Rezerwowy Pafka

Tag: ekstraklasa (Page 8 of 32)

Druga porażka z rzędu Widzewa. Jeden Antoni Klimek to za mało, żeby opanować boiskowy chaos

Fot. Marek Młynarczyk autor bloga www.obiektywnasport.pl

Niestety, Widzew zaczyn przypominać stary niedobry Widzew z jesieni minionego roku, gdy wszyscy drżeli z obawy, że wiosną przyjdzie łodzianom bronić się przed spadkiem. Na szczęście do niczego takiego nie doszło i łodzianie mogą być spokojni o swój ligowy byt, ale dwie porażki z rzędu, w tym druga w wyjątkowo kiepskim stylu, nie budują pozytywnej narracji.

Łodzianie po 12 minutach przegrywali pojedynek z Wartą 0:2, potem zdobyli kontaktowego gola i mieli jeszcze kilo czasu, całą drugą połowę, żeby odrobić straty z nawiązką. Nie byli jednak w stanie tego zrobić. Trudno jednak było spodziewać się czegoś nadzwyczajnego, skoro cała odpowiedzialność za grę i wynik spadła na barki młodzieżowca – Antoniego Klimka, który zaliczył znakomitą asystę przy golu Jordiego Sancheza (siedem bramek na koncie).

Daniel Myśliwiec: Trzeba było opanować chaos, z którego żyje Warta. Trudno jednak go okiełznać, gdy tworzy się go samemu we własnych szykach. W tym upatruję właśnie przyczyn naszej porażki. Byłem przekonany, że zachowując spokój i konwekcje i zwiększając tempo będziemy w stanie odrobić starty. Pomyliłem się, nie udało nam się uporządkować gry i stąd ten wynik. Myślę, że stać nas na zdecydowanie więcej. Piłka jest pełna przypadkowych i losowych zdarzeń. Taktyka polega na tym, żeby ograniczyć ten przypadek do minimum. My przez ten chaos nie byliśmy w stanie dziś tego dokonać.

Antoni Klimek: Czuję spory niedosyt. Jesteśmy niezadowoleni, oczekujemy od siebie więcej. Znów z Wartą nie daliśmy z siebie wystarczająco dużo w trzeciej tercji. Te stracone gole wszystko zmieniły, ale nie wybiły nas z rytmu. W przerwie wprowadziliśmy swoje poprawki i staraliśmy się być konsekwentni, ale za mało jakości było pod bramką rywala.

Przed piłkarzami Widzewa dwa ostatnie mecze na własnym boisku: z Zagłębiem (12 maja o godz. 15) i Lechem (19 maja o godz. 17.30).

Warta Poznań  Widzew Łódź 2:1 (2:1)

1:0 –Ciganiks (10, samobójcza), 2:0 – Kupczak (12), 2:1 – Sanchez (44)
Widzew: Gikiewicz – Szota (46, Milos), Żyro, Ibiza, Silva – Diliberto (46, Kun), Alvarez, Pawłowski – Ciganiks (62, Nunes), Klimek (62, Rondić), Sanchez

ŁKS. To jest smutne. Po dobrym meczu katastrofalne błędy w defensywie przyniosły porażkę i definitywny spadek z ekstraklasy!

ŁKS przegrał po raz dwudziesty w ekstraklasie, po raz siódmy na własnym boisku, choć starał się i walczył. To jednak za mało, żeby uzyskań korzystny wynik. Porażka oznacza, że jako pierwszy ŁKS pożegnał się definitywnie z ekstraklasą.

ŁKS rozpoczął mecz z dwoma młodzieżowcami w jedenastce (Bobek, Młynarczyk) i Baliciem na środku… ataku. Łodzianie prowadzili grę, rywale pilnowali własnego przedpola. Pierwszym celnym strzałem zapisał się w protokole w 27 min… stoper Mammadov. W 36 min w doskonałej sytuacji Hoti z linii pola bramkowego posłał piłkę w… boczną siatkę.

