Rezerwowy Pafka

Tag: ekstraklasa (Page 11 of 29)

Smutna prawda. Nikt nie chce przyjść do Widzewa na piękne oczy. Klubowy patriotyzm? A gdzie tam! Liczy się kasa!

Było tak, że gdy nowy Widzew odradzał się ze sportowego niebytu, to jego działacze przyzwyczaili się twierdzić, że pieniędzy może nie , ale takiemu klubowi, z taką tradycją, nie można odmówić. I coś z tego myślenia zostało do dziś.

Czasy są jednak inne. Atmosfera, pełne trybuny, wielka tradycja: Zbigniew Boniek i Józef Młynarczyk, nie uczynią z nowego gracza widzewskiego patrioty. A co z niego zrobi oddanego piłkarza? Kasa, misiu kasa… Kariera jest krótka, trzeba myśleć o przyszłości i tam gdzie się idzie, chce się zarobić, jak najwięcej. Takie obowiązuje futbolowe credo.

Widzew mocno pilnuje budżetu, nie chce tworzyć kominów płacowych, nie chce żeby pobory futbolistów przewróciły do góry nogami klubowe finanse. Dlatego nie powinien się dziwić, że trudno mu o transfery, jakie sobie zaplanował.

Łodzianie sprzedali za milion dolarów, a może więcej Henricha Ravasa do MLS, ale nie zamierzali wykładać fury pieniędzy na pobory bułgarskiego bramkarza Daniela Naumowa czy Ghańczyka – Emmanuela Boatenga. Zostali zatem wystawieni przez goniących za kasę piłkarzy (a są inni?!) do wiatru.

Te historie nie zostają bez echa. Szybko rozchodzą się w środowisku. Nic dziwnego, że Widzewowi trudno znaleźć nowych piłkarzy, a futbolowi cwaniacy z całego świata, chcą wyciągnąć z łódzkiego klubu, oczywiście za lepszą kasę, łakome kąski. Odszedł kapitan Patryk Stępiński. Teraz ponoć są kluby starające się o Andrejsa Ciganiksa. A o przyszłość lidera Bartłomieja Pawłowskiego prezes Michał Rydz radzi spytać samego zawodnika, choć ostatnie wieści są takie, że przedłużenie kontraktu jest bliskie!

Wygląda na to zatem, że wielkiej transferowej ofensywy chyba w Widzewie nie będzie, raczej trzeba będzie liczyć straty, oby nie tak dotkliwe, żeby zachwiać sportowym kręgosłupem zespołu.

Może jednak się mylę. Do Widzewa po kilku nieudanych podejściach do innych graczy, trafił młody bramkarz 23-letni Ivan Krajcirik ze słowackiego Ruzomberoku, były młodzieżowy reprezentant kraju. To światełko w tunelu? Na razie to…dramat. Piłkarz doznał kontuzji na treningu i nie będzie trenował przynajmniej przez trzy tygodnie.

ŁKS. W lutym czeka zespół walka za dwóch. Trzeba pójść śladami legendarnego Leszka Jezierskiego. Oby to była udana kampania napoleońska!

Leszek Jezierski podczas spotkania opłatkowego w Pałacu Poznańskich w 2008 roku, na cztery dni przed śmiercią. Zdjęcia trenera Leszka Jezierskiego z archiwum Jacka Bogusiaka

Szkoleniowiec ŁKS- Piotr Stokowiec nie ma innego wyjścia. Musi pójść śladami legendarnego trenera Leszka Jezierskiego. Napoleon, jak nikt inny, potrafił, zadbać o formę fizyczną swoich graczy podczas zimowych przygotowań. Musieli na zgrupowaniach dawać z siebie maksa, nie było taryfy ulgowej, nie było zmiłuj.

