Sezon drużynie H. Skrzydlewska Orzeł Łódź się nie udał. Łodzianie w ostatniej chwili uratowali I-ligowy byt. Chyba, żeby zadośćuczynić te stresy i rozczarowania teraz bardzo mocny żużlowy akord. Nie wolno przegapić takiej okazji. Trzeba na żywo zobaczyć w akcji mistrza nad mistrze Bartosza Zmarzlika.
Ostatni wyścig Canal+ IMP rozegrany zostanie na Moto Arenie w Łodzi.4 września o godzinie 19:00, podczas Finału Indywidualnych Mistrzostw Polski Bartosz Zmarzlik, będzie bronić tytułu mistrzowskiego.
Poniedziałkowy mecz będzie wyjątkowy, finał Indywidualnych Mistrzostw Polski, po raz pierwszy zostanie rozegrany na łódzkiej Moto Arenie. Będzie to trzeci, a zarazem ostatni wyścig w tym roku w ramach Canal+ IMP.
Bartosz Zmarzlik dwukrotnie triumfował w poprzednich turniejach CANAL+ IMP. Na miejscu drugim jest Maciej Janowski, który dwukrotnie zajął drugie miejsce cozapewniło mu klasyfikację generalną z mistrzem świata. Natomiast podczas drugiego turnieju Patryk Dudek awansował na 3 miejsce.
Moto Arena posiada tor, którego specyfikacja oraz nachylenie sprzyjają widowiskowemu ściganiu. Obiekt może pomieścić 10 350 widzów.
Seria zasadnicza składa się z 20 biegów. Każdy z zawodników będzie miał po 5 startów. Do zdobycia są wnich odpowiednio za zajęte miejsca 3 pkt (1 miejsce), 2 pkt (miejsce 2), 1 pkt (3 miejsce). Po zakończeniu tejczęści rywalizacji kibicie zobaczą wielki finał. Bezpośredni awans do niego uzyska czołowa dwójka z częścigłównej turnieju, a kolejne dwa miejsca zajmie dwóch najlepszych zawodników z półfinału.
Końcowakolejność będzie ustalona na podstawie dwóch ostatnich biegów dnia, przy czym piąte miejsce przypadnietrzeciemu zawodnikowi półfinału, a szóste czwartemu. Do klasyfikacji generalnej wliczać się będą wyniki zserii zasadniczej oraz wyścigu finałowego (bez punktów za półfinał).
Dodatkowy punkt otrzyma żużlowiec,który uzyska największą liczbę zwycięstw (także bez półfinału). Jeśli dwóch zawodników będzie miało takąsamą liczbę wygranych, wówczas premiowany będzie ten, który uplasował się na wyższym miejscu. Możnabędzie zatem uzyskać maksymalnie 19 punktów – 18 za zwycięstwa w sześciu biegach oraz jedendodatkowy.
Czy wiesz, że…
Indywidualne Mistrzostwa Polski na Żużlu 2023 to 79. edycja zawodów żużlowych zorganizowanych przezPolski Związek Motorowy w celu wyłonienia medalistów indywidualnych mistrzostw Polski.
Obrońcą tytułu sprzed roku jest Bartosz Zmarzlik. Wygrał on złoto zdobywając 49 pkt. Na drugim miejscubył Dominik Kubera (41 pkt), a na trzecim Janusz Kołodziej (32 pkt).
Bartosz Zmarzlik to trzykrotny indywidualny mistrz świata z szansami na kolejny tytuł w tym roku. O jegopopularności świadczy fakt, że wygrał w 2019 roku plebiscyt Przeglądu Sportowego na sportowca roku. W2022 roku był drugi za Igą Świątek.
Jest sukces. Sroki Łódź zdobyły tytuł mistrzów Polski w rugby XIII. W finale nasz zespół pokonał w Szczercowie Husarię Kalisz/Południe 30:24.
