Ryżową Szczotką

Rezerwowy Pafka

Page 55 of 164

W Łodzi klasyk: Widzew kontra Legia. Trzeba równać do kapitana – Bartłomieja Pawłowskiego i Dominika Kuna, a wtedy nie powinno być źle

Widzew ciągle walczy o swoje czyli powtórzenie meczu Pucharu Polski z Wisłą Kraków. Błędów (sędziowskich) i niedociągnięć (brak odpowiedniej liczby kamer) było tyle, że tylko rwać sobie włosy z głowy. Walczyć trzeba o gra idzie o duże pieniądze, które trafią do najlepszych pucharowiczów.

Łodzianie jednak gros uwagi muszą skupiać na lidze, bo nic w niej jeszcze przesądzone. Widzew ma w tej chwili sześć punktów przewagi nad strefą spadkową, ale grab toczy się dalej. Przed Widzewem klasyk klasyków czyli mecz z Legią Warszawa- 10 marca o godz. 17.30. Rywale dalecy są od mistrzowskiej formy, grają słabo, tracą punty, nie mogą liczyć na bramkarzy, ale to zawsze Legia, która ma potencjał i możliwości. W każdej chwili może się obudzić.

Bartosz Kapustka po remisie w Szczecinie z Pogonią 1:1 mówił: Myślę, że zrobiliśmy wystarczająco dużo, by nie wygrać. To niestety smutna, ale prawdziwa teza. Do momentu straconej bramki Pogoń nie stworzyła żadnej klarownej sytuacji, może my też nie mieliśmy 100–procentowych okazji, ale raczej dyktowaliśmy warunki gry. W Kielcach też daliśmy trochę prezentów, w sobotę znowu i punkty się nie zgadzają.

To są problemy warszawian, my mamy swoje. W kadrze na przegrany mecz we Wrocławiu nie było 12 zawodników z szerokiego składu pierwszej drużyny. Trener Myśliwiec mówił o urazach i przeciążeniach. Miejmy nadzieję, że niektórzy z nieobecnych będą teraz walczyć o miejsce w kadrze na pojedynek z Legią.

Po przegranym (niezasłużenie!) meczem ze Śląskiem, że Widzew ma za mało kreatywnych piłkarzy, którzy pomogliby drużynie wejść na wyższy ligowy pułap. Można różnie oceniać kapitana Pawłowskiego, ale moim zdaniem, gdyby obok niego był zawodnik po podobnych możliwościach, to Widzew osiągałby w lidze lepsze rezultaty. Wielkim… plusem ostatnich kadrowych problemów jest odkrycie Kuna w roli defensywnego pomocnika. Sprawdza się nieomal bez zarzutu. Teraz rodzi się m.in. pytanie, czy jest w zespole piłkarz który potrafi dogonić i zatrzymać rozpędzonego Wszołka?

Jak na to nie patrzeć, już zacieram ręce na ten ligowy klasyk. Wierzę, że emocji (pozytywnych dla nas łodzian!) nie zabraknie. Jesienią w stolicy Legia wygrała 3:1, po dwóch golach Muciego i Josue (z karnego). Honorową bramkę dla Widzewa strzelił Sanchez. Teraz czas na sportowy rewanż!

Rugby kobiet. Polki w turnieju World Series w Montevideo będą walczyć o czołową czwórkę

Natalia Pamięta Zdjęcia PZRugby

Przed reprezentacją Polski kobiet w Rugby 7 drugi turniej kwalifikacyjny do World Series, który w dniach 8-10 marca br. zostanie rozegrany w Montevideo. Po szóstej lokacie w Dubaju podopieczne Janusza Urbanowicza muszą atakować lokaty w pierwszej czwórce. Jak przekonuje Hanna Maliszewska, „Biało-Czerwone” są gotowe do walki, a po zgrupowaniu w Tunezji bardzo dobrze przygotowane do kolejnych zawodów. Polki są już w Urugwaju i intensywnie przygotowują się do turnieju.

