Smutne, bardzo smutne. Miała być walka wiosną o czołowe lokaty, tymczasem nastąpił zjazd po równi pochyłej. Nikt chyba zimą się nie spodziewał, że Widzew w rundzie rewanżowej przegra pięć spotkań z rzędu na własnym stadionie, choć za każdym razem wspierał go gorący doping kilkunastu tysięcy widzów!

Jest kryzys sportowy oraz mentalny i chyba nie widać w sztabie zespołu pomysłu na to, co zrobić, żeby go zażegnać.

Trener Janusz Niedźwiedź znów opowiadał na konferencji prasowej banialuki. Mówił tak: Zespół walczył do końca, tworzył okazje, chciał zmienić sytuację na boisku. Końcówka była w naszym wykonaniu energetyczna. My jako sztab szukaliśmy zmian, wprowadzenia świeżej krwi. Zmiany były dobre, tak samo, jak w ostatni meczu. Drużyna walczyła do końca i to, że kibice dziękowali nam brawami po spotkaniu, to jest docenienie naszej postawy, mimo błędów i straconych bramek.

Wniosek z tych słów jest taki. Przegraliśmy, ale byliśmy ambitni. Walczyliśmy, ludziom się to podobało i to się liczy. Nie, drogi trenerze, po raz kolejny trzeba to jasno powiedzieć: liczą się punkty, a nie wrażenia artystyczne, bo w przyszłym sezonie wrażeń może nadal być moc, a zabraknie punktów, żeby utrzymać się w ekstraklasie!

Szkoleniowiec mówi, że dobrze by było wzmocnić sztab szkoleniowy o trenera mentalnego, cokolwiek miałoby to znaczyć. Moim zdaniem Januszowi Niedźwiedziowi bardziej potrzebny jest mentor – trener z doświadczeniem, autorytetem, który podzieli się swoimi krytycznymi uwagami i podrzuci parę dobrych rad.

Tacy ludzie są tuż za… stadionem. Nie tak dawno honorowano ich za wyeliminowanie Liverpoolu i awans do półfinału Pucharu Mistrzów. Jestem przekonany, że gdyby zostali poproszeni, to Krzysztof Kamiński, Józef Młynarczyk czy Wiesław Wraga, chętnie usiedliby przy kawce z Januszem Niedźwiedziem i pogadali sobie szczerze jak widzewiak z widzewiakiem. Na pewno coś pozytywnego by z tego wyniknęło.

W kolejnym meczu okazało się, że Widzew przespał zimowe okienko transferowe albo też dokonywał beznadziejnych wyborów, czego koronnym dowodem postawa Mato Milosa, Julina Shehu czy brak młodzieżowca, który nie osłabiałby zespołu. Na dodatek tak skonstruował umowę, że pozwolił Termalice na wykup robiącego systematyczne postępy Kacpra Karaska.

Może w tej sytuacji dyrektor sportowy Tomasz Wichniarek powinien skupić swoje zaangażowanie na sprawach akademii czy budowaniu ośrodka szkoleniowego, a sprawy transferów oddać w inne, powiedzmy szczerze, lepsze ręce.

I w tej sytuacji warto by było popytać byłych wybitnych widzewiaków. Oni dużo wiedzą, widzą i ich spostrzeżenia na temat graczy, których można by tanio sprowadzić do Widzewa, a którzy by byli jego wzmocnieniem, a nie osłabieniem, mogłyby się okazać bezcenne.

Pytanie, tylko czy w dzisiejszym zapatrzonym w siebie Widzewie, jest ktoś, kto chciałby poważnie i uważnie ich wysłuchać?!