Rezerwowy Pafka

Tag: widzew śląsk (Page 1 of 2)

Widzewskie gry i zabawy godne… przedszkolaków sprawiły, że wiosną zespół będzie bronić się przed spadkiem!

Dawno nie było aż tak źle. Widzew zagrał ze słabeuszem taki mecz, że po prostu żal było patrzeć. Bo, po prostu nie miał nic do powiedzenia. A mógł przegrać jeszcze wyżej. Skoro najlepszym graczem z pola był wolniejszy niż ustawa przewiduje i słabnący z minuty na minutą Kerk, to o czym tu mówić. Widzewskie gry i zabawy w towarzyskiego, przy okazji też transferowego chowanego, przypominające dąsania się przedszkolaków, doprowadziły do tego, do czego musiały doprowadzić.

Widzew stał się ligowym słabeuszem, który wiosną może bronić przed spadkiem i tyle, bo na nic więcej nie będzie go stać. Powiedzmy wprost: o uratowanie ekstraklasy może być bardzo, bardzo trudno, jeśli nie doczekamy się pozytywnego impulsu, którym mogą być, jakże spóźnione i niepewne, a tak potrzebne transfery. Jeżeli miano je w planach, to dlaczego czekano tak długo, aż wszystko znajdzie się na ostrzu noża? Ktoś komuś chciał coś udowodnić, zagrać na nosie, pokazać, że ten ktoś jest be i się nie nadaje? Jeżeli rzeczywiście takie były motywy działania, to ten ktoś, dla dobra klubu, powinien natychmiast pożegnać się z posadą!

Skupienie się działaczy na pilnowaniu kasy, co bez wątpienia przyniosło finansowy sukces, okazało się błędem, bo to nie zakład przemysłowy, tylko klub futbolowy, gdzie sprawą nadrzędną jest stworzenie zespołu, który zapewni wynik nie przynoszący wstydu wiernym kibicom. Teraz każdy, no może jak zwykle poza dyrektorem sportowym, bije się w pierś, posypuje głowę popiołem, tylko to samobiczowanie nic nie da. Trzeba błyskawicznie wziąć się w garść, stanąć (nawet chwiejnie, ale zawsze) na nogach i spróbować powalczyć z kolejnym rywalem, którym będzie Pogoń Szczecin (22 lutego, godz. 17.30 w Łodzi).

Śląsk Wrocław – Widzew 3:0 (1:0)

1:0 – Samiec-Talar (4), 2:0 – Silva (59, samobójcza), 3:0 – Żukowski (77)

czerwona kartka: Paweł Kwiatkowski (63 min, Widzew, za drugą żółtą).

Widzew: Gikiewicz – Kwiatkowski, Żyro, Silva, Kozlovsky – Shehu, Hanousek (62, Gryzio) – Sypek, Kerk, Łukowski (62, Stachowicz) – Sobol (85, Gong)

Nowy ligowy Widzew to wielka szansa dla Saida Hamulicia i młodych, ambitnych piłkarzy

Fot. widzew.com

Kto stoi w miejscu ten się cofa. I tak niestety przynajmniej na razie wygląda Widzew na tle ekstraklasowej rzeczywistości. Widać jak na na dłoni, że drużynie potrzebny jest transferowy impuls, który pozwoli zrobić kolejny sportowy krok do przodu. A zatem czekamy, czekamy…

Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Spotkanie z Cracovią pokazało jak bardzo chce się pokazać z dobrej strony Said Hamulić. Gdy zyskał zaufanie trenera okazało się, że odwagi, przebojowości, ambicji i umiejętności mu nie brakuje. Może wkrótce stać się wartością dodaną Widzewa.

Zespół miał z tym kłopot – promowaniem młodych, ciekawych zawodników. Teraz jest do tego zmuszony z konieczności (ubogość kadry – kontuzje, brak transferów). I… Okazało się, że młodzi są w stanie dać radę. Z dobrej strony, pokazując kilka ciekawych zagrań pokazał sią 17-letni Nikodem Stachowicz.