To tylko rozzuchwaliło rywali. Akcja Exposito przyniosła gola. Hiszpan zwiódł dwóch łodzian, genialnie zagrał do Nauhela, który posłał piłkę do pustej bramki. Wcześniej był jednak faul na Dankowskim i arbiter, po analizie VAR, gola nie uznał. ŁKS do przerwy był lepszy, ale to… technika i ostatecznie kontrowersyjna decyzja arbitra uratowała mu skórę.

W pierwszej akcji drugiej połowy Mokrzycki ograł w polu karnym Petrova, a ten interweniując odbił piłkę ręką. Po analizie VAR sędzia Arys podtrzymał swoją decyzję. Jedenastka! Pewnie wykorzystał ją Ramirez, po raz siódmy w sezonie (na siedem prób!). Hiszpan ma na koncie 9 bramek.

Wrocławianie atakowali. Znakomicie uprzedził Exposito Głowacki. Niestety, po rzucie rożnym i słabym (jak zwykle!) kryciu ełkaesiacy stracili gola. A potem szybko drugiego, przy którym niczym nieopierzony junior zachował się Gulen. Takie katastrofy w defensywie pogrążyły łodzian w ekstraklasie.

ŁKS przez ostatnie dziesięć minut grał z przewagą jednego zawodnika. Gulen strzelił tuż obok słupka, Leszczyński złapał piłkę po główce Dankowskiego z siedmiu metrów i z przewagi wyszły nici, a spotkanie skończyło się porażką łodzian.

Mecz oglądał z wysokości trybun były piłkarz ŁKS, który pokazał w Łodzi klasę czyli Sebastian Mila.

ŁKS – Śląsk Wrocław 1:2 (0:0)

1:0 – Ramirez (53, karny), 1:1 – Masenko (71, głową), 1:2 – Samiec – Talar (76)

ŁKS: Bobek – Dankowski, Mammadov, Gulen, Głowacki (85, Pirulo), Mokrzycki (80. Letniowski), Hoti (74, Louveu), Ramirez, Tejan, Balić (72, Janczukowicz), Młynarczyk (80, Szeliga)

Jedenastu Hansenów może zdobyć mistrzostwo Polski, ale nie uratuje polskiego futbolu!

Kapitana Widzewa – Bartłomieja Pawłowskiego cenię, szanuję i lubię, bo to człowiek i piłkarz z klasą, wokół którego i z którym można zbudować jeszcze lepszy Widzew, ale z jednym nie zgadzam się zupełnie.

Pawłowski przekonuje, że gdyby nie, jego zdaniem, niepotrzebny nikomu przepis o młodzieżowcu, to robiący dziś karierę w Jagiellonii – Kristoffer Hansen nadal grałby z pożytkiem w Łodzi. Niestety, żeby nie narażać Widzewa na finansowe straty trener Janusz Niedźwiedź musiał stawiać na pozycji Norwega na… słabszego od niego młodzieżowca. Dlatego piłkarz musiał sobie znaleźć i szybko znalazł lepsze miejsce do grania, gdzie mógł skutecznie walczyć o podstawowy skład.

Moim zdaniem w słabej polskiej, futbolowej lidze, która z reguły staje się miejscem pracy zagranicznych piłkarzy trzeciego wyboru, gdzie różnice punktowe między walczącymi i tytuł i o spadek nie są punktową przepaścią, nie mówiąc już o umiejętnościach, przepis o młodzieżowcach, to światełko w tunelu, dające nadzieję na lepszą (oj, nie od razu!) przyszłość.

Pokazują się młodzi, zdolni gracze, na razie głównie bramkarze to fakt, którzy dostają szansę i ją lepiej lub gorzej wykorzystują, ale ci najlepsi stają się ważnymi ogniwami swoich ligowych drużyn i młodzieżowych reprezentacji, podnoszą swoje umiejętności i prędzej niż później (albo wcale) stają się piłkarzami pełną gębą. To atut i kapitał, a nie kula u nogi.

Nie ma żadnej satysfakcji z tego, że rozpoczynający mecz samymi obcokrajowcami mistrz Polski, walcząc przez gros czasu z przewagą jednego zawodnika, w końcówce pojedynku, rękami i nogami, symulując faule i częściej leżąc na murawie niż grając, robi wszystko, nie żeby jeszcze bardziej zdominować zmęczonego rywala, ale żeby utrzymać korzystny wynik. Słabe to, nie dające nadziei na lepszą przyszłość polskiej (he!he!) piłki.

