Ryżową Szczotką

Rezerwowy Pafka

Page 74 of 168

ŁKS. Łodzianie przegrali ósmy wyjazdowy ligowy mecz po golu straconym w szóstej doliczonej minucie i zarazem ostatniej akcji spotkania. Można tylko rwać włosy z głowy!

Jak pod górę, to pod górę. ŁKS przegrał ósmy ligowy mecz na wyjeździe, choć nie powinno do tego dojść. Łodzianie stracili gola w szóstej minucie doliczonego czasu gry, po tym jak sytuację wykorzystał niepilnowany Samiec – Talar. Czarna ligowa rozpacz łodzian!

Najważniejsza zmiana w ŁKS to ta, że po świetnym pucharowym występie, miejsce Bobka w bramce łodzian zajął Arndt. Trener Stokowiec znów zdecydował się na grę dwoma napastnikami i zapowiadał wszem i wobec, że to mecz na przełamanie! Niestety, do niego nie doszło… Na razie szkoleniowiec podczas pracy w ŁKS ma na swoim koncie same porażki.

Tymczasem nastąpił dramat już na początku spotkania. Po pierwszym rzucie rożnym gospodarze objęli prowadzenie. Nie pomogła znakomita interwencja na słupek Arndta, który był bezradny przy dobitce niepilnowanego(!) Exposito. To 12 gol w rozgrywkach kapitana wrocławian.

Pierwszą ofensywną akcję łodzianie przeprowadzili dopiero w 29 minucie, ale Paluszek znakomicie zastopował szykującego się do strzału Juricia. Pierwszy i ostatni w pierwszej połowie, mocno niecelny strzał Mokrzyckiego, miał miejsce trzy minuty później. ŁKS przejął inicjatywę, częściej był przy piłce, tylko że kompletnie nic z tego nie wynikało, choćby jedna groźna akcja gości.

Drugi niecelny strzał łodzian (Jurić) na początku drugiej połowy. Potem łodzianie zdobyli się na pierwsze celne uderzenie (59 min). Strzał z ostrego kąta prawą nogą Ramireza (po nie najlepszym przyjęciu piłki) obronił Leszczyński. ŁKS atakował. Po akcji Ramireza, strzale Mokrzyckiego, rykoszet ratował gospodarzy. Za chwilę zanotowaliśmy nieudaną próbę strzału głową Szeligi.

ŁKS wreszcie się doczekał. Po znakomitej akcji Ramireza, posłanej przez Dankowskiego piłce wzdłuż linii bramkowej gola zapisał na swoim koncie Jurić.

ŁKS atakował dalej. Janczukowicz strzelił obok słupka. Wydawało się, że ŁKS wywalczy pierwszy punkt na wyjeździe. Tymczasem w szóstej minucie doliczonego czasu gry, w ostatniej akcji z niczego, po strzale w róg Samiec – Talar pokonał Arndta! Czarna rozpacz.

Mecz obserwowało ponad 20 tys. widzów, w tym fani ŁKS! Nowym graczem wrocławian został Klimala.

Śląsk Wrocław – ŁKS 2:1 (1:0)

1:0 – Exposito (12), 1:1 – Jurić (78), 2:1 – Samiec – Talar ( 90+6)

ŁKS: Arndt – Dankowski, Monsalve, Marciniak, Tutyskinas (73, Szeliga), Ramirez (90+2, Śliwa), Mokrzycki, Louveau, Głowacki, Janczukowicz (87, Hoti), Jurić

Widzew. Co z tego, że grali dwoma napastnikami, skoro nie potrafili wielu, wielu akcji zakończyć celnym, skutecznym strzałem na bramkę rywala

Nieprawdopodobne, ale prawdziwe. Widzew rozegrał jedno z lepszych spotkań w sezonie. I co z tego, skoro przegrał! Dlaczego? Bo raził wyjątkową nieskutecznością.

Łodzianie atakował z pasją przez całe 90 minut spotkania. Grali dwoma napastnikami. Do przerwy oddali 10 strzałów na bramkę rywali, Warta tylko jeden, ale wyjątkowo celny. Po klasycznej kontrze, spóźnionej interwencji Żyry, juniorskim kryciu Alvareza, goście zdobyli gola.

