Przy braku krytycznej analizy kroku do przodu się nie zrobi!

Tymczasem dyrektor Wichniarek cytowany przez www.widzewtomy.net widzi to tak: Paradoksalnie muszę powiedzieć, że analizowaliśmy naszą grę po rundzie jesiennej i doszliśmy do wniosku, że były w naszej grze aspekty, które chcielibyśmy, aby trener poprawił i my to poprawiliśmy (…) Do tej pory mamy lepsze statystyki i wiosną lepiej wykonujemy działania w ofensywie, niż miało to miejsce jesienią. W sporcie liczy się wynik, to jest najważniejsze i ten wynik niestety dziś za tym nie idzie. Patrząc na realizację zadań, czyli przykładowo szybkości w pressingu, odbierania piłki, kreowania sytuacji, to polepszyliśmy te statystyki.

Rozmawiałem z dyrektorem Newcastle, bo byłem na specjalnym kursie i oni również mówią, że przywiązują dużą wagę do statystyk, ponieważ zdobyta bramka jest wypadkową pewnych zdarzeń, na które nie zawsze przekłada się dobra gra. My zdobyliśmy jesienią tych punktów tyle, że dzisiaj możemy spokojnie na to patrzeć i obserwować, jak nasz zespół się rozwija.

Każdy zespół będzie miał w lidze jakiś kryzys i ważne, żeby go wytrzymać. Z pewnością dziś wyglądamy słabiej niż w meczach z Pogonią czy Legią, ale też pamiętajmy, że nie ma możliwości, żeby utrzymać formę zespołu na tym samym poziomie.

W sobotę o godz. 15 Widzew podejmie Stal Mielec.

Trener Janusz Niedźwiedź: Nie jesteśmy zadowoleni z tego dorobku punktowego, który mamy na wiosnę, ale to już przeszłość. Teraz najważniejszy jest mecz ze Stalą Mielec. Jak pokonać rywala? Skuteczność w ataku, dobre zabezpieczenie bramki, blokowanie tych przestrzeni, które Stal chce wykorzystać. Musimy zrobić wszystko i dać z siebie maksimum. Jak się patrzy na sposób gry Stali Mielec, to mnie ten zespół się podoba. Co roku się powtarza, że wiele zespołów jest zamieszanych w walkę o utrzymanie i wyższe miejsca. Kluczowe jest punktowanie i wyciskanie maksa.

© 2025 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