Rezerwowy Pafka

Tag: łks stokowiec (Page 1 of 2)

Po derbowej klęsce. Jacek Bogusiak – legenda klubu: Jeszcze więcej dyrektorów, menedżerów. Kto wybiera i kupuje piłkarzy dla ŁKS?

Słaby, a potem z każdą upływającą minutą słabiutki, słabiusieńki ŁKS przegrał, dodam od razu, że jak najbardziej zasłużenie, najważniejszy mecz w rundzie czyli derby Łodzi, to jego 14 słownie czternasta porażka w ekstraklasie i ma już 11 punktów straty do bezpiecznego miejsca w tabeli. Uratowanie się przed degradacją byłoby futbolowym cudem.

Dramatyczne (a przy tym nie pozbawione racji) wyznanie Jacka Bogusiaka – legendy ŁKS, człowieka, który dla klubu zrobił w życiu kilka razy więcej niż wszyscy ludzie dzisiaj w nim obecni:

EŁKAESIACY. Doktor miał rację. Zabronił mi iść na mecz. Moje serce odpada. Jeszcze więcej dyrektorów, menedżerów. Kto wybiera i kupuje piłkarzy dla ŁKS? Pozdrawiam

Jacek Bogusiak.

Trener ŁKS Piotr Stokowiec: Pierwsza połowa w naszym wykonaniu wyglądała przyzwoicie. Druga połowa była słaba i czuję się za to odpowiedzialny. Nastroje są fatalne. potrzebny nam jest jakiś konkret w postaci wyniku, bo mam wrażenie, że zawodnicy boją się uderzyć i wchodzić w pojedynki. Brakuje nam pewności i zdecydowania – musimy to poprawić

Onet: Fani gospodarzy po meczu żądali od zawodników klubu z Alei Unii Lubelskiej oddania koszulek. Zrobiła to tylko część piłkarzy, reszta odwróciła się plecami i odeszła. Istnieje niemałe prawdopodobieństwo, że gracze po prostu nie zrozumieli kibiców. W wyjściowym składzie oprócz Polaków grali przedstawiciele takich krajów jak Austria, Azerbejdżan, Dania, Francja, Hiszpania, Holandia, a w drugiej połowie na boisko wchodzili Argentyńczyk, Bośniak czy Kosowianin.

Przed spotkaniem do wymiany proporczyków nie doszło. Kapitanowie Bartłomiej Pawłowski i Bartosz Szeliga trzymali cały czas proporczyki, które w ich klubach przygotowano na derby.

P o meczu Dani Ramirez pokazał jednemu z kibiców środkowy palec.”Gest był skierowany w stronę Hiszpana z trybun, który wulgarnie obrażał mnie w moim języku i zdecydowanie nie był kibicem ŁKS-u. Nie powinienem reagować, ale niestety emocje we mnie wzięły górę. Przepraszam, że musieliście to zobaczyć” – napisał zawodnik.

ŁKS. Tragiczna ligowa jesień. Tylko wiosenny cud może uratować ekstraklasowy byt!

Fot. Cyfrasport/ŁKS Łódź

ŁKS zaliczył tragiczną futbolową jesień, która stawia klub pod ekstraklasową ścianą. Powiedzmy szczerze, tylko cud czyli narodziny nowej ekipy Rycerzy Wiosny, mógłby ocalić ligowy byt.

Trener Piotr Stokowiec, który miał zbudować w drużynie nową jakość, co najwyżej okazał się średniej klasy motywatorem. Mówił, że trzeba wkładać dużo pracy, zagrać dwie dobre połowy meczu (he!he!he!), być zmobilizowanym, skoncentrowanym, pewnym swoich zachowań na boisku. I co? I mieszanie składem praktycznie nic nie dało. Łodzianie grali słabo, popełniali juniorskie błędy, jak w ostatnim meczu Piotr Głowacki, tracili punkt za punktem. Nie dziwi zatem fakt, że za kadencji Piotra Stokowca drużyna nie odniosła żadnego ligowego zwycięstwa, a w wielu, wielu meczach była od niego daleko, bardzo daleko.

