Jarosław Piechota i jego ludzie nabiegali się w tym roku solidnie. Czas na odpoczynek, trening i budowanie formy na nowy sezon, bo biegać po schodach na pewno nie przestaną!
Jarosław Piechota: Sezon towerrunning’owy kończę w Poznaniu na Collegium Altum, czyli najwyższy budynek Wielkopolski, 103metry w pionie, 17 pięter i 372 stopnie. Bieg ten cieszy się bardzo dużym powodzeniem, ze względu na perfekcyjną organizację, ale także i to, że posiada rangę Mistrzostw Polski nauczycieli akademickich, studentów oraz służb mundurowych.
Najlepszy mój czas w tych zawodach to 2:06 w 2017 roku, a później niestety już nigdy tak dobrze nie było.
Czas przemyśleć taktykę i wprowadzić do treningów w przyszłym roku trochę jednostek szybkościowych, ale to dopiero od lutego, po finale WOŚP, na którym zdecydowanie bardziej potrzebuję być sprawnym wydolnościowo.
Na szczęście wyniki mojej grupy Orion treningi Piechotą po Schodach sprawiają, że wracam z Poznania dumny. Naprawdę niesamowicie jest patrzeć jak moja młodzież wymiata na schodach! Tylko tak dalej.
Trener Widzew Daniel Myśliwiec mówił, że w odniesieniu ligowego sukcesu potrzebne są wiara we własne możliwości i odwaga, że na boisku nie ma faworyta przed którym trzeba padać na kolana, tylko walczyć o swoje. I wiarą w te wartości natchnął swoją drużynę, która dzięki tym wartościom po piorunującej końcówce i bramkom w doliczonym czasie gry odniosła pierwsze zwycięstwo na wyjeździe, pokonując Lecha w Poznaniu 3:1 (1:0). Bramki strzelili – dla Lecha Karlstrom (88), dla Widzewa: Alvarez (16), Klimek (90+3), Pawłowski (90+6).
Mateusz Janiak na platformie X pisze: Widzew za Myśliwca zdobył 15 punktów w dziewięciu meczach, szósty wynik w lidze, średnia 1,66/spotkanie. A przejął zespół całkowicie rozbity, który w 2023 roku dostawał regularne lanie i zbierał 0,79 punktu/mecz (najgorzej w ESA bez spadkowiczów i beniaminków).
Daniel Myśliwiec: Pokazaliśmy dzisiaj kawał dobrej piłki, zwłaszcza w pierwszej połowie. Oczywiście, były momenty, kiedy mogliśmy jeszcze mocniej przenieść grę na połowę przeciwnika, podmęczyć go, bo wiedzieliśmy, że jeśli Lech zdobędzie bramkę, to będzie go trudno powstrzymać. Gratuluję moim piłkarzom, ponieważ bardzo dobrze podeszli do swoich obowiązków i nawet w trudnych momentach byli w stanie pocierpieć. Cieszę się, ponieważ to dla nas bardzo ważna i owocna lekcja, do tego za trzy punkty.
Antoni Klimek: Tto zdecydowanie najlepszy mój mecz, a bramka zdobyta w końcówce też cieszy niesamowicie. Żeby budować pewność siebie potrzeba i zaufania, i minut. Cieszę się, że mam te obie rzeczy i staram się je wykorzystywać i odpłacać się.
Bartłomiej Pawłowski: To była zmiana na piętnaście minut, a w poprzednim meczu na dziesięć, więc to nie jest jakiś problem, żeby pobiegać trochę i zagrać w niskim presingu. To są pozycje ofensywne, jestem w stanie się tam odnaleźć, ale chwila treningu jest na to potrzebna.Rywal miał trochę większy procent posiadania, ale jeśli chodzi o klarowne sytuacje, to mecz był stosunkowo pod naszą kontrolą. Mieliśmy prowadzenie, stać nas było na to, żeby się cofnąć i grać z kontry. Lech poczuł krew, kiedy wyrównał i bardzo mocno się odkrył i z tego stracił bramki. To jest ich wina, ale i nasza siła, że potrafiliśmy to wykorzystać. To, żeby zachłysnąć się i zachwycić, to na pewno nie jest ten czas. To jest niecały środek sezonu i trzeba jeszcze zapunktować przed zimą, żeby móc przepracować dobrze okres przygotowawczy i patrzeć na to, co się dzieje przed nami, a nie stresować się tym, kto jest za nami.
