Ryżową Szczotką

Rezerwowy Pafka

Page 70 of 169

Łodzianka Magdalena Zając, która prowadzi… księgarnię wystartuje w Rajdzie Dakar. Najpierw w Dubaju potrenuje na wydmach

Łodzianka Magdalena Zając przygotowuje się wraz z zespołem Proxcars TME Rally Team do kolejnego udziału w Rajdzie Dakar! Ponadto zespół rajdowy pod wodzą Magdaleny Zając weźmie udział w 2024 roku w najważniejszych imprezach rajdowych Cross Country w randzie Mistrzostw Świata (W2RC), a także w wybranych zawodach w ramach Pucharu Świata w Rajdach Terenowych Baja oraz Pucharu Europy w Rajdach Baja -informuje Łukasz Kaczyński i Aktywni24

Podobnie, jak w sezonie 2023 ekipa Proxcars TME Rally Team rozpocznie rywalizację od udziału w Rajdzie Dakar, który zaplanowano w terminie 5.01-19.01.2024. Zespół będzie chciał jednak uczestniczyć we wszystkich najważniejszych imprezach rajdowych w randze Cross Country.

– Zgodnie z naszą zasadą będziemy startować we wszystkich innych imprezach, w których będzie to możliwe, czyli w Pucharze Świata w Rajdach Baja i Pucharze Europy. Chcemy jak najwięcej jeździć, ale będzie to wszystko uzależnione od tego, w jakiej kondycji technicznej będzie nasz sprzęt – powiedziała Magdalena Zając.

Jeszcze w tym roku ekipa Proxcars TME Rally Team weźmie udział w treningu w Dubaju, który zaplanowano w terminie 13-16 grudnia. – Warunki w Dubaju są podobne do tych, które występują w Arabii Saudyjskiej. Stąd decyzja, by jeszcze przed Dakarem potrenować w takich warunkach.

Dodatkowo w Dubaju jest Marek Dąbrowski, który pomoże mi w zmaganiach z wydmami. – mówi Magdalena Zając. Zespół Proxcars TME Rally Team tworzą: kierowca Magdalena Zając, pilot Jacek Czachor, inżynier Adam Szelerski, mechanicy: Lech Kurpiewski, Jakub Borkowski, Szymon Nyklewicz. Kierowcą zespołu jest łodzianka Magdalena Zając. Realizując swoje marzenia 6 lat temu rozpoczęła przygodę z rajdami terenowymi. Ma na swoim koncie udział w wielu rajdach w randze Mistrzostw Świata, Pucharu Świata oraz uczestniczyła w tegorocznej edycji Rajdu Dakar. Aktualnie zasiada za kierownicą rajdowej Toyoty Hilux w specyfikacji T1, nazywanej przez zespół „Kicią”. Poza rajdami jej pasją są również książki. Prowadzi w centrum Łodzi księgarnię.

Na przykładzie pucharowej rewelacji – Cariny Gubin. Dlaczego ciekawi polscy piłkarze nie mają szans przebicia się do poważnego grania?

Polska piłka nożna to zamknięty świat menedżerów i dyrektorów sportowych. Oni dyktują warunki gry, a raczej antygry. Dzięki swoim układom, znajomościom sprowadzają do drużyn tabuny, z reguły zagranicznych, bo tanich, futbolistów drugiego czy trzeciego planu. Tymczasem polska pika nożna to dla nich ziemia jałowa, na której nic nie jest w stanie wyrosnąć. Tymczasem…

Nie kryję z przejęciem oglądałem mecz znajdującej się w strefie spadkowej III-ligowej Cariny Gubin z ekstraklasowym mistrzem remisów – Piastem Gliwice. Faworyci prowadzili 2:0, ambitni gospodarze wyrównali, do 82 minuty mecz mógł się różnie potoczyć. Ostatecznie lepsi czyli Piast wygrali 5:2, ale zanim doszło do tej piorunującej końcówki z bardzo dobrej strony pokazali się piłkarze III -ligowca.

23-letni środkowy pomocnik Dominik Więcek imponował przeglądem pola, zmysłem taktycznym, umiejętnościami na trudnym boisku. Momentami był nie do zatrzymania dla gliwiczan. O trzy lata starszy napastnik Denis Matuszewski (na zdjęciu) potrafił znakomicie znaleźć się w polu karnym, pokazując snajperskiego nosa i zdobył dwie bramki.