Za nim pójdą inni? Oby! Była porażka, był remis, teraz czekamy na pierwsze ligowe zwycięstwo tej wiosny. 15 lutego o godz. 14.45 łodzianie zagrają we Wrocławiu z outsiderem – Śląskiem. Rywale nie tracą jeszcze nadziei na utrzymanie, zatem łatwo skóry nie sprzedadzą, ale na pewno Widzew jest w stanie odnieść trzecie wyjazdowe zwycięstwo. Łodzianie mają ich na swoim koncie w sumie siedem, rywale… jedno. To właściwie mówi samo za siebie.

Widzew. Bezbramkowy remis jest sukcesem, gdy przez pół godziny gra się w dziesiątkę!

Jedno nieodpowiedzialne, brutalne zagranie zaważyło na tym, co działo się na stadionie przy al. Piłsudskiego. Czerwona kartka dla Kozlovskiego sprawiła, że przez ponad pół godziny musiał bronić bezbramkowego wyniku. Z dobrym skutkiem. Łodzianie zdobyli ligowy punkt.

Już przed meczem było wiadomo, że nie dojdzie do debiutu Hamulicia, który jest kontuzjowany. W wyjściowej jedenastce znalazło się miejsce dla Klimka. Łodzianie zaczęli mecz bez młodzieżowca.

Inicjatywa od początku należała do gospodarzy, którzy robili wszystko, żeby rywal nie nabrał boiskowego oddechu. W akcjach łodzian brakowało jednak dokładności albo… cierpliwości.

Wrocławianie nie mieli zamiaru oddawać pola łodzianom, ba grając odważniej odsunęli futbolowe wydarzenia jak najdalej od własnej bramki. I to oni w 23 min byli najbliżsi zdobycia gola. Po błędzie Kastratiego (zagrywał piłkę głową do bramkarza, nie widząc, że na piłkę czatuje napastnik gości), sytuację uratował Gikiewicz, broniąc nogą strzał Musiolika. Do przerwy było ligowe granie bez wielkich futbolowych ekscytacji.

W drugiej połowie Widzew próbował atakować, ale robił to w sposób łatwy do odczytania i zatrzymania, Rywale cierpliwie czekali na możliwość przeprowadzenia groźnej kontry. I się doczekali. Na szczęście na posterunku był Gikiewicz, który obronił strzał Cebuli.

A potem zaczął się dramat. gospodarzy. W 64 min czerwoną kartkę ujrzał Kozlovsky za brutalny atak nakładką na nogę rywala (Ince). Przez pół godziny z hakiem łodzianie musieli się skupić na bronieniu wyniku i nadziei, że może jednak kontra… I gospodarze atakowali, lepiej organizując akcje, niż gdy walczyli w.. jedenastu. Zaskoczeni rywale nie byli w stanie nic sensownego skonstruować, a bramkowe aktywa próbowali sobie wypracować w nieuczciwy sposób, symulując faul w polu karnym. Na szczęście sędzia nie dał się nabrać.

Mecz oglądało 17 tysięcy 667 kibiców. 17 sierpnia o godz. 20.15 Widzew zagra z Pogonią w Szczecinie.

Widzew – Śląsk 0:0

Widzew: Gikiewicz – Kastrati, Żyro, Ibiza, Kozlovsky – Hanousek, Alvarez (89, Shehu)- Sypek (63, Gong), Łukowski (63, Kerk), Klimek (63, Klimek)- Rondić (67, da Silva)

Widzew. Antoni Klimek pokazał talent, umiejętności i wielką boiskową inteligencję. Zasługuje na więcej niż tylko bycie jokerem

Antoni Klimek

Udany ligowy start. Widzew w trzech meczach zdobył siedem punktów. To spory kapitał. Kto wie czy nie większym jest to, że łodzianie mają mocny szkielet drużyny.

O grze łodzian, jej jakości decydują dziś: Rafał Gikiewicz w bramce, pomocnicy: Fran Alvarez i kapitan Marek Hanousek oraz w ataku pracujący na boisku za dwóch Imad Rondić. Przydałby się jeszcze filar nie do przejścia w defensywie. Może taki wykreuje się w miarę rozwoju ligowej batalii.

Ja mam taki apel do bossów Widzewa. Wiem milion euro to jest spor kasy, ale bardzo was proszę: nie sprzedawajcie Antoniego Klimka! On jest bardzo potrzebny drużynie. Trochę odetchnąłem z ulgą, gdy usłyszałem, że Tomasz Stamirowski, właściciel Widzewa, zapowiedział, że klub chce podpisać nowy kontrakt z piłkarzem. To słuszna, mądra decyzja. Klimek po prostu ma talent i nie wolno go w Widzewie zgubić!