John van den Brom: – Jest to kolejna zupełnie niepotrzebna porażka w tym sezonie, nie powinna się ona nam przydarzyć, pomogliśmy Widzewowi ten mecz wygrać.Wszystkie te stracone gole wynikały z naszych błędów. Nie można oczywiście powiedzieć, że rywale nie kreowali sytuacji, ale pomogliśmy im w tych bramkach. Mogę podkreślić, że ta porażka nie powinna nam się przydarzyć.
Mikael Ishak: – To nasz przeciwnik zagrał jakby był Lechem Poznań, a my wręcz przeciwnie. Zaliczyliśmy bardzo słaby początek spotkania, „Mroziu” nas uratował przy stanie 0:0, ale to nie zmieniło obrazu gry. Ciężko teraz powiedzieć, dlaczego straciliśmy dwa gole w doliczonym czasie, ale to nie powinno mieć miejsca. Tymczasem niestety – znowu się wydarzyło.
Bieganie jest w Polsce modne. I bardzo dobrze. Polacy dobrej rekreacji potrzebują jak tlenu. Cieszy, że wiele biegów ma charakter charytatywny. Służy szczytnym celom.
Organizatorzy ważnego biegu w Łodzi zachęcają: Zakładamy szybkie buty i po raz kolejny niesiemy moc wsparcia podczas 9. Bieg Herosów im.Julii Gajzler! Możecie przebiec tę wyjątkową piątkę (5 kilometrów) zarówno stacjonarnie w Lesie Łagiewnickim, jak i online, w dowolnym miejscu na świecie (bieg wirtualny). Wszystko po to, by zbierać środki na leczenie dzieci zmagających się z chorobami nowotworowymi!
Ciekawe w jakiej scenerii przyjdzie nam pokonać trasę 5 kilometrów tym razem, upamiętniając Juleczkę i wspierając Fundację Herosi. Biegaliśmy w pięknym słońcu, w błocie, w deszczu w śniegu ale zawsze z jedną myślą- pamiętamy i pomagamy! Tak będzie i tym razem.
Impreza odbędzie się 2 grudnia w Lesie Łagiewnickim
Będą pamiątkowe medale, które wykonał Krzysztof Pabiańczyk – artysta plastyk, który swoją pracą i dobrym sercem współtworzybieg. Każdy uczestnik biegu stacjonarnego otrzyma upominek a zwycięzcy poszczególnych kategorii dodatkowe nagrody od Firmy Delia Cosmetics.
– Dla mnie to niesamowita satysfakcja, gdy widzę ile jest osób na starcie. Dzięki temu wsparcie dla fundacji będzie naprawdę znaczące. To dla mnie ogromne przeżycie i czekamy cały rok na ten bieg, bo wiemy, że spotkamy ludzi, którzy pamiętają o Julce. Chciałbym, by ten bieg trwał najdłużej jak to będzie możliwe – mówił Piotr Gajzler, tata Julki na stronie: www.festiwalbiegowy.pl – Jest tu mnóstwo przyjaciół, znajomych mojej córki, którzy już trochę wyrośli i przyjeżdżają ze swoimi sympatiami. Cieszy mnie też to, że bardzo wiele osób, spośród moich znajomych, które wcześniej nie biegało, zaczęli trenować i dbać o siebie. To jest też bardzo cenne.
ŁKS wygrał ostatni raz, gdy jeszcze była pełnia… lata czyli 20 sierpnia – z Pogonią 1:0.A potem?…11 kolejnych ligowych spotkań bez zwycięstwa. Czarna rozpacz. Łodzianie są najsłabszym zespołem ekstraklasy, co dobitnie udowodnili w przegranym meczu z Zagłębiem. Ełkaesiacy polegli w tym sezonie w ekstraklasie po raz dwunasty, po raz czwarty na własnym boisku!
Zanim mecz się rozpoczął już przytrafiła się… wpadka. Awaria bramek sprawiła, że nie wszyscy kibice mogli wejść na stadion przed pierwszym gwizdkiem. Nie upłynęło 10 minut meczu i wpadka kolejna, tym razem sportowa. Łodzianie zachowali się we własnym polu karnym niczym juniorzy i łatwo, tragicznie za łatwo, stracili bramkę. Kwadrans później znów po kompletnym zagubieniu się na własnym przedpolu łodzianie mogli stracić drugiego gola. Uratował ich… słupek.