𝗣𝗶𝗮̨𝘁𝗲𝗸 (8 marca)

Godz. 16:58 Polska – Czechy

Godz. 21:48 Polska – Paragwaj

𝗦𝗼𝗯𝗼𝘁𝗮 (9 marca)

Godz. 17:05 Polska – Chiny

Podaje biuro prasowe PZRugby: Za reprezentacją Polski obóz szkoleniowy w Tunezji, na którym nasza drużyna miała okazja wspólnie trenować i grać z zespołem gospodyń. Hanna Maliszewska: Zawodniczki z Tunezji grają bardzo agresywnie w obronie. Może nie grają dobrze w rugby, ale mają pazur, zacięcie i wprowadzają sporo chaosu, na który trzeba reagować, nie dawać sobie go narzucić, tylko wprowadzić porządek na boisku. Nie można dać się sprowokować. I zamysłem trenera było, żebyśmy też wyzwoliły trochę tej boiskowej agresji, tak jak Tunezyjki.

Na Polki w Urugwaju czekają wymagające rywalki. – Już niejednokrotnie miałyśmy okazję mierzyć się z tymi zespołami, więc wiemy na co je stać i jak potrafią zagrać. Jesteśmy przygotowane aby stanąć z nimi do walki na boisku- zapowiedziała Marta Morus.

Reprezentacja Polski w Tunezji

Po turnieju w Montevideo Polki czeka ostatni turniej kwalifikacyjny. Trzecia runda World Rugby HSBC Sevens Challenger odbędzie się w Krakowie w dniach 18-19 maja br.. Jeśli po trzech turniejach „Biało-Czerwone” znajdą się w czołowej czwórce, z końcem maja pojadą na finały do Madrytu, by tam powalczyć z czterema najsłabszymi zespołami World Series o prawo do gry w Elicie.

ŁKS. Jest zwycięstwo! Przerwana czarna piłkarska seria po 196 dniach ligowej posuchy

Husein Balić Fot. ŁKS Łódź

Uff. Czarna seria została przerwana. Po 196 dniach ŁKS odniósł ligowe zwycięstwo. Pokonał Puszczę Niepołomice 3:2. Po raz ostatni łodzianie wygrali w doliczonym czasie z Pogonią Szczecin 1:0, a było to… 20 sierpnia minionego roku.

To na pewno wydarzenie, o którym będzie się mówić. Inne, który wzbudziło nawet aplauz kibiców ŁKS, to genialny gol przewrotką zdobyty przez gracza Puszcza Zapolnika. Tym razem łodzianie mieli w składzie nie jedynego Bobka, ale kilku piłkarzy na poziomie: Mammadov, Balić, Ramirez, Dankowski, Mokrzycki i co warte podkreślenia po raz kolejny Młynarczyk – szybki jak błyskawica, przebojowy, odważny w ataku i świetnie dogrywający piłki. Mamy w Łodzi kolejny futbolowy talent.

To też warte jest podkreślenia. Łodzianie gonili wynik i zrobili to skutecznie. Zwycięstwo po sportowej walce to łyczek piłkarskiego optymizmu.

Trener debiutant Matysiak już dokonał więcej niż jego rutynowany poprzednik – Stokowiec. Nie ulega wątpliwości, że pod jego dowództwem łodzianie z meczu na mecz robią sportowy progres.

Marcin Matysiak: Po meczu z Pogonią Szczecin mówiliśmy o momentach, w Mielcu o drugiej połowie, a dziś mogę powiedzieć o całych zawodach. Ostatnie dni nie były łatwe, ale wykonaliśmy tytaniczną pracę i dziś zbieramy tego owoce.

Bohater spotkania autor dwóch goli – Husein Balić: Czuję się naprawdę dobrze, bo w końcu wywalczyliśmy zwycięstwo i zasłużyliśmy na tę wygraną. Cieszę się z tego sukcesu całego zespołu, bo za nami trudny czas.

ŁKS – Puszcza Niepołomice 3:2 (1:1)

0:1 – Zapolnik (29), 1:1 – Ramirez (38, karny), 2:1 – Balić (59), 3:1 – Balić (76), 3:2 – Zapolnik ( 90+1, karny)

ŁKS: Bobek – Dankowski, Gulen, Mammadov, Durmisi – Balić (90+2, Głowacki), Ramirez (75, Hoti), Mokrzycki, Letniowski (60, Louveau), Janczukowicz (75, Młynarczyk) – Tejan

Widzew przegrał we Wrocławiu po walce. Losy meczu odwrócił koszmarny błąd bramkarza Rafała Gikiewicza

Widzew walczył (zwłaszcza do przerwy), ale przegrał we Wrocławiu. Po raz jedenasty w sezonie, szósty na obcym boisku. Losy spotkania odwrócił koszmarny błąd bramkarza Gikiewicza.