Piłkarz pojawił się na boisku w Krakowie (wygrana z Cracovią 3:1) po przerwie i okazał się jokerem w talii trenera Daniela Myśliwca. W ciągu kwadransa zaliczył dwie znakomite bramkowe asysty. Szczególnie w pierwszym przypadku przy genialnym strzale Frana Alvareza wykazał się, obok niewątpliwych umiejętności, sportową inteligencją. Trzeba dużo widzieć na boisku, mimo błyskawicznie toczącej się akcji, żeby tak dokładnie w punkty wycofać piłkę i dać okazję koledze do wykazania się snajperskimi umiejętnościami.

Antoni Klimek: Rok temu w swoje urodziny debiutowałem w ekstraklasie, a teraz, dzień po kolejnych, zrobiłem sobie inny prezent. Nie chcę odbierać zasług tym, którzy wykończyli moje podania, ale z asyst się cieszę. Zwłaszcza, że straciłem niedawno miejsce w składzie i zamiast się obrażać, chciałem zostawić serce na boisku i pokazać, że zasługuję na jedenastkę.

Ekstraklasa się nie zatrzymuje. Gra toczy się dalej. Już 11 sierpnia o godz. 20.15 trudny mecz w Łodzi. Widzew podejmie Śląsk Wrocław. Oby po tym spotkaniu Zbigniew Boniek mógł napisać to, co po pojedynku z Cracovią: Totalna dominacja Widzewa na murawie. Ten zespół wie co ma robić na boisku.

Widzew przegrał we Wrocławiu po walce. Losy meczu odwrócił koszmarny błąd bramkarza Rafała Gikiewicza

Widzew walczył (zwłaszcza do przerwy), ale przegrał we Wrocławiu. Po raz jedenasty w sezonie, szósty na obcym boisku. Losy spotkania odwrócił koszmarny błąd bramkarza Gikiewicza.

Widzewowi po dwóch zwycięstwach i pucharowej wpadce (spowodowanej też przez sędziego!) przyszło walczyć w trudnym i wymagającym meczu we Wrocławiu. Na dodatek w mocno przemeblowanym (kontuzje, przeciążenia) składzie, z nowymi: Kastratim i Diliberto w podstawowej jedenastce. W drużynie rywali na ławce rezerwowych wylądował kapitan i jeden z liderów – Exposito. Pojawił się na boisku po godzinie gry.

Widzew zaczął odważnie, energetycznie, pierwszy wypracował groźną akcję. Po uderzeniu Pawłowskiego, Leszczyński wybił piłkę ma rzut rożny. Gdyby podający Sanchez był dokładniejszy, to okazja byłaby zdecydowanie lepsza. Potem łodzianie nie zwalniali, choć brakowało im konkretów, przy uważnej grze defensywy wrocławian.

Po pół godzinie Śląsk zdobył się na trzy – cztery groźneakcje, ale na szczęście bez bramkowych skutków. W jednej sytuacji gol padł, ale sędzia słusznie odgwizdał spalonego.

W sumie do przerwy był to mecz w którym Widzew był lepszy, ale więcej bramkowych sytuacji wypracowali gospodarze. Nowi zawodnicy Widzewa niczym się nie wyróżniali, ale też specjalnie nie odstawali od pozostałych.

Pierwsza akcja drugiej połowy przyniosła karnego, którego w stu procentach zawinił Gikiewicz. Najpierw nie trafił w piłkę, a potem trafił w… rywala – Petkova. Koszmarna pomyłka, która nie powinna się przytrafić tak dobremu i doświadczonemu zawodnikowi. Sędzia bez wahania podyktował jedenastkę, którą strzałem pod poprzeczkę wykorzystał Nahuel.