Widzew. Taka porażka powinna tylko zintegrować drużynę, bo wstydu nie było, a wręcz przeciwnie!

Piękna seria Widzewa sześciu meczów bez porażki, w tym cztery domowe zwycięstwa z rzędu, została przerwana, ale wstydu nie ma. Drużyna walczyła w dziesięciu za dwóch, ba, miała swoje szanse, fenomenalnie bronił Rafał Gikiewicz. Niestety, wpuścił piłkę po strzale, którego nie mógł obronić.

Czym mnie zaimponowali łodzianie? Dyscypliną taktyczną i konsekwencją. Dopóki starczyło im sił, trzymali odległości w strefie, umiejętnie się asekurując. Czekali na swoją szansę i ją dostali. Szkoda, że Jordi Sanchez (6 goli, 4 asysty) nie cieszył się z kolejnego gola, ale przecież rywale, bądź co bądź mistrzowie Polski, też mają znakomitego golkipera.

To zatem była… budująca porażka, która integruje zespół, a nie rozwala na atomy. Jest team, któremu nie są straszne żadne wyzwania. Czekam, że taką drużyną łodzianie będą w kolejnym meczu – 5 maja o godz. 12.30 zagrają w Grodzisku Wielkopolskim z nieobliczalną Wartą. Rywale ostatnio na tym boisku ograli Stal Mielec 5:2, a hat trickiem popisał się supersnajper i lider poznaniaków – Adam Zrelak. Trzeba będzie na niego wyjątkowo uważać. To nie będzie łatwy mecz. Jesienią w Łodzi Widzew przegrał 0:1.

ŁKS. Nową drużynę trzeba zbudować wokół Daniego Ramireza!

Fot. ŁKS Łódź

ŁKS niestety nie potrafi uczyć się na własnych błędach. Znów z hukiem spada z ekstraklasy. A zaciężna armia najemników okazała się w większości sportowym niewypałem. Nowi zarządzający w klubie, oby mądrzejsi w swych działaniach, zapowiadają kadrową rewolucję. Odejść ma 13 zawodników. Niektórzy są tak oddani Łodzi i ŁKS, że gotowi by byli już teraz, bez oglądania się na cokolwiek, natychmiast ewakuować się z tego okrętu.

Wiem jedno. Wiem, wokół kogo trzeba budować nowy, lepszy ŁKS. Początkowo miałem inne zdanie, ale sezon pokazuje, że się myliłem. Z meczu na mecz na prawdziwego lidera zespołu znów wyrósł Dani Ramirez, który coraz lepiej kieruje poczynaniami zespołu, pokazuje zagrania, których nikt w ekstraklasie by się nie powstydził. I co najważniejsze zostawia serducho na boisku. Widać jak na dłoni, że mu bardzo zależy.

W klubie jest sporo zdolnych dzieciaków, ale sami, nawet z Ramirezem, tego nie pociągną. Potrzebne są inteligentne transfery piłkarzy, którzy przyjdą tu nie na chwilę, tylko na dłużej, mając wspólny cel: zbudowania solidnej drużyny przynajmniej na bezpieczną strefę ekstraklasy.

4 maja o godz. 15 ŁKS podejmie marzący cały czas (coraz mniej realnie) o mistrzostwie Polski, grający ostatnio beznadziejnie – Śląsk Wrocław. Miejmy nadzieję, że ełkaesiacy nie zawiodą swoich kibiców i pokażą faworytowi, gdzie raki zimują. We Wrocławiu górą byli gospodarze (2:1) po golu strzelonym w doliczonym czasie gry!

Widzew przegrał, ale walczył heroicznie. Jak szkoda, że sędzia Raczkowski wypaczył wynik sportowej rywalizacji

Seria sześciu meczów bez porażki, czterech domowych zwycięstw z rzędu się skończyła. Widzew przegrał, ale nikt nie będzie miał o to pretensji, bo walczył w dziesięciu heroicznie. Gdyby mecz prowadził lepszy arbiter, spotkanie mogło mieć innym przebiegł. Futbolowa sprawiedliwość w Polsce jest ślepa, a raczej… nieudolna. Nie sposób zrozumieć dlaczego arbiter Raczkowski nie pokazał drugiej żółtej, czerwonej kartki piłkarzowi Rakowa.

