W 2015 roku z powodu kłopotów finansowych spółka RTS Widzew Łódź SA upadła, a na jej miejsce powołano nowy podmiot – Stowarzyszenie Reaktywacja Tradycji Sportowych Widzew Łódź, który w sezonie 2015/16 wystartował w rozgrywkach IV ligi. Teraz po latach starań i awansów łodzianie wrócili do ekstraklasy. Brawo!

Wielki sportowy sukces okupiony ligowym horrorem, bowiem sprawa awansu ważyła się do ostatniej kolejki. W dniu wielkiej sportowej próby łodzianie stanęli na wysokości zadania, pokazując ekstraklasowy potencjał, pokonując Podbeskidzie i wywalczając przy komplecie publiczności na stadionie przy al. Piłsudskiego, upragniony awans.

Mecz pokazał, że o awansie zdecydował zimowy transferowy strzał w dziesiątkę. Bartłomiej Pawłowski we Wrocławiu po prostu się marnował, grając bez przekonania ligowe ogony. W Łodzi odżył, pokazał że wciąż ma wielkie możliwości na miarę swojego talentu.

W meczu zobaczyliśmy najodważniejszą akcję środkowego obrońcy w całych rozgrywkach tak w ekstraklasie jak i w I lidze. Marek Hanousek znakomicie wyszedł z własnej połowy z piłką i mistrzowsko zagrał do Pawłowskiego. Marek coraz lepiej spisuje się w roli odważnego obrońcy. Może być, jak Pawłowski, wielkim atutem Widzewa w ekstraklasie.

Dominik Kun zasłużył sobie na taką akcję. Najbardziej pracowity piłkarz rozgrywek wykonał mistrzowski obrót w polu karnym i zdobył bramkę na wagę bezpośredniego awansu do ekstraklasy.

Nie byłoby tej akcji, gdyby nie strzał Pawłowskiego w poprzeczkę. Piłka nożna to jest gra przypadku.

Jedni na wozie, drudzy pod wozem. Widzew się cieszy, ŁKS smuci. Na własne życzenie stracił szansę na awans. Nie mogło być inaczej, skoro łodzianie przeprowadzili skandaliczne transfery, na które wydali fortunę, co skutkowało tym, że przegrali w ligowej batalii 8 z 17 meczów rozegranych na własnym stadionie. Na dodatek ostatnia stracona w rozgrywkach bramka była… samobójem!