Widzewowi po dwóch zwycięstwach i pucharowej wpadce (spowodowanej też przez sędziego!) przyszło walczyć w trudnym i wymagającym meczu we Wrocławiu. Na dodatek w mocno przemeblowanym (kontuzje, przeciążenia) składzie, z nowymi: Kastratim i Diliberto w podstawowej jedenastce. W drużynie rywali na ławce rezerwowych wylądował kapitan i jeden z liderów – Exposito. Pojawił się na boisku po godzinie gry.

Widzew zaczął odważnie, energetycznie, pierwszy wypracował groźną akcję. Po uderzeniu Pawłowskiego, Leszczyński wybił piłkę ma rzut rożny. Gdyby podający Sanchez był dokładniejszy, to okazja byłaby zdecydowanie lepsza. Potem łodzianie nie zwalniali, choć brakowało im konkretów, przy uważnej grze defensywy wrocławian.

Po pół godzinie Śląsk zdobył się na trzy – cztery groźneakcje, ale na szczęście bez bramkowych skutków. W jednej sytuacji gol padł, ale sędzia słusznie odgwizdał spalonego.

W sumie do przerwy był to mecz w którym Widzew był lepszy, ale więcej bramkowych sytuacji wypracowali gospodarze. Nowi zawodnicy Widzewa niczym się nie wyróżniali, ale też specjalnie nie odstawali od pozostałych.

Pierwsza akcja drugiej połowy przyniosła karnego, którego w stu procentach zawinił Gikiewicz. Najpierw nie trafił w piłkę, a potem trafił w… rywala – Petkova. Koszmarna pomyłka, która nie powinna się przytrafić tak dobremu i doświadczonemu zawodnikowi. Sędzia bez wahania podyktował jedenastkę, którą strzałem pod poprzeczkę wykorzystał Nahuel.

Ta sytuacja zmieniła wszystko. Gospodarze odzyskali wiarę we własne siły i przejęli inicjatywę. Mieli okazje, ale ich nie wykorzystywali. Ale, ale… Widzew się nie poddawał. Okazje mieli: Nunes, jeszcze lepszą Sanchez (po dokładnym podaniu Pawłowskiego), a najlepszą Rondić (główkował z pięciu metrów w Petkova). Niestety, gdy łodzianie nie zdołali wrócić na czas Nahuel (po analizie VAR) wykorzystał sytuacje sam na sam. Losy spotkania zostały rozstrzygnięte, mimo gola w doliczonym czasie Rondicia po bardzo dobrej centrze z wolnego lidera zespołu w tym meczu – Pawłowskiego. To szósty gol łodzian po stałym fragmencie gry. Zwycięstwo pozwoliło Śląskowi wrócić na fotel lidera.

Śląsk Wrocław – Widzew 2:1 (0:0)

1:0 – Nahuel (53, karny), 2:0 – Nahuel (80), 2:1 – (Rondić, 90+4, głową)

Widzew: Gikiewicz – Kastrati, Żyro, Szota, Silva – Diliberto (70, Rondić),Kun, Pawłowski- Terpiłowski (46, Nunes), Sanchez, Tkacz (63, Klimek)

Przed meczem polskich rugbistów o wszystko z Holandią. Trzy przyłożenia w trzech przegranych meczach to za mało, żeby marzyć o sukcesie. Czy uda się to i nie tylko to zmienić, gdy nie chce się w reprezentacji dobrych graczy?

Przy piłce Dawid Plichta Zdjęcia PZRugby

Polskie rugby kręci się niestety w kółko, w zamkniętym kręgu przeciętności. Ta droga prowadzi donikąd. Potrzebne są jeszcze głębsze zmiany, ba rewolucja w strategicznym patrzeniu na dyscyplinę przez władze związku!