Potem bramka Warty była po prostu zaczarowana. Łodzianie nawet na moment nie zmienili taktyki. Narzucili rywalowi swoje warunki gry. Byli w natarciu, byli w ofensywie, przeprowadzali groźne akcje, ale też byli wyjątkowo, wręcz denerwująco nieskuteczni. Nie potrafili strzelić celnie w bardzo dogodnych sytuacjach.

Na trybunach pod koniec meczu rosła fala gwizdów niezadowolonej publiczności. Mecz obserwowało widzów: 17 794 widzów. W ostatniej akcji po dobrym dośrodkowaniu główka… bramkarz Ravasa była niecelna.

Widzew przegrał drugi mecz na własnym stadionie w jesiennej rundzie. Dla Warty to piąty kolejny mecz bez porażki.

Rozczarowany Mateusz Żyro: Jedno wielkie wk…nie. Jesteśmy rozgoryczeni i rozczarowani, że przegraliśmy spotkanie, które powinniśmy wygrać!

Widzew – Warta Poznań 0:1 (0:1)

0:1 – Eppel (20)

Widzew:  Ravas – Milos, Żyro, L. Silva, Cigaņiks – Terpiłowski (62, Nunes), D. Kun (83, Dawid), Álvarez, Klimek (62, Tkacz) – Rondić, Sanchez

Niestety, przykre pożegnanie Budo 2011 Aleksandrów Łódzki z rozgrywkami i trenerem Przemysławem Szyburskim. Wysoka porażka z Ogniwem Sopot

Niestety, nie było szczęśliwego zakończenia tegorocznych zmagań w ekstralidze rugby. Ostatni mecz taki jak nieomal cała nieudana ligowa jesień. Mistrzowie Polski – Budo 2011 nie mieli wiele do powiedzenia w spotkaniu z wicemistrzami – Ogniwem. Przegrali wysoko. Mówiąc szczerze, sprawa była już rozstrzygnięta po pierwszej połowie spotkania. Nie do zatrzymania był Mateusz Plichta, autor trzech przyłożeń.

Bardzo przykre, nie doszło do godnego pożegnania drużyny z trenerem Przemysławem Szyburskim, dla którego był to ostatnie spotkanie, jako pierwszego szkoleniowca. Wielki wpływ na postawę aleksandrowian miał brak dwóch bardzo ważnych graczy formacji ataku: Brzozowskiego i Urbaniaka.

Mistrzowie Polski kończą jesienne zmagania ze wstydliwym bilansem, wygrali tylko dwa spotkania, w tym starcie z beniaminkiem. Fatalny bilans.

Ogniwo Sopot Budo 2011 Aleksandrów Łódzki 54:19 (33:7)

Punkty dla Ogniwa: Wojciech Piotrowicz 21, Mateusz Plichta 15, Paul Thompson-Wells 5, Jordan Tebbatt 5, Wiktor Wilczuk 5, Dwayne Burrows 5

Punkty dla Budo 2011: Witalij Kramarenko 10 Toma Mchelidze 5, Sean Cole 2

Budo 201: Kramarenko, Kinast (79, Krupa), Mchedlidze (53, Kacprowicz), Witkowski,. Shevchenko, Lewandowski, Serafin (53, Tsivtsivadze), Nibladze, Cole, Dobijański, Prodeus, Fili (41, Olejnik), Kubalewski (63, Krajka), Pietrzak, Wlaźlak (72, Wrona)

Nie mam cienia wątpliwości. To znakomicie napisana biografia naszej noblistki – Wisławy Szymborskiej. Gorąco polecam!

Przyznam szczerze, nie lubię czytać biografii, żenuje mnie to wchodzenie z buciorami w czyjeś życie. W przypadku literatów wolę pozostać przy ich twórczości. Tak też jest, gdy rzecz dotyczy naszej noblistki – Wisławy Szymborskiej. Otwieram jej Wiersze wszystkie, czytam, czytam i czuję ich poruszającą moc, jak blisko są życia, naszych zwykłych spraw, mnie.

Nie będę udawał, że sięgnąłem po korespondencję poetki z jednym z mężczyzn jej życia, znakomitym pisarzem, mistrzem małych literackich form Kornelem Filipowiczem, ale tu skupiałem się na relacjach dwóch artystycznych indywidualności i tym, jak dawali sobie radę żyć w czasach PRL. Historia w życiu wyjątkowych, wybitnych ludzi.

