Czyta się tę książkę, jak dobry thriller. Autor pędzi przez Amerykę – tę prawdziwą uchwyconą reporterskim okiem i tę filmową – która tworzy mit i wielkiemu krajowi nadaje zmyślone, czy raczej wyobrażone, oblicze. Nie jest tak, jak się państwu na ekranie zdaje, jak opowiada najlepszy, nawet oscarowy film. Autor pozbawia nas wielu ekranowych złudzeń, czasami przyprawiając o dreszcz grozy.

Na szerokim obyczajowym, politycznym tle umieszcza na przykład opowieść o jednym z najbardziej idiotycznych amerykańskich filmów czyli Zdobywcy z 1956 roku, gdzie mający sporo za politycznymi uszami, najsłynniejszy antykomunista w swoim kraju, będący ikoną, nie tylko filmowej, Ameryki – John Wayne wcielił się w rolę… Czyngis – chana.

Obraz poniósł spektakularną klęskę, choć wielkie pieniądze wyłożył na jego produkcję miliarder Howard Hughes. Uznano go nawet za najgorszy w historii Hollywood.

Nie zniszczył kariery aktora. Zniszczył natomiast jego zdrowie, jak zdrowie wielu ludzi, którzy uczestniczyli w powstaniu filmu. Kręcone go bowiem w pobliżu atomowego poligonu w w Nevadzie. I choć władze USA zapewniały, że jest bezpiecznie, to… Film z czasem zaczęto nazywać radioaktywnym.

W 1980 roku magazyn People napisał, że z 220 – osobowej ekipy filmu na raka zachorowało 91 osób, zmarło 46, w tym sam wielki John Wayne – który zagrał w sumie w ponad 200 filmach, a przez ćwierć wieku obrazy z jego udziałem generowały dla wytwórni największe zyski.

Maciej Jarkowiec. Na bulwarach czyhają potwory. Wydawnictwo Agora