Trener Krzysztof Tonn podsumowuje sezon: Sezon 2023 rozpoczęliśmy borykając się z brakiem zawodników z których moglibyśmy utworzyć pełny, wyszkolony skład i już przed pierwszym meczem nasz kapitan Mateusz Kowalewski musiał się dwoić i troić by zebrać zespół, który będzie w stanie zawalczyć z Trytonem Warszawa wraz z Wildcats Góra Kalwaria, które to drużyny miały w tym spotkaniu najsilniejszy skład we wszystkich z meczów w lidze. Udało się wygrać 54:36.Naszym drugim przeciwnikiem była ekipa AZS AWF Warszawa, a mecz odbył się w Łodzi. Tym razem goście mieli problem z zebraniem pełnej obsady. Kierując się zasadą fair play postanowiliśmy oddelegować do nich naszych zawodników. Niestety w naszej drużynie przydarzyły się kontuzje i grając w osłabieniu przegraliśmy ten mecz, który zakończył się wynikiem 20:30.
Został nam już tylko jeden przeciwnik, który miał zapewnione miejsce w finale – Husaria Kalisz/Południe. Dla nas ten mecz to być albo nie być w finale. Nasi konkurenci nie dysponowali optymalnym składem, dlatego też nie dziwi nasza wysoka wygrana 86:0.W tym meczu po raz pierwszy wystąpiłem w roli trenera. Niektórzy żartują, że Sroki Łódź mają tak wysokie standardy, że po przegranej musiał odejść trener Łukasz Łucka.
Prawda jest taka, że decyzja o jego ustąpieniu została podjęta już wcześniej i nie ma nic wspólnego z wynikiem meczu Sroki-AZS AWF. Łukasz był trenerem Srok od samego początku klubu i dobrze przygotował naszych chłopaków do sezonu 2023.Wiedzieliśmy, że drużyna, z którą spotkamy się w finale to nie będzie tą samą, z którą graliśmy w lidze. Tym razem spodziewaliśmy się większej liczby dużych, silnych przeciwników i tak było.
Kluczem do zwycięstwa była szczelna obrona angażująca po trzech zawodników do każdej szarży. Dużo czasu poświęciliśmy na treningach by wyćwiczyć ten element gry i jestem dumny z chłopaków że tak dobrze wypełnili te i inne założenia. To było bardzo ciężkie i wyrównane spotkanie o czym świadczy wynik 30:24, tym bardziej cieszy zwycięstwoTeraz skupiamy się na przygotowaniach do sezonu reprezentacji Polski, bo wielu z naszych zawodników od lat należy do podstawowego składu kadry narodowej.
W finale mistrzostw Polski zagraliśmy w składzie: 1 Mateusz Kowalewski, 2 Jacek Gałęza, 3 Seweryn Smolis, 4 Fabian Glinkowski, 5 Przemysław Kwiecień, 6 Łukasz Wawrzyniak, 7 Łukasz Łucka, 8 Stanisław Lewicki, 9 Tomasz Zerbe, 10 Tomasz Omelczuk, 11 Kamil Wilkowski, 12 Wojtek Walas, 13 Jonathan Tutak. Rezerwa: Dawid Krawczyński, Mateusz Łuczak.
W dotychczasowej historii Rugby League lub Rugby XIII w Polsce, mistrzostwa rozegrano trzy razy, w 2017 i 2022 roku wygrały Sroki Łódź, a w 2020 Tryton Warszawa. W innych latach trzykrotnie rozgrywano Puchar Polski. Reprezentacja Polski Rugby XIII nazywana „Żubrami” towarzyskie mecze rozgrywała od roku 2012, a oficjalne od 2017 po przyjęciu Polski do Rugby League European Federation.
Nowi, kolejni nowi i jeszcze raz nowi. ŁKS zatrudnił wielu, wielu piłkarzy, którzy okazują się zwykłymi przeciętniakami, którzy na pewno nie dorównują klasie sprzedanego młodzieżowca – Kowalczyka. Mądry ełkaesiak po szkodzie!