Biografia poetki Anny Bikont i Joanny Szczęsnej długo leżała na półce. Aż nagle, któregoś dnia pod wpływem impulsu, po nią sięgnąłem i mnie od razu pochłonęła, bo jest po prostu znakomicie napisana.

Dyskretna, subtelna, pełna zabawnych i wzruszających anegdot, komentująca wierszami poetki ważne i te mniej wydarzenia z jej życia. Rozgrywająca się na konkretnym społeczno – politycznym, artystycznym, ale i towarzyskim, świetnie zarysowanym tle.

Przytoczę jedną historię, bliską mojemu sercu przez swoje futbolowe konotacje. Do mieszkania Wisławy Szymborskiej przyszedł fachowiec w sprawie remontu. Obejrzał krytycznie mieszkanie i powiedział, że będzie mógł zacząć za kilka tygodni. Przed wyjściem spytał jednak: – A pani to rodzina piłkarza Wisły Kraków – Szymborskiego? – Tak – skłamała poetka. Efekt? Remont rozpoczął się natychmiast!

Anna Bikont, Joanna Szczęsna. Pamiątkowe rupiecie. Biografia Wisławy Szymborskiej. Wydawnictwo Agora

Trener ŁKS – Piotr Stokowiec: – Wierzę, że pucharowy mecz z Rakowem to pozytywny zwrot i że jeszcze 17 grudnia będziemy żałowali, że ta liga się kończy tak szybko

Fot. lkslodz.pl

Przed ligowym meczem we Wrocławiu zdaniem trenera Piotra Stokowca powiało optymizmem. Nie da się jednak ukryć, że pod wodzą nowego szkoleniowca ŁKS przegrał wszystkie spotkania. Skoncentrujmy się jednak na ostatnim pucharowym meczu, honorowo przegranym po 120 minutach walki z Rakowem Częstochowa 0:2.

Piotr Stokowiec: – Szkoda, że nie udało nam się do końca sprawić niespodzianki i że rzuty karne nie rozstrzygnęły tego spotkania. Na pewno chcemy innego ŁKS i na pewno widziałem pozytywy, już w meczu z Górnikiem. Taką zdeterminowaną drużynę, grającą z poświęceniem, jak w spotkaniu z Rakowem, chciałbym widzieć we Wrocławiu. Wierzę, że to jest takie przełomowe spotkanie. Tego też potrzebowaliśmy, takiej determinacji, takiego zjednoczenia i myślę, że to będzie dobry fundament do tego, żeby iść dalej. 

Myślę, że porażka z Górnikiem 0:5, to było jak taka rana posypana solą. Ona za szybko się nie zagoi, ale może to i dobrze. To boli, bardzo boli i długo o tym nie zapomnimy i może tego nam trzeba. Po pucharowym meczu podziękowałem chłopakom i powiedziałem, że wierzę, że to zwrot dla nas i że jeszcze 17 grudnia będziemy żałowali, że ta liga się kończy tak szybko. Wierzę w to, że tak będzie. 

Myślę, że do Wrocławia nie jedziemy z duszą na ramieniu. My jedziemy wygrać mecz. Mam swoje spostrzeżenia i na pewno wybiorę skład taki, który będzie tam gryzł trawę i nie odpuścimy ani jednej minuty i ani jednego kawałka murawy. Robimy małe kroki, okaże się w niedzielę jaki potencjał miał ten pucharowy mecz i ile on nam dał. Myślę, że to jest dopiero taka wyjściowa baza.

W niedzielę o o godz. 12.30 ŁKS zagra ligowy mecz ze Śląskiem we Wrocławiu. Rywal jest liderem tabeli, ŁKS jej outsiderem, zdobył o… 20 punktów mniej od rywali. Na wyjeździe przegrał wszystkie siedem spotkań, strzelił tylko dwie bramki.

ŁKS. Pucharowego wstydu nie było. Jak by się potoczył ten mecz, gdyby nie czerwona kartka Janczukowicza?!

Fot. Cyfrasport/ŁKS Łódź

ŁKS przegrał pucharowy mecz z mistrzem Polski, ale wstydu nie było. Łodzianie walczyli za dwóch, byli zdyscyplinowani taktycznie w defensywie, fakt że bez wielkich atutów ofensywnych, ale gdyby nie niepotrzebna i mocno kontrowersyjna druga żółta czyli czerwona kartka po akcji Janczukowicza, pojedynek mógł się skończyć na rzutach karnych. Ostatecznie, to Raków wygrał i walczy dalej. Łodzianie mogą wszystkie siły i środki skoncentrować na walce o ligowy byt.