Ta sytuacja zmieniła wszystko. Gospodarze odzyskali wiarę we własne siły i przejęli inicjatywę. Mieli okazje, ale ich nie wykorzystywali. Ale, ale… Widzew się nie poddawał. Okazje mieli: Nunes, jeszcze lepszą Sanchez (po dokładnym podaniu Pawłowskiego), a najlepszą Rondić (główkował z pięciu metrów w Petkova). Niestety, gdy łodzianie nie zdołali wrócić na czas Nahuel (po analizie VAR) wykorzystał sytuacje sam na sam. Losy spotkania zostały rozstrzygnięte, mimo gola w doliczonym czasie Rondicia po bardzo dobrej centrze z wolnego lidera zespołu w tym meczu – Pawłowskiego. To szósty gol łodzian po stałym fragmencie gry. Zwycięstwo pozwoliło Śląskowi wrócić na fotel lidera.

Śląsk Wrocław – Widzew 2:1 (0:0)

1:0 – Nahuel (53, karny), 2:0 – Nahuel (80), 2:1 – (Rondić, 90+4, głową)

Widzew: Gikiewicz – Kastrati, Żyro, Szota, Silva – Diliberto (70, Rondić),Kun, Pawłowski- Terpiłowski (46, Nunes), Sanchez, Tkacz (63, Klimek)

Widzew. Łodzianie napracowali się wyjątkowo w Pucharze Polski, niestety bez pozytywnego efektu. Czy teraz potrafią skutecznie walczyć w ekstraklasie z kandydatem do mistrzowskiego tytułu?

Nie ma cienia wątpliwości, że Widzew odpadł z Pucharu Polski także dlatego, że został skrzywdzony przez sędziego!

35-letni Damian Kos z Gdańska, który prowadzi spotkania ekstraklasy od czterech lat, nie udźwignął presji spotkania, a zwłaszcza wrocławskich kibiców, przestraszył się odpowiedzialności za trudną decyzję, zignorował to co czarno na białym pokazał VAR i uznał wyrównującą bramkę dla Wisły, choć był ewidentny faul i jeszcze na dodatek spalony. To stawia pod wielkim znakiem zapytania jego kompetencje. Może powinien wrócić do prowadzenia spotkań na niższym niż centralny poziom rozgrywek?!

To niestety nie pierwszy ostatnio taki przykład wpadki arbitra na polskich boiskach. Poziom polskiej ekstraklasy jest niski, ale poziom sędziowania zdaje się jeszcze niższy!

Fatalny arbiter nie może przesłaniać bolesnej prawdy, że Widzew nie dorósł sportowo do wygranej. Najpierw prezentował się, mówiąc łagodnie, przeciętnie, a w decydujących fragmentach dramatycznego pojedynku dał się zepchnąć do rozpaczliwej defensywy, która skutkowała, co zdarza się często, stratą goli.

Nowy piłkarz – Kastrati, który miał być wartością dodaną, w tak intensywnym meczu pokazał braki w przygotowaniu fizycznym. Po prostu spuchł, nie nadążał, spóźniał się z interwencjami i maczał palce w stracie decydującej bramki.

Prawda jest też taka, że wszyscy widzewiacy napracowali się solidnie i to przez ponad 120 minut i to grubo biegania po boisku.

A tymczasem znów trzeba będzie pokazać sporo fizycznych wartości, żeby uzyskać korzystny wynik. 2 marca o godz. 17.30 łodzianie zagrają we Wrocławiu z mającym mistrzowskie aspiracje Śląskiem. W sierpniu zeszłego roku Widzew przegrał u siebie 0:2.

Wrocławianie w tym roku zdobyli tylko punkt(nie strzelili gola!), przegrali dwa spotkania na swoim boisku. Ech, marzy się nam, łodzianom, żeby ulegli po raz trzeci.

Trzeba jednak pamiętać o tym, czym chwali się Śląsk: 17 straconych goli (najlepsi w lidze), 9 – czystych kont bramkarza Leszczyńskiego (najlepszy w lidze), 2,13 – średnia odbiorów na mecz Pokornego. Krótko mówiąc – najlepsza defensywa. Oby Widzew znalazł na te statystyki sposób (bo statystyki nie grają!), poparty skuteczną postawą własnej defensywy z bramkarzem Gikiewiczem na czele, który wiele wiele lat temu bronił barw wrocławian w 27 spotkaniach.