Okazało się czarno na białym, że letnie transfery zamiast wzmocnić drużynę w praktyce ją… osłabiły. Gdy dyscyplina taktyczna, jak w spotkaniu z Ruchem, miała podnieść jakość grania, to okazywało się, że piłkarze ŁKS nie mogą na sobie do końca polegać. Futbolowy klops doprowadził do straty bramki i tym samym zwycięstwo wymknęło się z rąk.

Nadal nie mogę tego pojąć, jak najlepszy zawodnik drużyny rezerw i jej kapitan Oskar Koprowski, awansował tylko na ławkę rezerwowych pierwszej drużyny. Po boisku biegali słabsi od niego piłkarze. Cóż, takie a nie inne były wybory trenera.

Nie mogło się udać, skoro najlepszym z nowych graczy okazał się doskonale już znany i sprawdzony, dwojący się i trojący, starający się naprawiać popełniane przez kolegów błędy pomocnik Michał Mokrzycki. Dobre momenty zaliczali bramkarz Aleksander Bobek i napastnik Kay Tejan, a tak naprawdę kadrowe pozytywy pokazały się na sam koniec jesiennych zmagań. Okazało się, że spory potencjał mają walczący bez kompleksów, a momentami skutecznie, młodzieżowcy Antoni Młynarczyk i Jędrzej Zając.

Ciekaw jestem, czy po ostatnim spotkaniu, człowiek, który włoży w ŁKS 5 milionów złotych, czyli Dariusz Melon nadal uważa, że ekstraklasa nie jest jeszcze stracona…

Remis ŁKS jak porażka. Ten podział punktów to gwóźdź do ekstraklasowej trumny?!

ŁKS stoczył kolejny mecz o ligowe życie z innym beniaminkiem – Ruchem Chorzów, z którym w pierwszej rundzie przegrał 0:2. Niestety, nie wygrał go. Podział punktów wydaje się gwoździem do ligowej trumny dla obu drużyn. Łodzianie wygrali w lidze ostatni mecz, tak to nie omyłka… 20 sierpnia. No, po prostu ekstraklasowa tragedia. Trener Stokowiec po objęciu ŁKS jeszcze nie zanotował zwycięstwa. Rodzi się zatem oczywiste pytanie: po co i komu potrzebna była szkoleniowa zmiana?!

Już w pierwszej akcji meczu ŁKS mógł prowadzić, ale w dogodnej sytuacji kapitan Mokrzycki przestrzelił. W odpowiedzi niezwykle udana, ofiarna interwencja Flisa po strzale Monety. Trzecia sytuacja przyniosła gola. Tejan odebrał piłkę Podstawskiemu, piłka trafiła do Hotiego, który pięknym strzałem w róg zza pola karnego dał łodzianom prowadzenie. Zasłużone, bo do przerwy ŁKS był lepszym zespołem.

Ruch, co zrozumiałe, od pierwszej minuty drugiej połowy starał się odrobić straty. Zepchnął gospodarzy pod własną bramkę. W dogodnej sytuacji na granicy samobója ratował łodzian Gulen. Arbiter Jakubik chciał podyktować rzut karny dla Ruchu, ale po analizie VAR go i słusznie sędzia go anulował, bo nie było faulu Hotiego w polu karnym. W tej sytuacji ŁKS miał szczęście, w kolejnej już nie. Głowacki za łatwo dał się uprzedzić Szurowi i obrońca Ruchu doprowadził do wyrównania. Niestety, obrońca nie po raz pierwszy popełnia błędy w kryciu. Wielkie rozczarowanie.

ŁKS – Ruch Chorzów 1:1 (1:0)

1:0 – Hoti (32), 1:1 – Szur (88, głową)

ŁKS: Bobek – Szeliga, Gulen, Flis, Głowacki – Ramirez (71, Młynarczyk), Mokrzycki (84, Małachowski), Louveau, Hoti (85, Lorenc), Zając (61, Pirulo) – Tejan (71, Jurić)

Wojciech Kowalczyk sugeruje: Kazimierz Moskal coraz bliżej powrotu do ŁKS. To najlepszy sposób na przełamanie kryzysu sportowego i wizerunkowego?!