Trener Stokowiec znów pomieszał składem, niczym w kotle czarownic, stawiając w spotkaniu Pucharu Polski m.in. na piłkarzy, którzy w ostatnich chwili trafili do ŁKS. Nie stracił miejsca kapitan Marciniak, choć fatalnie (nie tylko on!) zagrał w ostatnim ligowym spotkaniu. W sumie nastąpiło osiem zmian w wyjściowej jedenastce – rewolucja! Dla łódzkiego szkoleniowca pucharowy bój to był taki poligon doświadczalny przed ligowymi spotkaniami. W drużynie rywali wyszła na boisko mocna jedenastka (trzy zmiany w porównaniu z ligą), bo Raków traktuje puchar niezwykle poważnie.

Z trybun obserwował spotkanie… Sobociński, który wrócił z USA. Czy znów zostanie piłkarzem ŁKS?!

Powiedzmy o plusach, bo one są najważniejsze. ŁKS ma bramkarzy na wysokim poziomie, bo Arndt nie jest gorszym golkiperem od Bobka. Monsalve okazał się superrezerwowym, interweniował skutecznie i pewnie w wielu zapalnych momentach. Tejan, choć nadal nie wykorzystuje dogodnych sytuacji, to nie boi się nikogo, walczy skutecznie za dwóch, potrafi absorbować rywali i gdyby miał z kim grać, to efekt jego wysiłków byłby większy. Hoti rozkręcał się z każdą minutą, ale i jemu brakowało partnerów do grania. A poza tym zbyt często w grze obronnej fauluje, co grozi kolejnymi kartkami. Warto ze smutkiem zauważyć, że mecz obserwowało tylko 3021 widzów.

Teraz przed ŁKS kolejne wielkie, tym razem ligowe, wyzwanie. Łodzianie o godz. 12.30 rozpoczną we Wrocławiu mecz z liderem – Śląskiem, który zdobył o… 20 punktów więcej od ŁKS!

1/16 finału Fortuna Pucharu Polski

ŁKS – Raków Częstochowa 0:2 (po dogrywce)

0:1 – Koczerhin (109), 0:2 – Ledereman (120)

Czerwona kartka: Piotr Janczukowicz (100. minuta, ŁKS, za drugą żółtą).

ŁKS: Arndt – Szeliga, Gulen, Marciniak (46, Monsalve), Tutyskinas (58, Dankowski), Małachowski, Hoti, Loveuau (46, Lorenc), Glapka, Tejan (75, Janczukowicz), Fase (76, Ramirez)

To będzie wyjątkowy mecz dla rugbistów Budo 2011 Aleksandrów Łódzki. W Sopocie z drużyną pożegna się trener Przemysław Szyburski

W sobotę o godz. 16 Budo 2011 Aleksandrów Łódzki zagrają w Sopocie z Ogniwem To będzie wyjątkowy, bardzo ważny mecz dla naszych rugbistów. Spotkaniem na Wybrzeżu z prowadzeniem drużyny żegna się trener Przemysław Szyburski, z którym zespół sięgał po największe sportowe zaszczyty.

– To było magiczne dziewięć lat z hakiem – mówi Przemysław Szyburski. – Drużyna stała się moją drugą rodziną – na dobre i na złe. Teraz muszę się skupić na swoich rodzinnych i zawodowych obowiązkach, a nie jestem człowiekiem, który może robić coś połowicznie, rozmieniać się na drobne. W przygotowanie zespołu zawsze angażowałem się całym sobą, na sto procent. Nie wyobrażam sobie, żeby mogło być inaczej. Skoro tak już być nie może, postanowiłem zrezygnować z prowadzenia ligowego zespołu.

– A jak przygotowanie zespołu do spotkania z Ogniwem?

– Nie pojechali na kadrę nasi zawodnicy z Ukrainy. To bardzo pomoże w zbudowaniu silniejszej piętnastki. Widać, że jesteśmy na dobrej drodze, forma idzie w górę. Jesteśmy coraz skuteczniejsi w defensywie. Atak wymaga jeszcze dopracowania, ale robimy kroki do przodu. To ostatnie ligowe spotkanie w tym roku, wszyscy chcą zagrać dobre zawody, na maksa. Nikt się nie będzie oszczędzał. Jestem pewien, że w Sopocie będzie… ciekawie.