Janusz Niedźwiedź po bolesnej porażce Widzewa: Niepokoi brak solidności

Niektórzy mówią, że po słabym meczu, ja powiem więcej, momentami beznadziejnym, w wykonaniu łodzian, Widzew przegrał ze Śląskiem Wrocław 0:2. Jak podają Sportowe Fakty po raz ostatni w  ekstraklasie Śląsk Wrocław wygrał w Łodzi w listopadzie 2000 roku po dwóch bramkach Piotra Włodarczyka i jednej Michała Stolarza WKS zwyciężył na Widzewie 3:0.

Opinie za widzewtomy.net

Janusz Niedźwiedź: Jesteśmy niezadowoleni. Wynik to jedno, ale w ogóle to, co pokazaliśmy dzisiaj było niezadowalające. Zagraliśmy poniżej naszych – a także kibiców – oczekiwań. Niepokoi brak solidności. Mieliśmy agresywnie pressować, a tego nie robiliśmy. Co mnie bardziej martwi, to brak komunikacji, przeciwnicy w zbyt prosty sposób dostali się pod naszą bramkę przy pierwszym straconym golu. Cały czas śledzimy rynek, więc myślę, że wchodzimy w ten ostatni etap okienka i będziemy jeszcze rozmawiać o tym, jakie mamy możliwości

Jacek Magiera: Cieszymy się bardzo ze zwycięstwa. Zapracowaliśmy na to konsekwentną grą. Powiedziałem w szatni tylko dwa słowa: „wygrał zespół”. Cieszymy się również z czystego konta, bo dawno taka sytuacja nie miała miejsca. Wiedzieliśmy jak odciąć te najmocniejsze punkty Widzewa. Ani Pawłowski, ani inni piłkarze rywala nie mieli dogodnych sytuacji. Tak jak mówiłem wcześniej, mecz był w stylu angielskim, bo atmosfera tutaj jest niesamowita i wygrana w takiej atmosferze jest świetnym uczuciem.

Patryk Stępiński: Rywale wykorzystali nasze błędy. Najważniejsza statystyka, czyli strzelone gole, są po stronie Śląska. To on znalazł lepszy sposób na to spotkanie.

Henrich Ravas: Popełniliśmy zbyt dużo błędów, po których rywal miał okazję do strzelenia gola.

Antoni Klimek: Przeciwnicy byli od nas lepsi, mieli bardzo fajny plan na ten mecz, a przede wszystkim skuteczny. Z kolei my nie byliśmy w swojej optymalnej dyspozycji. Popełnialiśmy sporo małych błędów, które Śląsk wykorzystał. To nie tak miało wyglądać.

Co dalej?  30 sierpnia wrocławianie zagrają zaległy mecz na wyjeździe z Pogonią Szczecin, a 2 września podejmą u siebie Jagiellonię Białystok. Dzień później o godz. 17.30 Widzew zagra w ligowym klasyku na Łazienkowskiej z Legią Warszawa.

Widzew. Wracają zmory z końcówki zeszłego sezonu? Łodzianie przegrali zasłużenie pierwszy mecz na własnym boisku. Kibice: RTS, co wy robicie?!

Czy wracają zmory z końcówki zeszłego sezonu? Przypomnijmy, wtedy Widzew przegrał sześć meczów z rzędu na własnym boisku. Teraz, po dwóch zwycięstwach u siebie, doznał pierwszej porażki, będąc zespołem słabszym od rywali, czego dowodem fakt, że nie przeprowadził żadnej groźnej akcji i nie strzelił celnie na bramkę Śląska.

To miał być mecz angielskiej bezkompromisowej wymiany ciosów, pojedynek napastników – z jednej strony Sanchez, z drugiej Exposito i wreszcie spotkanie… zmian w składzie gospodarzy. Trener Niedźwiedź dokonał trzech roszad. Wypadli: Żyro, Przybułek, Terpiłowski. Pojawili się na boisku: Silva, Kun i Klimek.

Już w pierwszej groźnej akcji znakomicie pokazał się Exposito. Wyprzedził Szotę, wycofał piłkę do Schwarza, a ten strzelając zza pola karnego fatalnie skiksował. Do dwóch razy sztuka. Kompletnie pogubieni gospodarze w środku pola pozwolili na prostopadłe podanie przez dwie linie Petkowowi, a sytuację sam na sam pewnym strzałem w długi róg popisał się Nahuel.