Miał być wzlot jest spektakularny upadek. Zapowiadało się, że idą lepsze czasy dla ŁKS. Znający języki dyrektor sportowy miał zapewnić lepszą ligową kadrę na ekstraklasę, nowy sponsor z Włoch kasę, pozwalającą myśleć o robieniu kroków do przodu.

I co? I nic z tego nie wyszło. Jasne, nie można było amerykańskiemu Włochowi oddać klubu za czapkę gruszek, nie mając pewności, że zna się na prowadzeniu tego interesu.

Można jednak było postarać się o zbudowanie lepszej drużyny. Tymczasem letnie transfery to po prostu klęska. Nowi piłkarze zamiast pchać drużynę w górę, ciągną ją w dół. Na nic nie zda się tu przekonanie Janusza Dziedzica, że sprowadził graczy o odpowiednich umiejętnościach, bo ligowe życie tego nie potwierdza.

Zdjęcia lkslodz.pl

Wojciech Kowalczyk: Kazimierz Moskal coraz bliżej powrotu do ŁKS. Nie dziwię się temu wpisowi byłego świetnego piłkarza. Nowy trener miał pchnąć ŁKS na nowe, lepsze tory, tymczasem tylko pogłębił kryzys. Bilans Piotra Stokowca w ŁKS jest, mówiąc wprost, beznadziejny: 0 zwycięstw, jeden remis, pięć porażek.

Nie da się ukryć, że zapracował sobie na niego na własne życzenie. Wygląda to bowiem tak, jakby cały czas dokonywał przeglądu słabej ligowej kadry. Nie ma mowy o stabilizacji. W każdym meczu na boisku wybiegała inna jedenastka. Każda miała kilka lepszych chwil i moc tych – niegodnych ekstraklasy. Mieszanie niczym w kotle czarownic doprowadziło do tego, że w spotkaniu z Zagłębiem my kibice mogliśmy dziękować opatrzności, Aleksandrowi Bobkowi, że nie skończyło się na kolejnej kompromitacji i stracie pięciu, a może nawet siedmiu bramek.

Drużynie oczywiście, jak świeżego powietrza, potrzeba punktów, ale też kadrowej stabilizacji. Zapewnienia przed meczem, że robimy kroki do przodu, widać postęp, a po kolejnym rozczarowaniu, że się nie poddajemy, walczymy dalej, nie są warte funta kłaków.

Szlag człowieka (z Łodzi) trafia, gdy widzi, co może pokazać w ekstraklasie przygotowany do gry, mający swoje wypracowane sposoby na zdobywanie bramek, beniaminek. Puszcza Niepołomice pokonała Górnika Zabrze, odniosła drugie zwycięstwo z rzędu i ma na koncie dwa razy więcej punktów od łodzian. Przypomnijmy, że w minionych I-ligowych rozgrywkach na ich koniec najlepszy ŁKS zdobył o osiem punktów więcej od piątej Puszczy. Teraz widać czarno na białym, kto tych kilku miesięcy, które minęły od tych wydarzeń, po prostu nie przespał!

ŁKS kontra Zagłębie Lubin. Dla łodzian teraz każdy ligowy mecz jest meczem o wszystko!

Dla ŁKS niestety na własne życzenie nie ma już taryfy ulgowej. Każdy kolejny ligowy mecz jest meczem o wszystko czyli o zachowanie ligowego statusu i o nadzieję na kolejne ekstraklasowe miliony, które uratują klubowy budżet.

Trener Piotr Stokowiec zdobył pierwszy punkt z ŁKS, po jednym z najbardziej emocjonujących spotkań rundy. Od 0:3 do 3:3 z Piastem daje nadzieję na restet? Sam chciałbym to wiedzieć. Przekonamy się na własne oczy już w piątek, gdy łodzianie o godz. 18 na stadionie im. Władysława Króla podejmą Zagłębie Lubin.