Dlaczego tacy piłkarze nie grają dużo, dużo wyżej w lepszych polskich zespołach? Wydaje się po meczu z Piastem mają sportowe papiery na więcej niż III ligę. Więcek nie przebił się przez drugą drużynę Zagłębia Lubin. Matuszewski błąkał się po opłotkach poważnej piłki.

Dlaczego? Dlaczego nikt im się wnikliwiej nie przyjrzał, nie dał szansy, nie poczekał przez chwilę na efekty? Wolał sięgnąć po stranieri, bo przywiózł go znany menedżer albo polecił gorąco dyrektor sportowy. Zamknięte diabelskie koło powiązań polskiej piłki nie daje wielu szans utalentowanym polskim piłkarzom.

Modlitwa o odwilż. Błotny autobus nadzieją ŁKS w meczu z Legią?

Zdjęcia Cyfrasport/ŁKS Łódź

Prognoza pogody wydaje się sprzyjająca. W najbliższy weekend ma być początek odwilży. Można się zatem spodziewać, że w meczu ŁKS 10 grudnia o godz. 15 z Legią na stadionie im. Władysława Króla, boisko w miarę upływu gry będzie zamieniało się w… błotnisko. To może być atut łodzian. Trzeba jednak przeżyć pierwsze minuty spotkania.

W nich swoje szanse na sukces pogrzebało Zagłębie Lubin, które wcześniej wygrało w Łodzi z ŁKS 2:0. Po czterech minutach wojskowi prowadzili w Lubinie 2:0, w czym bardzo pomógł im kuriozalny błąd bramkarza. Skończyło się na 3:0. Legia kontrolowała mecz i wygrała zasłużenie.

Już tak dobrze nie było w Pucharze Polski. Odważna, konsekwentna, mająca ciekawych piłkarzy (dyrektorem sportowym odpowiadającym za transfery jest były ełkaesiak – Paweł Golański!) Korona sensacyjnie pokonała wojskowych. ŁKS może pójść śladami Korony?

Jestem zdania, że przy obecnych sportowych możliwości łodzian, jedynym sposobem, żeby wyjść z tego starcia z honorem, a nawet powalczyć o niespodziankę czyli zdobyć choćby punkt, jest zagrzebanie się w błocie, stworzenie błotnego futbolowego autobusu przed własnym polem karnym i szukanie szansy w kontratakach, które w tych warunkach mogą być dziełem przypadku.

Ciągle mam w pamięci taki heroiczny bój ŁKS z Legią, który przyniósł dwie bramki Marcina Mięciela i zwycięstwo 2:1, choć wtedy błota nie było, ale była lepsza drużyna. Czy teraz jest to możliwe?

Fakty są okrutne. Dwunastu zawodników trafiło do ŁKS w minionym oknie transferowym. I co? Gra większości z nich jest do jak najszybszego zapomnienia. W ekstraklasie sprawdza się Michał Mokrzycki, choć w ostatnich meczach nie był już tak skuteczny, jak wcześniej. Dobre momenty miał przebojowy napastnik Kay Tejan oraz Dani Ramirez, który przypominał sobie na chwilę, jak dobrze grał wcześniej w ŁKS. To mało, dużo za mało, żeby mieć nadzieję, że nie będzie się ostatnią drużyną ekstraklasy, z tragicznym punktowym bilansem.

ŁKS nie ma zespołu. Ba, nowy trener Piotr Stokowiec zamiast go złożyć, jeszcze bardziej rozbroił, mieszając składem, ile się tylko dało. Czy teraz utrafi w meczową jedenastkę, która pozwoli łodzianom pokazać grę na miarę ekstraklasy i zachować resztkę nadziei na uratowanie się przed degradacją?

Jeszcze przypomnijmy, że na inaugurację rozgrywek 21 lipca Legia pokonała ŁKS 3:0, po hat tricku Tomasa Pekharta. Aleksander Bobek obronił jedenastkę egzekwowaną przez Josue. Mecz mógł się potoczyć inaczej, gdyby Kay Tejan wykorzystał wybrną sytuację sam na sam z bramkarzem.

