Ryżową Szczotką

Rezerwowy Pafka

Page 29 of 164

Powieść Moniki Muskały. Wciągający i poruszający obraz Ameryki klasy B z historią miłosną… na doczepkę

Napisano w zapowiedziach, że „Rondo Rodeo” jest (miłosną) powieścią drogi ze Środkowym Zachodem USA w tle. Ja bym powiedział, że jest raczej opowieścią o Ameryce klasy B, dalekiej od głównych traktów, w której miłosna i traumatyczna historia wędrówki małżeństwa – polskiej fotografki i francuskiego dziennikarza – pisarza – jest jakby na doczepkę, ma sklejać całość, czynić bardziej dramatyczną, a tymczasem niepotrzebnie ją rozwadnia, rozprasza.

Rzeczywistość za oknami, mknącego przez inną, nieznaną nam Amerykę, samochodu – momentami chropowata, brudna zdegradowana – jest bardziej wciągająca niż gasnące uczucie bohaterów i polskie wspomnienia narratorki tej historii.

Rozumiem autorkę, gdy w wywiadzie stwierdza: „Od początku wiedziałam, że to ma być powieść, nie chciałam pisać kolejnego eseju z podróży po Ameryce, tyle ich powstało, powielają ad absurdum pewien schemat, autorzy powtarzają trasy odbyte i opisane przez innych autorów pięćdziesiąt albo sto lat wcześniej. To mnie nie interesowało. Wierzę w siłę powieści”.

I to takiej nawiązujące choćby, moim zdaniem, do książki Paula Bowlesa „Pod osłoną nieba”, na podstawie której Bernardo Bertolucci nakręcił wciągający film. Ambitne wyzwanie.

Tymczasem ja uważam, że Monika Muskała ma zmysł obserwacji – czułej, subtelnej, głębokiej, umiejętność pisania i taka jej wielce osobista opowieść o innej Ameryce, wzbogacona o jedyne w swoim rodzaju fotografie (których tu nie ma – wszak to powieść), byłaby nie do przecenienia. Cóż jest inaczej. A i tak uważam, że warto sięgnąć po tę książkę!

Monika Muskała „Rondo Rodeo” Wydawnictwo Nisza

Zimny prysznic. Fatalny wieczór Widzewa. Pierwsza porażka na własnym boisku!

Przed meczem Widzewa z Koroną była minuta ciszy pamięci wybitnego, zmarłego dziennikarza – Bogusława Kukucia. Przy jego pulpicie na stadionie zapalono symboliczny czerwony znicz. Niestety, nie było zwycięstwa, które znakomicie uczciłoby jego pamięć. To niespodzianka, łodzianie byli faworytami, a jednak… Widzew doznał trzeciej ligowej porażki, pierwszej na swoim boisku.

Przejdźmy do meczu. Tego można się było spodziewać. Miejsce w wyjściowej jedenastce Widzewa stracił słabiutko do tej pory grający Gong (ciekawe, kto za nim tak lobbował?!). Jego miejsce zajął Sypek.

Po kwadransie nijakiej gry pojawiła się przynajmniej… kontrowersja. Interweniujący Mamla, piąstkując trafił w piłkę, ale i w głowę Alvareza. Pracujący w wozie VAR arbiter Marciniak słusznie nie dopatrzył się konieczności podyktowania jedenastki.

Za chwilę powinna być bramka dla łodzian. Niestety Cybulski (po znakomitym prostopadłym podaniu Ibizy) w sytuacji sam na sam z bramkarzem próbował lobować, ale z 20 – 25 metrów posłał piłkę wysoko nad poprzeczkę.

Jeszcze lepszą sytuację zmarnował Dalmau, który po odbiciu piłki przez Gikiewicza, strzelając do pustej bramki, trafił w… bramkarza łodzian.

W doliczonym czasie pierwszej połowy pokazał się Sypek. Dokładnie dograł do Alvareza, ale co z tego, skoro pomocnik fatalnie spudłował. W sumie walki więcej niż efektywnego grania.

