Rezerwowy Pafka

Tag: widzew (Page 2 of 29)

Widzew. Sposób na walkę ze sportowym kryzysem to gra dwoma napastnikami?

Imad Rondić Fot. Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

Dwa ostatnie ligowe mecze Widzewa i dwa po prostu nieudane, które nie przyniosły drużynie choćby punktu. Oczekujemy cały czas, że po okrzepnięciu w ekstraklasowych realiach, nastąpi sportowy wzrost łodzian, tymczasem jest stagnacja, a nawet regres. Wygląda na to, że budowanie zespołu ligowej czołówki na razie nie następuje. Nie ci ludzie, nie takie granie?

Miał być intensywny pressing na przedpolu przeciwnika, śmiały, urozmaicony atak, kończony celnymi strzałami. A co jest? Niestety, granie w jednym, przewidywalnym tempie, proste błędy w defensywie, mało przebojowości i skuteczności. Wrażenie po starciu Legii były lepsze niż po spotkaniu z Górnikiem, ale to tylko wrażenia. Ligowego chleba z tego nie ma!

Czy to się zmieni w najbliższym czasie? Oby, bo tak dalej być nie może. 9 listopada o godz. 17.30 Widzew podejmie Zagłębie Lubin. Nie będzie łatwo. Rywale są na fali po wygraniu derbów Dolnego Śląska 3:0, m.in. po pięknym golu Wdowiaka i uderzeniu z przewrotki – stadiony świata – 18-letniego Reguły . Pierwszą bramkę lubinianie strzelili w… 17 sekundzie.

Said Hamulić Fot. widzew.com

Trener Myśliwiec twierdzi, że jest spory potencjał w graniu dwoma napastnikami: – Mając z przodu takich killerów jak Hamulić i Rondić możemy ugryźć każdą defensywę.

Sęk w tym, że Rondić w starciu w Warszawie był jednym z najsłabszych ogniw łódzkiego zespołu. Zawodził w kluczowych dla napastnika momentach. Szkoleniowiec, żeby coś zmienić, a zmienić trzeba, postawi jednak od początku starcia z zespołem z Lubina na grę dwoma napastnikami?

Trener mówi też o zjawiskach niepokojących: Sami na siebie narzucamy presję. Wyciskamy maksa z tego co mamy. To jest proces, który może być stabilny, ale musi przynosić efekty. Jeśli ktoś tego nie dźwiga, to niech zrezygnuje. Trzeba karmić się dobrą pracą, a nie dobrym słowem. Na ten moment wygrywamy zbyt rzadko w stosunku do naszych oczekiwań.

Ambicje są wielkie, marzenia (także nasze) jeszcze większe. Pytanie jednak czy marzenia mogą zamienić się w sportową rzeczywistość?!

Porażka Widzewa w ligowym klasyku z Legią. Za wrażenia artystyczne w futbolu punktów się nie przyznaje

Widzew czekał na wygraną w stolicy od 27 lat i musi na własne życzenie czekać dalej… Łodzianie mieli inicjatywę, strzelali, ale zwycięskiej bramki nie zdobyli. Legia była natomiast do bólu skuteczna. Cóż, za wrażenia artystyczne w futbolu punktów się nie przyznaje.

Mogło zacząć się znakomicie dla gości. Kerk dograł świetną piłkę w pole karne. Sęk w tym, że Rondić źle ją przyjął i szansa prysła jak bańka mydlana. Widzew miał inicjatywę. Z tego nie ma jednak sukcesów.

Legia pierwszą groźną akcję przeprowadziła prawie po upływie pół godzina. Chodyna uderzając po długim rogu posłał piłkę obok słupka. Trzeci bodaj atak gospodarzy przyniósł im gola. Pierwszy strzał Kapustki zablokował Alvarez, ale przy drugiej próbie najlepszy snajper Legii (5 goli) już się nie pomylił.

Widzew szybko, bardzo szybko, skutecznie odpowiedział. Po strzale Cybulskiego i przejęciu odbitej piłki Alvarez dograł ją podcinką do Kerka, a ten strzałem do pustej bramki z metra czy dwóch zdobył premierowego ligowego gola (miał już na swoim koncie dwa strzelone w Pucharze Polski). Dodajmy, po akcji którą sam zainicjował! Emocji w końcówce pierwszej połowy nie brakowało. W doliczonym czasie strzał głową Morishity z kilku metrów obronił Gikiewcz!