Za reprezentacją Polski trzy spotkania w ramach Rugby Europe Championship. Podopieczni Chrisa Hitta ulegli uczestnikom ostatniego Pucharu Świata – Rumunii i Portugalii, a w ostatnim meczu fazy grupowej lepsi od nich okazali się Belgowie – podaje biuro prasowe PZRugby. Polska ma jednak ciągle szanse (iluzoryczne?!) na utrzymanie się na tym poziomie rozgrywek, pozostanie w Rugby Europe Championship na kolejne dwa lata.

Polska pierwszy mecz o miejsca 5-8 zagra w niedzielę 2 marca o godz. 16.15 na Stadionie Nationaal Rugby Centrum w Amsterdamie z Holandią, która ostatnio wygrała u siebie z Niemcami 39:13 (Transmisję na żywo można oglądać po bezpłatnym zarejestrowaniu się i zalogowaniu na stronie europejskiej federacji Rugby Europe). W drugim meczu tej fazy REC Belgia kontra Niemcy. W turnieju kończącym rozgrywki, którego gospodarzem będzie Francja, zwycięzcy tych spotkań zagrają o 5., a pokonani o 7. miejsce. Ostatni zespół spadnie do niższej dywizji. Czy czeka to Polaków, którzy na skutek dyskwalifikacji po spotkaniu z Portugalią, będą mocno osłabieni. Zagrają przynajmniej bez zdyskwalifikowanych Dawida Banaszka i kapitana Piotra Zeszutka.

O reprezentacji rugby mówi Mateusz Plichta, brat Dawida, który godnie zapisał się w historii łódzkiego rugby: – Mogę powiedzieć, że wielu z nas nigdy w życiu nie trenowało tak ciężko, jak teraz. Na pół roku zamieniliśmy się w zawodowców. A niektórzy z nas mają po 2-3 prace, żeby to wszystko pogodzić. Poświęciliśmy się bardzo dużo, żeby zbudować jak najlepszą formę. Włożyliśmy 100 procent, a może i więcej w to, żeby utrzymać się na tym poziomie. Wszystko jeszcze przed nami, wierzę, że zwyżka formy przyjdzie.

Podsumowując trzy dotychczasowe spotkania, martwi na pewno, że nie zdobywamy przyłożeń. Trzy przyłożenia w trzech meczach to bardzo mało. Na tym poziomie bez tego elementu nie da się wygrywać. Naszą bolączką jest też to, że wypadło nam aż tylu zawodników. Mamy przed sobą mecz z Holandią w Amsterdamie. Czeka nas na pewno ciężkie starcie, ale nie zwieszamy głów. Chce walczyć, chcemy w REC zrobić więcej, bo uważam, że na to zasługujemy. Stać nas na to, by grać lepsze mecze i powalczyć z zespołami z dołu tabeli.

Piłkę goni Mateusz Plichta

– Kluczem do zwycięstwa będzie wykorzystywanie stwarzanych sobie szans, a także rozciąganie gry, szukanie z luk w defensywie i korzystanie z gry maulem. Wierzę, że nam się to uda – twierdzi gracz KS Budowlani Commercecon Łódź – Kacper Palamarczuk, zastępujący na kluczowej pozycji wiązacza kapitana Piotra Zeszutka.

zawszepomorze.pl: Selekcjoner reprezentacji Polski w rugby Christian Hitt odsunął od kadry jej czołowych zawodników braci Aleksandra i Jędrzeja Nowickich, bo ci mieli odmienne zdanie na temat treningów i stylu gry kadry narodowej.

Czy to jest tworzenie klimatu i budowanie najsilniejszej reprezentacji na jaką nas stać? Te pytanie trzeba będzie z całą mocą powtórzyć, jeśli (oby nie) Polska wielką klapą zakończy europejskie zmagania.

Widzew. Łodzianie napracowali się wyjątkowo w Pucharze Polski, niestety bez pozytywnego efektu. Czy teraz potrafią skutecznie walczyć w ekstraklasie z kandydatem do mistrzowskiego tytułu?

Nie ma cienia wątpliwości, że Widzew odpadł z Pucharu Polski także dlatego, że został skrzywdzony przez sędziego!