Krótko – statystyki, które oczywiście nie grają, ale są ciekawe: Zagłębie na wyjeździe – dwa zwycięstwa, pięć porażek, zero remisów, bramki 7-17. ŁKS u siebie: dwa zwycięstwa, dwa remisy i trzy porażki, bramki 8 – 15, ŁKS wygrał ostatni raz, gdy jeszcze była pełnia lata… 20 sierpnia z Pogonią 1:0.

Zdjęcia: Cyfrasport/ŁKS Łódź

Ligowa kadra łodzian się powiększyła. Do treningu powrócili: Pirulo, Nacho Monsalve, Anton Fase, Piotr Janczukowicz, Dawid Arndt, Adrian Małachowski oraz Grzegorz Glapka. Jakub Letniowski, rozpoczął rehabilitację. Kadra może się jednak szybko uszczuplić, bo uważać muszą Dani Ramirez, Engjell Hoti, Adrien Louveau, Adam Marciniak, Kamil Dankowski, którzy ujrzeli już trzy żółte kartki.

W Łodzi kadra się powiększyła, w Lubinie zmniejszyła, o bramkarza Sokratisa Dioudisa, zawieszonego na sześć spotkań za wywołanie burdy z Jordi Sanchezem, gdy widzewiacy strzelili Zagłębiu gola w doliczonym czasie gry (1:1). Czy pierwszym bramkarzem w pojedynku w Łodzi będzie Jasmin Burić, który rozegrał 163 mecze w ekstraklasie, dwa razy zdobył mistrzostwo i dwa razy superpuchar z Lechem?

ŁKS oczywiście powinien szukać słabych punktów w jedenastce rywali, ale przede wszystkim skupić się na sobie i nie pozwolić, żeby znów przytrafiły się mu tak beznadziejne 45 minuty, jak w spotkaniu z Piastem!

ŁKS ma coraz trudniej. Wszystko się wali i jak tu się podnieść z kolan. Wpadka goni wpadkę, a nawet aferę

Pierwsza drużyna ŁKS przegrała mecz z liderem – Śląskiem (1:2) w szóstej minucie doliczonego czasu gry. Co z tego, że łodzianie zrobili kroczek do przodu, zagrali lepiej niż ostatnio, skoro po raz ósmy kończyli wyjazdowy mecz na tarczy, jedenasty w sezonie! Przy straconych golach popełnili błędy w kryciu niegodne juniorów. Faktem jest, że jakby powoli, powolutku odradzał się Dani Ramirez, który przeprowadził bramkową akcję w swoim dawnym, dobrym stylu. Nie da się ukryć, że ambicji i woli walki łodzianom nie brakowało. Sęk w tym, że dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane i w ten sposób nie da się nawet marzyć o uratowaniu ekstraklasy.

Trener Piotr Stokowiec nadal niestety musi… szukać optymalnej jedenastki i ustawienia, aby wreszcie mógł zapisać w swoim CV pierwsze punkty (czy punkt) zdobyte w ŁKS. Z drugiej strony ciągłe grzebanie w składzie prowadzi raczej bardziej do jego anarchizacji niż stabilizacji.

Zdjęcia: Łukasz Grochala/Cyfrasport/ŁKS Łódź

11 listopada o godz. 15 ŁKS podejmie mistrza ligowych remisów – Piast Gliwice. 10 spotkań rywali (w tym ostatnie z Koroną) zakończyło się wynikiem nierozstrzygniętym. Łodzianie pod tym względem są daleko w tyle, grając zdecydowanie bardziej bezkompromisowo, zremisowali tylko jedno spotkanie.

Są ligowe kłopoty, jest wielki kłopot z… kadrowiczem. Afera alkoholowa w kadrze U 17 sprawiła, że z Japonii w trybie pilnym wrócił wyrzucony z reprezentacji, wraz z trzema swoimi kompanami piłkarz ŁKS. To kolejna plama na wizerunku klubu. Oby było ich już jak najmniej, a najlepiej jakby wcale ich już nie było!