Awans Widzewa do ćwierćfinału Pucharu Polski pierwszy raz od… dwudziestu lat stał się faktem. Dzięki napastnikom!

Widzew zagra w ćwierćfinale Pucharu Polski. Po raz ostatni do tego szczebla pucharowych zmagań łodzianie dotarli w 2003 roku. Stało się to możliwe po dwóch bramkach strzelonych przez napastników.

W pucharowym starciu w drużynie Widzewa nie było mowy o eksperymentach, raczej stawianie na najlepszych w danej chwili i szukania optymalnej jedenastki na ligowe starcie. Inaczej niż w Stali, gdzie trener Kiereś dokonał aż ośmiu korekt. Posadził na ławce nawet swojego asa –  Szkurina.

Po kwadransie inicjatywę przejął Widzew. Do centrostrzału Nunesa nie doszedł Rondić. Piłka odbiła się od słupka i łodzianie stracili najlepszą w pierwszej połowie szansę na gola.

Co się odwlecze to nie uciecze… Rondić zwiódł Matrasa i strzałem z dystansu w róg dał gościom prowadzenie. W odpowiedzi Ravas dwa razy bardzo dobrymi interwencjami ratował łodzian od straty bramki.

Po przerwie w drużynie gospodarzy pojawił się napastnik Szkurin (10 bramek w 15 występach). W grze nic się nie zmieniło. Widzew był konkretniejszy, miał bramkowe okazje, można nawet powiedzieć znakomite, ale nie potrafił ich zamienić na gole. I to się zemściło. Ibiza za krótko wybił piłkę głową i to bezwzględnie wykorzystał Wołkowicz. Piłka nożna bywa wyjątkowo niesprawiedliwa, co pokazały czarno na białym pierwsze 24 minuty drugiej połowy.

Dobrze, że potem szczęście uśmiechnęło się do łodzian. Tym razem Matrasa ograł drugi napastnik łodzian – Sanchez, który pewnie wykorzystał sytuację i dał drużynie zwycięstwo oraz pucharowy awans. Łodzianie mieli dużo szczęścia. W ostatniej akcji doliczonego czasu gry Trąbka trafił w poprzeczkę.

11 grudnia o godz. 19 czeka Widzew ligowy mecz z beniaminkiem Puszczą Niepołomice na stadionie Cracovii.

1/8 finału Fortuna Pucharu Polski 

Stal Mielec – Widzew 1:2 (0:1)

0:1 – Rondić(38), 1:1 – Wołkowicz (69), 1:2 – Sanchez (85)

Widzew: Ravas – Zieliński, Żyro, Ibiza, Silva – Kun (62, Pawłowski), Hanousek, Alvarez – Nunes (88, Terpiłowski), Klimek (70, Tkacz) – Rondić (70, Sanchez)

Tzw. instynkt strzelecki futbolistów, gdy zawodzi, trzeba rozgrzeszać czy karać za wyjątkową głupotę?!

Ta sytuacja powtarza się nagminnie, a komentatorzy starają się ją oblec w żart, frazesy, z reguły bagatelizować. Biorąc pod uwagę ostatnie kolejki ekstraklasy, bramek mogłoby być przynajmniej o kilka więcej, gdyby piłkarze wykazywali się większą pokorą i… koleżeństwem. Mamy częstą sytuacja, w której po kontrze, prowadzący piłkę, według wszelkich reguł i znaków na niebie i ziemi, powinien ją podać lepiej ustawionemu koledze, co pozwoli zdobyć gola, a taki jest przecież cel działań futbolowej drużyny. On tymczasem wali bezmyślnie piłkę panu Bogu w okno.

Co robią w tej sytuacji telewizyjni komentatorzy i zaproszeni do studia fachowcy? Mówią, o instynkcie strzelca, która ma charakteryzować i usprawiedliwiać egoizm, brak umiejętności i wyobraźni niefortunnego futbolisty, łakomiącego się ponad wszelką miarę na sławę i chwałę, które ma mu przynieść strzelenie bramki.

Moim zdaniem tzw. instynkt strzelca, który w dogodnej sytuacji źle zadziałał, to mówiąc wprost: futbolowa słabość (ha!ha!ha!), która prowadzi do niewykorzystania bramkowej sytuacji, a w konsekwencji nawet do braku zwycięstwa czy choćby punktu zdobytego za wywalczony remis przez drużynę.