Trener Moskal ciągle rotuje składem, szukając najlepszych personalnych rozwiązań. Po wpadce z Puszczą zmiany musiały zajść i zaszły. W podstawowej jedenastce miejsce Głowackiego zajął Tutyskinas, Louveau – Hoti, a wykartkowanego Letniowskiego – Szeliga.
Te wszystkie zmiany zdały się jednak psu na budę. Pierwsza kontra gości przyniosła gola, a kolorowy zawrót głowy zrobił defensorom gospodarzy Savić i pokonał Bobka. Potem było to, co doskonale znamy w wykonaniu ŁKS z meczu z Puszczą – niepotrzebne faule, dyskusje z arbitrem i niewiele składnej gry.
A jednak w 29 min powinno być 1:1. Niestety w sytuacji sam na sam Szeliga przegrał pojedynek z bramkarzem rywali. ŁKS atakował dalej. Strzał Tejana zablokował Pleśniewrowicz. Smutna prawda. Jedna składna akcja gości dała im gola. Ataki ŁKS przypominały bicie głową w mur.
Smutny obraz tego, jak dzisiaj wygląda ŁKS dopełniła akcja z 62 min. W defensywie łodzianie spisali się jak dzieci pijane we mgle. W finale Flis sfaulował w polu karnym Luisa, a jedenastkę wykorzystał Szmyt. ŁKS próbował odrobić straty, bez skutku.
Po dwóch zwycięstwach łodzianie przegrali pierwszy mecz na własnym boisku, piąty w sezonie. Nikt nie przegrał w ekstraklasie tylu spotkań! Mają na swoim koncie 6 zdobytych punktów. 16 września o godz. 17.30 ŁKS zagra w Częstochowie z mistrzem Polski – Rakowem.
To miała być komedia kryminalna na gorące,zakończone właśnie, polskie lato, dziejąca się w Gdańsku. Pomysł znakomity? Tak, ale w realizacji niezbyt się udał. Powiem szczerze, skusiła mnie nadzieja, że autor zabierze mnie w mniej znane okolicy wciągającego, inspirującego miasta, smakowicie je opisze, dobrze umiejscowi w powieści. Rytm miasta będzie wyznaczał rytm opowieści.
Niestety, nic z tego nie wyszło. Gdańska jest tyle, co kot napłakał. W dalekim niewiele znaczącym tle. A przecież powieść zaczyna się wciągająco od wizyty na pustej wczesnym rankiem plaży. Kto by tak nie chciał, kto z nas latem o tym nie marzy.
Niestety, potem jest niestety mało śmieszne, następuje pomieszanie z poplątaniem, mnożenie paradoksów, a śledzenie perypetii dziennikarza śledczego, miłośnika hawajskich koszul, jego przyjaciół i wrogów,zamiast wciągać, nuży. Aż trudno uwierzyć, że autor – debiutant wcześniej zaliczył wiele kursów i warsztatów pisarskich. Czego oni go tam uczyli!
Podczas lektury przypomniałem sobie powieść o innym pechowym detektywie, miłośniku barwnych ubiorów, bohaterze Wady ukrytej Thomasa Pynchona. Panie Michale, jeśli chce pan nadal pisać kryminalne powieści, niech pan uważnie przeczyta tę książkę i wyciągnie wnioski.
Michał Wagner Mówi mi Kolt Wydawnictwo Dolnośląskie
Nie jest dobrze, to oczywiste. Mistrzowie Polski – Budo 2011 Aleksandrów Łódzki przegrali dwa pierwsze ligowe spotkania nowego sezonu – z wicemistrzem Ogniwem i brązowym medalistą Orkanem. W niedzielę w Aleksandrowie Łódzki o godz. 14.30 podejmą czwarty team ostatnich zmagań – Budowlanych Lublin. W tym sezonie rywale mają na koncie dwa zwycięstwa i porażkę.