Trener ŁKS – Piotr Stokowiec: – Wierzę, że pucharowy mecz z Rakowem to pozytywny zwrot i że jeszcze 17 grudnia będziemy żałowali, że ta liga się kończy tak szybko

Fot. lkslodz.pl

Przed ligowym meczem we Wrocławiu zdaniem trenera Piotra Stokowca powiało optymizmem. Nie da się jednak ukryć, że pod wodzą nowego szkoleniowca ŁKS przegrał wszystkie spotkania. Skoncentrujmy się jednak na ostatnim pucharowym meczu, honorowo przegranym po 120 minutach walki z Rakowem Częstochowa 0:2.

Piotr Stokowiec: – Szkoda, że nie udało nam się do końca sprawić niespodzianki i że rzuty karne nie rozstrzygnęły tego spotkania. Na pewno chcemy innego ŁKS i na pewno widziałem pozytywy, już w meczu z Górnikiem. Taką zdeterminowaną drużynę, grającą z poświęceniem, jak w spotkaniu z Rakowem, chciałbym widzieć we Wrocławiu. Wierzę, że to jest takie przełomowe spotkanie. Tego też potrzebowaliśmy, takiej determinacji, takiego zjednoczenia i myślę, że to będzie dobry fundament do tego, żeby iść dalej. 

Myślę, że porażka z Górnikiem 0:5, to było jak taka rana posypana solą. Ona za szybko się nie zagoi, ale może to i dobrze. To boli, bardzo boli i długo o tym nie zapomnimy i może tego nam trzeba. Po pucharowym meczu podziękowałem chłopakom i powiedziałem, że wierzę, że to zwrot dla nas i że jeszcze 17 grudnia będziemy żałowali, że ta liga się kończy tak szybko. Wierzę w to, że tak będzie. 

Myślę, że do Wrocławia nie jedziemy z duszą na ramieniu. My jedziemy wygrać mecz. Mam swoje spostrzeżenia i na pewno wybiorę skład taki, który będzie tam gryzł trawę i nie odpuścimy ani jednej minuty i ani jednego kawałka murawy. Robimy małe kroki, okaże się w niedzielę jaki potencjał miał ten pucharowy mecz i ile on nam dał. Myślę, że to jest dopiero taka wyjściowa baza.

W niedzielę o o godz. 12.30 ŁKS zagra ligowy mecz ze Śląskiem we Wrocławiu. Rywal jest liderem tabeli, ŁKS jej outsiderem, zdobył o… 20 punktów mniej od rywali. Na wyjeździe przegrał wszystkie siedem spotkań, strzelił tylko dwie bramki.

ŁKS. Pucharowego wstydu nie było. Jak by się potoczył ten mecz, gdyby nie czerwona kartka Janczukowicza?!

Fot. Cyfrasport/ŁKS Łódź

ŁKS przegrał pucharowy mecz z mistrzem Polski, ale wstydu nie było. Łodzianie walczyli za dwóch, byli zdyscyplinowani taktycznie w defensywie, fakt że bez wielkich atutów ofensywnych, ale gdyby nie niepotrzebna i mocno kontrowersyjna druga żółta czyli czerwona kartka po akcji Janczukowicza, pojedynek mógł się skończyć na rzutach karnych. Ostatecznie, to Raków wygrał i walczy dalej. Łodzianie mogą wszystkie siły i środki skoncentrować na walce o ligowy byt.

Trener Stokowiec znów pomieszał składem, niczym w kotle czarownic, stawiając w spotkaniu Pucharu Polski m.in. na piłkarzy, którzy w ostatnich chwili trafili do ŁKS. Nie stracił miejsca kapitan Marciniak, choć fatalnie (nie tylko on!) zagrał w ostatnim ligowym spotkaniu. W sumie nastąpiło osiem zmian w wyjściowej jedenastce – rewolucja! Dla łódzkiego szkoleniowca pucharowy bój to był taki poligon doświadczalny przed ligowymi spotkaniami. W drużynie rywali wyszła na boisko mocna jedenastka (trzy zmiany w porównaniu z ligą), bo Raków traktuje puchar niezwykle poważnie.