Taki egoizm i samolubstwo powinny być napiętnowane, a potem surowo karane przez trenerów, nawet stratą miejsca w wyjściowej jedenastce!

Widzewowi na gwałt potrzeba wartościowych piłkarzy. Zimą trzeba będzie ruszyć na poważne zakupy!

Po dwóch zwycięstwach z rzędu szybko wróciliśmy na ziemię. Widzew po szybkich kontrach, których nikt nie potrafił zatrzymać, a wcześniej odpowiednio się do nich ustawić, przegrał z Radomiakiem 0:3. Jeszcze raz okazała się słuszna futbolowa zasada, że gmeranie w formacji obrony prowadzi do nieszczęścia. Trener Daniel Myśliwiec wymienił dwóch defensorów i nie wyszło to drużynie na dobre. On sam uważa, że niepotrzebnie po dwóch triumfach wyznaczył drużynie zadanie zagrania na zero z tyłu. Okazało się, że za bardzo uwierzył w siłę i boiskowy rozsądek swoich piłkarzy.

Niestety, prawda jest taka, że na dziś Widzew ma za słabą ligową kadrę, żeby myśleć o czym innym, niż utrzymywanie bezpiecznej przewagi nad strefą spadkową. Obrońcy potrafią zagrać na poziomie, a w kolejnym meczu popełniają juniorskie błędy. Drugiej linii brakuje w środku pola liderów z prawdziwego zdarzenia (patrz: Rafał Wolski w Radomiaku), którzy pomogą kreować akcje Bartłomiejowi Pawłowskiego, gdy znów będzie w wysokiej formie. Napastnik Jordi Sanchez potrafi do tego stopnia zgubić formę, że jest przez 90 minut praktycznie niewidoczny i bezproduktywny.

Zimą trzeba poszukać piłkarzy, którzy będą realnym wzmocnieniem zespołu, a nie tylko jej uzupełnieniem, bo to powinno się robić zawodnikami rezerw i najzdolniejszymi juniorami. Czy sztab Widzewa stać na takie pozytywne działania, przekonamy się już za chwilę. Na razie gramy dalej…

Łodzianie w meczu Pucharu Polski zmierzą się w najbliższą środę (6 grudnia o godzinie 15) w Mielcu, z tamtejszą Stalą. 11 grudnia o godz. 19 czeka Widzew mecz z beniaminkiem Puszczą Niepołomice na stadionie Cracovii. Puszcza to drużyna, która jak nikt potrafi wykorzystywać stałe fragmenty gry. Czy podopieczni Daniela Myśliwca znajdą na to lekarstwo?

Rugby7 kobiet. Drugi dzień turnieju Emirates Dubai Sevens był dla Polek już zdecydowanie bardziej udany

Marta Morus Fot, PZR

Reprezentacja Polski kobiet w rugby siedmioosobowym ma za sobą ostatni poważny test przed wymagającym sezonem rozgrywek międzynarodowych. Nasza kadra wywalczyła 5. miejsce w mocno obsadzonym turnieju Emirates Dubai Sevens, gdzie miała okazję zmierzyć się z silnymi i doświadczonymi rywalkami z Australii, USA, czy RPA.

Turniej w Dubaju, to pierwszy przystanek cyklu HSBC SVNS, w którym rywalizują najlepsze żeńskie i męskie drużyny siedmioosobowe świata. Polki aspirują do tego grona i powalczą o miejsce w elicie w rozpoczynającym się w styczniu cyklu turniejów World Rugby HSBC SVNS Challenger.

Drugi dzień rywalizacji, po pierwszym dniu porażek, był dla Polek już zdecydowanie bardziej udany. Najpierw nie dały szans norweskiej Tabusoro Angels, wygrywając 45:0, a w ostatnim meczu fazy grupowej rozbiły drugi skład RPA 32:7.

– Byłyśmy w stanie zebrać siły po pierwszym dniu i zagrałyśmy dwa świetne mecze, zupełnie dominując przeciwniczki. Zarówno ze Skandynawii, jak i znacznie trudniejsze rywalki z RPA. Teraz powalczymy o piąte miejsce – mówiła starciach Ilona Zaishliuk w rozmowie z biurem prasowym PZR.