– Czeka nas kolejne trudne sportowe wyzwanie – mówi trener Budo 2011 – Przemysław Szyburski. – I wszyscy musimy sobie zdawać sprawę z powagi sytuacji. Trzeba skupić całą uwagę na sporcie. Nic nie może nas rozpraszać. W ostatnim spotkaniu nie czułem, że jesteśmy zespołem z charakterem, który poradzi sobie z każdą przeszkodą.
W spotkaniu w Sochaczewie popełniliśmy za dużo błędów, w tym w defensywie, ale… mieliśmy szansę na odwrócenie losów spotkania. Niestety, nie potrafiliśmy tego zrobić. Wkradło się zwątpienie, które miało wpływ na postawę zespołu. Nie możemytracić sportowego ducha.
Oczywiście, ważne było to że wcześniej musiał opuścić boisko jeden z naszych liderów – Toma Mchedlidze, ale nie będę krył, że zdecydowanie więcej jakości w grze oczekiwałem od naszych nowych zawodników. Po to ich sprowadziliśmy, żeby byli w stanie robić różnicę w grze na naszą korzyść.
Liga toczy się daje, musimy natychmiast wdrożyć plan naprawczy, żebyBudo 2011 to był znów team spirit, a nasi liderzy znów pokazywali swoją klasę na boisku. Odwrócić złą kartkę bardzo może nam pomóc dobry, zwycięski mecz. I liczę na rozegranie takiego pojedynku w niedzielę w Aleksandrowie Łódzkim.
W sobotę o godz. 13 mający za sobą trzy dotkliwe porażki beniaminek KS Budowlani Commercecon spróbują nawiązać walkę z Lechią Gdańsk. Rywale przegrali dwa spotkania i w mocno kontrowersyjnych okolicznościach pokonali Pogoń Siedlce. Jak nie z tym przeciwnikiem, to z kim mają wygrać łodzianie?
W sobotę o godz. 17 mecz na szczycie – Ogniwo Sopot podejmie Orkan Sochaczew.
Nigdy więcej takich weekendów. Ja, kibic aleksandrowskiego i łódzkiego sportu, tego nie chcę i już! Były czarne dni – przegrali piłkarze ŁKS i Widzewa, z boiska zeszli pokonani rugbiści Budo 2011 Aleksandrów Łódzki i KS Budowlani Commercecon.
To, co się dzieje z tą ostatnią drużyną, jest dla mnie wyjątkowo bolesne. Przez dobre ćwierć wieku byłem wszak zawodnikiem klubu z Górniczej 5! Tak to jednak jest, gdy nie słucha się prostych prawd: zgoda buduje, niezgoda rujnuje. Ciekawe, jaki pogląd na ten temat mają panie prezydent miasta Łodzi?!
Wracając do głównego tematu. Oby ten czarny weekend się nie powtórzył! Czy to będzie możliwe? Piłkarze ŁKS na swoim magicznym stadionie podejmą 1 września o godz. 18 Wartę Poznań – solidną drużynę, ale teraz jakby w sportowym dołku. Widzew w hicie hitów 3 września o godz. 17.30 zmierzy się w stolicy z głównym kandydatem do tytułu mistrza Polski – Legią. Zdobyć w Warszawie choćby punkt, to będzie bardzo trudne zadanie.
Mistrzowie Polski w rugby – Budo 2011 po dwóch porażkach na początku sezonu w trzecim meczu podejmą w Aleksandrowie Łódzkim w niedzielę o godz. 14.30 Budowlanych Lublin, którzy mają na koncie dwa zwycięstwa i porażkę, a KS Budowlani Commercecon w sobotę o godz. 13 w Łodzi przy ul. Górniczej5 zmierzą się z drużyną, z którą mogą nawiązać walkę (no bo jak nie z tym teamem, to z kim?!) czyli Lechią Gdańsk (na koncie jedno zwycięstwo, dwie porażki).
Czy teraz ja i wszyscy kibice sportu w naszym regionie doczekamy się czterech zwycięstw?!
