Rezerwowy Pafka

Tag: widzew niedźwiedź (Page 2 of 2)

Opinie łódzkich trenerów po ligowej niedzieli. Janusz Niedźwiedź mówi o problemach, Kazimierz Moskal o… błędach

Dwa różne mecze, dwa różne wyniki, dwa spojrzenia trenerów na boiskowe wydarzenia. Widzew rzutem na taśmę zremisował z Cracovią 1:1, ŁKS pokonał Chojniczankę 2:1. Janusz Niedźwiedź mówi o problemach, Kazimierz Moskal o… błędach.

Janusz Niedźwiedź – Widzew: To było dla nas bardzo trudne spotkanie. Wynik nas cieszy, bo jeśli się strzela gola w samej końcówce, chyba po raz trzynasty w tym sezonie, to pokazuje, że zespół ma charakter i zawsze gra do końca. Mam duży szacunek do moich piłkarzy, do wszystkich, którzy z nami pracują. Ten remis nas cieszy, zwłaszcza w okolicznościach, jakie były przed meczem, a później w jego trakcie.

W ostatnim czasie naszą drużynę przetrzebiły różnego rodzaju przeziębienia i choroby. Dzisiaj nie mógł być z nami Patryk Stępiński, nie było Ernesta Terpiłowskiego, od dłuższego czasu nie mamy do dyspozycji Fabio Nunesa. Kilku zawodników grających w tym meczu też miało swoje problemy. My także mamy swoje problemy jeśli chodzi o warunki, w których funkcjonujemy na boiskach treningowych. Nie możemy liczyć na takie warunki, jakie byśmy chcieli, jakie powinniśmy mieć. Dlatego ogromne uznanie na ten mecz dla wszystkich. Zawodnicy wychodzą, zaciskają zęby i codziennie mocno pracują na to, żeby teraz, w takich momentach, cieszyć się z tego gola.

Kazimierz Moskal – ŁKS: Nie był to nasz wielki mecz. Natomiast ważne są punkty. Jedna rzecz, która mnie martwi to to, że gramy czwarty mecz u siebie i tracimy czwartą bramkę po rzucie karnym. Trochę to jest niepokojące. Nie był to chyba nasz dzień. Gra nie układała nam się tak jak byśmy chcieli, nie mieliśmy takiej kontroli jak chociażby w meczu z Ruchem. Stąd taki przebieg, ale takiego meczu się spodziewaliśmy, tak samo jak ze Skrą. Te mecze zazwyczaj są takie trudne.

Brakowało mi trochę pazerności w zespole po pierwszej bramce. Rozmawialiśmy o tym w przerwie, że nie było takiego parcia do przodu i wyjścia mocnego po odbiorze, czy w sytuacjach kiedy były takie możliwości. Nie mieliśmy tej kontroli w środku pola, takiej jaką byśmy chcieli. Środek pola decyduje o tym, jak ten zespół wygląda. 

Po co była ta zmiana w defensywie? Ona sprawiła, że Widzew nie ma trzech ligowych punktów!

Widzew po błędzie obrońcy stracił dwa punkty w 90 minucie meczu z Jagiellonią, remisując 1:1. Była to konsekwencją decyzji, którą trener Janusz Niedźwiedź podjął w 69 minucie.

Najpierw po wpadce w spotkaniu z Pogonią zaufał Mateuszowi Żyro, a ten odpłacił mu się pewną grą w defensywie i odważnymi akcjami w ofensywie. Jeśli piłkarz nie doznał urazu, nie było żadnych podstaw, żeby ściągnąć go z boiska w 69 minucie.

Szkoleniowiec postanowił jednak znów dać szansę Martinowi Kreuzrieglerowi, który też miał sporo za uszami, jeśli przeanalizuje się końcówkę starcia z Pogonią. I co? Historia się powtórzyła. Obrońca pogubił się kompletnie w finale spotkania z Jagą, nie upilnował Bartosza Bidy i podsumowując fatalną obronną akcję, zaliczył samobója.

Już w pierwszej rundzie Janusz Niedźwiedź przekonał się, że grzebanie czy też mówiąc łagodniej dokonywanie zmian w defensywie w trakcie spotkania przynosi opłakane skutki.

Teraz tylko się to potwierdziło. Trzeba jednak uczyć się na własnych błędach, a nie dalej w nie brnąć. Warto trzymać się starej dobrej zasady włoskich trenerów, że budowanie zespołu zaczyna się od defensywy, a zmian w tej formacji (i to jeszcze w trakcie meczu!) dokonuje się tylko z konieczności!

Widzew przegrał, ale trener i kapitan znaleźli też pozytywy

Widzew przegrał pierwszy sparing podczas zgrupowania w Turcji. Za stroną widzew.com Trener Janusz Niedźwiedź znalazł pozytywy: B yła dobra intensywność. To, na czym na bardzo zależało, to żeby na tle dobrego przeciwnika z ligi rumuńskiej popracować mocno, nawet mimo tego, że wcześniej mieliśmy ciężkie zajęcia i jeszcze było widać, że nie ma tej stuprocentowej świeżości. Ale ta intensywność, którą chcieliśmy osiągnąć poprzez te czterdzieści pięć minut, gdy praktycznie wszyscy zawodnicy zagrali – to nam się udało.

Cały czas pracujemy nad udoskonaleniem naszej gry – w tym meczu przeciwnik pokazał kilka naszych mankamentów. Mamy dwa tygodnie na dopracowanie tych rzeczy. Ten czas też dobrze spożytkujemy na to, żeby to, co nam nie funkcjonowało w dzisiejszym sparingu poprawić. Szkoda, że nie zdobyliśmy przynajmniej tej jednej bramki, bo było kilka okazji do tego, żeby chociaż wyrównać.