Mecz tak naprawdę zaczął się po kwadransie od…czerwonej kartki. Hanousek się pogubił przy wyprowadzeniu piłki z własnego przedpola i ratując sytuacją brutalnie sfaulował Berggrena. To może się skończyć dyskwalifikacją na kilka spotkań defensywnego pomocnika.

Raków wyczuł swoją szansę. Na szczęście pojedynek sam na sam z Yeboahem wygrał Gikiewicz. Po błędzie Żyryz dystansu do pustej bramki strzelał Koczerhin i co? Nie trafił! Potem wszystko było w rękach Gikiewicza, który dwa razy interweniował bez zarzutu.

Widzew cofał się coraz głębiej i narażał się na groźnie akcje gości. Przy stracie jednego zawodnika brakowało dokładnego rozegrania piłki przy kontrze.

W 44 min szanse powinny się wyrównać. Arbiter Raczkowski popełnił wielki błąd, nie pokazując drugiej żółtej czyli czerwonej kartki Crnacowi po niebezpiecznym dla rywala faulu. Gdzie ten chłop miał oczy?! Wygląda na to, że nieudolni arbitrzy stają się zakałą ligowych rozgrywek!

W drugiej połowie Widzew tylko się bronił, wybijając piłkę z własnego przedpola na uwolnienie, bez próby jej przytrzymania. Za łatwo łodzianie oddawali piłkę rywalom. Ta taktyka mogła przynieść fatalne skutki. Był jednak Gikiewicz, który znakomicie interweniował po główce Crnaca.

Widzew czekał na swoją szansę i się doczekał. Sanchez zabawił się w polu karnym Rakowa z rywalami, strzelił, ale po rykoszecie dobrze interweniował Kovacevic.

Widzew heroicznie bronił się przez ponad godzinę, ale w końcu uległ. Znakomitym strzałem z dystansu popisał się Koczerhin. Bramkarz łodzian był bez szans. Widzew się nie poddawał. Kovacevic świetnie obronił strzał Diliberto. W kolejnej dobrej sytuacji rezerwowy łodzian popisał się wyjątkowym… kiksem. To była meczowa piłka!

Mecz uważnie oglądał z wysokości łódzkiej trybuny były (a może też przyszły?!) trener Rakowa – Papszun.

Był jednym z17 553 kibiców na trybunach.

Widzew – Raków Częstochowa 0:1 (0:0)

1:0 – Koczerhin (81)

Widzew Łódź: Gikiewicz – Szota (89, Milos), Żyro, Ibiza, L. Silva -Alvarez (84, Diliberto), Hanousek, Pawłowski – Cigaņiks (75, Nunes), Sanchez (84, Rondić), Klimek (46, Kun)

ŁKS. Katastrofalne błędy w defensywie. 13 wyjazdowa porażka i praktycznie koniec marzeń o uratowaniu ekstraklasy

Fot. Cyfrasport/ŁKS Łódź

Nomen omen. ŁKS doznał 13 wyjazdowej porażki (19 w sezonie), nie mając wiele do powiedzenia w spotkaniu z rewelacją wiosny – Górnikiem Zabrze. Starał się, to fakt, ale gdy popełnia się katastrofalne błędy w defensywie, to się za nie srogo płaci. I tak ŁKS i osiągnął lepszy wynik niż jesienią u siebie, gdy przegrał 0:5.

Górnik chciał zacząć z wysokiego C, ale stojący tym razem w bramce łodzian Bobek, w 3 minucie spotkania nie dał się zaskoczyć po strzale Rasaka. Gospodarze mieli przewagę, a szczęście łodzian nie mogło wiecznie trwać. Najpierw Czyż wykorzystał fatalne wybicie Dankowskiego, a potem szybki jak wiatr Ennali urządzi sobie slalom gigant między piłkarzami ŁKS i pewnie pokonał Bobka. Gra defensywna łodzian w ekstraklasie to koszmar, co dobitnie potwierdziła pierwsza połowa spotkania. ŁKS miał szanse wyrównać na 1:1, ale po strzale szczupakiem Dankowskiego piłka nie trafiła w światło bramki.

