Właściwie mogło by być tak, że po jednym takim spotkaniu natychmiast trzeba by było rozegrać drugie, a potem… trzecie – zainteresowanie piątkowym pojedynkiem Widzew – Legia (godz. 20.30) jest tak duże. Mecz na żywo gotowe byłoby obejrzeć około 60 tysięcy widzów! Co prawda to nie będzie starcie o to, która z drużyn zagra w eliminacjach Ligi Mistrzów, ale legenda jest legendą, ma swoją moc i siłę. Widzew pokonał warszawian 22 lata temu, czas zatem najwyższy na zwycięstwo, zwłaszcza że na swoim stadionie wygrał 15 spotkań.

Mecz ma obejrzeć na żywo Zbigniew Boniek. Czy zobaczą go też na żywo inni legendarni piłkarze łódzkiego klubu, czy będzie ich jedynie reprezentował wszechobecny i wszechmocny prezes Mateusz Dróżdż? Obaj panowie usiądą sobie pewnie w pustej loży prezydenckiej, bowiem nikt z obrażonych przedstawicieli władz miasta (kontrolę nad lożą przejął klub) na spotkanie się raczej nie wybiera.

Najważniejszy będzie jednak sam mecz. Oby dostarczył spodziewanych emocji. Do tej pory Legia wygrała dwa spotkania, jedno zremisowała, jedno przegrała. Bilans Widzewa: jedno zwycięstwo, remis i dwie porażki. Byli piłkarze mówią, że łodzianie mają szansę, ale muszą być wyjątkowo uważni w grze defensywnej, konsekwentni i cierpliwi w szukaniu brakowych okazji. Będą zatem szachy zamiast widowiska?

W futbolu wszystko zaczyna się od defensywy, jej postawy. I tu w Widzewie jest problem, bowiem Bożidar Czorbadżijski spisuje się do tej pory słabo lub słabiutko i mówiąc szczerze trudno dociec, jaki widzewski fachowiec uznał, że będzie lepszy od Daniela Tanżyny czy Krystiana Nowaka. Wygląda na to, że w tej formacji od pierwszej minuty pojawi się Martin Kreuzriegler.

Swobodę i nawet bezczelność w grze, znamionującą pewność swoich możliwości pokazał Julian Shehu i pewnie znów posadzi na ławce Dominika Kuna.

Jordi Sanchez o niebo lepiej spisywał się w roli jokera i chyba trener Janusz Niedźwiedź wróci do ustawienia z Bartłomiejem Pawłowskim, jako jedynym napastnikiem. Asem w rękawie może okazać się Patryk Lipski, który dał dobrą zmianę w ostatnim meczu. Bardzo chcielibyśmy, żeby bohaterami spotkania byli ofensywni gracze Widzewa, a Henrich Ravas w bramce więcej się nudził niż interweniował.

Nikt z nas nie chce jednego – kolejnej pięknej porażki łodzian! Punkty są bowiem drużynie potrzebne jak kolejny łyk źródlanej wody i one w ostatecznym ekstraklasowym rachunku są najważniejsze.