Rezerwowy Pafka

Tag: książki (Page 1 of 2)

Przybywa jeździec – wciągająca, westernowa opowieść z pogranicza czyli nowa książka Andrzeja Sapkowskiego!

Nie kryję, mam wielką słabość do westernów, a raczej obojętny stosunek do literatury i filmów fantasy. Opowieści o wiedźminie kiedyś raczej przeglądałem wyrywkowo niż czytelniczo pochłaniałem. Nie da się jednak ukryć, że pojawienie się nowej książki Andrzeja Sapkowskiego to wydawnicza sensacja końca roku, pewnie też wydawniczy hit. Nie sposób po nią nie sięgnąć, choćby z czystej, czytelniczej ciekawości.

A zatem do miasta, o przepraszam krainy, bezprawia przybywa ten sprawiedliwy, aby zaprowadzić porządek. Przy okazji może mocno oberwać po głowie. Ano tak to już jest z tymi, którzy nie mogą bezczynnie siedzieć, gdy dzieje się zło, a prawo moralne mają w sobie. Nie inaczej jest z młodym Geraltem z Rivii, który rusza na wiedźmińską ścieżkę. Będzie się kierował zemstą czy jednak powołaniem? – to okaże się na końcu książki.

Opowieść płynie wartko, czyta się książkę z przyjemnością. Gdybym, a to nie jest wykluczone, sięgnął po nią po raz drugi, skupiłbym się na języku opowieści, stylizacji na Henryka Sienkiewicza, ale i wręcz publicystycznych, polemicznych wtrętach, odnoszących się wprost do… współczesności, pisanych w jedyny, trudny do podrobienia sposób. To zapewnia dodatkowe czytelnicze smaczki, dające argument za lekturą powieści.

Ech, jak ten czas leci… Pierwsze opowiadanie o wiedźminie ukazało się na łamach „Fantastyki” 38 lat temu.

Andrzej Sapkowski „Rozdroże kruków” SuperNowa Warszawa 2024

Fascynujące i wciągające warszawskie wędrowanie Pawła Sołtysa. Jak by się chciało samemu spróbować, w swoim mieście

Nie będę krył, zazdroszczę narratorowi tej nastrojowej książki niespiesznego wędrowania w upalne dni przez swoje miasto (Warszawę) i uważnego patrzenia wokół siebie i w głąb siebie. Odnajdywania rodzinnych wspomnień, ale i spojrzeń oraz zachowań ludzi nieoczywistych, których trzeba odkryć w zagonionym warszawskim tłumie.

Także miejsc, których niewielu już w stolicy szuka, jak choćby śladów ulicy Wielkiej. Są też ptaki, którym autor przygląda się z uwagą i czułością, której brakuje tym, których pochłania codzienny puls dnia.

Jest też w tym miejskim wędrowaniu pewien anachronizm, który pociąga i budzi nostalgie, jak ucieczka w świat ręcznych zapisków czy mającego swoją duszę i wyobrażoną historię starego zegarka.

W rozmowie z www.dwutygodnik.com Paweł Sołtys (znany jako Pablopavo, autor kilkunastu płyt) mówi w imieniu narratora swojej książki: Wszystko przyspieszyło, no i co? Ale ja już mam to w dupie. Dlaczego mam wiecznie nadążać za czymś, co nie daje ukojenia?

Paweł Sołtys, Sierpień, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2024

Jak to dobrze, że Robertowi Małeckiemu jego bohater – komisarz Bernard Gross – się nie… znudził. Jest moc czytania!

Zalewa nas fala nowych kryminałów, gubiących się w, narastających w lawinowym tempie, atrakcjach. Co chwila czytam, że właśnie się ukazała lub za chwilę ukaże nowa ekscytująca powieść. Nic tylko wysupłać trochę gotówki, kupić i czytać, czytać. Z wypiekami na twarzy?!

Mówiąc szczerze, wolę postawić na sprawdzonego autora, nie goniącego za sensacją i co najważniejsze znów się na nim nie zawieść!

Robert Małecki opublikował piątą książkę o śledztwach komisarza Bernarda Grossa z Chełmży. W ponurej scenerii – przy zimnej, deszczowej pogodzie, gdy temperatura spada momentami poniżej zera – komisarz wraz ze sprawdzonymi współpracownikami dostaje do rozwiązania sprawę wydawać by się mogło oczywistą. Mąż zamordował żonę i córkę, a potem się z rozpaczy powiesił. Oj, nie jest tak jak się Państwu zdaje. Komisarz ma wątpliwości i będzie drążył sprawę tak długo, aż wykryje sprawcę zbrodni.