Przeciwnik w pierwszej połowie wyszedł mocniejszym składem, a my podzieliliśmy się na dwa, naszym zdaniem, równe jedenastki. Wcześniej powiedzieliśmy sobie, żeby nie robić składu mocniejszego i słabszego. To będzie działo się od kolejnego sparingu, a dzisiaj chcieliśmy jeszcze wszystkim zawodnikom dać po czterdzieści pięć minut.

Teraz już będziemy trochę schodzić z obciążeń, żeby te dwa tygodnie przed ligą zawodnicy mieli większą lekkość, ale to też nie jest tak, że nic się nie będzie działo. Tu cały czas będzie dobra praca. Kluczowe jest to, żeby optymalnie przygotować się do pierwszego meczu ligowego. Wierzymy w to, że uraz Hansena nie będzie groźny i za kilka dni, może za tydzień, do nas wróci. To taki duży minus z tego meczu kontrolnego.

Kapitan drużyny Patryk Stępiński: Drugie czterdzieści pięć minut było pod naszą kontrolą. Staraliśmy się grać wysokim pressingiem, przeciwnik chciał budować swoje akcje od bramki, my rozgrywaliśmy to w ten sam sposób. Rywal miał swoje sytuacje, chociaż nie było ich specjalnie zbyt dużo. My też stworzyliśmy trochę okazji, więc ten mecz mógł zakończyć się naszym zwycięstwem. Choć to tylko sparingi, zawsze chcemy wygrywać i kontynuować tę udaną passę. Odkąd przyjechaliśmy do Turcji, mieliśmy po dwie jednostki treningowe, do tego doszły odprawy, więc wykorzystujemy maksymalnie ten czas, szczególnie że teraz będziemy grać co trzy dni. Skupimy się zatem nie na pracy fizycznej, tylko nad dopinaniem aspektów taktycznych czy finalizacją akcji. Intensywność będzie coraz mniejsza, ale do tej pory było intensywnie. Dzisiaj też, dlatego świadomie każdy zagrał po połowie, żeby dać z siebie maksimum.

Mimo dużych opadów, nie mamy żadnych problemów z boiskiem, na którym trenujemy. To meczowe było dużo gorsze, ale to wynika z faktu, że w ostatniej chwili zmienił się nasz przeciwnik. W tym momencie nie patrzymy jednak na to, jaka jest murawa, bo nie to jest najważniejsze.

Po co Janusz Niedźwiedź namieszał w defensywie Widzewa niczym w kotle czarownic?!

Ekstraklasowy karnawał (przynajmniej na razie) się skończył. Bilans dwóch ostatnich meczów Widzewa – 0:6 w punktach, 1-6 w bramkach. Winą za ostatnią porażkę nie był tylko, a nawet nie przede wszystkim brak skuteczności, choć w spotkaniu z Radomiakiem Widzew oddał 28 strzałów, a Radomiak tylko 7. Strzały celne 12 do 4. Posiadanie piłki 65 do 35, rzuty rożne 15 do 1.

Stara mądra zasada włoskich trenerów z lat 60. mówiła: jak robisz zmiany w drużynie, to najrzadziej rób je w defensywie, raczej z konieczności. Ta formacja musi być jak monolit, nie do pokonania, od niej zaczyna się budowanie pozytywnego grania drużyny.

I co zrobił Janusz Niedźwiedź? Dokonał zmian w obronie i przewiózł się na tym niczym Zabłocki na mydle. Piłkarze tej formacji w nowej personalnej konfiguracji zachowywali się niczym pijane dzieci we mgle, kompletnie nie zabezpieczając tyłów przy zmasowanych ataku i groźbie szybkiej kontry rywali.

Znamienne słowa kapitana Patryka Stępińskiego: – Nie możemy popełniać takich błędów, że przeciwnik dwa razy biegnie przez całą połowę sam na bramkę.

Czy trener Niedźwiedź na siłę szukał miejsca w jedenastce dla Mateusza Żyry? Po co cokolwiek zmieniał w defensywie skoro po porażce z Górnikiem twierdził, że nie stracił zaufania do Serafina Szoty i znów postawił na niego w wyjściowej jedenastce. Namieszał w defensywie niczym w kotle czarownic i wyszła z tego czarcia zupa nie do przełknięcia.

Wszyscy uczą się na błędach, w tym i trener zespołu, choć tym razem błędy szkoleniowca były wyjątkowo kosztowne.

Przed łodzianami ostatni ligowy mecz w tym roku. Trzeci w tabeli Widzew zagra w Kielcach z przedostatnią Koroną w sobotę o godz. 12.30. Niby faworyt jest jeden, niby… Korona pokazała, że nikomu za darmo punktów nie podaruje. Potrafi bezlitośnie wykorzystać błędy zadufanych w sobie rywali. Tak było w ostatnim meczu kielczan w Poznaniu z Lechem. Korona przegrywała 0:2, ale doprowadziła do wyrównania, co ważniejsze przejmując w drugiej połowie kontrolę nad meczem i sprawiając, że pogubiony Lech nie wiedział, co ma zrobić, żeby odwrócić losy pojedynku. Gdyby nie rozpaczliwy, ale skuteczny atak gospodarzy w doliczonym czasie gry, kielczanie wywieźliby z Poznania cenny punkt. Starcie z Widzewem to dla Korony będzie mecz o życie, ekstraklasowe być albo nie być i jak to mówi Mariusz Pudzianowski na pewno tanio skóry nie sprzeda.

Newer posts »

© 2025 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