35-letni Damian Kos z Gdańska, który prowadzi spotkania ekstraklasy od czterech lat, nie udźwignął presji spotkania, a zwłaszcza wrocławskich kibiców, przestraszył się odpowiedzialności za trudną decyzję, zignorował to co czarno na białym pokazał VAR i uznał wyrównującą bramkę dla Wisły, choć był ewidentny faul i jeszcze na dodatek spalony. To stawia pod wielkim znakiem zapytania jego kompetencje. Może powinien wrócić do prowadzenia spotkań na niższym niż centralny poziom rozgrywek?!

To niestety nie pierwszy ostatnio taki przykład wpadki arbitra na polskich boiskach. Poziom polskiej ekstraklasy jest niski, ale poziom sędziowania zdaje się jeszcze niższy!

Fatalny arbiter nie może przesłaniać bolesnej prawdy, że Widzew nie dorósł sportowo do wygranej. Najpierw prezentował się, mówiąc łagodnie, przeciętnie, a w decydujących fragmentach dramatycznego pojedynku dał się zepchnąć do rozpaczliwej defensywy, która skutkowała, co zdarza się często, stratą goli.

Nowy piłkarz – Kastrati, który miał być wartością dodaną, w tak intensywnym meczu pokazał braki w przygotowaniu fizycznym. Po prostu spuchł, nie nadążał, spóźniał się z interwencjami i maczał palce w stracie decydującej bramki.

Prawda jest też taka, że wszyscy widzewiacy napracowali się solidnie i to przez ponad 120 minut i to grubo biegania po boisku.

A tymczasem znów trzeba będzie pokazać sporo fizycznych wartości, żeby uzyskać korzystny wynik. 2 marca o godz. 17.30 łodzianie zagrają we Wrocławiu z mającym mistrzowskie aspiracje Śląskiem. W sierpniu zeszłego roku Widzew przegrał u siebie 0:2.

Wrocławianie w tym roku zdobyli tylko punkt(nie strzelili gola!), przegrali dwa spotkania na swoim boisku. Ech, marzy się nam, łodzianom, żeby ulegli po raz trzeci.

Trzeba jednak pamiętać o tym, czym chwali się Śląsk: 17 straconych goli (najlepsi w lidze), 9 – czystych kont bramkarza Leszczyńskiego (najlepszy w lidze), 2,13 – średnia odbiorów na mecz Pokornego. Krótko mówiąc – najlepsza defensywa. Oby Widzew znalazł na te statystyki sposób (bo statystyki nie grają!), poparty skuteczną postawą własnej defensywy z bramkarzem Gikiewiczem na czele, który wiele wiele lat temu bronił barw wrocławian w 27 spotkaniach.

Beniaminek gra z beniaminkiem. Czy ŁKS stać na trzecie zwycięstwo w ekstraklasie, mimo transferowych niewypałów?!

Fot. Michał Stańczyk/Cyfrasport

Mecz ŁKS w Mielcu, nie po raz pierwszy i pewnie nie ostatni, pokazał czarno na białym, że albo się robi transfery, które pozwolą lepiej grać zespołowi albo nie robi się ich wcale, bo po prostu szkoda wydawać pieniędzy i nie umie się tego robić! Przykro było patrzeć na nowych piłkarzy ŁKS, a zwłaszcza mającego bogate CV (i co z tego!) Durmisiego. Zachowywali się w pierwszej połowie w grze defensywnej niczym nieprzygotowani i niedouczeni juniorzy.

Trudno uwierzyć, że w niedzielę o godz. 12.30 w spotkaniu na stadionie im. Władysław Króla z Puszczą Niepołomice defensywa (a może raczej gra defensywna zespołu) będzie monolitem, ale zawsze należy żyć nadzieją.

Narzekania, że Tejan, jest egoistycznym, podwórkowym piłkarzem, ciągnącym grę pod siebie, może i znajdują uzasadnienie w niektórych boiskowych sytuacjach, ale… W tej chwili to jedyny napastnik, który nie osłabia zespołu i nie sprawia, że ŁKS gra w… dziesiątkę, a nawet w dziewiątkę (znów trudny do zaakceptowania występ Pirulo!). Holender walczy, szuka gry i okazji do zdobycia gola. Jest nie do zastąpienia!