Nasza reprezentacja w boju o piątą lokatę ponownie rozbiły drugi zespół RPA, tym razem nie tracąc choćby jednego przyłożenia i triumfując 29:0. Choć początek turnieju był nie do końca udany, a rywalki z antypodów i USA okazały się za mocne, Polki na starcie sezonu prezentowały się bardzo solidnie w obronie i ataku. Przed nimi jeszcze dwa zgrupowania w Polsce przed przerwą świąteczną, a następnie trochę odpoczynku od rugby i mocny start w Nowy Rok. Już w drugi weekend stycznia Biało-Czerwone wrócą do Dubaju, tym razem na pierwszy turniej cyklu World Rugby HSBC Sevens Challenger i to będzie już gra o poważną stawkę.

Zabójcze kontry Radomiaka. Widzew nie mógł nic na nie poradzić. Siódma ligowa porażka łodzian

Widzew doznał siódmej ligowej porażki trzeciej (wyjątkowo dotkliwej) na własnym boisku. Przy kontrach rywali łodzianie byli pogubieni i kompletnie bezradni.

Mecz zaczął się od coraz intensywniej padającego w Łodzi śniegu. Sędzia Musiał zmienił piłkę na pomarańczową, a przy okazji znalazł zgubiony na murawie… telefon komórkowy. Kibicom pogoda niestraszna. Spotkanie rozegrano przy pełnych trybunach. Imponujące. Spotkanie po 17 minutach zostało przerwane, gdy zasłabł kibic na trybunach. Trwała reanimacja fana. W końcu karetka z kibicem opuściła stadion.

Niestety, jak podaje strona facebookowa RTS Widzew: Przekazujemy smutne wieści. Pomimo błyskawicznej reakcji służb i podjęcia akcji ratunkowej, kibic Widzewa Łódź, który zasłabł na stadionie, zmarł w szpitalu.

Trener Myśliwiec dokonał zmian w najbardziej wrażliwe formacji – defensywie. Pojawili się Zieliński i Ciganiks. Do przerwy na niewiele się to zdało.

Kontra przyniosła gola da Radomiaka i na nic nie przydała się znakomita interwencja Ravasa. Szkoda, wielka szkoda że Widzew nie ma tak inteligentnego pomocnika jak Wolski, który rozpoczął bramkową akcję.

W końcówce kolejna składna akcja gości przyniosła drugiego gola. W defensywie gospodarze pogubili się tak, że aż strach było patrzeć. Po trzech meczach bez bramki, goście przypomnieli sobie jak to się robi. Łodzianie do przerwy ani razu nie strzelili celnie na bramkę rywala.

Na początku drugiej połowy Ravas ratował łodzian przed stratą trzeciej bramki. Widzewiacy odpowiedzieli pierwszym celnym strzałem Alvareza w 48 minucie spotkania! Widzew próbował atakować. Po strzale Hanouska znakomitą interwencją popisał się bramkarz Posiadała.

Na ostatnie pół godziny trener Myśliwiec postawił na Pawłowskiego i drugiego młodzieżowca – Tkacza. Widzew próbował odrobić straty. Niestety, Zieliński trafił w słupek, a przy dobitce Alvarez trafił w boczną siatkę. Niestety, po kolejnej znakomitej kontrze, Wolski precyzyjnym strzałem posłał piłkę w długi róg! Gra defensywna łodzian wymaga natychmiastowej poprawy. Inaczej, wiosną będzie bronienie się przed spadkiem. Obecność na boisku trzech młodzieżowców w niczym nie pomogła gospodarzom.

Łodzianie w meczu Pucharu Polski zmierzą się w najbliższą środę (6 grudnia o godzinie 15) w Mielcu, z tamtejszą Stalą. O ile oczywiście pogoda pozwoli na rozegranie spotkania.

Widzew – Radomiak 0:3 (0:2)

0:1 – L. Semedo (38), 0:2 – E. Semedo (45+4, głową), 0:3 – Wolski (73)

 Widzów: 15 467

Widzew: Ravas – Zieliński, Żyro, Ibiza, Ciganiks (61, Silva)– Kun (61, Pawłowski), Hanousek, Alvarez (77, Tkacz) – Nunes (61, Tkacz), Klimek – Sanchez (61, Rondić)

Turnieje Małej Ligi Rugby Tag udały się znakomicie. Następna taka impreza po feriach. Trzymamy kciuki! Są zdjęcia drużyn!