Nie było też sztabu specjalistów od przygotowania ogólnego, komputerów, bajerów i tysiąca innych rzeczy, bez których trenerzy naszych czasów nie mogą się obyć. Jeziera robił wszystko na nosa, a że miał wyjątkowy szkoleniowy talent i wyczucie, to z reguły działał na korzyść drużyny. Potem w trakcie ligowych wiosennych batalii pod względem, nazwijmy to ogólnie kondycyjnym, prezentowała się ona znakomicie.

Jeśli teraz ŁKS poważnie myśli o skutecznej walce o utrzymanie, a chyba tak jest, skoro sprowadza nowych graczy na newralgiczne pozycje, od pierwszej kolejki musi dawać z siebie wszystko, walczyć bez taryfy ulgowej, gryźć trawę od pierwszej do ostatniej minuty. Ba, musi w tym elemencie zdominować rywali, żeby w sportowym efekcie wyjść na swoje.

Terminarz lutego jest dla łodzian wyjątkowo trudny, oby nie okazał się zabójczy. Już 12 lutego zagrają ligowy mecz z Koroną Kielce (godz.19). Kolejny mecz to najbardziej prestiżowe wydarzenie czyli łódzkie derby – 18 lutego o godz. 17.30. 23 lutego spotkanie w Szczecinie z Pogonią (20.30). 28 lipca zaległe spotkanie ze Stalą w Mielcu (18.30), a 3 marca kolejny mecz o wszystko na własnym stadionie z rewelacją jesieni – Puszczą Niepołomice.

Futbolowe transfery po polsku czyli sportowy szrot. Gdzie zniknęła zdolna, polska młodzież?

Zimowe futbolowe podniecenie w Polsce jest wielkie. Wiadomo, transferowy zawrót głowy. Kto się wzmocni, kto osłabi? Jeden trend widać jak na dłoni. Znów polskie kluby stawiają na zachodni szrot.

Mamy kolejny zalew zawodników, którzy mają może bogate CV, ale dawno o nic ważnego nie grali, albo wcale nie było ich na boisku. I o takich ludziach zachwycone polskie media piszą bez zahamowań, że to są… wzmocnienia. Nie wiem, śmiać się czy płakać.

Widać, jak na dłoni, że polska ekstraklasa, jest w najlepszy razie miejscem do mentalnej, fizycznej, a w końcu sportowej odbudowy. Raz się to udaje, innym razem nie. Tych drugich przypadków jest zdecydowanie więcej, co nie najlepiej świadczy o polskich klubowych dyrektorach sportowych. Raczej czekają na podszepty, dobre rady kumpli z branży albo przygotowane atrakcyjne filmiki promocyjne, niż sami sprawdzą co w trawie piszczy. Podejmują decyzje szybko, za szybko i czasami (jakże często!), mówiąc wprost, są one strzałami… samobójczymi.

Kolejny transferowy trend to wielki brak na rynku zdolnych młodych polskich piłkarzy. Tak jakby cały futbolowy świat w Polsce kończył się na ekstraklasie. Jakby nie było I ligi i niższych klas, z której można by było wyciągnąć zdolnych rodzimy futbolistów. Poza ekstraklasą był tylko wielki sportowy niebyt.

Powód ograniczonych działań transferowych na rodzimym rynku ma prosty powód. Polscy piłkarze, szczególnie ci najzdolniejsi, są za drodzy i nie ma żadnej gwarancji, że po wydaniu kilkuset tysięcy złotych nie okaże się, że były to pieniądze źle zainwestowanie. Po co zatem ryzykować. Lepiej stawiać na… szrot.

Do czego prowadzi taki zastój, uniemożliwiający swobodny przepływ sportowych talentów, widać jak na dłoni w polskim rugby. Ekstraliga słabnie z sezonu na sezon, bez wielkich szans na pokazanie się najlepszych młodych ludzi w najlepszych klubach.