Na początku drugiej połowy dwie szanse miał Rondić ale je zmarnował – raz nie trafił w bramkę (to była 100-procentowa sytuacja!), innym razem w piłkę. W trzeciej doskonałej sytuacji z rzutu wolnego Alvarez trafił w słupek. Z tego wyliczenia jasno wynika, że goście byli bliżsi zdobycia drugiego gola. Trener Legii – Felo tak się denerwował, że ujrzał czwartą już żółtą kartkę. Kolejny mecz (z Lechem w Poznaniu) będzie oglądał z trybun.

Legia próbowała, ale to Widzew był konkretniejszy. W akcji napastników pod poprzeczkę huknął Hamulić, ale Tobiasz odbił piłkę. Szkoda, szkoda, szkoda, że te akcje nie przełożyły się na choćby jedną bramkę.

Takie sytuacje mogą się mścić. Na szczęście piłkę po strzale Vinagre obronił Gikiewicz. Bramkarz Widzewa po kolejnej akcji Legii nic już nie mógł zrobić. Tym razem Vinagre centrował, po nieczystym strzale Celhaka, piłka spadła na głowę Wszołka , który posłał ją do siatki. Spalonego nie było, bo nie pilnował linii spalonego Rondić. I tak się wszystko skończyło. Szkoda…

Kibice Widzewa ostatecznie nie dopingowali swojej drużyny z wysokości trybun. Nie weszli na stadion. W tej sytuacji postanowili mniej więcej po 30 minutach spotkania wracać do Łodzi. 9 listopada o godz. 17.30 Widzew podejmie Zagłębie Lubin.

Legia – Widzew 2:1 (1:1)

1:0 – Kapustka (36), 1:1 – Kerk (41), 2:1 – Wszołek (86, głową)

Widzew: Gikiewicz – Kastrati, Żyro, da Silva, Kozlovsky – Alvarez, Shehu, Kerk (65, Hamulić) – Sypek (65, Gong), Rondić, Cybulski (65, Łukowski)

Widzew. Potrzeba mocnego walnięcia pięścią w stół. Tak dalej być nie może!

Fot. Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

Szczere i odważnie słowa trenera Widzewa – Daniela Myśliwca po przegranym w fatalnym stylu meczu z Górnikiem Zabrze (0:2): – Jak trenujesz, tak grasz. W tygodniu trenowaliśmy słabo i nie możemy sobie więcej na to pozwolić.

Ciekawe, czy po takim oświadczeniu, doszło do spotkania zarządu klubu z drużyną i mocnego walnięcia pięścią w stół. Tak dalej być nie może! A może przy al. Piłsudskiego wszyscy dobrze się czują we własnym niezdrowym i niedobrym sosie i takie działania wydają się bossom niepotrzebne?

No, bo co miałby do powiedzenia, mający dobre samopoczucie, dyrektor sportowy Tomasz Wichniarek? Tylko to, że jego ostatnie transfery do Widzewa (przynajmniej na razie) wyglądają… beznadziejnie.

Gdy patrzyłem na wolnego, ociężałego, grymaszącego Saida Hamulicia przypominał mi się wierszyk Juliana Tuwima – Lokomotywa. Tak mniej więcej wyglądała niemoc napastnika w meczu z Górnikiem: Lecz choćby przyszło tysiąc atletów / I każdy zjadłby tysiąc kotletów / I każdy nie wiem jak się wytężał / To nie udźwigną, taki to ciężar.

A, co powiedzieć o Hillarym Gongu, który zawodzi dokumentnie. A dlaczego? Ponieważ ma umiejętności poniżej nie najwyższych przecież wymagań polskiej ekstraklasy! Dlaczego dyrektor sportowy przez cały okres przygotowań nie zabiegał o pozyskanie lub wypromowanie zdolnego, kreatywnego młodzieżowca, który nie osłabiałby drużyny i nie był piątym kołem u wozu? To kardynalny błąd, który odbija się Widzewowi do dziś czkawką.