Zdjęcia zgradys@bbrclodz.pl

Każdą formę rekreacji zwłaszcza wśród młodzieży, każdą formę promocji bliskiemu mojemu sercu sportu czyli rugby też popieram ze wszystkich sił. Jak najwięcej takich imprez. Wielkie brawa dla organizatorów – Veonol Atomówek i Zbyszka Grądysa.

Odbył się drugi a zarazem finałowy turniej Małej Ligi Rugby Tag. Wzięło w nim udział 11 drużyn z sześciu szkół podzielonych na dwie kategorie wiekowe: klasy 7/6 i klasy 5/6. Turniej zorganizowany został przez żeńska drużynę Venol Atomówki Łódź w hali Klubu Sportowego Społem. Dzięki wsparciu Urzędu Miasta Łodzi, Narodowy Instytut Wolności oraz Centrum Opus, każdy uczestnik otrzymał medal oraz pamiątkową koszulkę.

W klasach 7/8 najlepsza okazała się drużyna ze Szkoły Podstawowej 51 – prowadzonej przez Szymona Walczaka, drugie miejsce zajęła drużyna Szkoły Salezjańskiej nauczyciel Marek Cygan kolejne miejsca Szkoła Podstawowa 35 – Joanna Sadok, Szkoła Podstawowa 45 – Jerzy Kowalczyk.

W klasach 5/6 najlepsza okazała się Szkoła Podstawowa 54 prowadzona przez Karolinę Płomińską, drugie miejsce Szkoła Podstawowa 51, trzecie drugi skład SP51 a kolejne miejsca zajęły: drugi skład SP 54,  Szkoła Podstawowa 35, Szkoła Podstawowa 141 – Ewa Sosler, Szkoła Podstawowa 45. W każdej drużynie został wybrany najlepszy zawodnik lub zawodniczka.

– Dziękujemy uczestnikom i nauczycielom świetne zawody – mówi Zbigniew Grądys trener Venolek – Ligi organizujemy od 2009 roku i miło patrzeć jak sędziują zawodniczki naszego klubu, które jeszcze nie tak dawno same grały w rugby tag, a teraz są reprezentantkami Polski. Duże podziękowania dla Społem, który kolejny rok pomaga nam z halą i pozwala organizować turniej w którym udział wzięło ponad 100 zawodników i zawodniczek. Planujemy kolejne zawody już po feriach, ale zastanawiamy się czy nie będą to rozgrywki dla samych dziewczynek, bo nie ukrywam że na takich zawodach szukamy talentów do naszych drużyn.

– Fajnie jest być po drugiej stronie – mówi Angelika Kołodziejczyk organizatorka i  zawodniczka – sama zaczynałam od rugby tag i uważam że to dobry pomysł aby zachęcić do rugby. Miło patrzeć na młode dziewczyny, które zaczynają przygodę z rugby. Fajnie było by je zobaczyć na treningach w klubie, bo między innymi taki jest cel zwodów, że jak się spodoba to można przyjść do Atomówek i spróbować już prawdziwego rugby.

Przygoda i wielkie wyzwanie. Turniej w rugby siedem kobiet Dubai Sevens zostanie rozegrany na… środku pustyni

Przed reprezentacją Polski kobiet w rugby 7 słynny i mocno obsadzony turniej w Dubaju. Będzie to główny sprawdzian przed kwalifikacjami do World Series, które zawitają także do naszego kraju, ponieważ decydujący etap zmagań zostanie rozegrany w Krakowie. Jedna z najbardziej doświadczonych rugbistek naszej drużyny Hanna Maliszewska przyznaje, że „Biało-Czerwone” czeka szalony rok, ale wszystkie zawodniczki ciężko pracują, żeby się do niego przygotować.