Tu też powodem są… pieniądze. Młodzi muszą kisić się w swoich macierzystych zespołach, bo nikt nie wyłoży na ich sprowadzenie ogromnej, jak na możliwości dyscypliny, kasy. Taplamy się zatem w sportowym bagienku, które próbuje się ratować, jak w futbolu, transferami dużo tańszych zagranicznych graczy.

Widzew. Trzeba powiedzieć, że cały miniony futbolowy rok był do bani. A co by się stało, gdyby nie akcja Dominika Kuna w stylu Leo Messiego?!

Dominik Kun Fot. Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

Z długiej rozmowy z byłym wybitnym widzewiakiem – Krzysztofem Kamińskim wyniknęło jedno. Nie tylko ta runda w wykonaniu piłkarzy Widzewa była słaba. Niestety, cały rok był do bani.

Widzew zakończył poprzednie rozgrywki porażką z Koroną Kielce na własnym stadionie 0:3. Zgromadził 41 bezpiecznych punktów, gwarantujących utrzymanie. Wszystko mogło być inaczej, gorzej, albo wręcz tragicznie, gdyby nie bezcenne zwycięstwo ze zdegradowaną już wtedy Miedzią w Legnicy 1:0. Tym zwycięstwem Widzew przerwał serię dziewięciu meczów bez wygranej (trzy remisy, sześć porażek).

Mogło być inaczej, gdyby nie fenomenalna, kto wie czy nie najładniejszy w całych rozgrywkach, akcja pomocnika w 88 minucie spotkania, która przyniosła gola, zwycięstwo i bezcenne trzy punkty. „Dominik Kun Aguero” dał utrzymanie – pisano po tym meczu, porównując też piłkarza do Leo Messiego. Co takiego zrobił?

Kun otrzymał podanie głową tuż za środkową linią boiska od Kristoffera Normanna Hansena, którego Widzew bez sensu się pozbył, a który znakomicie radzi sobie w Jagiellonii. A co działo się potem? Pomocnik popędził w szalonym tempie na bramkę rywali. Minął niczym slalomowe tyczki trzech rywali i precyzyjnym uderzeniem pokonała bramkarza rywali. Akcję i gola Kuna porównywano do rajdów i trafień Leo Messiego.

Teraz też będą potrzebne takie spektakularne wyczyny, żeby Widzewowi widmo spadku wiosną nie zajrzało w oczy. Łodzianie przegrali ostatni mecz jesieni. Ulegli na własnym boisku Pogoni Szczecin 1:2. Jesienią Widzew zdobył 22 punkty. Z 19 spotkań 6 wygrał (5 u siebie), 4 zremisował (0), 9 przegrał (4). Nie jest to bezpieczny bilans, dający na wiosnę komfort ligowego granie i otwierający pole do kadrowych eksperymentów.

Na dodatek łodzianie stracili swojego najlepszego piłkarza, bramkarza Henricha Ravasa, który w łódzkich barwach rozegrał 63 spotkania, 19 razy zachował czyste konto, miał na koncie najwięcej obronionych strzałów, przyczynił się w dużej mierze do awansu i utrzymania w ekstraklasie. Czy znajdzie się golkiper, który godnie go zastąpi i odciśnie swoje pozytywne piętno na grze Widzewa? Na razie łodzianom transfery się nie udają, ba wręcz ich ośmieszają. Czekam z wielką bojaźnią, co będzie dalej.

ŁKS i Widzew rozpoczęły przygotowania do rozgrywek i na razie naprawdę nie ma się z czego cieszyć. Ba, wygląda to, mówiąc łagodnie, mizernie

Łódzcy ekstraklasowi piłkarze rozpoczęli przygotowania do wiosennej rundy rozgrywek. Cel – (łatwiejszy do osiągnięcia dla Widzewa) to uratowanie się przed degradacją. Niestety na razie sytuacja do optymistycznych nie należy.