Dyrektor sportowy Budowlanych SA – Mirosław Żórawski: – Chłopakom, którzy mają do trenera Przemysława Szyburskiego wielkie zaufanie, szacunek i uznanie, bardzo zależy na dobrym występie. Oglądałem spotkanie Ogniwa z KS Budowlanymi. Łodzianie pokazali w pierwszej fazie meczu, że dobrą obroną można przeciwstawiać się faworytowi. Tylko, że tak trzeba walczyć przez całe 80 minut. Oby nam się to udało!

Wiceliderzy – Ogniwo – mimo wielkich kadrowych kłopotów przegrali tylko dwa pojedynki i są wiceliderami tabeli. W 2023 roku nie przegrali na własnym boisku żadnego pojedynku. Aleksandrowianie wygrali tylko… dwa mecze i są przedostatni. Faworyt jest zatem jeden, ale zwycięstwa Budo 2011 nastąpiły w dwóch ostatnich ligowych spotkaniach. To pokazuje, że wzięli się w garść i znów są teamem na dobre i na złe. Taka walka jeden za wszystkich, wszyscy za jednego może przynieść pozytywny efekt.

KS Budowlani Commercecon w ostatniej ligowej kolejce w tym roku zmierzą się w Sochaczewie z Orkanem w niedzielę o godz. 15.30. Rywale będą chcieli się odkuć za porażkę w ostatniej kolejce z Pogonią Siedlce. Czy łodzian, którzy nie wygrali do tej pory żadnego spotkania, stać na sprawienie niespodzianki?

Grupa Ełkaesiak pamięta o zmarłych, którzy pracowali na sławę i chwałę ŁKS. Jej członkowie odwiedzili ponad 150 grobów!

Zdjęcia Jacek Bogusiak

Grupa Ełkaesiak prowadzona przez kustosza pamięci klubu Jacka Bogusiaka pamięta o ważnych datach i wydarzeniach w historii klubu oraz o ludziach ŁKS, którzy zasłużyli na dobrą pamięć.

Od wielu wielu lat przed Dniem Zmarłych członkowie grupy odwiedzają groby byłych sportowców, działaczy i sympatyków klubu i dekorują groby pamiątkową kartą pamięci i klubową chorągiewką. W tym roku odwiedzili ponad 150 grobów. Czapki z głów przed ludźmi, którzy zaangażowali się w tą szczytną akcję. Byli też na grobach znanych łódzkich dziennikarzy sportowych i artystów, którym ŁKS był bliski sercu.

Jak wyglądała ta godna uznania akcja? Dla każdej łódzkiej nekropolii opracowany został plan cmentarza z zaznaczonymi grobami sportowców ŁKS. Na Kartach Pamięci napisano: Tu jest pochowany… z ŁKS. Jesteśmy dumni i pamiętamy, że byłeś jednym z nas – Ełkaesiakiem. Cześć Jego Pamięci. Te Karty zostały położone na grobach sportowców różnych sekcji. Podobne trafiły na groby sympatyków i wiernych kibiców ŁKS.

W akcję odwiedzania grobów zasłużonych ełkaesiaków zaangażowali się m.in. Tadeusz Marczewski, Arek Kowalski, Michał Świercz, Tomasz Witkowski, Kamil Stępniak, Paweł Wendler, Sławomir Krawiec. W zakup zniczy zaangażowali się wierni kibice ŁKS. Jacek Bogusiak przy grobie Władysława Króla w dniu urodzin patrona stadionu dziękował wszystkim, którzy w tym roku wspomogli szczytną akcję pamięci. Za tę akcję grupie Ełkaesiak – wielki szacun!

Widzew. Lista nieobecnych jest bardzo, bardzo długa. Kto wystąpi przeciwko Warcie Poznań?!

Lista nieobecnych na najbliższy ligowy mecz Widzewa jest porażająca: Szota, Kerk, Pawłowski, Shehu i Hanousek, Ibiza (może wrócić Tkacz). 4 listopada o godz. 17.30 łodzianie podejmą Wartę Poznań. To nie będzie chłopiec do bicia. Rywale mają punkt mniej od łodzian (14), a na wyjeździe wygrali dwa spotkania.

