Jeszcze raz o byłym już dyrektorze sportowym ŁKS, Krzysztofie Przytule, choć na tak częste wspominanie nie zasługuje nawet ku przestrodze.

Zbudował drużynę, która musiała się zawalić, bo składała się z ważnych ludzi, którzy nie walczyli dla ŁKS, wygrania derbów, ligowego awansu tylko dla kasy. Gdy tylko pojawiły się kłopoty z przelewami, choć nie było i nie ma mowy o tonącym Titanicu, z łódzkiego pokładu uciekli jak niepyszni, najpierw Mikkael Rygaard, a po nim Ricardinho i Antonio Dominguez. Kasa misiu kasa, czy się stoi czy się leży dobra forsa się należy – widać takie przyświecały im idee. Smutne, ale prawdziwe.

Teraz, gdy miał zmienić klub na lepszy i się sportowo rozwijać, zamienił ŁKS na… IV ligową Wieczystą Kraków Adrian Klimczak. To tam dają się łapać na lep wielkiej kasy kolejni futboliści.

Mam taką dobrą radę dla prezesa ŁKS Tomasza Salskiego, który swego czasu powiedział mi, że nie przekonał się do rugby, żeby jeszcze raz wybrał się na mecz Master Pharm Rugby Łódź, w sobotę o godz. 17 na Łodziankę. Zobaczy wtedy na własne oczy, że to jest możliwe, że bez względu na okoliczności walczy się, zostawia zdrowie i serce na boisku, dla Łodzi, klubu, drużyny, kolegów z zespołu i dla własnej satysfakcji, choć o wielkich pieniądzach nie ma mowy (ich w rugby po prostu nie ma). To jest możliwe, trzeba jednak zbudować drużynę z ludzi, którzy są prawdziwymi sportowcami do szpiku kości, za co zbierają rzęsiste brawa od wiernych kibiców bez względu na wynik meczu.