Druga połowa zaczęła się od skutecznej obrony Gikiewicza, który nie dał się zaskoczyć strzelającemu z ostrego kąta w dogodnej sytuacji Fornalczykowi. Potem Widzew atakował, ale nic z tego nie wynikało, choć po strzale Żyry musiał się trochę natrudzić Mamla.

Odpowiedź Korony była… miażdżąca. Gikiewicz obronił piłkę po strzale z rzutu wolnego Błanika, ale był bezradny przy dobitce Nagamatsu. Dwaj rezerwowi dali prowadzenie kielczanom!

Rosła nerwowość na ławce rezerwowych Widzewa. Czerwoną kartkę ujrzał Zniszczoł – asystent trenera Myśliwca. Starania łódzkich piłkarzy (nawet obecność Gikiwicza w polu karnym rywali) zdały się psu na budę i w tej sytuacji gospodarze zeszli z boiska ze spuszczonymi głowami.

Widzów  16 692.

Widzew – Korona Kielce 0:1 (0:0)

0:1 – Nagamatsu (80)

Widzew: Gikiewicz – Krajewski (57, Kastrati), Żyro, Ibiza, Kozlovsky (75, Silva) – Alvarez, Shehu (84, Hamulić), Kerk – Sypek (57 Łukowski), Cybulski (75, Gong) – Rondić

Ekstraliga rugby. Łodzianie… odpoczywają. Dwa hitowe pojedynki na szczycie!

Fot. PZR

Co widać po 5 kolejkach Ekstraligi rugby? Ano widać, to że ona się wyraźnie podzieliła na dwie grupy: mocną, w której jest pięć drużyn i słabszą, odstającą od czołówki, w której są trzy zespoły, a na ich czele KS Budowlani, którzy zdobyli pierwsze 5 ligowych punktów, pokonując Lechię. Z tej grupy tylko łódzki gracz Lucas Niedzwiecki jest w czołówce najskuteczniejszych. Z dorobkiem 31 punktów zajmuje 7 miejsce. Takie rozwarstwienie na pewno nie sprzyja podnoszeniu poziomu. Wygrywanie 100:0 nie ma żadnego sensu. Znacznie lepiej, ciekawiej jest, gdy wynik brzmi 19:16.

Przed nami 6 kolejka spotkań. Pauzują łodzianie. Za to w następnej powalczą o drugie ligowe zwycięstwo, gdyż ich rywalem będzie przy ul. Górniczej beniaminek z Białegostoku, będąc w sportowym zasięgu Budowlanych.

Tymczasem wróćmy do najbliższej kolejki. Czeka nas topowe spotkanie mistrza Polski – Orlen Orkan Sochaczew z zaskakującym liderem rozgrywek – Life Style Catering Rugby Club Arka Gdynia. Oba kluby do tej pory zdobyły po 19 punktów, wygrały wszystkie dotychczasowe mecze. Mistrzowie Polski, jako gospodarz mogą się wydawać faworytem, ale Life Style Catering Arka Gdynia to drużyna nieprzewidywalna, która potrafi dokonywać cudów w ataku. Orlen Orkan w tej formacji również ma sporo atutów, więc kibice z pewnością ostrzą sobie zęby na mecz w dobrym tempie, z małą liczbą przerw i długimi, kontynuacyjnymi akcjami. W tej sytuacji decydować będzie z pewnością balans sił, a także wytrzymałość i siła formacji młyna, która może zbudować przewagę – analizuje biuro prasowe PZR.

W innym arcyciekawym meczu Awenta Pogoń Siedlce podejmie Juvenię Kraków. Gospodarze nie zrobili sobie przerwy. Przed tygodniem byli we Włoszech, gdzie rozegrali sparing z drużyną drugiego poziomu rozgrywek i pewnie wygrali. Na papierze siedlczanie są zdecydowanym faworytem i dodatkowo są pod presją. Po przegranych z Orkanem i Ogniwem muszą pokonać krakowian, żeby wrócić do walki o czołowe miejsca. Smoki znane są z twardej obrony, więc jeśli zagrają z taką determinacją w defensywie, jak choćby w Sochaczewie, to może nas czekać bardzo wyrównane starcie.