Widzew bez względu na to, ile zarobił, a nie jest to suma oszałamiająca i rzucająca na kolana, stracił swojego najlepszego, najrówniej i najpewniej grającego zawodnika, bramkarza Hernicha Ravasa. Dobrze, że pojawiła się informacja, iż nadal widzewiakami po przedłużeniu umowy będą Marek Hanousek i Bartłomiej Pawłowski.

Fot. Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

Na dodatek w drużynie, która wznowiła zajęcia najbardziej w oczy rzuca się… szpital. Sebastian Kerk i Serafin Szota są na dobrej drodze, by w ciągu najbliższych… tygodni wrócić do zajęć z zespołem. Na dodatkowe wytyczne czekają Mato Milos i Juan Ibiza, którzy na początku przyszłego tygodnia odbędą konsultacje w przychodni Sporto. Ich powrót to także kwestia tygodni, a nie dni.

Dobrze, że na treningu pojawili się zdolni gracze: bramkarze Antoni Brzózka, Jakub Mistygacz oraz 22-letni Wiktor Preuss, ale oni nie pchną gry zespołu na wyższy poziom.

ŁKS rozpoczął przygotowania bez dwóch ważnych obrońców. Miejsce w kadrze stracił Adam Marciniak. Ciągle nie mogę pozbyć się wrażenia, że w klubie nie mogli mu darować, że po jednej z ligowych klęsk powiedział prawdę o potencjale i mocy łódzkiej drużyny. Pożegnał się z ŁKS Nacho Monsalve, dla którego drugi poziom rozgrywek w Hiszpanii, jest atrakcyjniejszy od polskiej ekstraklasy.

Dobrze, że do kadry dokooptowano, przynajmniej na razie, wyróżniających się graczy przyzwoicie grającej w II lidze drugiej drużyny:  Oskara Koprowskiego, Jędrzeja Zająca, Jana Kuźmy, Antoniego Młynarczyka, Jakuba Pawłowskiego i Oliwiera Sławińskiego.

Nowy piłkarz ŁKS – Rizi Durmisi Fot. lkslodz.pl

Nóż mi się jednak w kieszeni otwiera, gdy czytam o wzmocnieniu(!) drużyny duńskim zawodnikiem –  Rizim Durmisi, który przez pół roku… nie grał w piłkę. Skoro był w sportowym niebycie, to skąd pewność, że będzie wzmocnieniem?! Już jeden Duńczyk miał być wartością dodaną, ale skoro biegał po boisku chyba wolniej niż ja, okazał się futbolowo – finansową kulą u nogi dla ŁKS. Dobrze, że tym razem łodzianie okazali się na tyle przezorni, że podpisali umowę tylko do czerwca 2024 roku.

Na razie czarę goryczy dopełnia fakt, że lada chwila z drużyną może się pożegnać jej podstawowy zawodnik bramkarz Aleksander Bobek. Jaka jest zatem nadzieja, że ci, którzy zostali, są i się jeszcze pojawią, potrafią walczyć o uratowanie ekstraklasy z trenerem, któremu na razie z ŁKS nie udało się wygrać w ekstraklasie!

Łódź była jesienią piłkarskim miastem… bramkarzy, ale szykuje się dramat. Wiosną ŁKS i Widzew mają zagrać bez swoich asów!

W czasach sportowej świetności Łodzi, a były takie naprawdę, choć kopę lat już minęło od tych wspaniałych chwil, byliśmy znani w Polsce także z tego, że jesteśmy miastem… bramkarzy. Prawda bowiem była taka, że zaczynając od piłki nożnej, a na… hokeju na trawie kończąc (kto pamięta, że w Łodzi była kiedyś taka dyscyplina!) nasi golkiperzy bronili z wielkim powodzeniem barw Polski, stając się w wielu meczach podporą reprezentacji i wzbudzając podziw świata. Ech, to były piękne czasy, które na razie na pewno nie wrócą ale…

Podsumowując nieudaną rundę jesienną ekstraklasy łódzkich drużyn, trzeba powiedzieć, że tak ŁKS, jak Widzew swoich najlepszych zawodników mieli w bramkarzach.