W drugiej połowie Górnik pilnował wyniku, ŁKS próbował coś zmienić. Strzał z dystansu Ramireza obronił Bielica. W dogodnej sytuacji obok słupka główkował Mammadov. Zdało się to psu na budę.

W odpowiedzi pięknym strzałem zza pola karnego popisał się Lukoszek i Górnik powiększył przewagę. Niestety, żaden z łodzian był tak daleko od strzelca, że nie mógł próbować zablokowania uderzenia! ŁKS próbował, starał się i zdobył honorowego gola. Jego autorem był kapitan drużyny – Ramirez. Górnik się zdenerwował i po składnej akcji jeszcze raz cieszył się z bramki. Jeszcze pokazał sią Młynarczyk, ale jego strzał głową obronił Bielica.

Górnik Zabrze – ŁKS 4:1 (2:0)

1:0 – Czyż (25), 2:0 – Ennali (35), 3:0 – Lukoszek (63), 3:1 – Ramirez (83), 4:1 – Filipe Nascimento (90)

ŁKS: Bobek – Dankowski, Mammadov, Gulen, Durmisi – Ramirez, Louveau (80, Ceijas), Hoti (60, Letniowski) – Tejan (73, Janczukowicz), Jurić (60, Młynarczyk), Balić (73, Szeliga)

ŁKS powinien już szukać składu na… pierwszoligowe rozgrywki!

Fot. Radosław Jóźwiak/Cyfrasport

To mógł być zupełnie inny mecz, znów wypaczyli go sędziowie, w tym szczególnie ci obsługujący VAR. Jak pokazała czarno na białym sędziowska analiza w Canal Plus zanim doszło w Łodzi w pojedynku ŁKS – Lech (2:3) do dramatycznej końcówki, arbiter Sylwestrzak powinien podyktować rzut karny dla poznaniaków za faul Mammedova oraz pokazać czerwoną kartkę dla gracza Lecha za bezpardonowy i niebezpieczny faul na Janczukowiczu.

Co by było gdyby… Trudno powiedzieć, ale w sytuacji, gdy zespół walczy ze wszystkich sił o ligowe życie, sędziowie powinni być tip top! Tymczasem to, co wyprawiają ekstraklasowi, podobno, arbitrzy niestety dalekie jest od ekstraklasowego poziomu!

Wracając do meczu, był on o futbolowe niebo lepszy niż tzw. hitowe starcie Legii ze Śląskiem (0:0). ŁKS nie musiał, nie powinien go przegrać, bo miał więcej z gry i dyktował warunki przez większą część spotkania. Fantazja w graniu pchała zespół do przodu, ale niestety przynosiła wyjątkowo mało konkretów. Za dużo było w decydujących momentach chaosu, brakowało dokładnego ostatniego podania, jak i zachowania zimniej krwi pod bramką. Z drugiej strony juniorska niefrasobliwość w grze defensywnej, która sprawiła, że drużyna straciła w meczu swojej dominacji aż trzy bramki, jest irytująca, ba momentami zatrważająca.

Uratowanie się przed spadkiem wydaje się niemożliwe. Pytanie zatem, czy w końcówce rozgrywek ŁKS powinien szukać składu na… I-ligowe rozgrywki?! Na pewno nie wystąpi lider zespołu – Dani Ramirez, który opuścił szpital, a po szczegółowych badaniach zapadną decyzje, kiedy wróci do treningu. Według zapowiedzi bossów klubu jest możliwe, że po sezonie z drużyną pożegna się aż… 13 piłkarzy.

Łodzianom do bezpiecznej strefy brakuje aż 10 punktów. Do zakończenia zmagań tylko pięć kolejek! 27 kwietnia o godz. 15 łodzianie zagrają w Zabrzu z rewelacyjnym Górnikiem, gdzie Jan Urban pokazuje, jak można stosunkowo niewielkimi kosztami stworzyć dobrą drużynę, która może mocno zamieszać w czołówce. Przypomnijmy smutną prawdę z jesieni. Łodzianie na własnym boisku przegrali z zabrzanami 0:5.