05-06.10.2024 : Ekstraliga – VI kolejka
MKS Ogniwo Sopot – Edach Budowlani Lublin (sobota, godz. 13.30; Skonieczny, Gwozdecki, Rycewicz)
Budmex Rugby Białystok v Drew Pal 2 RC Lechia Gdańsk (niedziela, godz. 12.15; Gwozdecki, Skonieczny, Mikołajczyk)
Awenta Pogoń Siedlce v RzKS Juvenia Kraków (niedziela, godz. 14.00; Jasiński, Pawlicki, Lech)
ORLEN Orkan Sochaczew v Life Style Catering RC Arka Gdynia (niedziela, godz. 15.30; Pawlik, Ingarden, Kaczmarek)

II liga: 6 października KS WizjaMed Budowlani II Łódź v Koma Rugby Team Olsztyn (niedziela, godz. 13.00; Rycewicz, Misiak, s. okręgowy)

ŁKS. Na barkach tylko jednego piłkarza – Antoniego Młynarczyka – trudno budować nadzieje na bramki i zwycięstwa!

Antoni Młynarczyk Fot. Łukasz Grochala/Cyfrasport

ŁKS przegrał u siebie ligowy mecz z Wisłą Płock, choć wcale nie musiał, ba, nie powinien. Przez gros spotkania był lepszym zespołem, wypracował więcej dogodnych sytuacji, ale nie umiał ich wykorzystać.

Skoro było tak dobrze, dlaczego skończyło się tak źle? Po pierwsze w sposób klasyczny dla siebie łodzianie zachowali się przy straconym golu. Czyli…? Jak żółtodzioby – pilnując strefy pola karnego, a nie przeciwnika, dając mu ogrom miejsca i czasu do wykonania celnego strzału. Gra defensywna ŁKS to jest ciągle element do radykalnej poprawy!

Na barkach jednego zawodnika, w tym wypadku Antoniego Młynarczyka, nie da się przez cały czas utrzymać odpowiedzialności za ofensywną grę zespołu. Super, że zdolny chłopak robi wyraźne postępy, ale w pojedynkę niewiele zdziała.

Pozostali gracze byli albo słabi, albo mało widoczni, albo nieskuteczni. Andreu Arasa chyba za szybko uwierzył w swoją gwiazdę – łatwość i efektywność dryblingu oraz precyzję strzału. Tym razem więcej było szamotaniny i chaosu niż gry pożytecznej dla zespołu. Pirulo próbował, ale więcej w tej grze tracił niż zyskiwał dla siebie i drużyny, choć jego powroty do defensywy warte są docenienia.

Stefan Feiertag był w tym meczu raczej kołkiem w ligowym płocie niż niebezpiecznym napastnikiem – spóźniony, zagubiony nie był w stanie pomóc w zdobyciu gola i choćby jednego ligowego punktu.

Przegrany mecz pokazał, że ŁKS nie może osiąść na laurach. Musi się cały czas doskonalić, bo do I-ligowej stabilności i zaufania jeszcze mu sporo brakuje.

Miejmy nadzieję, że ta porażka nie będzie przyczyną sportowej zapaści, a momentem mobilizującym do szybkiej ligowej rehabilitacji. W niedzielę o godz. 17 ŁKS zmierzy się w Tychach z mocno zdołowanym GKS (transmisja na TVPSPORT.PL), który w ciągu sześciu dni w dwóch spotkaniach stracił… dziewięć bramek. Oby ŁKS nie pozwolił tyszanom wstać z kolan.

Widzew w Łodzi powalczy z Koroną o zwycięstwo. Wygląda na to, że zmiany w wyjściowej jedenastce są niezbędne!