Aleksander Bobek Fot. Cyfrasport/ŁKS Łódź

19-letni golkiper ŁKS – Aleksander Bobek nie raz i nie dwa stawał przed wielkimi sportowymi wyzwaniami, bronił odważnie i skutecznie, także rzuty karne. Wystąpił w 16 spotkaniach, spędził 1440 minut na boisku. Niestety, szczególnie z powodu fatalnej postawy jego kolegów w defensywie, tylko raz kończył spotkanie z czystym kontem. Był to zwycięski mecz z Pogonią Szczecin (1:0). Został doceniony. Znalazł się w gronie 270 piłkarzy do 20. roku życia z całego świata, których warto obserwować

Henrich Ravas Fot. Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

W Widzewie postacią numer 1 był 26-letni bramkarz Słowak Henrich Ravas. Zagrał jesienią w 18 ekstraklasowych spotkaniach. To 1620 minut na boisku. W trzech meczach zachował czyste konto. Co by było, gdyby go nie było? Widzew w strefie spadkowej?!

Łódzka, ligowa wiosna? Straszna prawda jest taka, że skoro potencjał transferowy bramkarzy, jak na warunki ŁKS i Widzewa, jest ogromny, idący w miliony złotych, już zimą obaj mogą opuścić łódzkie kluby. A co się wtedy stanie z naszymi drużynami? Ligowa otchłań zajrzy im w oczy!

Ludzie odpowiedziani za futbol w ŁKS i Widzewie żyją chyba w… Barbielandzie

Czytam, czytam i jestem coraz bardziej przerażony. Co będzie się działo z naszymi drużynami podczas ligowej wiosny?

Na razie ludzie odpowiedzialni za klub i wyniki drużyny, tak w ŁKS, jak i w Widzewie, żyją chyba w jakimś Barbielandzie, nierzeczywistym futbolowym plastikowym raju szczęśliwości, gdzie nadmiar różu rzuca się na oczy i przesłania rzeczywistość.

Opowiadają, że wiosną będzie dobrze, choć tak naprawdę nie mają ku temu żadnych podstaw. Ligowe kadry obu drużyn są słabe, o czym świadczą wyniki i miejsca w tabeli. Gdy czytam o wzmocnienie, to włos jeży mi się na głowie. Czy znowu do Łodzi ma trafić (oby tylko nie hurtowo!) futbolowy zagraniczny szrot? Wieszczenie, że nastąpią wzmocnienia, brzmi jak… językowe nadużycie.

W Łodzi mają się pojawić piłkarze, którzy ostatnio albo nie grali albo bronili barw drużyn, które mają ogromne kłopoty finansowe i organizacyjne, a nasze zapowiedziane orły i sokoły, miały swój udział w spychaniu drużyn w futbolowy dół.

Na czym zatem budować swój optymizm i nadzieję? Na słowach, tylko na słowach. One mają czynić cuda? Nie, raczej szybko, bardzo szybko się dewaluują.

Jak na to nie patrzeć największym ekstraklasowym łódzkim osiągnięciem jesieni, o którym mówiła cała Polska, były wydarzenia podczas meczu ŁKS z Piastem Gliwice 3:3. Po raz pierwszy od 60 (!) lat gospodarzom ligowego meczu udało się ze stanu 0:3 doprowadzić do remisu. To mało, stanowczo za mało heroicznych łódzkich ligowych wyczynów, żeby się cieszyć.

Widzewku czy ci nie żal? W statystykach ligowej jesieni wyróżnia się jeden, były niestety łódzki piłkarz – Norman Hansen

Portal 90minut.pl podsumował to co działo się jesienią w piłkarskiej ekstraklasie. Niestety, co było do przewidzenia, nasi czyli łódzcy piłkarze, nie występują w głównych rolach, ale… pojawiają się w statystykach i wyliczeniach.