Łodzianie przez długie minuty konsekwentnie i uporczywie rozgrywali piłkę od własnego pola karnego, co kompletnie im nie wychodziło. Prowadziło do strat i groźnych sytuacji. Trzeba był raczej działać prosto i… łopatologicznie – lagą z własnego przedpola na jednego z dwóch napastników.
Trener Stokowiec zmienił ustawienie zespołu na drugą połowę i nic się nie zmieniło. Łodzianie szybko stracili drugiego gola po stałym fragmencie gry i zupełnej bezradności we własnym polu karnym.
Gospodarze pierwszą naprawdę groźną sytuację przeprowadzili po blisko… godzinie gry! O czym tu zatem mówić. Tymczasem Zagłębie po kontrach miało okazje na zdobycie kolejnego gola. Znów słupek pomógł gospodarzom. Powiedzmy szczerze, gdyby goście byli skuteczniejsi to i na pięciu straconych golach mogłoby się nie skończyć.
Jednym jedynym piłkarzem, do którego nie można mieć większych zastrzeżeń, był ambitny, przebojowy, ale dramatycznie osamotniony w swoich ofensywnych poczynaniach napastnik Tejan.
Pobyt trenera Stokowca w ŁKS to pasmo czasem wstydliwych porażek i jeden jedyny remis z Piastem Gliwice. Rodzi się pytanie: komu i po co była potrzebna zmiana szkoleniowca w ŁKS, skoro jest gorzej niż było?!
Takiej pomocy w kolejnym ligowym meczu już pewnie nie będzie. Widzew wygrał mecz z Ruchem dzięki determinacji, konsekwencji i odwadze w grze w drugiej połowie, ale też dzięki temu, że grał z przewagę dwóch zawodników. Taka sytuacja zdarza się raz na rundę, a może nawet rzadziej, więc przeciwko Lechowi w niedzielę o godz. 17.30 w Poznaniu takiej pomocy raczej zabraknie.
Widzew będzie musiał podjąć męską walkę jedenastu na jedenastu, bez cienia bojaźni i kompleksów. Pomóc w zwalczaniu tych słabości powinna obecność dobrego ducha zespołu i jednego z jego liderów – Bartłomieja Pawłowskiego. Nawet jeśli pomocnik nie jest gotowy na granie przez 90 minut, to gdy pojawia się na boisku, dodaje nadziei i energii swoim kolegom.
Łodzianie szukać będą okazji do zaskoczenia rywali w kreatywnym kontrataku, w czym potrafi brylować będący w coraz lepszej formie Fabio Nunes. Rywale o tym też doskonale wiedzą.
Bez wątpienia skupią swoją uwagę na Portugalczyku, a wtedy… otwiera się szansa dla innych widzewiaków, żeby pokazać, iż ekstraklasa im niestraszna i systematycznie robią sportowe kroki do przodu. Czy znów strzeli gola Jordi Sanchez, który ma na koncie cztery trafienia i pod tym względem jest najlepszym z widzewiaków?
Trzeba w końcu przełamać tę futbolową słabość i wygrać wreszcie z zespołem, który jest (zdecydowanie) wyżej w ligowej tabeli! Lech jest trzeci ma 10 punktów więcej od Widzewa. U siebie jeszcze nie przegrał. Z ośmiu spotkań wygrał sześć. Łodzianie są na dziewiątej pozycji. Na obcym boisku nie wygrali do tej pora żadnego spotkania.
Dla ŁKS niestety na własne życzenie nie ma już taryfy ulgowej. Każdy kolejny ligowy mecz jest meczem o wszystko czyli o zachowanie ligowego statusu i o nadzieję na kolejne ekstraklasowe miliony, które uratują klubowy budżet.
Trener Piotr Stokowiec zdobył pierwszy punkt z ŁKS, po jednym z najbardziej emocjonujących spotkań rundy. Od 0:3 do 3:3 z Piastem daje nadzieję na restet? Sam chciałbym to wiedzieć. Przekonamy się na własne oczy już w piątek, gdy łodzianie o godz. 18 na stadionie im. Władysława Króla podejmą Zagłębie Lubin.