W polskiej ligowej piłce jedno jest pewne. Większość ekstraklasowych zespołów oddałaby królestwo za młodzieżowca, który nie byłby piątym kołem u wozu, rzepką na przyczepkę, koniecznością wymuszoną groźbą milionowej kary czyli mówiąc wprost osłabieniem drużyny. Powodowaniem, że zamiast w jedenastu trzeba na boisku walczyć w… dziesięciu.
Nie ma z tym kłopotu ŁKS, bo młodzieżowiec bramkarz Aleksander Bobek to na razie najlepszy piłkarz zespołu, ma za to ogromny Widzew, ale nie tylko on…
Nie dziwi zatem, że w ekstraklasie łatwiej i dużo, dużo taniej sprowadzić można do zespołu zagranicznego piłkarza, którego możliwości i forma z reguły są zagadką, niż kupić, zdolnego młodego polskiego futbolistę. Ceny za takich graczy są bowiem nie do przełknięcia dla większości polskich drużyn.
Jedynym sposobem jest zatem przygotowanie do ważnej ligowej roli swoich wychowanków. Pokazuje to czarno na białym…. Barcelona.
Mistrz Hiszpanii po fascynującym pojedynku pokonał na wyjeździe Villarreal 4:3. MVP pojedynku został wychowanek La Masia… 16-letni Lamine Yamal, który znalazł się drugi raz w podstawowym składzie Barcy i zapisał się już w historii. Został najmłodszym piłkarzem, jaki miał asystę w LaLiga (przy golu Roberta Lewandowskiego).
„Diament” – tak podsumował jego występ „Sport”:”To imponujące widzieć 16-letniego piłkarza z taką mieszanką talentu i spokoju. Na La Ceramica znów stało się jasne: to jeden z tych graczy robiących różnicę. Świetna technika, drybling ciałem, precyzyjne podania” – uzasadnił ocenę.
Po meczu Lamine udzielił wypowiedzi dla Movistaru: – Cóż, na szczęście nie czuję strachu, staram się o tym zapomnieć i poświęcić się grze w piłkę nożną, którą lubię i granie w którą dobrze mi wychodzi. Wychodzę na boisko, a koledzy z drużyny bardzo mi pomagają. Moja mama boi się czasami, kiedy gram w wyjściowym składzie, ale wszyscy mi pomagają i bardzo mnie wspierają.
Niestety, w polskim rugby afera goni aferę, a prezes związku nie panuje nad sytuacją. Komisja Gier i Dyscypliny jest państwem w państwie, rządzi się swoimi wyjątkowymi prawami, które każą rwać włosy z głowy. Jednych zawiesza, innych zawiesza i za chwilę odwiesza, w sprawie kolejnych graczy, których powinno się ukarać i to surowo, chowa głowę w piasek. Niezwykłe, niesamowite, ale niestety prawdziwe.
Ciekawe jak związek zareaguje na kolejną skandaliczną sędziowską historię, która doprowadziła do wypaczenia wyniku meczu! W meczu Lechii Gdańsk z Pogonią Siedlce ci ostatni w ostatnich sekundach spotkania wykonali przyłożenie, przegrywali 22:23, ale mieli jeszcze podwyższenie czyli szansę na zwycięstwo!
Jak podaje sportsiedlce.pl: Zawodnik Pogoni – Nkululeko Ndlovu przy stanie 23:22 dla Lechii wykonywał podwyższenie. Gdyby trafił siedlczanie wygraliby 24:23. Sęk w tym, że kopacz trafił po właściwej stronie prawego słupka, ale sędziowie jakimś cudem tego nie zauważyli i mecz skończył się zwycięstwem gdańszczan!
Na nagraniu wideo wyraźnie widać, że Ndlovu trafił między słupy. Ponadto jeden z sędziów asystentów kciukiem w górę pokazywał prawidłowość kopa.
– Żądamy dopisania do końcowego wyniku meczu prawidłowo zdobytych dwóch punktów w ostatniej minucie meczu i weryfikacji meczu na wygrany przez drużynę MKS Pogoń Siedlce – czytamy w piśmie, które w ramach protestu zostało skierowane do Komisji Gier i Dyscypliny Polskiego Związku Rugby.