Beniaminek kontra beniaminek. W I lidze ŁKS być zdecydowanie lepszy od Puszczy. Teraz może się od niej uczyć jak skutecznie grać o swoje w ekstraklasie. Zespół z Niepołomic ma zdobytych o 12 punktów więcej od ŁKS i ciągle realne szanse na utrzymanie. ŁKS wygrał po raz ostatni w ekstraklasie, tak to nie pomyłka, 20 sierpnia minionego roku, pokonując w doliczonym czasie Pogoń 1:0. Czy jest w stanie odnieść trzecie zwycięstwo? W spotkaniu w Krakowie, gdzie Puszcza była gospodarzem, łodzianie przegrali 1:2.

Głupie porażki łódzkich, piłkarskich drużyn. W przegranych meczach człowiek uczy się najwięcej. Oby to była prawda

Łódzkie fatalne i głupie (ligowa i pucharowa) porażki, porażki, a tu trzeba grać dalej. Liga czeka, woła was z nie takiego już daleka. Widzew w sobotę o godz. 17.30 zmierzy się we Wrocławiu ze Śląskiem, a ŁKS w niedzielę o godz. 12.30 u siebie z Puszczą Niepołomice.

Opinie po nieudanej środzie.

Widzew

Widzew na własne życzenie, prezentując futbolową głupotę odpadł z Pucharu Polski przegrywając z Wisłą w Krakowie po dogrywce 1:2.

Daniel Myśliwiec:  Mam ochotę zadać pytanie, czy widzieli państwo kiedyś taki mecz? Ale zapytam, czy ktoś był w ogóle w stanie sobie coś takiego wyobrazić. Za to wszyscy kochamy piłkę. Muszę zrobić wszystko, żeby być dla moich piłkarzy lepszym trenerem i osobą, która będzie w stanie napisać z nimi piękną, a nie dramatyczną historię. Wisła nas nie zaskoczyła, ale ja nie byłem w stanie wdrożyć rzeczy, które mogły nam pomóc, a nie zaszkodzić.

Albert Rude: Ten mecz to było nasze sportowe marzenie, dlatego swobodnie nam się grało. Przed dogrywką powiedziałem, żebyśmy pracowali nad nastawieniem, bo głównie o to w tym dodatkowym czasie chodziło.

Rafał Gikiewicz: Klasowy zespół nie może dostać dwóch goli w doliczonym czasie . Widocznie takim zespołem jeszcze nie jesteśmy. W przegranych meczach człowiek się uczy najwięcej i musimy się wiele nauczyć. Mając wynik 1:0 musimy grać swoje, a nie grać długich piłek, nie możemy się chować.

Nadzieje, że ostatnie zwycięstwa pchnęły zespół do przodu okazały się płonne. Widzew gra w sposób…nieprzewidywalny. Szkoda, że po dobrych meczach, zespół potrafi zaskoczyć na tak wielki minus.

ŁKS

W pierwszej połowie drużyna grała w defensywie niczym grupa wpuszczona pierwszy raz na boisku nieopierzonych juniorów. W drugiej było lepiej, ale co z tego, skoro skończyło się kolejną wstydliwą porażką, tym razem ze Stalą Mielec 0:1.

Mateusz Matysiak: Uważam, że pierwszą połowę zaczęliśmy dosyć dobrze. Później ewidentnie brakowało nam jedności w działaniach, w wyniku czego drużyna Stali stworzyła sobie więcej sytuacji. Wynikało to przede wszystkim z braku tej jedności, a także z prostych strat. Po prostu w nieodpowiedni sposób zabezpieczaliśmy nasze ataki i drużyna Stali bardzo dobrze funkcjonowała.

W drugiej połowie potrafiliśmy zdominować przeciwnika i utrzymywać się na jego połowie. To pokazało jaki potencjał ma ten zespół i bardzo się cieszę przede wszystkim z tej drugiej połowy. Tak jak na Pogoni Szczecin były momenty, tak tutaj dobrze wyglądaliśmy w drugiej połowie. Szkoda tylko, że jedna z trzech bramek nie została uznana. Myślę, że zasłużyliśmy na minimum remis.

Kamil Kiereś: Pierwsza połowa była bardzo dobra. Druga połowa nie wyglądała za ciekawie, ale obroniliśmy korzystny wynik. Posypała nam się gra. Od momentu jak zrobiłem pierwszą zmianę coś się zmieniło, oddaliśmy pole. Czasem gra się z drużynami z dołu tabeli i są „ciężary”, były nerwy. Ważne, że dowieźliśmy dobry wynik.