Napastnik Widzewa – Imad Rondić
Fot. Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

Widzew znów nie wygrał wyjazdowego, ligowego meczu, choć powinien, bo tak Bogiem a prawdą był lepszy i miał lepsze bramowe sytuacje (w tym w ostatniej akcji meczu). Na piękne oczy punktów się jednak nie przyznaje.

Wnioski? Trener Myśliwiec cały czas musi szukać. Nie ma żelaznej wyjściowej jedenastki, na której może polegać jak na Zawiszy. Co zrobić, żeby szkoleniowiec przejrzał na oczy i po prostu wyrzucił z jedenastki grającego na piękne oczy(?!) pomocnika Gonga. Mam nadzieję, że się w końcu dowiem: kto, po co i za ile go sprowadził do Łodzi, a teraz promuje bez umiaru, sensu ze szkodą dla drużyny.

Dlaczego Widzew podobno znakomicie rozwijający swoją piłkarską akademię, podpisujący umowy partnerskie z kolejnymi klubami, nie jest w stanie znaleźć i wypromować kilku młodych ludzi w Polsce nazywanych młodzieżowcami, którzy wchodząc na boisko nie będą zaniżać potencjału i poziomu gry drużyny, a wręcz przeciwnie?!

Wydaje się, że na dobre stracił miejsce w wyjściowej jedenastce Hanousek, bo do środkowych pomocników zespołu nie można mieć większych pretensji. Z kolei opaska kapitana wyjątkowo mobilizująco wpłynęło na stopera Żyrę, który potwierdza, że, obok Gikiewicza, jest liderem defensywy.

Grający w kratkę Rondić wywalczył karnego, a potem go wykorzystał. Ta bramka dała Widzewowi ligowy punkt. A Rondić ma już na koncie 5 trafień. Inna sprawa, że potrzebuje dodatkowych zajęć, podczas których intensywnie będzie ćwiczył strzały głową. Ciekawe, jak dalej będzie wyglądała w Widzewie sytuacja napastnika Hamulicia.

Wygląda na to, że trener Myśliwiec znów dokona zmian w wyjściowej jedenastce a… 4 października o godz. 20.30 Widzew podejmie Koronę Kielce. Łodzianie wygrali u siebie trzy spotkania, nie przegrali żadnego. Rywale na obcych boiskach wywalczyli trzy remisy. Faworyt jest jeden, ale to jest polska piłka. Wszystko zdarzyć się może.

Koniec pięknej serii. ŁKS przegrał po raz czwarty, drugi na własnym boisku. Kapitan Pirulo nie wykorzystał jedenastki!

Piękna seria się skończyła. Po serii sześciu meczów bez porażki, ŁKS przegrał drugi mecz na własnym boisku. Pojedynek na ligowym szczycie. Ulegając Wiśle Płock. Łodzianie mieli sytuację, ba mieli rzut karny i nie potrafili tego wykorzystać. Takie sytuacje z reguły się mszczą i tak też stało się tym razem.

Miejsce wykartkowanego, będącego w bardzo dobrej formie Mokrzyckiego (oj, było widać jego brak!), zajął Pirulo. ŁKS zaczął mocno, ofensywnie. W 7 min po dobrej składnej akcji celnie strzelił w sam róg Wysokiński, ale Gostomski nie dał się zaskoczyć. Łodzianie atakowali dalej. Najaktywniejszy Młynarczyk trafił w słupek.

Potem impet gospodarzy osłabł. Tymczasem Wisła wzięła się do roboty i była coraz groźniejsza. Po centrostrzale Jimeneza, Bobek sparował piłkę na poprzeczkę.

Druga połowa zaczęła się od indywidualnej akcji (kiedy taką oglądaliśmy?!) Pirulo zakończoną celnym, choć obronionym strzałem. ŁKS atakował z impetem, a inicjatorem i kreatorem akcji był kapitan drużyny. Po kolejnym dynamicznym ataku i dograniu Młynarczyka, rywal uprzedził stojącego przed pustą bramką Feiertaga.