Zarzuty personalne można by mnożyć, ale dziś nie to jest najważniejsze. Trzeba natychmiast zdyscyplinować drużynę, pozbyć się tych, którzy uprawiają jawny sportowy sabotaż: im się nie chce lub mają za małe umiejętności. Dać szansę tym, którym naprawdę zależy i oddadzą serce i zdrowie za Widzew.

Wielkie, ba ogromne, rozczarowanie. Miała być widowiskowa, skuteczna gra, a było… byle co i porażka Widzewa

To było niestety jednostronne widowisko. Mądry, strzelający bramki Górnik i bezradny Widzew. Nie tego spodziewali się kibice łodzian, którzy chcieliby widzieć swój zespół błyskotliwy i skuteczny. Łodzianie doznali cztery porażki, drugiej na własnym stadionie. To niedobrze wróży przed hitem ligowych hitów czyli starciem z Legią w Warszawie.

Przed meczem trener Myśliwiec stwierdził, że trzeba pamiętać, iż piłkarze robią w rozrywce, więc nie tylko o zwycięstwa chodzi, ale też o atrakcyjność widowiska.

Początek meczu to nudy na pudy. Górnik nieudolnie próbował atakować, Widzew starał się być czujny w defensywie (z powodzeniem). Dopiero w 25 minucie kibice obejrzeli pierwszy na dodatek celny strzał. Z dystansu uderzał Kastrati, ale Szromnik nie miał kłopotów z obroną piłki.

W odpowiedzi po kontrze Ismaheel w sytuacji sam na sam pokonał Gikiewicza, ale sprzed linii bramkowej piłkę wybił czujny Żyro. Można śmiało już teraz powiedzieć, że to była interwencja kolejki!

Górnik atakował, zaprowadzając panikę w defensywie łodzian, ale nie potrafił dobrej sytuacji zamienić na gola. W kolejnej zabrzanie zdobyli bramkę, ale po analizie VAR nie została uznana. Spalony.

Stało się jednak, to co na logikę musiało się stać. Po rzucie rożnym i kapitalnym strzale z dystansu (15 metrów – z woleja) Rasiaka (oklaski!) Górnik, jak najbardziej zasłużenie, objął prowadzenie. Widzew grał słabo, żeby nie powiedzieć słabiutko… Boiskowy cud, że do przerwy stracił tylko jednego gola.

Druga połowa rozpoczęła się od wymiany ciosów. Strzał Lukoszka zablokował Ibiza. W odpowiedzi uderzenie Alvareza w ekwilibrystyczny sposób obronił Szromnik. W kontrze Górnika łodzian ratował Gikiewicz, a potem słupek. Dodajmy, po fatalnej stracie piłki przez Kastratiego.

To było odroczenie wyroku. Shehu w kolejnej akcji zabrzan zagrał piłkę ręką, po strzale Zahovicia, a arbiter bez chwili wahania podyktował jedenastkę, wykorzystaną przez… Zahovicia. Górnik mógł i powinien prowadzić wyżej. Po składnym ataku i i…wykładance Ambros nie potrafił strzelić trzeciego gola.

Górnik się cofnął. Bez sensu. Starał się to wykorzystać Widzew. Alvarez miał szansę na gola kontaktowego, ale posłał piłkę minimalnie obok słupka. Energi starczyło gospodarzom na kilka chwil. Potem wszystko wróciło do meczowej normy czyli supremacji Górnika, który prowadził grę na swoich warunkach. W końcówce Widzew chciał coś zrobić, ale Żyro trafił w poprzeczkę. I to by było na tyle.

Widzów 16 231

Widzew – Górnik Zabrze 0:2 (0:1)

0:1 – Rasak (38), 0:2 – Zahović (58, karny)

Widzew: Gikiewicz – Kastrati (59, Krajewski), Żyro, Ibiza, Kozlovsky (76, Da Silva) – Alvarez, Shehu, Kerk (59, Hamulić) – Sypek (59, Gong), Łukowski (59, Cybulski) – Rondić

Już mi się marzy. Wiosną Widzew będzie miał superduet pomocników: Kerk – Pawłowski!

Zdjęcia: Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

Czekam na tą chwilę. Wtedy będzie przepięknie, wtedy będzie prawdziwy futbolowy wzlot Widzewa. Kiedy? Wtedy, gdy na boisku pokażą się razem, będący w wysokiej formie pomocnicy – Kerk i Pawłowski.

