Czarna rozpacz, a raczej czarne dni Widzewa. Drużyna przegrała 14 mecz w sezonie, w tym 6 na obcym boisku, po przerwie nie mając wiele do powiedzenia. Niestety, teraz więcej niż o grze zespołu, mówi się o tym co organizacyjnie dzieje się w klubie

Mecz zaczął się od mocnego uderzenia. W ciągu 60 sekund padły dwie bramki. Najpierw do siatki, w 6 min uderzeniem z 16 metrów trafił Castaneda, za chwilę sytuację, sam na sam wykorzystał Terpiłowski. Łodzianie poszli za ciosem. Znów na listę strzelców wpisał się Terpiłowski, ale był na spalonym. Bombę Pawłowskiego obronił Kobylak. Niestety, najlepszy ostatnio gracz łodzian z powodu urazu musiał zejść z boiska.

Nie trafili łodzianie, udało się to gospodarzom. Po centrze z prawej strony, uderzeniem z 15 metrów trafił do siatki Abramowicz. Był to klasyczny gol do szatni, zdobyty w ostatniej fazie pierwszej połowy.

Na początku drugiej połowy Radomiak chciał pójść za ciosem. Zyskał przewagę, co nie przekładało się na stuprocentowe sytuacje. Do czasu. Po godzinie gry Sarmiento z pięciu metrów posłał piłkę obok słupka bramki Ravasa. Potem Semedo przegrał pojedynek sam na sam z Ravasem. Potem jednak skierował piłkę do siatki. I było po meczu. W drugiej połowie Widzew nie miał wiele do powiedzenia.

Radomiak – Widzew 3:1 (2:1)

1:0 – Castaneda (6), 1:1 – Terpiłowski (7), 2:1 – Abramowicz (45), 3:1 – Semedo (85)

Widzew: Ravas – Stępiński, Żyro, Kreuzriegler – Milos, Shehu, Kun, Nunes (46, Zieliński) – Terpiłowski, Ciganiks (83, Zjawiński) – Pawłowski (33, Hansen, 73, Sypek)