Zagadka zagadką, ale fascynujące, nie mniej ważne, jest też tło – psychologiczne i obyczajowe. Przejmujący wizerunek człowieka, który zmaga się z osobistymi problemami, jak i daleki od ideału obraz funkcjonowania polskiej policji. A wszystko świetnie wkomponowane w historię toczącego się śledztwa.

Jak to dobrze, że Robertowi Małeckiemu jego bohater się nie… znudził. Wciąż potrafi ukazać go w nowym świetle na tle intrygującej zagadki. Jest zatem wielka moc, przynoszącego satysfakcję, czytania!

Robert Małecki Skrzep Wydawnictwo Literackie

Odzierająca z wielu złudzeń filmowa historia Ameryki. Na bulwarach rzeczywiście czyhają potwory

Czyta się tę książkę, jak dobry thriller. Autor pędzi przez Amerykę – tę prawdziwą uchwyconą reporterskim okiem i tę filmową – która tworzy mit i wielkiemu krajowi nadaje zmyślone, czy raczej wyobrażone, oblicze. Nie jest tak, jak się państwu na ekranie zdaje, jak opowiada najlepszy, nawet oscarowy film. Autor pozbawia nas wielu ekranowych złudzeń, czasami przyprawiając o dreszcz grozy.

Na szerokim obyczajowym, politycznym tle umieszcza na przykład opowieść o jednym z najbardziej idiotycznych amerykańskich filmów czyli Zdobywcy z 1956 roku, gdzie mający sporo za politycznymi uszami, najsłynniejszy antykomunista w swoim kraju, będący ikoną, nie tylko filmowej, Ameryki – John Wayne wcielił się w rolę… Czyngis – chana.

Obraz poniósł spektakularną klęskę, choć wielkie pieniądze wyłożył na jego produkcję miliarder Howard Hughes. Uznano go nawet za najgorszy w historii Hollywood.

Nie zniszczył kariery aktora. Zniszczył natomiast jego zdrowie, jak zdrowie wielu ludzi, którzy uczestniczyli w powstaniu filmu. Kręcone go bowiem w pobliżu atomowego poligonu w w Nevadzie. I choć władze USA zapewniały, że jest bezpiecznie, to… Film z czasem zaczęto nazywać radioaktywnym.

W 1980 roku magazyn People napisał, że z 220 – osobowej ekipy filmu na raka zachorowało 91 osób, zmarło 46, w tym sam wielki John Wayne – który zagrał w sumie w ponad 200 filmach, a przez ćwierć wieku obrazy z jego udziałem generowały dla wytwórni największe zyski.

Maciej Jarkowiec. Na bulwarach czyhają potwory. Wydawnictwo Agora

Powieść Moniki Muskały. Wciągający i poruszający obraz Ameryki klasy B z historią miłosną… na doczepkę

Napisano w zapowiedziach, że „Rondo Rodeo” jest (miłosną) powieścią drogi ze Środkowym Zachodem USA w tle. Ja bym powiedział, że jest raczej opowieścią o Ameryce klasy B, dalekiej od głównych traktów, w której miłosna i traumatyczna historia wędrówki małżeństwa – polskiej fotografki i francuskiego dziennikarza – pisarza – jest jakby na doczepkę, ma sklejać całość, czynić bardziej dramatyczną, a tymczasem niepotrzebnie ją rozwadnia, rozprasza.

Rzeczywistość za oknami, mknącego przez inną, nieznaną nam Amerykę, samochodu – momentami chropowata, brudna zdegradowana – jest bardziej wciągająca niż gasnące uczucie bohaterów i polskie wspomnienia narratorki tej historii.

Rozumiem autorkę, gdy w wywiadzie stwierdza: „Od początku wiedziałam, że to ma być powieść, nie chciałam pisać kolejnego eseju z podróży po Ameryce, tyle ich powstało, powielają ad absurdum pewien schemat, autorzy powtarzają trasy odbyte i opisane przez innych autorów pięćdziesiąt albo sto lat wcześniej. To mnie nie interesowało. Wierzę w siłę powieści”.

I to takiej nawiązujące choćby, moim zdaniem, do książki Paula Bowlesa „Pod osłoną nieba”, na podstawie której Bernardo Bertolucci nakręcił wciągający film. Ambitne wyzwanie.