Exposito był nie do zatrzymania dla łodzian. Przebiegł nieomal pół boiska, minął kilku łodzian, a jego strzał z najwyższym trudem obronił Ravas. W kolejnej akcji po podcince Rzuchowskiego w doskonałej sytuacji piłka wylądowała nad bramką. Słabiutko grający łodzianie mieli furę szczęścia, bo gdyby wrocławianie byli skuteczniejsi mogło już być po meczu.

Widzew przejął inicjatywę, ale grał wolno, przewidywalnie, nie potrafił choć raz celnie strzelić na bramkę rywali. Łodzianie mogli wpaść na własną minę. Po nieprzepisowo zatrzymanej akcji gości powinna być druga żółta kartka dla Silvy, ale niezrozumiałej pobłażliwości sędziego Stefańskiego widzewiak zawdzięcza to, że został na boisku.

W drugiej połowie nic się nie zmieniało. Exposito był poza zasięgiem łódzkich piłkarzy, którzy mieli ogromne kłopoty, żeby go zatrzymać. Ostatecznie na miejscu był Ravas. Kapitan wrocławian miał po przerwie przynajmniej trzy okazje, żeby zdobyć bramkę. Co się odwlecze, to nie uciecze. Po stałym fragmencie gry – rzucie wolnym wykonywanym przez Nahuela, Paluszek z trudnej pozycji zdobył głową drugą bramkę.

Mogło być 0:3, ale po rzucie wolnym Exposito, łodzianie dzięki interwencji Terpiłowskiego obronili się przed stratą bramki. Mógł być w koćcu gol dla gospodarzy. Po centrze Milosa Nunes z metra trafił w… słupek bramki gości.

Mecz obserwowało na trybunach 17 tysięcy 104 widzów. Kibice skandowali: RTS, co wy robicie?! Pytanie, jak najbardziej zasadne.

Widzew – Śląsk0:2 (0:1)

0:1 – Nahuel (13), 0:2 – Paluszek (80, głową)

Widzew: Ravas – Stępiński (58, Milos) , Szota, Silva (58, Żyro) , Nunes – Hanousek (76, Rondić) – Klimek (46, Terpiłowski), Kun (58, Shehu), Alvarez, Pawłowski – Sanchez

Czy grając czwórką obrońców Widzew będzie w stanie zatrzymać niesamowitego Erika Exposito?

Jest dobrze, jest dobrze, więc o co wam chodzi? Felietonista Przeglądu Sportowego chce zagłaskać na śmierć trenera Janusza Niedźwiedzia. To trochę brzmi jak przestroga. Kiedyś pupilem stołecznej gazety był były już na szczęście dyrektor sportowy ŁKS – Krzysztof Przytuła, który w Łodzi poległ jak Napoleon w bitwie pod Waterloo.

Widzew w pięciu meczach zdobył siedem punktów, niektóre, w tym ostatni szczęśliwie, może nie tyle dzięki wspaniałej taktyce i umiejętnościom (choć tych Jrodi Sanchezowi nie można odmówić), a wielkiej ambicji, determinacji, woli walki do samego końca spotkania.

Lider zespołu Bartłomiej Pawłowski: Ataków było z naszej strony sporo, ale brakowało finalizacji i tego ostatniego celnego podania, albo strzału na bramkę. To jest niestety zbyt mało, żeby móc zdobywać więcej goli. Cieszymy się, że udało się wpuścić trochę świeżej krwi, bo zmiany z pewnością pomogły, a Jordi Sanchez strzelił bramkę, która dała nam remis. Zawsze gdy robi się taki come back, walczy się do końca i uzyskuje pozytywny wynik, to zawsze jest w zespole taka dobra energia, która daje kopa i tę myśl, że przywozi się jednak te punkty do domu.

Czy ten brak ostatniego podania i strzałów to trochę nie jest wynik tego, że łodzianie grają czterema obrońcami, trzymającymi się głównie własnego przedpola? Mniej, dużo mniej, jest dwójkowych akcji oskrzydlających, w których szczególnie może się wykazać Pawłowski.

Trener Janusz Niedźwiedź twierdzi, że dokładnie analizuje każde spotkania, choć podczas konferencji prasowych raczej mówi na okrągło. Miejmy jednak nadzieję, że w szatni, gdy nie ma telewizyjnych kamer, jest krytyczna analiza i wyciąganie wniosków. Oby tak było, bo Widzew nie jest tuzem ekstraklasy i każdy zdobyty punkt jest na wagę złota.