W rozgrywkach wystąpiło 459 zawodników w tym 191 obcokrajowców, co stanowi 42%.

W rozgrywkach sędziowało 19 sędziów.

 W rozgrywkach pokazano 768 żółtych kartek i 36 czerwonych kartek. Daje to średnią 4,571 żółtej i 0,214 czerwonej kartki na mecz.

 W rozgrywkach podyktowano 71 karnych, z których wykorzystano 58, co daje skuteczność 82%.

 Spotkania obejrzało 1950090 widzów, co daje średnią 11500 widzów na mecz.

 Średni wiek zawodnika: 26 lat, 326 dni. Średni wiek strzelca: 27 lat, 2 dni.

W gronie tych, którzy najczęściej wchodzili na boisko z ławki rezerwowych jest napastnik Widzewa – Imad Rondić, który w ten sposób pojawił się na placu gry 13 razy. Jest też w gronie ligowych dżokerów. Gdy pojawił się na placu dwa razy wpisał się na listę strzelców.

W czołówce tych, którzy zdobyli gole nie wliczając rzutów karnych, jest niechciany w Widzewie (oj, dziś w Łodzi płacz i żal) – pomocnik Jagiellonii Norman Hansen – pięć bramek, który na dodatek trafiał do siatki co 133 minuty. W gronie liderów jest inny widzewiak – Luis Silva, który ujrzał jesienią dwie czerwone kartki.

ŁKS skorzystał jesienią z 28 zawodników, a Widzew z 25. W gronie najmłodszych debiutantów znalazł się obrońca Widzewa – Paweł Kwiatkowski – 16 lat 350 dni, a najmłodszych strzelców ełkaesiak – Jędrzej Zając – 19 lat 187 dni.

Łącznie na 19 meczach Widzewa było średnio – 15000 widzów, łącznie 284984, a na ŁKS: 11700, 210215 (jeden mecz mniej).

Aż sześciu piłkarzy lidera rozgrywek, po dwóch Jagiellonii i Rakowa, a całość uzupełnia Kamil Grosicki z Pogoni – tak wygląda ranking ligowców na poszczególnych pozycjach według Przeglądu Sportowego. Są w nim łodzianie? Są, choć rzadko i nie w głównych rolach. Na dziewiątym miejscu znalazł się wśród bramkarzy Aleksander Bobek. Wśród najlepszych obrońców naszych nie uświadczysz. Na 8 pozycji wśród defensywnych pomocników jest widzewiak – Marek Hanousek, a na 10 gracz ŁKS – Michał Mokrzycki. Szóstym ofensywnym pomocnikiem jest w klasyfikacji – Francisco Alvarez.

Wśród lewych pomocników na 9 pozycji plasuje się lider Widzewa – Bartłomiej Pawłowski. Oczko wyżej jest były gracz łodzian – Michael Ameyaw. Wśród napastników miejsce numer 10 zajmuje piłkarz ŁKS Kay Tejan.

Łódzki, jesienny, futbolowy powiew optymizmu. To występ młodych, zdolnych debiutantów

Niestety, jesienny obraz ekstraklasowej piłki to krajobraz po sportowej klęsce. Nasze drużyny stały się niestety dostarczycielem punktów. Jeżeli pojawił się jakiś promyczek optymizmu to pojawienie się na boisku młodych, ciekawych piłkarzy.

Antoni Młynarczyk Fot. Cyfrasport/ŁKS Łódź

W ostatnim meczu jesieni w ŁKS dobry mecz zaliczył 18-letni skrzydłowy Antoni Młynarczyk. Zdolny piłkarz walczył bez kompleksów, starał się mijać bardziej doświadczonych rywali, dogrywać piłkę kolegom. Pokazał wszystko to, z czego był znany broniąc barw drugiej drużyny.