Krótko – statystyki, które oczywiście nie grają, ale są ciekawe: Zagłębie na wyjeździe – dwa zwycięstwa, pięć porażek, zero remisów, bramki 7-17. ŁKS u siebie: dwa zwycięstwa, dwa remisy i trzy porażki, bramki 8 – 15, ŁKS wygrał ostatni raz, gdy jeszcze była pełnia lata… 20 sierpnia z Pogonią 1:0.
Zdjęcia: Cyfrasport/ŁKS Łódź
Ligowa kadra łodzian się powiększyła. Do treningu powrócili: Pirulo, Nacho Monsalve, Anton Fase, Piotr Janczukowicz, Dawid Arndt, Adrian Małachowski oraz Grzegorz Glapka. Jakub Letniowski, rozpoczął rehabilitację. Kadra może się jednak szybko uszczuplić, bo uważać muszą Dani Ramirez, Engjell Hoti, Adrien Louveau, Adam Marciniak, Kamil Dankowski, którzy ujrzeli już trzy żółte kartki.
W Łodzi kadra się powiększyła, w Lubinie zmniejszyła, o bramkarza Sokratisa Dioudisa, zawieszonego na sześć spotkań za wywołanie burdy z Jordi Sanchezem, gdy widzewiacy strzelili Zagłębiu gola w doliczonym czasie gry (1:1). Czy pierwszym bramkarzem w pojedynku w Łodzi będzie Jasmin Burić, który rozegrał 163 mecze w ekstraklasie, dwa razy zdobył mistrzostwo i dwa razy superpuchar z Lechem?
ŁKS oczywiście powinien szukać słabych punktów w jedenastce rywali, ale przede wszystkim skupić się na sobie i nie pozwolić, żeby znów przytrafiły się mu tak beznadziejne 45 minuty, jak w spotkaniu z Piastem!
Takich informacji nie można odkładać na później, trzeba się nimi dzielić i to natychmiast, bo to dobre informacji dla polskiego rugby, polskiego sportu.
W maju 2024 do Krakowa przyjedzie dwanaście drużyn kobiecych w rugby 7 z całego globu, rywalizujących o awans do prestiżowego cyklu HSBC SVNS – podaje biuro prasowe PZR.
Po Dubaju i Montevideo będzie to trzeci przystanek cyklu World Rugby HSBC Sevens Challenger, decydujący o awansie do wielkiego finału w Madrycie, gdzie cztery drużyny wywalczą prawo gry wśród najlepszych. Wszystkie trzy turnieje HSBC Sevens Challenger będą toczyć się w olimpijskim formacie. Oznacza to, że dwanaście drużyn zostanie podzielone na trzy grupy po cztery zespoły.
Dwie pierwsze drużyny z każdej grupy oraz dwie z najlepszym bilansem z trzecich miejsc awansują do ćwierćfinału. Następnie zostaną rozegrane półfinały i finały. Cztery najlepsze reprezentacje po trzech turniejach wywalczą sobie prawo gry w SVNS Grand Final w Madrycie (31 maja – 2 czerwca), gdzie spotkają się w bezpośrednim starciu z zespołami, które ukończą rywalizację w HSBC SVNS 2024 na miejscach od 9 do 12. Miejsce w głównym cyklu na 2025 rok zapewnią sobie cztery najlepsze drużyny finału.
Rywalkami Polek w drodze o realizację wielkiego marzenia będą drużyny z wszystkich części świata. Obok znanych nam dobrze reprezentacji Belgii i Czech, walczyć będziemy również z Chinami, Hong- Kongiem, Tajlandią, Argentyną, Paragwajem, Kenią, Ugandą, Meksykiem oraz Papuą Nową Gwineą.
W rywalizacji panów zmierzą się: Portugalia, Gruzja, Niemcy, Urugwaj, Chile, Kenia, Uganda, Meksyk, Japonia, Hong-Kong, Papua Nowa Gwinea oraz Tonga. Spotkania w roli arbitra poprowadzi 11 kobiet i 9 mężczyzn z 14 krajów.