25 sierpnia o godz, 20.30 łodzianie podejmą Śląsk Wrocław, który w ostatniej kolejce pokonał Lecha Poznań (3:1), dzięki niesamowitemu meczowi swojego kapitana Erika Exposito, który zdobył dwie bramki i zaliczył asystę, a przy tym jak wspaniale i skutecznie walczył o piłkę nawet z trzema atakującymi go rywalami. To był chyba najlepszy występ piłkarza w tegorocznych rozgrywkach. Lider wrocławian ma już na koncie cztery trafienia. Oj, widzewiacy będą mieli z zatrzymaniem Erika wiele pracy!

Widzew wygrał. Kto nie lubi szczęśliwych zakończeń?! Doprowadził do niego nieoczywisty bohater

Fot. widzew.com

Klątwa bycia mistrzem wiosennych ligowych remisów się skończyła. Widzew wygrał ligowy mecz. Jest niepokonany od pięciu spotkań, a trzeba pamiętać, że jest beniaminkiem ekstraklasy.

Kto nie lubi szczęśliwych zakończeń niech podniesie rękę? – Nie widzę, nie słyszę. Dlatego futbolowy wieczór kibice Widzewa muszą uznać za wyjątkowo udany. Łodzianie wygrali pojedynek ze Śląskiem Wrocław 1;0 w trzeciej minucie doliczonego czasu gry, po golu piłkarza, który przeszedł doskonale znaną w sporcie drogę – od zera do bohatera.

Kristoffera Normanna Hansena łodzianie planowali wypożyczyć. Całe szczęście tego nie zrobili. Norweg pięknie odpłacił się za zaufanie. Zdobył gola wartego trzy ligowe punkty. Piłkę dośrodkował Julian Shehu, przedłużył ją Bartłomiej Pawłowski, a Hansen bez problemów posłał ją z pięciu metrów do siatki.

Norweg został nieoczywistym bohaterem. Dostał więc swoją ligową szansę i ją wykorzystał. Nie może być inaczej, zasłużył sobie na miejsce w ligowej kadrze. Swoistej sportowej zemsty dokonał Bartłomiej Pawłowski. We Wrocławiu nie widzieli go w składzie, więc teraz wszem i wobec pokazał, jak bardzo się mylili.

Ivan Djuerdjević: Co do bramki, to pojawiło się tam sporo błędów. Nie może być tak, że rywal skacze w polu karnym i nikt nie walczy o wygranie z nim pojedynku w powietrzu. Uważam, że zawodnicy czuli, że mecz jest do wygrania. Nie możemy jednak zapobiec każdemu błędowi, bo komunikacja między ławką a zawodnikami na takim stadionie jest praktycznie niemożliwa

Janusz Niedźwiedź:  Gratulacje dla Kristoffera, który bardzo dobrze znalazł się w polu karnym i dał nam tego upragnionego gola. Chciałbym docenić wszystkich zmienników, bo dali nam na boisku to, czego od nich oczekiwaliśmy. Chcę podziękować naszym kibicom. Byli świetni, to zwycięstwo w końcówce uszczęśliwiło nas wszystkich, ale doceniamy, że przed tą bramką też w nas wierzyli. Doping był głośny, poniósł nas do wygranej!

Norman Hansen: Ostatni okres był dla mnie ciężki, dlatego to bardzo przyjemne uczucie, wejść na boisko i strzelić bramkę. Trener przed zmianą nie mówił mi zbyt wiele, miałem po prostu być skoncentrowany na grze. To nie była łatwa sytuacja, piłka szybko leciała, ale cieszę się, że wpadła do siatki. Teraz nie pozostaje nam nic innego, jak pracować przed kolejnym spotkaniem

Czy Widzew Łódź chce dokonać wzmocnienia ataku jeszcze w trakcie zimowego okienka? Beniaminek Ekstraklasy interesuje się podobno Gilbertem Koomsonem z Bodo/Glimt. Jednokrotny reprezentant Ghany w Norwegii zagrał 165 spotkań, strzelił 25 goli i zanotował 23 asysty.

« Older posts

© 2025 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