W kolejnym ligowym pojedynku potencjał pokazał o rok starszy Jędrzej Zając. W debiucie zdobył bramkę, w kolejnym spotkaniu zaliczył asystę drugiego stopnia. Nie było kompletnie widać, że pod względem technicznym czy taktycznym jest mniej dojrzały od swoich starszych kolegów, a wręcz przeciwnie.

Jędrzej Zając Fot. Cyfrasport/ŁKS Łódź

W ostatnim w tym roku meczu Widzewa niespodziewanie na środku obrony pojawił się najmłodszy z tego grona, bo 17-letni Paweł Kwiatkowski. Zaimponował, gdy skutecznie zneutralizował dynamiczne ataki Kamila Grosickiego. Pokazał odwagę, bo nie bał się ruszyć do przodu i był włos od zdobycia bramki. To jest wielki łódzki futbolowy kapitał na rok 2024. Oby nie został zmarnowany!

Paweł Kwiatkowski

Przypomnijmy jeszcze, że w tym roku pojawił się na boisku najmłodszy piłkarz w historii ekstraklasy. To zawodnik Puszczy Niepołomice Igor Pieprzyca, który w chwili debiutu w meczu z Koroną Kielce miał 15 lat i 19 dni. Pobił rekord należący od wielu, wielu lat do Janusza Sroki. Piłkarz zadebiutował 23 listopada 1969 roku w barwach Cracovii. Wówczas miał 15 lat i 57 dni. Smutne jest to, że to był pierwszy i ostatni występ Sroki w ekstraklasie. To rodzaj przestrogi i ostrzeżenia dla młodych łodzian i ich futbolowych wychowawców.

Młodzi piłkarze powinni, zamiast uciekać za granicę, brać przykład z Ariela Mosóra!

Jaka szkoda, wielka szkoda, że tak nie postąpił Mateusz Kowalczyk, którego bardzo brakuje w drugiej linii ŁKS.

Bardzo utalentowany, skoczny (choć nie najwyższy, jak na środkowego obrońcę – 184 cm wzrostu), utalentowany i odpowiedzialny obrońca Piasta 20 -letni Ariel Mosór nie odszedł do Molde, choć Piast mógł na transferze zarobić przynajmniej dwa razy więcej niż ŁKS na sprzedaniu Kowalczyka (milion euro)

Wyjątkowym zdrowym rozsądkiem, kierowanie się nie zachłannością, a dobrem syna wykazał się ojciec Ariela, były znany piłkarz, twardziel doskonale znający boiskowe życie – Piotr Mosór: – Nie szukamy na siłę odejścia z klubu. Chcemy, by Ariel się rozwijał i może to robić w Piaście – przyznał na łamach portalu sport.pl

Trudno się dziwić takiej decyzji. Ariel świetnie się odnajduje w gliwickiej jedenastce. Ba, widać jak na dłoni, że przy bardziej doświadczonych kolegach, nabiera piłkarskiego szlifu i robi systematyczne postępy.

Norwegowie długo wykazywali się cierpliwością, ba transfer został już nawet… zaksięgowany, ale w końcu okazało się, że nic z tego nie wyszło. Moim zdaniem, dla dobra Ariela i polskiej piłki!

Może to będzie promyczek nadziei i jasny przekaz dla innych rodziców, doradców i menedżerów młodych futbolistów, że w Polsce są warunki ku temu, by ich zdolne pociechy stały się pełnoprawnymi piłkarzami, za które zachodnie kluby zapłacą krocie, żeby mieć w swoich podstawowych jedenastkach.

Za Mosórem idą po rozum do głowy inni. Jak informuje Głos Wielkopolski, powołując się na źródło bliskie piłkarzowi, 17-letni napastnik Oskar Tomczyk odrzucił gotową ofertę z Realu Sociedad. Młodzieżowy reprezentant Polski woli skupić się na budowaniu swojej pozycji w polskiej piłce.

« Older posts Newer posts »

© 2025 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