Lukas Podolski, zniesmaczony pseudoaktorskimi popisami futbolowych asów, powinien zobaczyć mecz… rugby!

Legenda światowego futbolu – Lukas Podolski, który rozdaje nie tylko sportowe karty w Zabrzu, był na meczu… piłki ręcznej. I oto co powiedział po spotkaniu dla Polsat Sport: – Czasami jak widać u nas w PKO Ekstraklasie to po lekkim faulu zawodnicy leżą i udają. Tu jest dyscyplina, twardo się gra, respekt jest i bardzo fajna gra.

Szkoda, że w Zabrzu nie grają w rugby. Gdyby Poldi poszedł na taki mecz, nawet w polskiej ekstralidze, to by zobaczył, co to jest sportowa, męska walka, bez cyrku, płaczu, padlino, zwijania się z bólu i pseudoaktorskich wygłupów futbolowych asów.

Fot. Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

Ludzi z inklinacjami do beznadziejnych popisów w rugby tępi się w zarodku.

Pamiętam dobrze takie sytuacje z rugbowych boisk. Pytam jednego z łódzkich zawodników po spotkaniu: Spuchły panu mocno palce u ręki, może są złamane? – To nic – odpowiedział niezrażony. – Owinie się dobrze bandażem i będzie można grać. Wszak czeka nas za tydzień wyjątkowo trudny i ważny mecz.

Pytam innego gracza po bardzo ważnym, dającym medal meczu. – Znakomicie pan rozegrał punktową akcję. Jak pan to zrobił? – Nie wiem – odpowiedział szczerze. – Dostałem mocne uderzenie, na moment mnie zamroczyło, ciemno zrobiło mi się przed oczami, ale instynkt podpowiedział, co mam zrobić, do kogo podać. I to się udało. Najważniejsze, że były punkty i że wygraliśmy!

Jeśli zwycięska passa będzie trwać, to trzeba myśleć odważnie. Czy Widzew stać na walkę o ścisłą ligową czołówkę!?

Jordi Sanchez Fot. Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

W końcówce historycznego meczu, który obserwowało ponad 50 tysięcy widzów Widzew urządził sobie wakacyjną plażę – luz, blues, w niebie same dziury, czy się stoi czy się leży zwycięstwo nam się należy. Zdyscyplinowani łodzianie przez 75 minut dominowali i kontrolowali przebieg pojedynku z Ruchem (3:2), ale potem nic nie rządziło. Było radosne granie, które w ostatniej akcji spotkania mogło skończyć się remisem. Mówiąc łagodnie, rezerwowi tym razem nie byli wartością dodaną. Tylko powiększyli boiskowy chaos.

Spotkanie pokazało, że cała ofensywna siła Widzewa opiera się na dyspozycji Pawłowskiego i Alvareza. Pierwszy był prawdziwym liderem drużyny i w dużej mierze dzięki niemu Widzew odniósł 12 zwycięstwo. Alvarez, jak zwykle był bardzo energetyczny, ale tym razem mocno chaotyczny, co nie sprzyjało konstruowaniu groźnych akcji. Dobrze, że znów wielki impet w grze i determinację prezentował Sanchez. Swoim wyjątkowo aktywnym i skutecznym stylem gry bezwzględnie zasłużył sobie na nowy kontrakt!

W każdym razie Widzew zanotował szósty mecz bez porażki i moim zdaniem jest faworytem kolejnego pojedynku z pogrążonym w chaosie mistrzem Polski – Rakowem Częstochowa (jesienią 1:1). Rywale przegrali z Górnikiem 0:1 i to kolejne sportowe rozczarowanie. Czy w Częstochowie przełknął kolejne, gdy lepsi okażą się łodzianie? Spotkanie 28 kwietnia o godz. 20 w Łodzi.

Paradoksalnie Widzew może jeszcze grać o bardzo dużą stawkę. Ma dziewięć punktów straty do podium, sześć do czwartego miejsca i jeśli passa zwycięstw będzie trwać, przy niemocy wielkich konkurentów, to kto wie, jak daleko zajdzie.

« Older posts Newer posts »

© 2025 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