Gdy nie wykorzystuje się przewagi i dogodnych sytuacji to się traci… bramkę. Tak też się stało. Po dobrym podaniu Pacheco wprowadzony chwilę wcześniej, niepilnowany w polu karnym Pomorski pokonał Bobka. Wisła miała szansę na drugiego gola, po błędzie Głowackiego i Kupczaka. Salvador lobował Bobka, ale piłka na szczęście dla gospodarzy przeleciała obok słupka. Wisła atakowała z impetem, a ŁKS bronił się momentami rozpaczliwie.

W odpowiedzi po indywidualnej akcji rezerwowy Balić został sfaulowany w polu karnym. Pirulo, egzekwując jedenastkę, zmylił bramkarza, ale posłał piłkę obok słupka. Po prostu czarna rozpacz. To nie mogło się dobrze skończyć i nie skończyło. Łodzianie przegrali czwarty ligowy mecz, choć w końcówce mieli dwie fantastyczne bramkowe sytuacje.

6 października o godz. 17 ŁKS zagra z GKS w Tychach. Rywale nie wygrali jeszcze ligowego spotkania na własnym boisku. W ostatnim starciu ze Stalą w Rzeszowie przegrali aż 1:5.

ŁKS – Wisła Płock0:1 (0:0)

0:1 – Pomorski (60)

ŁKS: Bobek – Dankowski, Gulen, Wiech, Głowacki, Arasa, Pirulo, Kupczak, Wysokiński, Młynarczyk (77, Zając), Feiertag (65, Balić)

Do czego doprowadzi sportowa wojna polsko – polska pod flagą biało – czerwoną?!

Trwa sportowa wojna polsko – polska pod flagą biało – czerwoną rządu z PKOl, z której niestety dla polskiego sportu nic dobrego na razie nie wynika. Wojna trwa w najlepsze, ku uciesze gawiedzi, szef PKOl nie zamierza składać broni i będzie szukał kasy dla organizacji… za granicą, a polski sport jest w miejscu, w którym był, a wiadomo, że kto stoi w miejscu ten się cofa!

Cały czas mam nadzieję i czekam, że drepczący w miejscu minister sportu Sławomir Nitras podejmie w końcu fundamentalne decyzje, które wywrócą do góry nogami obowiązujący system. Choć muszę przyznać, że coraz częściej wydaje mi się ona płonna!

A jednak czekam, czekam…, że minister Nitras wreszcie ogłosi wszem i wobec, że spółki skarbu państwa na 100 procent nie będą już finansować klubów sportowych, ani bliskich temu lub innemu politykowi związków sportowych (sam program Klub nie wystarczy!). Skupią się na sporcie dzieci i młodzieży i wesprą mądry plan jego naprawy.

Na razie nic takiego się jednak nie dzieje.  Wręcz przeciwnie. Przykład : PGE czyli Polska Grupa Energetyczna została nowym sponsorem tytularnym Grot Budowlani Łódź. Po prostu niepojęte.

Minister nie doczeka się raczej klęski prezesa Radosława Piesiewicza. Tylko, co z tego? PKOl wymaga reformy – to pewne. Podobnie, jak związki sportowe, gdzie układy, kolesiostwo i niejasny do końca przepływ pieniędzy, powinny zostać przerwane i rozliczone. Na razie to wszystko tonie w nadmiarze wypowiadanych słów.

Jeszcze raz powtórzę: pierwszym reformatorskim ruchem ministra Nitrasa musi być nie tyle walka z szefem PKOl, co skończenie ze sportowym, czy tylko polskim, wybrykiem natury(?), czyli sponsorowaniem przez spółki skarbu państwa wybranych klubów sportowych!

PS: Tytuł mojego tekstu nawiązuje do tytułu genialnego literackiego debiutu Doroty Masłowskiej, powieści Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną. Nową powieść pisarki – Magiczna rana – też czyta się świetnie.

Nowa powieść Doroty Masłowskiej. Warto mocno zapiąć pasy i błyskawicznie ruszyć w tę mistrzowsko językowo wykreowaną, fascynującą podróż!