Tymczasem ja uważam, że Monika Muskała ma zmysł obserwacji – czułej, subtelnej, głębokiej, umiejętność pisania i taka jej wielce osobista opowieść o innej Ameryce, wzbogacona o jedyne w swoim rodzaju fotografie (których tu nie ma – wszak to powieść), byłaby nie do przecenienia. Cóż jest inaczej. A i tak uważam, że warto sięgnąć po tę książkę!

Monika Muskała „Rondo Rodeo” Wydawnictwo Nisza

Nowa powieść Doroty Masłowskiej. Warto mocno zapiąć pasy i błyskawicznie ruszyć w tę mistrzowsko językowo wykreowaną, fascynującą podróż!

Dawno (może to był debiut autorki?!) nie czytałem książki – powieści, która dzięki swojemu językowi byłaby tak bliska przedstawianej rzeczywistości, tej tuż za oknem, czy tuż za rogiem.

To dzięki wyjątkowemu słuchowi Doroty Masłowskiej, ten zatrzymany w literackiej chwili i odpowiednio przysposobiony język, organizuje fabułę, dynamizując ją, czyniąc momentami wyjątkowo dramatyczną, a za chwilę wyjątkowo śmieszną. W ten sposób ponowczesny świat zdegradowany jest tym bardziej.

Nie mam takiego językowego słuchu jak autorka, więc powiem tylko, że to literacka jazda bez trzymanki, jak mówi jeden ze sportowych komentatorów, warto więc mocno zapiąć pasy i błyskawicznie ruszyć w tę wykreowaną, fascynującą podróż. Wrażenia są wyjątkowe i niesamowite.

To literackie odkrycie, takie jakimi przed wielu laty były dla mnie i nie tylko dla mnie, film i książka Trainsspotting. Film wyreżyserował Danny Boyle, a powstał on na podstawie autobiograficznej książki Irvine Welsha, opisującej w jedyny, wyjątkowy sposób światek edynburskich narkomanów.

Dorota Masłowska Magiczna rana Wydawnictwo Karakter

Historia emerytowanego górnika opływającego świat na… Zalewie Rybnickim ma spory literacki potencjał, ale Szczepanowi Twardochowi tego było za mało…

Temu nie da się zaprzeczyć. Szczepan Twardoch umie znakomicie opowiadać. Ech, gdyby jak Bóg przykazał, skupił się na jednej wciągającej opowieści. Historia emerytowanego górnika 73-letniego Erwina Piontka, który często budząc się rano, wybiera się ciągle do pracy, a który ma wielkie marzenie. Chciałby opłynąć świat.

Za oszczędności kupuje łódkę, zabiera gumowy sztormiak, harcerską busolę, żeglarski worek, kupuje zapasy na cały rok i rusza w wielką podróż… po Zalewie Rybnickim, bez zawijania do przystani, tak żeby natłuc tyle mil, ile potrzeba od opłynięcia świata. Ta historia ma, moim zdaniem, spory literacki potencjał.

Ale Twardoch jest… przewrotny. Jednej dobrej opowieści mu za mało. Zaczyna toczyć literacką grę z czytelnikiem. Rzuca swojego bohatera w wir historycznych i fantastycznych wydarzeń, pokazując, jak w innej rzeczywistości mogłyby wyglądać losy Piontka. Toczy z nim, jako narrator, polemikę. Jako autor pokazuje czytelnikowi, jakie ma możliwości panowania nad wykreowanym światem. Niespodzianką to jest, ale czy wciągającą i błyskotliwą? Raczej irytującą… I tyle.

Szczepan Twardoch Powiedzmy, że Piontek Wydawnictwo Literackie

Nowy Andrzej Stasiuk! Nie było urodzinowej wyprawy na zabajkalskie stepy, tylko podróż szlakiem Bugu – rzeki dzieciństwa. Wyszła z tego arcypolska, przejmująca opowieść

Nowej książki Andrzeja Stasiuka, czy to się komu podoba czy nie, po prostu nie wolno przegapić. To jeden z najważniejszych polskich współczesnych pisarzy i bodaj, jak nikt w naszej literaturze, potrafi uważnie patrzeć na krajobraz i ludzi, a potem to wspaniale opisać, tak że ciarki przechodzą po plecach.

Przyznaję, w nowej książce bardziej mi się podoba Andrzej Stasiuk nostalgiczny niż publicystyczny, ale bez względu na to, na czym w danym momencie się skupia, to jest to warte uwagi, zastanowienia i przemyślenia.