Biję się w pierś. Jak wielu szybko spisałem Kerka na straty. Wydawało mi się, że po kontuzji chce się prześlizgnąć przez łódzki klub, a prawdziwego futbolowego szczęścia szukać sobie gdzie indziej.

Tymczasem ostatni mecz z Motorem w Lublinie (4:3 dla Widzewa), ale nie tylko ten, pokazał, że jest to piłkarz pełną gębą. Nie tylko potrafi dośrodkować piłkę na nos, tak, żeby ją bez problemu umieścić w siatce. Pokazywał się do gry, dużo biegał, starał się stworzyć sobie najlepszą przestrzeń do grania.

Ech marzy mi się: w duecie z innym wyjątkowo kreatywnym i inteligentnym piłkarzem (i człowiekiem!) czyli Pawłowskim może być jeszcze lepszy.

Bo nie ma cienia wątpliwości, że to Widzew dał szansę Pawłowskiemu pokazania pełni swoich możliwości. Okazało się, że spychanie go na sportowy margines we Wrocławiu było głupotą i beznadziejnym błędem.

Na razie jest jeszcze ligowa jesień. Pawłowski powoli wraca po kontuzji i operacji do formy. Na boisku pojawi się pewnie wiosną. W tej sytuacji Kerk musi liczyć na innych, albo radzić sobie sam.

27 października o godz. 17.30 Widzew podejmie Górnika Zabrze (ostatnio pokonał Stal Mielec 3:1). Kerk czy Podolski – kto będzie lepszy? Odpowiedź na to pytanie będzie… ekscytująca.

Widzew stracił gola w 1 minucie, przegrywał 0:2, a jednak potrafił podnieść się z kolan i wygrać w Lublinie!

Po niezwykłym meczu Widzew odniósł drugie wyjazdowe zwycięstwo. Łodzianie błyskawicznie stracili dwie bramki, ale potrafili wziąć się w garść i odrobić straty z nawiązką. Tym co się działo w tym pojedynku można by było obdzielić kilka ligowych spotkań!

Działo się i to dużo. Najpierw swoje minut miał Motor. A raczej przede wszystkim… pierwszą minutę. Po stracie Shehu gospodarze wyprowadzili akcję, którą strzałem krzyżakiem z sześciu metrów zakończył Ceglarz. To było jak uderzenie obuchem w głowę. Nie minął kwadrans i było 2:0. Do dośrodkowania Wolskiego najwyżej wyskoczył Rudol i nie dał szans Gikiewiczowi.

I co się wtedy stało? Widzew się obudził. Dwie asysty zanotował Kerk. Najpierw po jego centrze samobója zaliczył Mraz, a trzy minuty później po dośrodkowaniu pomocnika gola zdobył Rondić. W trzy minuty łodzianie doprowadzili do wyrównania.

To nie zniechęciło gospodarzy. Byli bliscy trzeciego gola, ale minimalnie pomylił się Ceglarz. A potem mega gafę popełnił bramkarz gospodarzy. Rosa chciał wykopnąć piłkę i trafi w nadbiegającego Rondicia. Ta sytuacja dała gościom do przerwy prowadzenie. Napastnik łodzian ma już na koncie 7 trafień! Trzeba przyznać – przez 45 minut był to… niezwykły mecz. Trzeba też przyznać, że bramkarz gospodarzy – Rosa wydatnie pomógł widzewiakom wyjść na swoje.

Nic dwa razy się nie zdarza W pierwszej akcji drugiej połowy Mraz chciał zaskoczyć Gikiewicza, ale bramkarz łodzian był na posterunku. W odpowiedzi po uderzeniu z półwoleja minimalnie pomylił się Alvarez. Co się odwlecze, to nie uciecze… Sypek wyłożył piłę przed pole karne Alvarezowi a ten technicznym uderzeniem pokonał bramkarza gospodarzy! Motor zdobył kontaktowego gola, ale po analizie VAR okazało się, że był spalony. Motor nie dawał za wygraną. Na minuty przed końcem Wełniak zdobył kontaktowego gola. Na Boga, jak można tak odpuścić w polu bramkowym rywala! Uff, to by było na tyle.

