Ta wiadomość zdominowała wszystkie widzewskie rozważania. Bartłomiej Pawłowski doznał zerwania więzadła krzyżowego. Przejdzie operację. Przerwa potrwa od sześciu do ośmiu miesięcy. To oznacza, że jesienią zabraknie go w ligowej kadrze łodzian.

Tymczasem po zbliżającej się ku końcowi ekstraklasowej wiośnie widać cztery widzewskie filary na nowy sezon. To po pierwsze człowiek charyzma, który niczego nie owija w bawełnę i ma ogromny wpływ na szatnię czyli bramkarz Rafał Gikiewicz.

Po drugie właśnie kapitan drużyny, umiejący jak niewielu w ekstraklasie (szkoda że nie zawsze) kreować grę zespołu Bartłomiej Pawłowski. (W 28 spotkaniach strzelił osiem goli i pięć razy asystował).

Po trzecie trzymający grę w ryzach pracowity i skuteczny Marek Hanousek.

I wreszcie po czwarte napastnik z prawdziwego zdarzenia, człowiek, który żadnej boiskowej sytuacji i przeciwnika się nie boi, walczący za dwóch napastnik Jordi Sanchez.

Hiszpan strzelił już w tym sezonie siedem bramek do tego dołożył 4 asysty, a więc ma 11 punktów w klasyfikacji kanadyjskiej. To wynik lepszy od jego indywidualnych osiągnięć w poprzednim sezonie, gdy zdobył 6 goli i miał 2 asysty.

Na razie jednak trzeba się mobilizować na finisz tego sezonu. Oj, nie będzie łatwo. Co prawda kibice na Olechowie, z którymi rozmawiałem twierdzą nie bez racji, że nie ma ludzi niezastąpionych, lecz brak Hanouska i Pawłowskiego to wielka kadrowa dziura, którą nie będzie łatwo załatać. Przed piłkarzami Widzewa dwa ostatnie mecze na własnym boisku: z Zagłębiem (12 maja o godz. 15) i Lechem (19 maja o godz. 17.30). Liczę, jak i kibice, na przełamanie drużyny po dwóch porażkach z rzędu.