HSBC World Rugby Sevens Challenger 2024:
Dubaj (Zjednoczone Emiraty Arabskie) – Sevens Stadium – 12-14 stycznia 2024 (kobiety i mężczyźni)
Montevideo (Urugwaj) – Estadio Charrúa – 8-10 marca 2024 (kobiety i mężczyźni)
Kraków (Polska) – Stadion Miejski im. Henryka Reymana – 18-19 maja 2024 (kobiety)
Monachium (Niemcy) – Dantestadion – 18-19 maja 2024 (mężczyźni)
Odbył się pierwszy z dwóch turniejów Ligi Rugby Tag dla szkół średnich. Turniej zorganizowały Venol Atomówki Łódź przy współpracy z KS Społem oraz Urzędu Miasta Łodzi. Do turnieju zgłosiło się pięć szkół, które zagrały mecze każdym z każdym. Po pierwszej kolejce najlepszy jest Zespół Szkół Budowlano-Technicznych drugie miejsce zajmuje Zespół Szkół Rzemiosła, trzecie Zespół Szkół Techniczno – Informatycznych, kolejne Zespół Szkół Gastronomicznych i XXX Liceum Ogólnokształcące. – Wracamy po niemal trzech latach do rozgrywek – mówi Zbigniew Grądys trener Atomówek –Cieszy mnie że aż pięć szkół zechciało pokazać uczniom rugby, a ważne jest to że zawodniczki Venolek zachęciły swoich nauczycieli do przyjścia na zawody. Ligi Rugby Tag są jednym z elementów zachęcania do trenowania rugby w naszej drużynie. Cieszę się, że wróciliśmy z tymi rozgrywkami, bo może uda nam się zachęcić dziewczyny do grania w rugby i zobaczymy je na boiskach w tym sezonie.
– Fajna atmosfera zabawy i rywalizacji – mówi Iza Gumińska sędzia i zawodniczka – Zauważyłyśmy kilka dziewczyn, które chętnie bym zobaczyła na treningach po pokazały charakter grając przeciw chłopakom. Kiedyś też zaczynałam od tagów i nie żałuję że przyszłam na trening bo rugby to świetna przygodna gdzie poznaje się fajnych ludzi. Zapraszamy na treningi, a więcej informacji na naszej stronie www.venolatomowki.pl
Kolejny turniej 19 grudnia gdzie wręczymy nagrody drużynom. A już w najbliższy wtorek zapraszamy na turniej finałowy Małej Ligi Rugby Tag w który odbędzie się w Hali Społem przy Północnej 36 od g 9 do 13.
Dawno tego nie było. Kibice stracili i słusznie zaufanie do piłkarskiej reprezentacji, czego dowodem kilkanaście tysięcy wolnych miejsc na Stadionie Narodowym podczas towarzyskiego meczu z Łotwą.
Od pierwszej minuty atakowali Polacy, starał się ich stopować m.in. obrońca gości widzewiak Ciganiks. Już w siódmej minucie akcja skrzydłowych Zalewski – Frankowski przyniosła gola. Potem Łotyszę trochę się ogarnęli.
Niestety, po dobrym początku, im dalej w las tym… mniej drzew. Akcje Polaków były schematyczne i przewidywalne, a gdy coś się ruszyło to nasi piłkarze nie byli w stanie wykorzystać aktywności Zalewskiego. Wróciliśmy do naszych futbolowych wartości(?!) – chaosu, bylejakości. Dopiero w samej końcówce pierwszej połowy nasze orły zepchnęły rywali pod własne pole karne, przeprowadziły akcje, które mogły przynieść drugiego gola. Tak się jednak nie stało.
Początek drugiej połowy podobny do tej pierwszej. Po perfekcyjnym dośrodkowaniu Zalewskiego bramkę zdobył głową po znakomitym wyskoku kapitan Lewandowski. To jego 82 gol w drużynie narodowej.
Podsumujmy, gdyby wszyscy polscy piłkarze z pola grali na poziomie Zalewskiego, to na pewno wywalczylibyśmy sobie bezpośredni awans do finałów mistrzostw Europy. Niestety, młody skrzydłowy po brutalnym faulu kulejąc musiał opuścić boisko.
Po udanym początku znów wszystko wróciło do tragicznej normy czyli futbolowej beznadziejności. Oddaliśmy inicjatywę, chaos rządził w defensywie i gdyby nie bramkarz Bułka goście mogliby cieszyć się z gola.
