Smutne, ale prawdziwe. Dziś Widzew to wielka sportowa korporacja nastawiona głównie na zarabianie pieniędzy poprzez oczywiście sukcesy futbolowej drużyny i karnetową aktywność wiernych kibiców. Tradycja?

Przy okazji najbliższego meczu domowego z Lechią Gdańsk – w niedzielę o godz. 20 Serce Łodzi będzie świadkiem dwóch ważnych wydarzeń – upamiętnienia legendarnego pomocnika Widzewa Łódź, Krzysztofa Surlita oraz symbolicznego przekazania klubowego sztandaru Widzewa z 1970 roku. To cenne.

Tymczasem słabe, małe, pozbawione empatii jest to, jak władze klubu zachowują się wobec byłych widzewiaków, którzy tworzyli wielki Widzew, budowali jego sławę i chwałę, z której klub czerpie garściami do dzisiejszego dnia.

Mówiąc szczerze każdy legendarny piłkarz powinien na trybunie mieć krzesełko z wygrawerowanym swoim nazwiskiem i z wielkimi honorami witany, gdy zawita na stadion. Niestety, jest inaczej… Nie ma szacunku i uznania dla byłych świetnych graczy.

Zadzwonił do mnie rozżalony Zdzisław Kostrzewiński i powiedział: – Właśnie rozmawiałem z szefem Stowarzyszenia Byłych Piłkarzy Widzewa – Wiesławem Wragą. Powiedział, że byli piłkarze klubu nie dostaną żadnej wejściówki na niedzielny mecz z Lechią. Najpierw było 18 kart wstępu, potem miały być zapisy na każde spotkanie, teraz nie ma nic.

Tak się nie postępuje w żadnym szanującym się klubie, w którym tradycja i pamięć powinny być nie mniej ważne jak kasa i bieżące wyniki!