Jaka jedenastka Widzewa wybiegnie na ten pojedynek? – to w tej chwili ból głowy trenera Myśliwca. Ci, którzy grali w pierwszej połowie honorowo zakończonego meczu z mistrzem Polski – Rakowem (1:1) trzymali poziom. Niestety, zmiennicy go obniżyli, a pomysł grania z dwoma napastnikami, za którym sam optowałem, kompletnie nie wypalił. Dobrze zatem, że Rondić z Sanchezem występowali razem tylko przez 13 minut.

Widzewiacy wybiegali remis w Częstochowie, a imponujące osiągi wykręcał bardzo pożyteczny Kun, którego wszędzie było pełno. Grając i walcząc w takim tempie ambitny pomocnik – płucoserce drużyny – nie miał szans, żeby grać przez pełne 90 minut. Wyrwa w drugiej linii po jego zejściu z boiska była bardzo widoczna.

Na szczęście wtedy nadal spokojnie i pewnie grała defensywa, z Mateuszem Żyro na czele, który rozegrał jeden z najlepszych, jak nie najlepszy mecz w Widzewie. Czy w niej cała nadzieja? Nie tylko. Myśliwiec poukładał kadrowe klocki. Nie wszystko wychodzi, ale każdy odpowiedzialnie wie, co ma grać. Na dodatek siłą zespołu mogą okazać się stałe fragmenty gry. Gdyby zatem łodzianie wygrali piąty mecz na własnym boisku, to będzie można mówić w ostrożnych słowach o ich ekstraklasowej stabilizacji, ba, powiem więcej, o coraz lepszej jakości.

ŁKS. Co będzie dalej? To jest pytanie na, które w tej chwili trudno znaleźć optymistyczną odpowiedź

Zdjęcia Łukasz Grochala/Cyfrasport/ŁKS Łódź

Nowy trener ŁKS – Piotr Stokowiec chyba zapomniał, że drużyna piłkarska to nie są klocki układane przez 3-letnie dziecko, które w każdej chwili może zburzyć swoją konstrukcję i zacząć budować od nowa. Szkoleniowiec wymieszał wszystko niczym w kotle czarownic i co mu wyszło? Wielkie nic albo… jeszcze gorzej.

Postawienie w pojedynku, który niestety przejdzie do niechlubnej historii klubu (0:5 z Górnikiem!!!) na defensywnych pomocników i obrońców oraz dwóch napastników, którzy mieli skutecznie… bronić, a w całym meczu nie oddali jednego celnego strzału, to pomysły, które okazały się niewarte funta kłaków i doprowadziły do katastrofy – klęski na własnym boisku i wielkim ligowym wstydzie na całą Polskę.

Wiadomo nie od dziś, że drużynę zaczyna się budować od defensywy, ale też nie zmienia się jej w każdym ligowym pojedynku, bo to tylko wywołuje chaos i kompletną sportową destrukcję.

Tak stało się z ŁKS z nowym ambitnym szkoleniowcem, który kombinuje, ile może, ale na razie ma mocno pod stromą ligową górę. Moim zdaniem, zamiast pozbywać się trenera Kazimierza Moskala, który mając wsparcie działaczy, mógł to spokojnie, sensownie poukładać, trzeba było raczej podziękować dyrektorowi sportowemu Januszowi Dziedzicowi, który plecie futbolowe androny o mocy przeprowadzonych przez siebie transferów, a nie widzi, że w tym względzie popełniał błąd za błędem.

Porażające jest to, co mówi kapitan drużyny Adam Marciniak, że drużyna nie dorosła do ekstraklasy. Działacze nie pomogli, a wręcz przyłożyli rękę do tej sportowej klapy, bo transfery zamiast ją wzmocnić, mocno osłabiły.

Co będzie dalej, aż boję się myśleć. Przeraża mnie fakt, że 5 listopada o godz. 12.30 ŁKS zagra ligowy mecz we Wrocławiu ze Śląskiem, w którym znakomicie dzielą i rządzą trener Jacek Magiera i świetny piłkarz, kapitan Erik Exposito, który sam strzelił cztery bramki więcej (11) od całej drużyny ŁKS! Wcześniej, bo już 2 listopada o godz. 18 łodzianie w meczu Pucharu Polski podejmą mistrza Polski – Raków Częstochowa (transmisja Polsat Sport).

« Older posts Newer posts »

© 2025 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