Z trybun obserwował spotkanie… Sobociński, który wrócił z USA. Czy znów zostanie piłkarzem ŁKS?!

Powiedzmy o plusach, bo one są najważniejsze. ŁKS ma bramkarzy na wysokim poziomie, bo Arndt nie jest gorszym golkiperem od Bobka. Monsalve okazał się superrezerwowym, interweniował skutecznie i pewnie w wielu zapalnych momentach. Tejan, choć nadal nie wykorzystuje dogodnych sytuacji, to nie boi się nikogo, walczy skutecznie za dwóch, potrafi absorbować rywali i gdyby miał z kim grać, to efekt jego wysiłków byłby większy. Hoti rozkręcał się z każdą minutą, ale i jemu brakowało partnerów do grania. A poza tym zbyt często w grze obronnej fauluje, co grozi kolejnymi kartkami. Warto ze smutkiem zauważyć, że mecz obserwowało tylko 3021 widzów.

Teraz przed ŁKS kolejne wielkie, tym razem ligowe, wyzwanie. Łodzianie o godz. 12.30 rozpoczną we Wrocławiu mecz z liderem – Śląskiem, który zdobył o… 20 punktów więcej od ŁKS!

1/16 finału Fortuna Pucharu Polski

ŁKS – Raków Częstochowa 0:2 (po dogrywce)

0:1 – Koczerhin (109), 0:2 – Ledereman (120)

Czerwona kartka: Piotr Janczukowicz (100. minuta, ŁKS, za drugą żółtą).

ŁKS: Arndt – Szeliga, Gulen, Marciniak (46, Monsalve), Tutyskinas (58, Dankowski), Małachowski, Hoti, Loveuau (46, Lorenc), Glapka, Tejan (75, Janczukowicz), Fase (76, Ramirez)

ŁKS. Co będzie dalej? To jest pytanie na, które w tej chwili trudno znaleźć optymistyczną odpowiedź

Zdjęcia Łukasz Grochala/Cyfrasport/ŁKS Łódź

Nowy trener ŁKS – Piotr Stokowiec chyba zapomniał, że drużyna piłkarska to nie są klocki układane przez 3-letnie dziecko, które w każdej chwili może zburzyć swoją konstrukcję i zacząć budować od nowa. Szkoleniowiec wymieszał wszystko niczym w kotle czarownic i co mu wyszło? Wielkie nic albo… jeszcze gorzej.

Postawienie w pojedynku, który niestety przejdzie do niechlubnej historii klubu (0:5 z Górnikiem!!!) na defensywnych pomocników i obrońców oraz dwóch napastników, którzy mieli skutecznie… bronić, a w całym meczu nie oddali jednego celnego strzału, to pomysły, które okazały się niewarte funta kłaków i doprowadziły do katastrofy – klęski na własnym boisku i wielkim ligowym wstydzie na całą Polskę.

Wiadomo nie od dziś, że drużynę zaczyna się budować od defensywy, ale też nie zmienia się jej w każdym ligowym pojedynku, bo to tylko wywołuje chaos i kompletną sportową destrukcję.

Tak stało się z ŁKS z nowym ambitnym szkoleniowcem, który kombinuje, ile może, ale na razie ma mocno pod stromą ligową górę. Moim zdaniem, zamiast pozbywać się trenera Kazimierza Moskala, który mając wsparcie działaczy, mógł to spokojnie, sensownie poukładać, trzeba było raczej podziękować dyrektorowi sportowemu Januszowi Dziedzicowi, który plecie futbolowe androny o mocy przeprowadzonych przez siebie transferów, a nie widzi, że w tym względzie popełniał błąd za błędem.