Motor Lublin – Widzew 3:4 (2:3)

1:0 – Ceglarz (1), 2:0 – Rudol (14, głową), 2:1 – Mraz (22, Mraz, samobójcza), 2:2 – Rondić (25, głową), 2:3 – Rondić (42), 2:4 – Alvarez (56), 3:4 – Wełniak (86, głową)

 Widzew: Gikiewicz – Kastrati, Żyro, Ibiza (90’+2, Hajrizi), da Silva (61, Kozlovsky) – Alvarez, Shehu, Kerk (74, Hamulić) – Sypek (61, Łukowski), Rondić, Cybulski (61, Klimek)

Czy Widzew zostanie ligowym średniakiem – przeciętniakiem czy potrafi pokazać, że stać go na więcej?

Fot. Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

Po niezwykle bolesnej porażce z Koroną na własnym boisku piłkarze Widzewa trochę potrenowali i dostali cztery dni wolnego. Czy nastąpi wielki reset?! Miejmy nadzieję, że nie było przez te dni bez trenowania jak w znanym wierszu: jedzą, piją, lulki palą, tańce, hulanka, swawola, tylko… trzymanie sportowego reżimu.

Kazimierz Górski czy Leszek Jezierski formę swoich piłkarzy oceniali na oko (wybitnych fachowców!) i nosa. Dziś o każdym futboliście drużyny, dzięki komputerom – bajerom, wiadomo wszystko – ile i jak grali, w jakiej są fizycznej dyspozycji. Czasem te komputerowe oceny okazują się złudne i wtedy wychodzi wielki klops. Przekonano się o tym w niejednym klubie. Oby, to wielkie fizyczne złudzenie, nie dopadło trenera Daniela Myśliwca i jego sztabu.

Teraz bowiem wkraczamy w taką fazę ekstraklasowych rozgrywek, w trakcie której zdecyduje się czy Widzew zostanie ligowym średniakiem – przeciętniakiem czy potrafi pokazać, że stać go na więcej.

Po okresie wypoczynku pressing łodzian będzie skuteczniejszy i przyniesie spodziewane bramkowo – punktowe korzyści, czy też narazi drużynę na kosztowne straty?! Czy ktoś nagle wybije się na wielkość i potrafi błyszczeć w ekstraklasie? Marzy się wszystkim, żeby kimś takim stał się Said Hamulić, który będzie mądrze uczestniczył w grze i strzelał gole, jak na zawołanie. Czy łódzka obrona to nie będzie tylko Rafał Gikiewicz i jedna wielka niewiadoma, tylko formacja, na której można polegać? Czy wreszcie pokaże się na boisku młody widzewiak, który nie będzie na doczepkę, a potrafi kreować wydarzenia na boisku?

Pytania, pytania, pytania… A pierwsza odpowiedź już 19 października. Wtedy to Widzew o godz. 14.45 zagra w Lublinie z beniaminkiem Motorem. Rywale w ostatniej kolejce ograli lidera ekstraklasy – Lecha (2:1) i to na jego boisku!

Zimny prysznic. Fatalny wieczór Widzewa. Pierwsza porażka na własnym boisku!

Przed meczem Widzewa z Koroną była minuta ciszy pamięci wybitnego, zmarłego dziennikarza – Bogusława Kukucia. Przy jego pulpicie na stadionie zapalono symboliczny czerwony znicz. Niestety, nie było zwycięstwa, które znakomicie uczciłoby jego pamięć. To niespodzianka, łodzianie byli faworytami, a jednak… Widzew doznał trzeciej ligowej porażki, pierwszej na swoim boisku.

Przejdźmy do meczu. Tego można się było spodziewać. Miejsce w wyjściowej jedenastce Widzewa stracił słabiutko do tej pory grający Gong (ciekawe, kto za nim tak lobbował?!). Jego miejsce zajął Sypek.

Po kwadransie nijakiej gry pojawiła się przynajmniej… kontrowersja. Interweniujący Mamla, piąstkując trafił w piłkę, ale i w głowę Alvareza. Pracujący w wozie VAR arbiter Marciniak słusznie nie dopatrzył się konieczności podyktowania jedenastki.