To nie jedyna walka jaką toczą ze związkiem siedlczanie. Mieliby szansę na zbudowanie mocnego składu, gdyby związek nie blokował gry w rugby w Polsce byłych zawodników Skry Warszawa. Zapomnieli biedacy, że gdy stawiasz się mocarzom rządzącym w stolicy masz zawsze pod górę.
Pogoń otrzymała medical jokera (procedura umożliwiająca skorzystanie z zawodnika wypożyczonego lub dodatkowego obcokrajowca w wyjściowym składzie), ale na 12 godzin przed meczem z Lechią został on… anulowany. Podobnie jak czerwona kartka, którą kolejkę wcześniej ujrzał zawodnik… Lechii Gdańsk. No po prostu kabaret!
Trudno w tym widzieć przypadek, raczej prywatę i kolesiostwo. Trzeba powiedzieć wprost – działaczowski rak zżera polskie rugby i spycha ten piękny sport w ślepy zaułek. Najwyższy czas z tym skończyć, bo inaczej po prostu zniszczy dyscyplinę!
ŁKS sprowadził armię nowych, głównie zagranicznych piłkarzy, a na razie w meczach wyjazdowych jest tak, jak we wszystkim znanym wierszu Juliana Tuwima – Lokomotywa.
Lecz choćby przyszło tysiąc atletów
I każdy zjadłby tysiąc kotletów,
I każdy nie wiem jak się wytężał,
To nie udźwigną, taki to ciężar
Ostatnie zwycięstwo w spotkaniu na obcych boiskach łodzianie odnieśli 19 lutego, od tamtego czasu 12 wyjazdowych spotkań bez wygranej. Oby wiersz był przestrogą, a nie zapowiedzią tego, co będzie się działo w przyszłości.
Na razie z nowych graczy widać postępy w grze czynione przez napastnika. Kay Tejan zdobył premierowego gola, walczył, nie bał się walki nawet z dwoma rywalami, szukał gry. Oby tak dalej. Pozostali nic wielkiego nie dali zespołowi, skoro efektem była kolejna wyjazdowa porażka.
Dobre momenty w grze mieli: Anton Fase i Adrian Małachowski (mimo szybko ujrzanej czerwonej kartki). Czas pokaże czy to przełoży się to na to, iż obaj piłkarze będą wartością dodaną dla ŁKS. Jeśli tak, to dobrze by było, żeby w przypadku Fase stało się to w najbliższym meczu. Czas nagli!
Zdjęcia: Łukasz Grochala/Cyfrasport/ŁKS Łódź
A może więcej by dali piłkarze znakomicie sobie radzący w drugiej drużynie w II lidze, w tym najwaleczniejszy z walecznych ełkaesiaków – Oskar Koprowski?
1 września o godz.18 ŁKS podejmie Wartę Poznań, która w ostatnim meczu zremisowała z Cracovią 0:0 i ma, jak ŁKS, na swoim koncie 6 zdobytych punktów. Nie zagrają wykartkowani w Krakowie w meczu z Puszczą: Jakub Letniowski (czwarta żółta) i nowy Adrian Małachowski (czerwona).
Chcielibyśmy bardzo, żeby Polska to był sędziowski kraj Szymonów Marciników, ale tak nie jest. Rzeczywistość skrzeczy, a najlepszym tego dowodem praca arbitrów podczas spotkania Puszczy z ŁKS. Sędzia główny Patryk Gryckiewicz (Toruń) nie panował kompletnie nad sytuacją. Ratował swój wątpliwy autorytet szastając żółtymi kartkami, czym skutecznie utrudniał grę, głównie ełkaesiakom.
Czytam, że ustanowił swój kartkowy rekord kariery, ale chyba nie o takie rekordy chodzi. Na dodatek pomylili się chyba panowie obsługujący VAR, bo dostępne powtórki pokazują czarno na białym, że przy drugim golu dla Puszczy, zawodnik tej drużyny był na pozycji spalonej! Dla dobra polskiej piłki, ta ekipa powinna ochłonąć i odpocząć, przynajmniej na jakiś czas, od sędziowania!