Dawno (może to był debiut autorki?!) nie czytałem książki – powieści, która dzięki swojemu językowi byłaby tak bliska przedstawianej rzeczywistości, tej tuż za oknem, czy tuż za rogiem.

To dzięki wyjątkowemu słuchowi Doroty Masłowskiej, ten zatrzymany w literackiej chwili i odpowiednio przysposobiony język, organizuje fabułę, dynamizując ją, czyniąc momentami wyjątkowo dramatyczną, a za chwilę wyjątkowo śmieszną. W ten sposób ponowczesny świat zdegradowany jest tym bardziej.

Nie mam takiego językowego słuchu jak autorka, więc powiem tylko, że to literacka jazda bez trzymanki, jak mówi jeden ze sportowych komentatorów, warto więc mocno zapiąć pasy i błyskawicznie ruszyć w tę wykreowaną, fascynującą podróż. Wrażenia są wyjątkowe i niesamowite.

To literackie odkrycie, takie jakimi przed wielu laty były dla mnie i nie tylko dla mnie, film i książka Trainsspotting. Film wyreżyserował Danny Boyle, a powstał on na podstawie autobiograficznej książki Irvine Welsha, opisującej w jedyny, wyjątkowy sposób światek edynburskich narkomanów.

Dorota Masłowska Magiczna rana Wydawnictwo Karakter

Bezsensowne jedenastki dały wyjazdowy remis Widzewowi. Łodzianie nie wygrali w Gdańsku od… 1986 roku, a mieli piłkę meczową!

Znów się nie udało. Ostatni raz w Gdańsku widzewiacy wygrali w 1986 roku (1:0 po bramce Leszczyka). Od tamtej pory osiem prób zakończyło się niepowodzeniem. Teraz była próba dziewiąta i… Tym razem Widzew zremisował 1:1 z Lechią. Po raz czwarty w sezonie, po raz drugi na wyjeździe. Stało się tak po rzutach karnych, spowodowanych beznadziejnym i nieodpowiedzialnym zachowaniem piłkarzy jednej i drugiej drużyny.

Trener Myśliwiec odwzorował skład ze zwycięskiego meczu z Piastem (jak mówi futbolowa mądrość: zwycięskiego składu się nie zmienia). Nawet na ławce nie było kontuzjowanego (uraz łydki) Hamulicia.

Widzew od początku meczu miał inicjatywę. Ba, po 9 minutach powinien prowadzić, ale Rondić główkował nad poprzeczką, choć dostał od Kerka piłkę na nos na piąty metr przed bramką.

Ta sytuacja obudziła gospodarzy, którzy starali się być groźniejsi. Widzew też się starał (po dograniu Shehu nad bramkę kopnął piłkę z 8 metrów Gong), ale na staraniach obu zespołów się kończyło.

Do czasu, gdy bezsensownie chciał się wykazać umiejętnościami Ibiza. Przegrał rywalizację z Sezonienką, który przejął piłkę i trafił w boczną siatkę. Lechia próbowała i się doczekała. Spóźniony i zaskoczony Alvarez faulował w polu karnym Vjunnyka w sytuacji, z której nic by nie wynikało, więc żal wyjątkowy. Jedenastkę wykorzystał Kapić, posyłając piłkę pod pachą Gikiewcza! Wyjazdowa niemoc i zarazem zmora obcych boisk Widzewa w pierwszej połowie wyszła na wierzch w całej pełni.

Trener Myśliwiec musiał się w przerwie przyznać do złego wyboru meczowej jedenastki, bo dokonał trzech zmian. Niech ktoś mi w Widzewie wytłumaczy, po co dawać kolejne szanse słabemu Gongowi. O jakiś beznadziejny zakład chodzi, czy o coś innego?