Najbardziej wzruszającym i pięknym momentem było pokazanie przez telewizyjną kamerę kilkuletniej dziewczynki śpiewającej na trybunie z wielkim oddaniem i uczuciem polski hymn. Jeszcze Polska (piłka) nie zginęła, oby tak o sobie mogli w nowym roku mówić polscy futboliści…
Gra piłkarskiej reprezentacji Polski jest jednym wielkim rozczarowaniem. Eliminacje mistrzostw Europy były po prostu kompromitacją. Na kanale „Prawda Futbolu” mówił o tym Zbigniew Boniek:- W przeszłości ani w przyszłości nie będzie takiej grupy, która była tak łatwa. Można było ją spokojnie przejść. Myśmy tego nie osiągnęli. Ciężko jest mówić pozytywnie. Zawaliliśmy sromotnie te eliminacje.
Polacy będą szukali szansy w barażach. Te odbędą wiosną przyszłego roku. Mecze półfinałowe są zaplanowane na 21 marca, a finałowe pięć dni później.
Dziś o godz. 20.45 czeka nas przegląd kadr w towarzyskim meczu z Łotwą na Stadionie Narodowym. Podopieczni Michała Probierza zagrają sparing ze 132. drużyną w rankingu FIFA.Wygraliśmy ostatnie cztery spotkania z tym rywalem. Trener podał skład Polaków: Skorupski/Bułka — Frankowski, Kiwior, Wieteska, Bednarek, Zalewski — D. Szymański, S. Szymański, Piotrowski — Lewandowski, Buksa.W drużynie rywali być może wystąpi widzewiak Andrejs Ciganiks.
Ja tymczasem z wielką zazdrością patrzyłem na grę młodej, perspektywicznej reprezentacji Węgier, która pokonała Czarnogórę 3:1 i wystąpi w finałach mistrzostw Europy. Przypomnę, że w walce o Mundial w grupowej rywalizacji byliśmy wyżej od Węgrów, choć wtedy zremisowaliśmy z nimi 3:3 i przegraliśmy 1:2. Dziś porażka byłaby nieomal pewna, bo rywale zrobili dwa kroki do przodu, a my dwa kroki w tył.
Jaki polski obrońca zatrzymałby bowiem kapitana Madziarów?W spotkaniu z Czarnogórą 23-letni rozgrywający Dominik Szoboszali, który coraz lepiej radzi sobie w Premier League, w trudnym momencie wziął grę i odpowiedzialność za wynik na swoje barki i w ciągu dwóch minut strzelił dwie bramki, w tym jedną po kapitalnej indywidualnej akcji, godnej największych gwiazd futbolu. Ile bym dał, żeby taką akcję przeprowadził któryś z liderów naszej drużyny. Na dodatek napastnik Adam, który wyróżnia się ryżową brodą i posturą rugbisty formacji młyna, popisał się znakomitym, finezyjnym prostopadłym podaniem, po którym padł gol. Po prostu palce lizać. Pomarzyć dobra rzecz. Co by było gdyby ostatnio tak zagrał któryś z naszych napastników!
Wcześniej, o godz. 18 dużo ważniejszy mecz. Polska młodzieżówka zmierzy się z Niemcami w eliminacjach mistrzostw Europy. Nasz dotychczasowy bilans to: trzy mecze i trzy zwycięstwa, w tym ostatnie z Izraelem w Łodzi (2:1). Dodajmy: sukcesy mimo niewykorzystania trzech rzutów karnych!
Przez ponad 30 lat pisałem, bardzo często o sporcie, wzbudzający spore emocje felietonik Ryżową Szczotką w Expressie Ilustrowanym. Uznałem, że warto do niego wrócić. Wiele się zmieniło, a jednak nadal są sprawy, które wymagają komentarza bez owijania w bawełnę.
Pisze z Łodzi sobie szkodzi - tak tytułował swoje felietony znakomity Zbyszek Wojciechowski. Inny świetny dziennikarz Antoś Piontek mówił, że w sporcie jak w żadnej innej dziedzinie życia widać czarno na białym w całej jaskrawości otaczającą nas rzeczywistość. Do tych dwóch prawd chcę nadal nawiązywać.