Powiedzmy od razu. ŁKS może tylko mielczanom zazdrościć. Gdyby dokonał dobrych transferów, poskładał wszystko do kupy przed sezonem, miał od początku rundy dobrego trenera, to mógłby nadal mieć nadzieję na utrzymanie w ekstraklasie.

Fatalnie. Czarny scenariusz się ziścił. Widzew nie utrzymał prowadzenia. Stracił bramki w doliczonym czasie oraz dogrywce i odpadł z Pucharu Polski

Frajerstwo łodzian w doliczonym czasie gry ćwierćfinału Pucharu Polski jest trudne do wybaczenia i zostało ukarane dogrywką, porażką i odpadnięciem z Pucharu Polski! Wszyscy noszeni i noszący drużynę po sukcesie z Górnikiem na rękach zostali sprowadzeni na ziemię. Do powtarzalności w dobrej i skutecznej grze łodzian oj jest ciągle daleko.

Zwycięskiego składu się nie zmienia. Trener Myśliwiec posłał do pucharowego boju w Krakowie tę samą jedenastkę, która rozpoczęła dobry, wygrany mecz z Górnikiem.

Mecz energetycznie zaczęli gospodarze. Mieli bramkowe szanse. Sobczak, choć pilnowany, uprzedził Ibizę. Strzelił, a piłka po poprzeczce wyszła na aut. W odpowiedzi pokazali się kibice łodzian… prezentując ładną pucharową sektorówkę: płynie Łódź na Narodowy.

To nie natchnęło gości do uważniejszej gry w defensywie. Mieli szczęście, gdy minimalnie pomylił się Bregu. Kilka minut później ten sam piłkarz trafił w poprzeczkę! Widzew nie był w stanie przesunąć ciężaru gry pod bramkę rywali i stworzyć choćby minimalne zagrożenie. Proste straty łodzian, niepotrzebne dryblingi w środku pola, narażały ich na groźnie kontry.

Wreszcie w 35 min coś się udało. Po dobrym podaniu Alvareza, Nunes strzelił zbyt słabo, żeby liczyć na bramkowy łup. Więcej z gry nadal mieli gospodarze i łodzian udaną interwencją musiał ratować Gikiewicz.

Drugą połowę bramkową okazją otworzył Widzew, niestety Sanchez, po dobrej centrze Klimka, z pięciu metrów główkował w bramkarza. Najlepsza sytuacja łodzian po ponad 50 minutach gry!

W pierwszej swojej akcji po wejściu na boisku gola zdobył Rondić, ale po analizie VAR nie został on uznany (spalony). Za to arbitrzy przy monitorze wcześniej dostrzegli zagranie faul Urygi na Nunesie w polu karnym i podyktowali jedenastkę dla łodzian. Pewnym strzałem pod poprzeczkę wykorzystał ją Pawłowski.

Wisła rzuciła się od odrabiania strat, czego nie potrafił wykorzystać Widzew, skutecznie kontrując. Arbiter w sumie doliczył 17 minut, więc mimo długich przerw, grano i grano. Widzew się cofał, cofał, grał chaotycznie i niedokładnie, więc stracił gola po mierzonym strzale Rodado.

Wygląda na to, że VAR potrafi być po… nic. Na kolejnych powtórkach widać czarno na białym, że Łasicki popycha Żyrę i utrudnia mu interwencję przy strzale Rodado. Arbiter główny stwierdził jednak inaczej, gol został uznany. Coś niesamowitego!

W dogrywce doszło do wyjątkowej sytuacji. Uryga podawał w polu bramkowym piłkę do golkipera, przejął ją Rondić i zdobył gola, ale… Napastnik za szybko wbiegł w pole karne i bramka nie została uznana. Za to akcja Wisły tuż przed końcem dogrywki okazała się skuteczna, przyniosła gola, zwycięstwo i awans krakowian! Czarna łódzka rozpacz.

Mecz obserwowało ponad 27 500 widzów, w tym fani Widzewa!