Na 60. urodziny Andrzej Stasiuk miał ruszyć samochodem w idącą w tysiące kilometrów podróż do Tuwy lub na zabajkalskie stepy: Albo tu albo tam, byle rozbić namiot na pięknym pustkowiu, rozpalić ogień i schlać się w samotności (…) Taki był plan. Otworzyć oczy, jako sześćdziesięciolatek, chociaż oczywiście nic to nie znaczy. Na lekkim kacu. Zrobić sobie kawę i patrzeć na gęsi, żurawie i Jenisej. Sześć tysięcy kilometrów od domu.

Ale pandemia zmieniła wszystko. I pisarz ruszył szlakiem rzeki swego dzieciństwa – Bugu w arcypolskie krajobrazy. Sycił się ich widokiem, wiejskimi wspomnieniami, ale też zaangażował w pomoc dla Ukraińców, malując momentami wręcz przerażające krajobrazy, gdy podążył śladami swego ulubionego poety Eugeniusza Tkaczyszyna – Dyckiego. Wyszła z tego zastanawiająca książka o pisarzu i o tym, co mu w duszy gra.

Andrzej Stasiuk Rzeka dzieciństwa Wydawnictwo Czarne Wołowiec 2024

Mariusz Czubaj. Krótkie pożegnanie. Dawno nie czytałem polskiego kryminału, w którym tak ważny jest klimat opowieści

Mariusz Czubaj napisał czarny kryminał o winie i zemście. To się czyta, bo zawodowa sprawność jest mu dana. Dodatkowym smaczkiem są nawiązania do mistrza Raymonda Chandlera i jednej z jego najlepszych powieści Długie pożegnanie oraz do wybitnego amerykańskiego malarza Edwarda Hoppera, który jak nikt potrafił portretować Amerykę od lat dwudziestych minionego wieku – czasy, miejsca i ludzi.

U Chandlera i Hoppera ważne są klimat i sugestywne tło i tak jest też w przypadku Czubaja. Wciągający i zapadający w pamięć jest kreowany przez niego obraz starej, odchodzącej w zapomnienie warszawskiej Pragi. Nie mniej sugestywny i poruszającyopis opuszczonego miasta duchów – Pstrąży, gdzie były policjant, a teraz właściciel sklepiku z jazzowymi winylami, tropiący mordercę swojej siostry, dokonuje ważnego odkrycia. Czy wreszcie miejsce w tarnobrzeskim lesie zwanym Zwierzyniec, gdzie znajduje się osiem kręgów, które są pozostałością po przedwojennym Centralnym Okręgu Przemysłowym, a gdzie dochodzi do finałowej konfrontacji.

Za to wyjątkowo mocno namalowane tło, a nie mnożenie kryminalnych czy obyczajowych atrakcji, jestem wdzięczny autorowi, bo tego coraz mniej w polskich powieściach sensacyjnych, a to jak nic dodaje takim utworom głębi i smaku, a mnie dało ogromną radość czytania.

Mariusz Czubaj. Krótkie pożegnanie. Wydawnictwo Znak

Chłopki – znakomita, porażająca książka, której nie wolno nie przeczytać!

Sukces czytelniczy jest ogromny. Posypały się nominacje do prestiżowych literackich nagród (będzie Nike?!). Nic dziwnego. Dzięki tej książce znika kolejna biała plama w naszej, polskiej historii. Aż dziw bierze, że do tej pory nikt się nie zajął na poważnie tym tematem. Brawa dla Joanny Kuciel-Frydryszak za determinację, odwagę i przede wszystkim świetnie prowadzoną narrację, która wciąga i nie pozwala oderwać się od kolejnych stron książki.

Historia przedwojenna polskich chłopek, to nasza historia, historia wielu polskich rodzin, wszak nie z królów jesteśmy, a z chłopów powstaliśmy. Ich los białych niewolnic, z którym czasami próbują heroicznie walczyć, jest wstrząsający, a zarazem… budujący. Pokazujący siłę polskich kobiet, którym także z tej chłopskiej matni i beznadziei udawało się wyrwać. Szkoda, że wtedy tak nielicznym, a licznym tak późno!

Obraz męki ich codziennego życia, pajęczych powiązań patrialchalnej rodziny, w której przyszło im egzystować, jest sugestywny i tak porażający, że z dzisiejszej perspektywy aż trudny do uwierzenia. Jak można było tak żyć i na dodatek godnie przeżyć! Wielu z nas po lekturze lepiej będzie rozumieć, skąd brały się takie, a nie inne, czasami trudne do zaakceptowania, zachowania naszych prababek i babek.

A ja już sięgam po poprzednią książkę autorki – Służące do wszystkiego.

Joanna Kuciel-Frydryszak, Chłopki, wydawnictwo Marginesy

« Older posts

© 2024 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