Za chwilę powinna być bramka dla łodzian. Niestety Cybulski (po znakomitym prostopadłym podaniu Ibizy) w sytuacji sam na sam z bramkarzem próbował lobować, ale z 20 – 25 metrów posłał piłkę wysoko nad poprzeczkę.

Jeszcze lepszą sytuację zmarnował Dalmau, który po odbiciu piłki przez Gikiewicza, strzelając do pustej bramki, trafił w… bramkarza łodzian.

W doliczonym czasie pierwszej połowy pokazał się Sypek. Dokładnie dograł do Alvareza, ale co z tego, skoro pomocnik fatalnie spudłował. W sumie walki więcej niż efektywnego grania.

Druga połowa zaczęła się od skutecznej obrony Gikiewicza, który nie dał się zaskoczyć strzelającemu z ostrego kąta w dogodnej sytuacji Fornalczykowi. Potem Widzew atakował, ale nic z tego nie wynikało, choć po strzale Żyry musiał się trochę natrudzić Mamla.

Odpowiedź Korony była… miażdżąca. Gikiewicz obronił piłkę po strzale z rzutu wolnego Błanika, ale był bezradny przy dobitce Nagamatsu. Dwaj rezerwowi dali prowadzenie kielczanom!

Rosła nerwowość na ławce rezerwowych Widzewa. Czerwoną kartkę ujrzał Zniszczoł – asystent trenera Myśliwca. Starania łódzkich piłkarzy (nawet obecność Gikiwicza w polu karnym rywali) zdały się psu na budę i w tej sytuacji gospodarze zeszli z boiska ze spuszczonymi głowami.

Widzów  16 692.

Widzew – Korona Kielce 0:1 (0:0)

0:1 – Nagamatsu (80)

Widzew: Gikiewicz – Krajewski (57, Kastrati), Żyro, Ibiza, Kozlovsky (75, Silva) – Alvarez, Shehu (84, Hamulić), Kerk – Sypek (57 Łukowski), Cybulski (75, Gong) – Rondić

Widzew w Łodzi powalczy z Koroną o zwycięstwo. Wygląda na to, że zmiany w wyjściowej jedenastce są niezbędne!

Napastnik Widzewa – Imad Rondić
Fot. Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

Widzew znów nie wygrał wyjazdowego, ligowego meczu, choć powinien, bo tak Bogiem a prawdą był lepszy i miał lepsze bramowe sytuacje (w tym w ostatniej akcji meczu). Na piękne oczy punktów się jednak nie przyznaje.

Wnioski? Trener Myśliwiec cały czas musi szukać. Nie ma żelaznej wyjściowej jedenastki, na której może polegać jak na Zawiszy. Co zrobić, żeby szkoleniowiec przejrzał na oczy i po prostu wyrzucił z jedenastki grającego na piękne oczy(?!) pomocnika Gonga. Mam nadzieję, że się w końcu dowiem: kto, po co i za ile go sprowadził do Łodzi, a teraz promuje bez umiaru, sensu ze szkodą dla drużyny.

Dlaczego Widzew podobno znakomicie rozwijający swoją piłkarską akademię, podpisujący umowy partnerskie z kolejnymi klubami, nie jest w stanie znaleźć i wypromować kilku młodych ludzi w Polsce nazywanych młodzieżowcami, którzy wchodząc na boisko nie będą zaniżać potencjału i poziomu gry drużyny, a wręcz przeciwnie?!

Wydaje się, że na dobre stracił miejsce w wyjściowej jedenastce Hanousek, bo do środkowych pomocników zespołu nie można mieć większych pretensji. Z kolei opaska kapitana wyjątkowo mobilizująco wpłynęło na stopera Żyrę, który potwierdza, że, obok Gikiewicza, jest liderem defensywy.

Grający w kratkę Rondić wywalczył karnego, a potem go wykorzystał. Ta bramka dała Widzewowi ligowy punkt. A Rondić ma już na koncie 5 trafień. Inna sprawa, że potrzebuje dodatkowych zajęć, podczas których intensywnie będzie ćwiczył strzały głową. Ciekawe, jak dalej będzie wyglądała w Widzewie sytuacja napastnika Hamulicia.

