Całą tę sportową opowieść dla smutnych dzieci, że z honorem pożenaliśmy się z mundialem można między bajki włożyć. Jest łzawa, wzruszająca, pełna nadziei na lepszą przyszłość, jednak trącąca melodramatycznym i sportowym kiczem. Gdy się spojrzy na drużyny, które do tej pory nie wywalczyły awansu do 1/4 finału mundialu to reprezentacja Polski zagrała z nich… najgorzej.

Mundialowe aktywa naszego zespołu. Historyczne wygrzebanie się z fazy grupowej. Jedna akcja w meczu z Meksykiem zakończona nieudaną jedenastką. Trzy, cztery akcje w meczu z Arabią i dwie bramki. Wojciech Szczęsny w bramce w spotkaniu z Argentyną. Szkarłatne godło odwagi w pojedynku z Francją. Mało, bardzo mało na budowanie wiary w lepszą futbolową przyszłość.

Dwóch piłkarzy z pewnością przy porannym goleniu może bez zażenowania spojrzeć w lustro. Jednym jest znakomity Wojciech Szczęsny, drugim… Kamil Grosicki, który wszedł na kilka minut w meczu z Francją i zrobił na boisku więcej niż wszyscy polscy skrzydłowi we wszystkich katarskich meczach razem wzięci. Czy taktyczne myślenie, podporządkowane obsesyjnie jednemu celowi (awans! awans!) trenera Czesława Michniewicza nie zabiło jego zdrowego oglądu kadry, którą posiadał? Wiele wskazuje na to, że można było z ludzi grzejących ławę wykrzesać więcej niż zaliczenie egzotycznych wakacji.

Fumy i fochy słabego na mundialu Roberta Lewandowskiego, kłótnia o kasę (Chorwaci swoje premie przeznaczyli na cele charytatywne!), krytyka, coraz ostrzejsza Czesława Michniewicza, może sprawić, że reprezentacja Polski przed eliminacjami mistrzostw Europy, w których podkreślmy rywale nie są najmocniejsi, przejdzie kadrową rewolucję.

Pytanie tylko, czy wyjdzie ona zespołowi na dobre. Zastąpienie Czesława Michniewicza Markiem Papszunem czy Maciejem Skorżą (obaj mają dobre klubowe posady) może się okazać równie przestrzelonym pomysłem jak wcześniejsze powierzenie obowiązków selekcjonera mającym za sobą klubowe sukcesy: Franciszkowi Smudzie, Waldemarowi Fornalikowi czy Jerzemu Brzęczkowi.

Tak forowani przez sprytnych menedżerów i przyklaskujących im bezrefleksyjnie internetowych dziennikarzy – klakierów Jakub Kiwior czy Sebastian Szymański, okazali się futbolowymi przeciętniakami. Muszą się jeszcze dużo, dużo uczyć, żeby osiągnąć reprezentacyjny poziom, o ile w ogóle jest to możliwe. To przykład i dowód na to, że nasz zespół na eliminacje kolejnej wielkiej, futbolowej imprezy będzie raczej pełen dziur do załatania niż drużyną wzbijającą się na wyższy sportowy poziom i goniącą uciekający i to coraz szybciej futbolowy świat.