Zmiany, zmianami, a gdańszczanie szybko mogli praktycznie zamknąć mecz. Łodzianie pozwolili na to, żeby w dogodnej sytuacji znalazł się Vjunnyk. Napastnik strzelił z ostrego kąta obok Gikiewicza, ale na szczęście dla łodzian także obok słupka.

W odpowiedzi znów pokazał umiejętność dobrego wykonywania rzutów wolnych Kerk. Z około 23 metrów posłał piłkę precyzyjnie i mocno, ale na takiej wysokości, że bramkarz Weirauch mógł świetnie interweniować.

Kolejny atak łodzian przyniósł gola. W polu karnym przez Olssona był faulowany Rondić, który pewnie wykorzystał jedenastkę, myląc bramkarza. Olsson zagrał również bez sensu, podobnie jak wcześniej Alvarez.

Widzew zremisował, a mógł, ba powinien wygrać. W czwartej doliczonej minucie gry po szybkiej kontrze i podaniu Sobola w sytuacji sam na sam znalazł się Łukowski, ale przegrał pojedynek z bramkarzem gospodarzy. Piłka meczowa nie została wykorzystana. Pojedynek skończył się remisem.

Lechia Gdańsk – Widzew 1:1 (1:0)

1:0 – Kapić (44, karny), 1:1 – Rondić (74, karny)

Widzew: Gikiewicz – Krajewski (46, Kastrati), Żyro, Ibiza, Kozlovsky – Alvarez, Shehu, Kerk (90+2, Sobol) – Gong (46. Sypek), Cybulski (46. Łukowski) – Rondić

Venol Atomówki walczą w mistrzostwach Polski. Co da połączenie młodości z doświadczeniem?

Zdjęcia Venol Atomówki

W sobotę w Mińsku Mazowieckim odbędzie się turniej Mistrzostw Polski Kobiet w Rugby7. Venol Atomówki zagrają w I lidze, gdzie w grupie B spotkają się z AZS AWF Warszawa i Mazovia Mińsk Mazowiecki. Grupa A to drużyny Black Roses Posnania Poznań, Rugby Biesal i RC Częstochowa. W poprzednim sezonie łodzianki zajęły czwarte miejsce w I lidze.
Jest to drugi turniej wg kalendarza Polskiego Związku Rugby, jednak dwa tygodnie temu nie odbył się turniej w Częstochowie ze względu na opady deszczu i podtopienia.

– W tym sezonie skupiamy się na odbudowaniu naszych drużyn – mówi Zbigniew Grądys trener – zarówno tej seniorskiej jak i młodzieżowej. W drużynie seniorskiej mamy połączenie młodości z doświadczeniem bo wróciły do grania i trenowania zawodniczki po małej przerwie związanej ze studiami i pracą, ale mamy też kilka młodych zawodniczek, które grały w ostatnich Mistrzostwach Europy Kobiet U18, dołączyły też do drużyny zawodniczki z U16, które w poprzednim roku zdobyły srebrny medal w rozgrywkach U16. Sportowo i idziemy w dobrą stronę. Dalej naszym sponsorem jest Venol Motor Oil Poland, ale może się okazać ze zmienimy nazwę drużyny, ale rozmowy trwają. Dzięki uprzejmości MOSiR Łódź możemy korzystać z nowego boiska przy Karpackiej 61, gdzie powoli budujemy swój nowy rugbowy dom.

Zapraszamy również na nasze treningi. Poniedziałek, środa i piątek, godz. 18.30 – 20.00 na ulicę Karpacką 61 w Łodzi. Zapraszamy przede wszystkim dziewczynki z roczników 2009-2012.

Venol Atomówki Łódź zagrają w składzie:
Dasza Bolotska, Masza Bolotska Witońska Klaudia, Hania Jędraszek, Klamka Nina, Gumińska Iza, Kołodziejczyk Angelika, Czapnik Natalia, Stefanowicz Alicja, Michałowska Wiktoria, Tkaczyk Julia, Pietrzak Wiktoria. Trener Zbigniew Grądys, Kierownik Tomasz Witoński.

« Older posts Newer posts »

© 2025 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