Porażające jest to, co mówi kapitan drużyny Adam Marciniak, że drużyna nie dorosła do ekstraklasy. Działacze nie pomogli, a wręcz przyłożyli rękę do tej sportowej klapy, bo transfery zamiast ją wzmocnić, mocno osłabiły.

Co będzie dalej, aż boję się myśleć. Przeraża mnie fakt, że 5 listopada o godz. 12.30 ŁKS zagra ligowy mecz we Wrocławiu ze Śląskiem, w którym znakomicie dzielą i rządzą trener Jacek Magiera i świetny piłkarz, kapitan Erik Exposito, który sam strzelił cztery bramki więcej (11) od całej drużyny ŁKS! Wcześniej, bo już 2 listopada o godz. 18 łodzianie w meczu Pucharu Polski podejmą mistrza Polski – Raków Częstochowa (transmisja Polsat Sport).

ŁKS. Kompromitująca, ligowa klęska. Pięć straconych goli, dziesiąta porażka, czwarta pod rząd i łodzianie są nad ligową przepaścią, a może już w nią wpadli i nic i nikt ich nie uratuje!

ŁKS zmienił trenera, ten pomieszał składem, a tak jakby się nic nie zmieniło, ba jest coraz gorzej, wręcz kompromitująco. Łodzianie, jak byli, tak są, futbolowym chłopcem do bicia. Teraz nie tracą jednej czy dwóch bramek, tylko do razu pięć! Spisują się coraz słabiej, popełniając momentami żenujące błędy, niegodne ekstraklasy. Nic dziwnego, że po prostu zostali znokautowani przez rywala z Zabrza. Doznali żenującej dziesiątej porażki w sezonie, czwartej z rzędu, trzeciej na własnym boisku. Byli znów po prostu bezradni. Nie potrafili choć raz celnie strzelić na bramkę!

ŁKS musiał w bardzo ważnym meczu z Górnikiem zagrać bez swojego najlepszego zawodnika z pola – wykartkowanego Mokrzyckiego i skutki tej absencji były opłakane…

Łodzianie zaczęli niby ciekawie. Zaatakowali, grali odważnie, agresywnie, strzelali (niecelnie). Najbliższy zdobycia gola w 28 min był Ramirez. Niestety, w trudnej pozycji z kilku metrów posłał piłkę obok słupka.

Co z tego, że ŁKS atakował, skoro cała para szła w gwizdek. Napastnicy byli bardziej… obrońcami, niż atakującymi, nie było zatem celnego strzału na bramkę. Za to kuriozalne dośrodkowanie – strzał Siplaka wylądowało za plecami Bobka, ku rozpaczy łodzian, w siatce! – To był przypadek – przyznał autor gola.

W 52 min powinno być 0:2, po trampkarskim błędzie Marciniaka i niecelnym uderzeniu w sytuacji sam na sam Krawczyka. Potem słupek ratował łodzian po rzucie wolny. Niestety, w kolejnej akcji Marciniak sfaulował w polu karnym Musiolika, który przed chwilą wszedł na boisko. Jedenastkę wykorzystał Jokota. Górnik atakował, ŁKS stał się chłopcem do bicia. Nie biegał, nie krył, niem miał ochoty do dalszej gry- Nic dziwnego, że stracił kolejne gole! Ostatecznie stracił ich pięć, a mógł jeszcze więcej. No, po prostu nokaut i czarna rozpacz. Tak źle w ekstraklasie nie grał nikt od lat!

ŁKS – Górnik Zabrze 0:5 (0:1)

0:1 – Siplak (42), 0:2 – Jokota (65, karny), 0:3 – Szcześniak (75), 0:4 – Rasak (80), 0:5 – Jokota (82)

ŁKS: Bobek – Szeliga, Monsalve, Marciniak, Flis – Ramirez (67, Pirulo, 80, Łabędzki), Dankowski, Louveau (60, Hoti), Głowacki – Janczukowicz (80, Śliwa), Jurić (67, Tejan)

« Older posts

© 2024 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