Wygląda na to, że w Widzewie rządzi towarzystwo wzajemnej adoracji. Jest miło, przyjemnie, wszyscy klepią się po plecach, a wyniki? Jakie są, każdy widzi. Były przeciętne i są… przeciętne, a może jeszcze gorsze. Dowodem jest wyjątkowo bolesna, bo na własnym stadionie, porażka ze Śląskiem Wrocław, w meczu w którym podopieczni Janusza Niedźwiedzia nie mieli, mówiąc szczerze, nic do powiedzenia. Ba, nie przeprowadzili żadnej składnej akcji, ani razu nie strzelali celnie na bramkę rywali.
Przed spotkaniem prezes Michał Rydz chwalił pion sportowy za sprowadzenie Sebastiana Kerka, choć nikt tak naprawdę nie wie, czy coś wartościowego wniesie do drużyny. Wcześniej zachwycano się przy al. Piłsudskiego ostatnimi transferami, tymczasem panowie Silva czy Alvarez na razie (w którym to już spotkaniu) to futbolowi przeciętniacy, jakich wśród naszych polskich futbolistów można znaleźć na kopy. Co jest wart napastnik Rondic, trudno stwierdzić, bo na razie ściągnięto go nawet nie do pełnienia roli jokera w futbolowej talii, a grania nic nie znaczących ligowych ogonów. W takiej roli można spokojnie obsadzać wcześniej przygotowanych piłkarzy z… drugiej drużyny.
Widać, jak na dłoni, że gra czterema obrońcami nie przynosi spodziewanych korzyści. W grze defensywnej Widzew popełnia juniorskie błędy, pozwalając na to, jak w meczu z wrocławianami, że jedno inteligentne prostopadłe podanie przez dwie formacje, pozwala rywalom na przeprowadzenie bramkowej akcji. W grze ofensywnej brakuje na bokach dwójkowych ataków z szybką wymianą piłki, w których lider Bartłomiej Pawłowski czuł się jak ryba w wodzie, a teraz za często i niepotrzebnie spełnia jedynie rolę przyglądającego się boiskowym wydarzeniom statysty.
Szkoleniowym skandalem jest nie znalezienie w okresie przygotowawczym i przygotowanie do ligowej gry młodzieżowca. To sprawia, że łodzianom przychodzi grać w dziesięciu, bowiem promowani przez trenerów młodzi gracze nie pasują (na razie?) do nie najwyższych przecież ekstraklasowych standardów.
Wygląda na to, że tą całą akademię, która nie może wychować odpowiedniej klasy zawodnika oraz tak chwalony pion sportowy, który nie potrafi w Polsce wytropić utalentowanego gracza o odpowiednich umiejętnościach, można o kant stołu potrzaskać.
W sumie jeżeli w klubie nie będzie krytycznej analizy, tego co się dzieje, to przyszłość nie rysuje się w jasnych barwach.
Morale, a także wartość zespołu w defensywie, mógłby podnieść Kamil Glik, ale wygląda na to, że negocjacje łodzian z byłym reprezentantem Polski się nie udały i piłkarz trafi do Cracovii.
Przez ponad 30 lat pisałem, bardzo często o sporcie, wzbudzający spore emocje felietonik Ryżową Szczotką w Expressie Ilustrowanym. Uznałem, że warto do niego wrócić. Wiele się zmieniło, a jednak nadal są sprawy, które wymagają komentarza bez owijania w bawełnę.
Pisze z Łodzi sobie szkodzi - tak tytułował swoje felietony znakomity Zbyszek Wojciechowski. Inny świetny dziennikarz Antoś Piontek mówił, że w sporcie jak w żadnej innej dziedzinie życia widać czarno na białym w całej jaskrawości otaczającą nas rzeczywistość. Do tych dwóch prawd chcę nadal nawiązywać.