Wygląda na to, że trener Myśliwiec znów dokona zmian w wyjściowej jedenastce a… 4 października o godz. 20.30 Widzew podejmie Koronę Kielce. Łodzianie wygrali u siebie trzy spotkania, nie przegrali żadnego. Rywale na obcych boiskach wywalczyli trzy remisy. Faworyt jest jeden, ale to jest polska piłka. Wszystko zdarzyć się może.

Bezsensowne jedenastki dały wyjazdowy remis Widzewowi. Łodzianie nie wygrali w Gdańsku od… 1986 roku, a mieli piłkę meczową!

Znów się nie udało. Ostatni raz w Gdańsku widzewiacy wygrali w 1986 roku (1:0 po bramce Leszczyka). Od tamtej pory osiem prób zakończyło się niepowodzeniem. Teraz była próba dziewiąta i… Tym razem Widzew zremisował 1:1 z Lechią. Po raz czwarty w sezonie, po raz drugi na wyjeździe. Stało się tak po rzutach karnych, spowodowanych beznadziejnym i nieodpowiedzialnym zachowaniem piłkarzy jednej i drugiej drużyny.

Trener Myśliwiec odwzorował skład ze zwycięskiego meczu z Piastem (jak mówi futbolowa mądrość: zwycięskiego składu się nie zmienia). Nawet na ławce nie było kontuzjowanego (uraz łydki) Hamulicia.

Widzew od początku meczu miał inicjatywę. Ba, po 9 minutach powinien prowadzić, ale Rondić główkował nad poprzeczką, choć dostał od Kerka piłkę na nos na piąty metr przed bramką.

Ta sytuacja obudziła gospodarzy, którzy starali się być groźniejsi. Widzew też się starał (po dograniu Shehu nad bramkę kopnął piłkę z 8 metrów Gong), ale na staraniach obu zespołów się kończyło.

Do czasu, gdy bezsensownie chciał się wykazać umiejętnościami Ibiza. Przegrał rywalizację z Sezonienką, który przejął piłkę i trafił w boczną siatkę. Lechia próbowała i się doczekała. Spóźniony i zaskoczony Alvarez faulował w polu karnym Vjunnyka w sytuacji, z której nic by nie wynikało, więc żal wyjątkowy. Jedenastkę wykorzystał Kapić, posyłając piłkę pod pachą Gikiewcza! Wyjazdowa niemoc i zarazem zmora obcych boisk Widzewa w pierwszej połowie wyszła na wierzch w całej pełni.

Trener Myśliwiec musiał się w przerwie przyznać do złego wyboru meczowej jedenastki, bo dokonał trzech zmian. Niech ktoś mi w Widzewie wytłumaczy, po co dawać kolejne szanse słabemu Gongowi. O jakiś beznadziejny zakład chodzi, czy o coś innego?

Zmiany, zmianami, a gdańszczanie szybko mogli praktycznie zamknąć mecz. Łodzianie pozwolili na to, żeby w dogodnej sytuacji znalazł się Vjunnyk. Napastnik strzelił z ostrego kąta obok Gikiewicza, ale na szczęście dla łodzian także obok słupka.

W odpowiedzi znów pokazał umiejętność dobrego wykonywania rzutów wolnych Kerk. Z około 23 metrów posłał piłkę precyzyjnie i mocno, ale na takiej wysokości, że bramkarz Weirauch mógł świetnie interweniować.

Kolejny atak łodzian przyniósł gola. W polu karnym przez Olssona był faulowany Rondić, który pewnie wykorzystał jedenastkę, myląc bramkarza. Olsson zagrał również bez sensu, podobnie jak wcześniej Alvarez.

Widzew zremisował, a mógł, ba powinien wygrać. W czwartej doliczonej minucie gry po szybkiej kontrze i podaniu Sobola w sytuacji sam na sam znalazł się Łukowski, ale przegrał pojedynek z bramkarzem gospodarzy. Piłka meczowa nie została wykorzystana. Pojedynek skończył się remisem.

Lechia Gdańsk – Widzew 1:1 (1:0)

1:0 – Kapić (44, karny), 1:1 – Rondić (74, karny)

Widzew: Gikiewicz – Krajewski (46, Kastrati), Żyro, Ibiza, Kozlovsky – Alvarez, Shehu, Kerk (90+2, Sobol) – Gong (46. Sypek), Cybulski (46. Łukowski) – Rondić

« Older posts Newer posts »

© 2024 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