Turniej Dubai Sevens to wielkie wydarzenie przyciągające drużyny rugby z całego świata. Stadion „The Sevens”, znajduje się na środku pustyni i co roku przy okazji zmagań elity zyskuje potężne trybuny tymczasowe, pozwalające pomieścić 44 tysiące kibiców. Otacza go siedem pełnowymiarowych boisk, na których przez trzy dni toczą się zmagania w 15 kategoriach.

Rywalkami Polek w fazie grupowej będą drugie drużyny Australii i RPA, zespół R10C Selects z USA oraz Tabusoro Angels. Biało-Czerwone mogą więc liczyć na mocne przetarcie przed czekającym je, wymagającym sezonem, w którym rozegrają siedem turniejów w sześć miesięcy. Każdy z nich będzie istotny czy to w kontekście awansu do elity (HSBC SVNS World Series), wywalczenia biletu do Paryża na igrzyska olimpijskie, czy też zmagań o mistrzostwo Europy.

Hanna Maliszewska: Wszystkie lubimy Dubaj, a dla mnie to czwarty występ w turnieju. Jesteśmy dobrze nastawione, bo ostatnio tam wygrałyśmy i liczymy, że powtórzymy ten sukces, choć też jakoś bardzo się na to nie nastawiamy. Jedziemy tam grać, uczyć się. W końcu żaden trening nie da tyle, co mecz, tak że traktujemy to bardzo szkoleniowo.

Potem rozpoczynacie walkę o awans do World Series. Po kilka latach, w tym roku w końcu się uda?

Nie wiem… Powiem szczerze, że w zeszłym roku byłyśmy na to bardzo mocno nastawione, a teraz podchodzimy do tego z chłodną głową. Dużo zależy od tego, jak ten turniej się ułoży, jak przygotowane będą inne drużyny, jak my będziemy się prezentować. Nie nastawiamy się, że musimy wszystko wygrać. Chcemy, ale zobaczymy, co będzie.

Jeden z turniejów kwalifikacyjnych odbędzie się w Krakowie. To będzie dla Was handicap?

Oczywiście! Kibice w Polsce to dla nas ósmy zawodnik na boisku! Poza tym, będziemy u siebie, unikniemy podróży, nie trzeba będzie zmieniać diety itp. To wszystko na pewno zadziała dla nas na plus.

Czeka Was też sporo przelotów, dwa razy Dubaj, Montevideo, Kraków. Organizmy nie ucierpią?

Mam nadzieję, że nie. Zawodniczki na najwyższym poziomie też latają od USA, przez Hongkong po Australię. Taka jest kolej rzeczy. Każdy organizm potrafi się dostosować i mam nadzieję, że nasze też. Zresztą zasmakowaliśmy tego już w poprzednich latach, bo lataliśmy do Chile czy do RPA i myślę, że nie było tak źle.

Młodsze koleżanki mówią do Ciebie „Pani Haniu”?

Babcia Malina!

Pochodzisz z Kaszub, utożsamiasz się z tą kulturą? Mówisz po kaszubsku?

Jestem dumna z tego, że jestem Kaszubką, utożsamiam się z tą kulturą. Niestety sama nie mówię po kaszubsku, ale jeśli ktoś przy mnie rozmawia po kaszubsku, to go rozumiem.

A co słychać u mężczyzn?

Znamy szczegóły jedynego meczu fazy grupowej Rugby Europe Championship, który odbędzie się w Polsce. Nasza reprezentacja w niedzielę, 04 lutego 2024 o godz. 18.15 zmierzy się z Rumunią – uczestnikiem Pucharu Świata 2023. Biało-Czerwonym będzie można kibicować na Narodowym Stadionie Rugby w Gdyni. Pozostałe mecze eliminacji Rugby Championship zostaną rozegrane w sobotę 10 lutego 2024 z Portugalią oraz w sobotę 17 lutego 2024 z Belgią. Półfinały zaplanowano na weekend 02-03 marca 2024, a mecze finałowe zostaną rozegrane w niedzielę, 17 marca 2024.

W konsultacjach reprezentacji Polski w Gdyni, prowadzonej pod wodzą trenera  Chrisa Hitta (na zdjęciu) uczestniczą dwaj łódzcy zawodnicy: Przemysław Dobijański i Budo 2011 Aleksandrów Łódzki oraz Kacper  Palamarczuk z KS Budowlani Commercecon.

« Older posts Newer posts »

© 2025 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