Puchar Polski – ćwierćfinał

Wisła Kraków – Widzew2:1 (0:0)– po dogrywce

0:1 – Pawłowski (81, karny), 1:1 – Rodado(90+19), 2:1- Sobczak (119)

Widzew: Gikiewicz – Zieliński (46, Kastrati), Żyro, Ibiza (31, Szota), Silva – Alvarez, Kun (90+8, Diliberto), Klimek (90+8, Cybulski) – Nunes, Sanchez (63, Rondić), Pawłowski

Obce boiska niczym ligowa zmora. Jedenasty mecz i jedenastka porażka ŁKS, choć łodzianie strzelali…trzy bramki, niestety nieuznane!

W jedenastym ligowym meczu na obcym boisku ŁKS doznał jedenastej porażki. Po prostu wstyd. Wydarzeniem spotkania była beznadziejna gra defensywy łodzian do przerwy i pięć… nieuznanych goli, w tym trzy dla ŁKS.

Bez napastnika – Tejana i mającego uchodzić za jokera w talii – Hotiego zagrał ŁKS zaległy ligowy mecz w Mielcu ze Stalą. Za Tejana wszedł na boisko Jurić i to była jedyna zmiana w podstawowym składzie w porównaniu ze spotkaniem z Pogonią (2:4).

ŁKS zaczął odważnie, jak w Szczecinie. I co z tego, skoro szybko stracił gola (8 minuta). Na szczęście VAR sprzyjał łodzianom. Sędziowie uznali, że wcześniej był spalony. Uff! Inna sprawa, że defensywa ŁKS przypominała pijane dzieci we mgle. W kolejnej groźnej akcji niepewnych defensorów znakomitą interwencją wyręczył Bobek. W kolejnej sytuacji taka akcja bramkarza nie pomogła. Padł gol, ale znów z pozycji spalonej.

Ile można mnożyć prostych błędów, tworzyć, z braku umiejętnośc,i zapalnych sytuacji? Kolejny koszmarny błąd w polu karnym – dwóch niepilnowanych rywali, no po prostu coś nieprawdopodobnego, przyniósł prawidłowo zdobytą bramkę. Tak, jak ŁKS nie grają w defensywie juniorzy! A kto się wpisał na listę strzelców? Oczywiście Szkurin (11 gol). Goli mogło być więcej, bo ŁKS popełniał błąd za błędem, ale sprzyjało mu szczęście.

Tymczasem cała futbolowa odwaga ŁKS w pierwszej połowie skończyła się na jednym słabym, niecelnym strzale Mokrzyckiego. Płakać czy może jednak się śmiać?!

Błędy, błędy i dramatyczne, choć skuteczne interwencje w defensywie łodzian – tak się zaczęła druga połowa. Z upływem minut ŁKS przesunął grę na połowę rywali. Zamieszanie w polu karnym gospodarzy skończyło się pewną interwencją Esselinka, zanim dopadł do piłki były gracz Stali – Flis.

W kolejnej akcji obrońca zdobył gola, ale arbiter Krasny uznał, że wcześniej było zagranie faul na Matrasie. Czy miał rację? Mówiąc szczerze, śmiem wątpić. Było tu więcej aktorstwa niż faulu. ŁKS został skrzywdzony! No cóż nie wszyscy sędziowie w polskiej lidze są Marciniakami.

W kolejnej sytuacji po rzucie rożnym atakowany Getinger nie upilnował Balicia i ŁKS doprowadził do wyrównania. Sytuację analizował VAR i gola nie uznał! Na dodatek Balić ujrzał żółtą kartkę za niebezpieczne zagranie.

ŁKS się nie zniechęcał. Po główce Mammadova świetnie interweniował Kochalski. Po centrze Ramireza do siatki piłkę posłał Mokrzycki. Coś niesamowitego. Sędzia odgwizdał (tym razem słusznie) spalonego! Przez ostatnie sześć minut goście grali z przewagą jednego zawodnika. Para w gwizdek. ŁKS musiał się znów obejść ligowym smakiem.

Stal Mielec – ŁKS 1:0 (1:0)

1:0 – Szkurin (27)

ŁKS: Bobek – Szeliga (70, Młynarczyk), Mammadov, Flis, Durmisi – Mokrzycki, Ceijas (61, Letniowski)- Pirulo (46, Dankowski), Ramirez, Balić (90, Głowacki)- Jurić (46, Janczukowicz)

« Older posts Newer posts »

© 2025 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