
Nie da się ukryć, że posada trenera piłkarskiego w Polsce to siedzenie na beczce prochu. Nie inaczej jest z funkcją dyrektora sportowego. Szkoleniowcy odpowiadają za wyniki, dyrektorzy za miliony wydane na bardzo dobre (to rzadkość) lub kompletnie nieudane transfery. Oba łódzkie kluby na razie mocno pochwaliły się, że mają nowych dyrektorów sportowych.
Nie mogę pogodzić się z opinią właściciela ŁKS – Tomasza Salskiego, który poza ostatnim okresem bardzo wysoko ocenił pracę dyrektora Krzysztofa Przytuły. Mam inne zdanie, a żeby je sobie wyrobić, wystarczyło porozmawiać z ludźmi, z którymi Przytule ze względu na charakter i wielkie wyobrażenie o sobie, swoich kompetencjach i swojej pracy, nie było po drodze. Moim zdaniem więcej w Łodzi zniszczył niż zbudował, ale każdy ma prawo do swojego zdania.
Jest w ŁKS nowy dyrektor, były piłkarz, ostatnio menedżer Janusz Dziedzic, o którym Salski mówi tak: – Znamy się od wielu lat. Raz na jakiś czas rywalizujemy jako oldboye na boisku, ale nie to przeważyło. Janusz poprawnie mówi „Ojcze Nasz” w trzech językach oprócz polskiego. To w kontaktach jest bardzo ważne.
Powiedzmy od razu, że równie ważne, a może ważniejsze są umiejętność współpracy i uważne rozglądania się wokół siebie. Najciemniej jest bowiem pod latarnią.
Wyrzutem sumienia łódzkich klubów – prezesów, dyrektorów sportowych i trenerów – powinien być Patryk Makuch. Prezes Widzewa Mateusz Dróżdż żali się: – Jestem przerażony wynagrodzeniami zawodników. Nie jesteśmy w stanie ani zapłacić takich pieniędzy, jakie zapłaciła Cracovia za Makucha, ani połowy wynagrodzenia, jakie ma w tym klubie.
Krokodyle łzy, kto bronił Widzewowi zainteresować się Makuchem kilka lat temu, gdy grał sobie w Bełchatowie i w I lidze w 16 meczach strzelił trzy bramki.
Skoro Widzew bardzo chce być znów wielki, to jestem ciekaw, jakich piłkarzy sprowadzi do klubu w systemie oszczędnościowym nowy dyrektor sportowy Tomasz Wichniarek (nazwisko znamienite), który podobno już od lutego pracuje nad letnimi transferami.
Już pierwszy, kto wie czy nie najważniejszy, przeszedł mu koło nosa. Widzew na gwałt potrzebuje rutynowanego, bramkostrzelnego napastnika. Tymczasem jeden z liderów rewelacji I ligi – Chrobrego Głogów – Mikołaj Lebedyński (12 bramek w 35 meczach w sezonie) zostanie pewnie piłkarzem Stali Mielec. Widzew, zajęty przebudowywaniem struktur, obejdzie się smakiem.
Kolejny rok będzie trwało budowanie młodzieżowych struktur Widzewa. Co z tego, że Maciej Szymański, który właśnie został dyrektorem ds. rozwoju sportu Widzewa Łódź, podpisze kolejną pijarowską umowę o współpracy z jedną podłódzkich gmin. To niewiele, prawie nic. Do powstania Piłkarskiej Akademii Widzewa z kilkoma przynajmniej boiskami, nowoczesnym zapleczem, nadal niestety jest dalej niż bliżej. Nie można ciągle na brak Akademii zarzucać szkoleniowego marazmu w grupach młodzieżowych. Nie było Widzewa w Centralnej Lidze Juniorów, nie ma piłkarzy klubu w większości polskich młodzieżowych kadr.
Dodaj komentarz