Wygląda na to, że w Widzewie rządzi towarzystwo wzajemnej adoracji. Jest miło, przyjemnie, wszyscy klepią się po plecach, a wyniki? Jakie są, każdy widzi. Były przeciętne i są… przeciętne, a może jeszcze gorsze. Dowodem jest wyjątkowo bolesna, bo na własnym stadionie, porażka ze Śląskiem Wrocław, w meczu w którym podopieczni Janusza Niedźwiedzia nie mieli, mówiąc szczerze, nic do powiedzenia. Ba, nie przeprowadzili żadnej składnej akcji, ani razu nie strzelali celnie na bramkę rywali.

Przed spotkaniem prezes Michał Rydz chwalił pion sportowy za sprowadzenie Sebastiana Kerka, choć nikt tak naprawdę nie wie, czy coś wartościowego wniesie do drużyny. Wcześniej zachwycano się przy al. Piłsudskiego ostatnimi transferami, tymczasem panowie Silva czy Alvarez na razie (w którym to już spotkaniu) to futbolowi przeciętniacy, jakich wśród naszych polskich futbolistów można znaleźć na kopy. Co jest wart napastnik Rondic, trudno stwierdzić, bo na razie ściągnięto go nawet nie do pełnienia roli jokera w futbolowej talii, a grania nic nie znaczących ligowych ogonów. W takiej roli można spokojnie obsadzać wcześniej przygotowanych piłkarzy z… drugiej drużyny.

Widać, jak na dłoni, że gra czterema obrońcami nie przynosi spodziewanych korzyści. W grze defensywnej Widzew popełnia juniorskie błędy, pozwalając na to, jak w meczu z wrocławianami, że jedno inteligentne prostopadłe podanie przez dwie formacje, pozwala rywalom na przeprowadzenie bramkowej akcji. W grze ofensywnej brakuje na bokach dwójkowych ataków z szybką wymianą piłki, w których lider Bartłomiej Pawłowski czuł się jak ryba w wodzie, a teraz za często i niepotrzebnie spełnia jedynie rolę przyglądającego się boiskowym wydarzeniom statysty.

Szkoleniowym skandalem jest nie znalezienie w okresie przygotowawczym i przygotowanie do ligowej gry młodzieżowca. To sprawia, że łodzianom przychodzi grać w dziesięciu, bowiem promowani przez trenerów młodzi gracze nie pasują (na razie?) do nie najwyższych przecież ekstraklasowych standardów.

Wygląda na to, że tą całą akademię, która nie może wychować odpowiedniej klasy zawodnika oraz tak chwalony pion sportowy, który nie potrafi w Polsce wytropić utalentowanego gracza o odpowiednich umiejętnościach, można o kant stołu potrzaskać.

W sumie jeżeli w klubie nie będzie krytycznej analizy, tego co się dzieje, to przyszłość nie rysuje się w jasnych barwach.

Morale, a także wartość zespołu w defensywie, mógłby podnieść Kamil Glik, ale wygląda na to, że negocjacje łodzian z byłym reprezentantem Polski się nie udały i piłkarz trafi do Cracovii.